Sprzedawca marzeń

Spaliśmy, Słowacy nas obudzili i nie czujemy się z tym najlepiej. Pewnie trudno się dziwić: w końcu już Norwid pytał, czy można śpiącego przebudzić grzecznie. Zwłaszcza jeśli ów śpiący śnił naprawdę piękny sen.

14.06.2021

Czyta się kilka minut

Adresat tego tekstu, trener reprezentacji Polski Paulo Sousa, podczas przegranego 2:1 meczu ze Słowacją, Petersburg, 14 czerwca 2021 r. / Fot. Dmitri Lovetski / Associated Press / East News  /
Adresat tego tekstu, trener reprezentacji Polski Paulo Sousa, podczas przegranego 2:1 meczu ze Słowacją, Petersburg, 14 czerwca 2021 r. / Fot. Dmitri Lovetski / Associated Press / East News /

To były naprawdę fajne miesiące, panie trenerze. Jesteśmy za nie wdzięczni - i piszę to zupełnie serio. Zanim został Pan zatrudniony, nie robiliśmy sobie żadnych nadziei związanych z występem reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Atmosfera wokół drużyny była ponura, pytany o jej strategię najlepszy napastnik świata milczał przed kamerą, poprzedniego selekcjonera wyśmiewano. Później jednak to Pan został zatrudniony i… nagle coś się zmieniło. Owszem, w każdym meczu pod Pańską wodzą zdarzały się naszym zawodnikom błędy dość niebywałe, ale przecież w każdym z tych spotkań widzieliśmy również nową, świeżą koncepcję, a przynajmniej jej zarys. Zauważaliśmy asymetrię i płynność w ustawieniu defensywy - trójkę obrońców i dwójkę wahadłowych, gdy zespół atakował, czwórkę, gdy się bronił. Docenialiśmy pomysł na wykorzystanie tercetu środkowych pomocników, mających utrzymywać się przy piłce i organizować atak pozycyjny - i wielkie nadzieje robiliśmy sobie nie tylko w związku z talentem i wizjonerskimi podaniami Piotra Zielińskiego, ale także z wydolnością potrafiącego odebrać piłkę wysoko i niestrudzenie biegającego Mateusza Klicha oraz z doświadczeniem i odpowiedzialnością, ekhem, Grzegorza Krychowiaka. Nade wszystko: zauważaliśmy pomysł na wykorzystanie ofensywnego potencjału, w którym Robert Lewandowski miał przecież dzielić odpowiedzialność za strzelanie bramek z którymś ze swoich kolegów-napastników. W chwili, gdy to piszę, jesteśmy jeszcze przed Pańską pomeczową konferencją, nie wykluczam więc, że powie Pan, iż to kontuzja Arkadiusza Milika uniemożliwiła Panu realizację planów - i jestem nawet skłonny uwierzyć, że tak było, choć w gruncie rzeczy teraz nie ma to już znaczenia.

To naprawdę były fajne miesiące. Przeczytałem w ich trakcie mnóstwo tekstów o reprezentacji Polski, jakże innych niż te, do których przywykłem w okresie poprzedzającym Pańskie zatrudnienie. Zaproponował Pan nowy język rozmowy o polskim futbolu, tłumaczył Pan - cytuję za artykułem nieocenionego Michała Zachodnego z portalu PZPN - że „cyrkulacja piłki ma na celu zwabienie naszego przeciwnika, by następnie znaleźć możliwości przyspieszenia ataków do przodu albo w centralną część boiska, o jedną, dwie linie wyżej, za obronę przeciwnika, albo diagonalnym podaniem w boczną strefę”, a żeby nam się naprawdę utrwaliło, dodawał Pan, że „musimy być bardziej powtarzalni w cyrkulacji piłki, by odnajdywać przewagę na bokach, wykorzystując właściwe momenty na dośrodkowania, gdy są zawodnicy w polu karnym”, a „gdy zamykają nam przestrzenie musimy odnajdować inne możliwości, niekoniecznie strzelać z dystansu”. Nie mogę nie przyznać: różniło się to zasadniczo od komunałów, do których przywykliśmy tu nad Wisłą - i jeszcze mogliśmy słuchać tego po angielsku.

