Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia usprawiedliwiania przemocy – fizycznej, psychicznej i symbolicznej – jest równie długa, jak historia samej przemocy. A jednym z najczęściej używanych w tym celu środków retorycznych jest powoływanie się na jakieś wyższe dobro, którego wyłonienie wymaga ponoć stosownej dawki bólu. Może to być również ból intencjonalnie zadawany przez tych, którzy – z uwagi na szczególne talenty i dziejową misję – są procesu wyłaniania się wyższego dobra akuszerami. Im po prostu wolno więcej.
To, co mówi ostatnio reżyser Krystian Lupa, nie odbiega od tej linii narracyjnej. Nie ma sztuki bez cierpienia, artysta zaś tylko wtedy jest w stanie stworzyć dzieło, kiedy wprzęgnie w dynamikę twórczą cały zespół. Nie jest to przyjemne ani proste, bo sztuka nie rodzi się w komforcie, lecz w amoku. Dlatego dzisiejsze czasy – ślepo podążające za komfortem – sztuce nie sprzyjają. Ludzie nie rozumieją, że wielki teatr łaknie krwi i egoistycznie nie pozwalają jej sobie upuszczać.
Oczywiście, to wszystko brzmi nieznośnie, a sztuka ani nie wymaga, ani tym bardziej nie usprawiedliwia toksycznych zachowań. Standardy etyczne są dziś zupełnie inne niż jeszcze kilkanaście lat temu, ze swoją afektowaną despotią Lupa staje się więc postacią z coraz bardziej egzotycznej przeszłości.
Nie zmienia to faktu, że we współczesnej kulturze istotnie często nie tolerujemy najmniejszych dyskomfortów, a w krucjacie przeciwko rozmaitym opresjom bywamy zaskakująco wybiórczy. Niekiedy w imię walki z przemocą przemoc usprawiedliwiamy – jeśli stosuje się ją np. przeciwko politycznym oponentom albo grupom tożsamościowym uznawanym akurat za źródło wszelkiego zła. Potrzebny nam więc dziś namysł nad tym, czym jest przemoc – gdzie się zaczyna i gdzie kończy – a także nad naszymi własnymi do niej dyspozycjami, nie zaś kolejny seans gremialnego oburzenia. A w tę właśnie stronę poszła dyskusja o zachowaniu Lupy, bez wątpienia zasadnie zwolnionego z pracy w Genewie.
CZYTAJ WIĘCEJ: FELIETONY I ARTYKUŁY TOMASZA STAWISZYŃSKIEGO >>>