Tak, to były naprawdę fajne miesiące. Niby widzieliśmy te wszystkie wpadki defensywy w meczach z Węgrami, Rosją, Anglią czy Islandią. Niby zauważaliśmy te zagrania rywali za plecy bocznego obrońcy czy wahadłowego (szczerze mówiąc dość podobne do tych, które obserwowaliśmy i dzisiaj). Niby (to też zdarzyło się dzisiaj nie po raz pierwszy) dostrzegaliśmy pewnego rodzaju dezynwolturę naszej defensywy przy stałych fragmentach gry - ale przecież mogliśmy wierzyć, że do turnieju uda się to wszystko wyeliminować, no a poza tym słyszeliśmy nieustannie, że Pańskie metody są ultranowoczesne (my tu naprawdę lubimy ultranowoczesne metody…), zaś atmosfera na zgrupowaniu tak dobra, jak jeszcze nigdy. Przede wszystkim: cholernie chcieliśmy uwierzyć, że istnieją inne strategie Polaków niż ułańska szarża Grosickiego albo granie wszystkich piłek do Lewandowskiego. Chcieliśmy uwierzyć tak bardzo, że… uwierzyliśmy. A dlaczego uwierzyliśmy, to już każdy z nas będzie musiał sobie odpowiedzieć samemu. Może dlatego, że na tym właśnie polega kibicowanie?


Czytaj także: Michał Okoński: Mistrzostwa zmęczonych


Jako piłkarz i trener spędził Pan dobrych parę lat we Włoszech, więc może widział Pan podczas jednego z nielicznych wolnych wieczorów film Giuseppe Tornatore, „L'uomo delle stelle”. Jeśli nie widział Pan, streszczę pokrótce fabułę: oto na sycylijską prowincję przyjeżdża pewien rzymski spryciarz podający się za łowcę talentów filmowych i organizuje próbne zdjęcia dla miejscowych kandydatów na gwiazdy, obiecując im bogactwo i sławę. Ci naprawdę dobrzy i piękni ludzie wierzą mu bezgranicznie - a najbardziej przejmujące wydaje się to, że… naprawdę mają talent. Co jednak z dzisiejszej perspektywy najważniejsze: kiedy w końcu okazuje się, że cała ta opowieść o Hollywood jest tylko ściemą, wielu miejscowych nie ma do owego „sprzedawcy marzeń” pretensji. W końcu przeżyli przecież naprawdę piękną przygodę.

Dzisiejszego wieczora jestem jednym z nich. Uwierzyłem Panu, panie trenerze. To były naprawdę fajne miesiące, panie trenerze. A może właściwie należałoby napisać „panie prezesie”, bo to przecież Zbigniew Boniek zdecydował się na zmianę selekcjonera na kilka miesięcy przed turniejem i to o jego odpowiedzialności powinniśmy mówić w przypadku niepowodzenia tej zmiany?

Mignęła mi wprawdzie gdzieś na Twitterze nieprzyjemna obserwacja Michała Kołodziejczyka, że reprezentacja Polski pod Jerzym Brzęczkiem po niezbyt ładnej dla oka grze wygrałaby ten mecz 1:0, a my bylibyśmy wielce niezadowoleni, ale szybko ją od siebie oddaliłem jako nieweryfikowalną. Ciekaw jestem, jakie marzenie sprzeda nam Pan przed meczem ze Szwedami, i zupełnie serio deklaruję: bardzo chcę jeszcze raz Panu uwierzyć.

Eurodostęp 2021

Eurodostęp 2021 - oferta specjalna

Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej