Specjalista od cięć

Podobno Jarosław Marek Rymkiewicz jest zmęczony szumem wokół swojej osoby i chciałby znowu wycofać się w zacisze domowe. Tym bardziej że wielka połać polskiej kultury współczesnej wywołuje w nim, z różnych przyczyn, obrzydzenie...

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Jarosław Marek Rymkiewicz, Jan Józef Szczepański, Artur Międzyrzecki, Andrzej Miłosz i Andrzej Szczypiorski niosą trumnę Andrzeja Kijowskiego / fot. Bogdan Łopieński /
Jarosław Marek Rymkiewicz, Jan Józef Szczepański, Artur Międzyrzecki, Andrzej Miłosz i Andrzej Szczypiorski niosą trumnę Andrzeja Kijowskiego / fot. Bogdan Łopieński /

Rymkiewicz nie cierpi wrzasku, bo wrzask rozprasza i dekoncentruje. Defensywa kultury wysokiej, triumf szczeniackiego chichotu i gombrowiczowskiej gęby nastrajają go pesymistycznie. Stoi po stronie ciszy, Schuberta, Schnitkego i Beethovena. M.in. dlatego w telewizji nie bywa, uznając ją za twór reżimowy i niemoralny, podległy różnej maści demonom politycznym i marketingowym.

Również dostęp dziennikarzy do pisarza jest reglamentowany. "Rzeczpospolita", "Dziennik" i "Fakt" dają się z trudem akceptować, bo prezentują polską rację stanu. "Gazeta Wyborcza" to omamieni przez "destrukcyjną myśl Kołakowskiego" zdrajcy narodu, a zdrajcom należy się kara, nie wywiad. "Tygodnik Powszechny" również jest podejrzany moralnie, więc nie ma sensu spotykać się z jego wysłannikiem.

I na odwrót: o poecie nie chce rozmawiać większość jego znajomych. Ktoś tłumaczy się chorobą, komuś wypada nagły wyjazd. Ktoś mówi, że sprawy zaszły za daleko: padły słowa, których się nie wybacza i nie zapomina. Część dawnych przyjaciół twierdzi, że Rymkiewicz na starość najzwyczajniej w świecie oszalał. Temat jest trudny nawet dla tych, którzy jego ostatnie książki przeczytali z zachwytem - im głębiej w lekturę, tym więcej wątpliwości. Postać pisarza rozmywa się i traci na jednoznaczności, albo przeciwnie: jest zbyt jednoznaczna, kiedy poeta cieszy się w głośnym wywiadzie, że Jarosław Kaczyński ugryzł żubra w dupę.

Zamiast pisarza i jego przyjaciół muszą więc mówić przede wszystkim teksty Rymkiewicza. Burza wokół jego ostatnich książek - opisującego Insurekcję Kościuszkowską w Warszawie "Wieszania" i hołdu dla Powstania Warszawskiego, jakim jest "Kinderszenen" - dotknęła wąskiej przestrzeni, jakby autor narodził się niedawno. Pamięć recenzencka sięga czasem jeszcze tomu "Zachód słońca w Milanówku", dociekliwi przypominają "Rozmowy polskie, przeprowadzone latem 1983 roku".

A przecież w ostatnich książkach poety nie ma nic zaskakującego. Rymkiewiczem szarpią te same siły, które wprawiały w ruch jego wyobraźnię 20 i 40 lat temu - zmieniły się tylko ich wektory i intensywność.

***

Kiedy w 2004 r. Jarosław Marek Rymkiewicz, człowiek wówczas niemal 70-letni, w słynnym wywiadzie zamieszczonym w "Arcanach" mówi Cezaremu Michalskiemu, że "aktem założycielskim wolnego państwa polskiego w roku 1989 powinno być wieszanie na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, przed Świętą Anną i przed Pałacem Staszica - właśnie to się naszym wrogom należało", być może nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo przypomina młodego JMR, początkującego publicystę i studenta Uniwersytetu Łódzkiego.

W 1956 r. na łamach "Kroniki", pisma łódzkiego oddziału ZLP, 21-letni Rymkiewicz w tekście "Szakal i rewolucja" polemizował z artykułem, którego autor usprawiedliwiał niechęć części inteligencji do powojennego ładu. W odpowiedzi zbudował figurę tytułowego "szakala" - fałszywego sprzymierzeńca rewolucji, który nosi w sobie głęboko ukrytą tęsknotę za "fabryczką, gestem przedsiębiorcy, chociażby pięćdziesięcioma robotnikami...". Rymkiewicz bronił nowej rzeczywistości, drwiąc z rozchwianych ideowo inteligentów. W apologii systemu poszedł daleko, pisząc: "»Obojętny politycznie« inteligent ukuł mity pewnych zagrożeń (...). No, w mitologii nasz szakal jest obkuty i jego twórczość ma duże, dobre, tradycje. A więc w pierwszych latach po wyzwoleniu ukuł on mit S y b i r u. Później, kiedy jednak nie wywożono, mit o krwawym Urzędzie Bezpieczeństwa. Te splajtowały szybko, jako że ich bezsensowność nie gwarantowała przekonania samego siebie".

W równie bezwzględny sposób pisarz po latach rozlicza za udział w stalinizmie polskich artystów, w tym samego siebie. Owszem, jest w nim współczucie wobec tych, którzy dali się omotać systemowi. Jednak przeważają uczucia zupełnie inne. "Uważam, że nie należy szybko i łatwo wybaczać, i wcale nie jestem skłonny wybaczyć tym, którzy się wówczas pohańbili, którzy opiewali mądrość Stalina oraz wielkoduszność i szlachetność jego tajnej policji" - pisze w tekście "Rozmowy, wróżby, sny polskie w Paryżu wiosną 1985". I przy każdej okazji podkreśla swoją współodpowiedzialność: winę i hańbę 15-latka, który na początku lat 50. maszerował Piotrkowską z pochodnią w ręku, w czerwonym krawacie i zielonej koszuli, "lżąc pod czerwoną szturmówką podłego Trumana".

A przecież usprawiedliwień znalazłoby się dosyć: edukacja w elitarnej szkole Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, ustawionej ściśle według stalinowskiego kanonu; kulturowy krąg wyznaczony przez przełożone z rosyjskiego podręczniki i rodzime lektury w rodzaju "Mirków ruszył" czy "Nr 16 produkuje"; partyjni rodzice, zaangażowani w budowę nowej rzeczywistości, jak wspominał w "Hańbie domowej", niezbyt zajęci wychowywaniem syna.

Podkreślmy raz jeszcze: w świecie Rymkiewicza żarliwość idzie w parze z bezwzględnością. Żadna wina, choćby najmniejsza, nie może zostać przebaczona. Żaden występek nie może zostać zapomniany.

Niemcom nie wybaczy nigdy.

Sprzeniewierzenie się ideom również jest grzechem śmiertelnym. Wiele lat po 1956 r. JMR pokocha Adama Michnika, który w latach 80. będzie dla niego "Adasiem", symbolem walki o wolną Polskę, inkarnacją Mickiewicza, świętym Jerzym walczącym ze smokiem komunizmu. Po Okrągłym Stole żarliwość każe zastąpić tę miłość głęboką niechęcią - "Adaś" stanie się symbolem wszystkiego, co w nowej Polsce najgorsze, zdrajcą, autorem szkodliwego projektu modernizacyjnego i jednym z czołowych przedstawicieli "różowego i czerwonego salonu". Może tylko żałować, że po 1989 r. nie powstała współczesna Bereza Kartuska, w której Michnik, wspólnie z Giertychem i Lepperem, odpokutowaliby swoje grzechy.

***

A Polska? Gdzie leży Polska Jarosława Marka Rymkiewicza? Pytanie tylko z pozoru brzmi irracjonalnie.

Kraj poety w niewielkim stopniu zaczepiony jest w doraźności. Dobrze oglądać go z okien Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Jeśli do Milanówka jechać ze Śródmieścia okrężną drogą, przez Podkowę Leśną, oczom pasażera ukaże się krajobraz w stanie walki. Tuż obok centrów handlowych kłębią się śmietniska; w grudniowym słońcu lśnią budynki z żelbetu i szkła, obok nich gruzowiska, porozrzucane kłaki folii, butelki, błoto ścięte pierwszym lodem. Po sezonie lepiej widać właściwość tutejszego świata, bo nie przysłania jej zieleń. Polska ziemiańska mocuje się z PRL-em i Polską ponowoczesną. Chwieją się na wietrze hektary uschniętej nawłoci pospolitej; zapomniane stacje kolejowe, wiaty z blachy falistej, rdza, przygarbieni robotnicy na przystankach; na gołych drzewach wrony; luksusowe wille płot w płot z ruinami; zaniedbane parki; chaos, esencja duszy polskiej, naciera zewsząd. Przeszłość o krok - w Milanówku wojna nadal jest ważnym tematem, podczas remontów robotnicy znajdują ukrywaną po domach broń.

Jeśli jechać trasą krótszą, przez Ursus, w Pruszkowie podróżny ujrzy mur z napisem "Tędy przeszła Warszawa". Za tym murem, w Dulagrze 121, dokonał się ostatni akt tragedii Powstania - spędzeni do magazynów warszawianie umierali z wycieńczenia i chorób. Niedawno pomiędzy zabytkowymi magazynami wyrosła nowoczesna hala fabryczna.

To wymarzona scenografia dla dramatu istnienia, mieszanina budzącej obrzydzenie doczesności, metafizycznego lęku i wspomnień. Jak w ostatnich wierszach:

Przez Warszawę Zachodnią jechały

pociągi

Wiały przez nie ostatnie zimowe przeciągi

I jak żywa osoba śnieg szedł przez wagony

Miał swój orszak - to były kawki i gawrony

To były suche olchy wierzby te wzdłuż torów

Przez Zachodnią Warszawę Ursus

i Jaktorów

Na podłodze leżała zgwałcona dziewczyna

W gazecie było foto - we krwi trup Rywina

To były suche olchy zamarznięte stawy

To był ostatni pociąg jak sztandar

Warszawy

Kosmos żywa osoba wchodziła

do wagonów

I była wokół wieczność wysokich

peronów

I ci co tam jechali to w wieczności

spali

Tu nad każdym gwiazdeczka

kiedyś się zapali

O Mazowsze ty moja rodzinna

kraino

Ja nie wiem za co teraz twoi chłopcy

giną

I czas tu jest jak czaszka - strzaskana i pusta

I zamieć szła wzdłuż torów

i płakała w chrustach

Niż ten płacz ja innego nie chcę mieć pomnika

W gazecie było foto - we krwi trup Michnika

Już zbliżają się światła smutnego Brwinowa

Jutro będzie w gazecie jakaś inna głowa

Lecz kto jak ja - w krainie tej jest urodzony

Tego w wieczność zawiozą te same wagony.

Warszawa Śródmieście - Milanówek, godzina 23.42

Rymkiewicz, mimo pomieszanego z pogardą rozczarowania dla nowej Polski, wierzy w ten krajobraz żarliwie, na niespotykany już dzisiaj wśród intelektualistów sposób. "To jest twoja ojczyzna, innej mieć nie będziesz" - pisał w 1982 r. Jeśli szukać przyczyn wściekłości, której dawał upust w prasie od początku lat 90., wyglądają one na oczywiste: wymarzył sobie Polskę powiatową, bliską demokracji szlacheckiej i wolną od feudalnych hierarchii. Marzył mu się kraj wyzwolony zarówno spod imperialnego knuta Rosji, jak i konieczności "lokajskich uśmieszków na amerykańskich salonach".

Argumentacja, że wymarzył sobie projekt nierealny, nie wchodzi w grę. Rymkiewicz odrzuca logikę oświeceniową i pragmatyzm, przedstawiając pomysł z ducha mesjanistyczny. Polska jest według niego absolutem, przed którym każdy obywatel powinien paść na kolana. Polska jest ukrytym głosem, który czasem wysyła swoje dzieci przeciwko dobrze uzbrojonym brygadom morderców. Trzeba temu głosowi ulec. Polska - niejawny, schowany w narodowej podświadomości duch, każe wieszać zdrajców na szubienicach. Trzeba przyjąć rozkaz z pokorą. Polska każe znosić upokorzenia w kolejkach do pustych sklepów, ale pozwala też na wściekłość, pogardę i nienawiść. Polski wywrotowy duch sprawia, że do władzy dochodzi Lepper - poeta na początku ma wątpliwości, ale rychło uznaje, że się mylił, a duch sprawczy dziejów znowu zadecydował słusznie. Duch się wymyka, język pozostaje wobec niego bezradny, ale o duchu się nie dyskutuje, w ducha się wierzy, zwykła logika przy nim zawodzi.

Można pomyśleć, że czas się cofnął, a Rymkiewicz jest wcieleniem Towiańskiego. "Idea Polski, mówiąc prościej: Polska idealna i odwieczna objawia się i bierze nas w posiadanie - pisał 15 lat temu w "Arcanach". - Wcale nie trzeba do tego wiedzieć, że taka idea istnieje, nawet nie trzeba wiedzieć, że się objawiła. Wystarczy, że ona nas zechciała mieć".

***

Czas teraźniejszy to jednak jedynie krater, pod powierzchnią którego wre uparta, niedostrzegalna gołym okiem praca przeszłości. Zamiast lawy buzują tam zdarzenia, historie alternatywne, znaki zapytania i zapomniane detale. Zamiast gazów wulkanicznych kotłuje się duch narodowy, niespokojny, skłonny do gniewu. Rymkiewicz rozmawia z duchami już w pierwszych wierszach. Dzieciństwo, wojna i Powstanie Warszawskie pojawiają się w debiutanckim tomie "Konwencje", wydanym w 1957 r.:

(...)

Gdzie są ulice, którymi szedłem

do pierwszej klasy,

Gdzie sklepik w suterenie,

w którym kupowałem cukierki,

W jakim niebie rży i galopuje mój

koń na biegunach, mój spalony koń?

Tędy przebiegali zieloni w hełmach z miotaczami ognia.

Tu płacz pocisków złączył się z płaczem dziecka.

Dziś nikt go nie usłyszy

i nie ukołysze.

Chciałbym raz jeszcze wbiec

po stromych schodach, odwiedzić

Strych, odnaleźć ukryte między pożółkłymi rocznikami gazet

Serce ośmioletniego chłopca.

(…)

Warszawa

Jedno z kluczowych dla zrozumienia autora "Kinderszenen" zdań znajduje się w wierszu-manifeście "Czym jest klasycyzm", wydrukowanym w tomie "Metafizyka" w 1963 r. Poeta "budzi umarłych", to jego najważniejsze posłannictwo. Czerpie z przeszłości, wzywa duchy do tańca, jest tłumaczem, który przekłada dawne słowa na język współczesny. W korowodzie biegną pisarze, politycy i filozofowie, Platon, Andrzej Trzebiński, Daphnis, ks. Baka, Radziwiłł, Husserl, Naborowski, Morsztyn, Spinoza, Lesbia i Heraklit. W jakim celu poeta gromadzi ich wszystkich? Żeby zrozumieć świat, samego siebie, teraźniejszość? Rymkiewicz posługuje się suchym i analitycznym językiem Wittgensteina, rozbuchaną barokową frazą polskich poetów, klasycznymi tęsknotami Mandelsztama i antycznym epigramem. Jednak jego gest ma tło szczególne: jeśli porównać tamte teksty z kolejnym etapem twórczości, wyglądać będą na bezpieczną, wysublimowaną grę literacką, rodzaj pięknej niszy, w której chroni się niechętny rzeczywistości artysta. Niedaleko Milanówka jest Stawisko i trudno nie zauważyć podobieństw między poetami: Iwaszkiewicz od wczesnej młodości rozważał śmierć, wręcz delektował się nią, ale dopiero w późnym okresie twórczości dał wybitny obraz przemijania.

Pod koniec lat 70. Rymkiewicz porzuca dotychczasową stylistykę. Przeszłość, która naprawdę boli, przeszłość niebezpieczna, oniryczna i krwawa, wypchnięta dotychczas poza artystyczny nawias, wychodzi na pierwszy plan. Umiera Rymkiewicz klasycysta, rodzi się Rymkiewicz romantyk, ten z "Ulicy Mandelsztama", "Rozmów polskich", "Wielkiego księcia", książek o Słowackim i Mickiewiczu, wieszaniu zdrajców podczas Insurekcji i jednym z najbardziej krwawych epizodów Powstania Warszawskiego. Ze zdjęć przestaje spoglądać elegancki mężczyzna z nieruchomą twarzą, nieco podobny do Camusa. Pojawia się charakterystyczny grymas - ściągnięte, krzaczaste brwi sprawiają wrażenie, jakby poeta spoglądał w obiektyw z gniewem.

W znakomitej, wydanej w 1988 r. prozie "Umschlagplatz" bohater rozmawia z duchem Antoniego Słonimskiego i pomordowanymi Żydami, wydeptując chodniki Muranowa i Otwocka odtwarza wygląd żydowskiej Warszawy, gnany pytaniem, jak to możliwe, że w czasie wojny Polacy wydawali Żydów. Wchodzi w świat o niepewnym statusie, jednocześnie bezpowrotnie zniszczony i istniejący na wyciągnięcie ręki. Żydowskich domów w Otwocku fizycznie już nie ma, a jednak stoją nadal, można je zobaczyć. Warunkiem dostępu są intuicja poety i dociekliwość historyka. Na tej regule zbudowane są wszystkie książki prozatorskie i eseje, jakie wydał po 1980 r.

Za tę przemianę płaci cenę - w 1985 r. zostaje zwolniony z Instytutu Badań Literackich.

***

To nie pierwszy raz, kiedy postać Rymkiewicza budzi olbrzymie emocje. Artysta od dziesiątków lat obraca się w środowisku ludzi jednocześnie uważnych i bezlitosnych. Na początku lat 60. powrócił z Łodzi do rodzinnej Warszawy, by rozpocząć pracę w IBL-u. Utalentowany, elokwentny, ze świetną prezencją, błyskawicznie wkomponował się w środowisko warszawskich literatów. Brutalny portret Rymkiewicza z tamtych lat pozostawił w dziennikach Andrzej Kijowski, zmarły w 1985 r. krytyk i scenarzysta. Z zapisków wyłania się świat ludzi małych, próżnych i zawistnych, na dodatek przenikniętych poczuciem uczestnictwa w amoralnej grze. Kac po stalinizmie trwa. Rymkiewicz opisany jest jako człowiek niesłychanie drażliwy, skłonny do irytacji, grymasów, obrażania się i dąsów, "mały intrygant, rzemieślnik i groszorób". Kijowski wypomina mu podpis pod "Listem 600", w którym pisarze odcinali się od krytycznego wobec poczynań Gomułki "Listu 34". Negatywna recenzja dramatu "Kochankowie piekła" pióra Kijowskiego sprawia, że poeta zrywa znajomość na kilka miesięcy.

Na pogrzebie Kijowskiego Rymkiewicz niósł jego trumnę.

Kiedy wydał "Umschlagplatz", jeden z bliskich znajomych opowiadał, że motywacja poety nie płynęła z chęci przywrócenia pamięci o Żydach. Rzekomą przyczyną miało być przekonanie, że jedyną pewną drogą dla polskiego pisarza, który chce być tłumaczony, jest napisanie książki o Holokauście.

Wsparcie, jakiego udzielił braciom Kaczyńskim, również zostało przez część dawnych przyjaciół potraktowane jako dowód na koniunkturalizm.

Według Wawrzyńca Rymkiewicza, syna poety, filozofa i redaktora naczelnego czasopisma "Kronos", trudno te zarzuty traktować poważnie. "Dziennik" Kijowskiego traktuje on jak materiał dla psychiatry i studium choroby polskich elit, rodzaj wewnętrznej, sekretnej kloaki. Według Wawrzyńca, JMR trzeba razczej widzieć jako świadka historii Polski. W roku 1956 miał 21 lat. W tym, co działo się później, syn widzi gigantyczny wysiłek wydobywania się ze stalinowskiego więzienia i odzyskiwania tradycji. Klasycyzm lat 60. i 70., pozornie oderwany od rzeczywistości, potem zaangażowanie w Solidarność, przyjaźń z Adamem Michnikiem, a następnie poparcie dla rządu Olszewskiego, układają się wtedy w czytelny porządek.

Więc, przyznaje Wawrzyniec Rymkiewicz, jego ojciec ma umiejętność zdecydowanych cięć. Jeżeli uzna, że popełnił błąd, działa ostro. Potrafi zakwestionować samego siebie, przekreślić własne książki.

***

Nie byłoby prawdopodobnie ostatniej burzy wokół autora "Metafizyki", gdyby nie cecha, która nadaje wybitny rys jego poezji i prozie. "Wieszanie" i "Kinderszenen" są książkami niebezpiecznymi, ponieważ za ich fundament posłużyła unikalna w polskiej literaturze współczesnej, obsesyjna wręcz dbałość o detal. Rymkiewicz ożywia historię, pokazując, że odpowiednio użyta, z nudnego wykładu zmienić się może w ładunek wybuchowy.

Wszystko jest ważne, każdy element świata domaga się rozpoznania i analizy. Jeśli poetycki Milanówek, to lewkonie, marcinki, rdest, koty, niezabudki, sikorki, wiciokrzewy, ostróżki, jaśmin. Jeśli Insurekcja, to drobiazgowa kwerenda, nakierowana na to, na co zajęci węzłowymi datami i procesami historycy nie zwracają uwagi. Niejaki Konopka, wzywający do rozprawienia się ze zdrajcami, miał rude włosy związane zieloną kokardką, na dodatek chował kitkę w czarnym kitajkowym woreczku. Raki wystawiane w czasie wojny przez właścicieli sklepu na rogu Śniadeckich i Koszykowej miały trzy kolory: fiolet, fiolet wpadający w szarość i szarość przemieszaną z barwą niebieską.

Być może detal daje jedyną możliwą przeciwwagę dla ciemności i mgły, które osaczają Jarosława Marka Rymkiewicza od lat. Istnieją więc jakieś pewniki w historii i rzeczywistości. Istnieje nadzieja, że drobiazgi łączą się w całość, że świat nie jest jedynie chaotyczną gmatwaniną szczegółów. Czy jesteśmy jak "obierki w kompoście", czy też nasze bycie tutaj ma sens? Czy duch polski jest kapryśny jak podwarszawski pejzaż, czy też rządzi się jakimiś prawami? Czy powstanie było jeszcze jednym gwałtownym rozbłyskiem w oceanie chaosu, czy też zdarzeniem sprytnie obmyślonym przez polskiego ducha? Jaki jest sens w mordowaniu? Jaki sens w losie, który niszczy wyobraźnię ośmioletniego chłopca na zawsze, zostawiając zamiast niej "kupę gruzów, kupę trupów, wielkie szambo, wielką dziurę wypełnioną czarną krwią"?

Awantura wokół ostatnich książek zdaje się przesłaniać fakt, że Rymkiewicz pozostaje przede wszystkim poetą metafizycznym, głęboko zanurzonym w tradycji barokowej, siłującym się z ciemnością i niewiedzą. Do poznania dąży na ślepo, krętą ścieżką przez mgłę, szambo, gnój i trupy, z ironicznym uśmiechem i śmiertelną powagą jednocześnie. Dobija się do wrót Leśmianowskiej "próżni". Rzuca w pustkę pytania ostateczne. Im głębiej w lata, tym spokojniej, tym skrupulatniej sporządza swoje katalogi roślin i szaleństwa, świadom, że dobrej odpowiedzi nie uzyska nigdy.

Możliwe są co najwyżej podmiejskie epifanie, dwuznaczne i rozchybotane:

Kosz na śmieci a w tym koszu olaboga!

Jaki lament! jakie jęki! jaka trwoga!

Ile istnień! i papierów! i nicości!

Jaka ciemność ale skryta tam w ciemności

Puszki plastik dwa psie gówna i milczenie

Śmieci śmieci - jest w tym jakieś Boże tchnienie

Jakieś Boże miłosierdzie

- Boże trwanie

Coś co jest mi tutaj bliskie niesłychanie

Ile śmieci - jak w dwóch mózgach nihilisty

Kiedy Bóg mu się objawia ale mglisty

(...)

Kosz na śmieci przy stacji kolejki WKD w Milanówku pod Warszawą

***

Łatwo wypunktować miejsca, w których Rymkiewicz zdaje się zmieniać w postać niemożliwą, złożoną ze zbyt wielu wykluczających się cech, kapryśną i nieciągłą. Bywa piekielnie zdecydowany i jednoznaczny, choć jednocześnie błąka się w metafizycznych ciemnościach i używa w nadmiarze słów "jakby", "jakieś", "prawdopodobnie", "być może". Bywa okrutny wobec przeciwników, choć podobno jest troskliwym, uważnym człowiekiem. Nienawidzi niemieckich żołnierzy, choć ceni ich jako obiekt estetyczny. Tęskni za Bogiem, ale za absolut dany tu i teraz uważa jedynie duch polskości. Matematyczna precyzja wywodu idzie w parze z odrzuceniem logiki. Tylko postać niemożliwa może wypowiedzieć zdania niepodlegające klasyfikacji logicznej: "Wszystko, co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski. Podkreślam - wszystko. To zdanie obejmuje także jego błędy, jego pomyłki, jego niepowodzenia, jego nieudane przedsięwzięcia. (...) Ale to w ogóle nie jest ważne. Wszystko, co robił Marszałek, też było dobre dla Polski - choć niektóre decyzje Marszałka były wręcz fatalne".

Pisarza broni syn. Wawrzyniec Rymkiewicz nie może zrozumieć, skąd pęd do ujednoznacznienia postaci ojca. Dowodzi, że JMR jest pisarzem ponowoczesnym. Rozkłada przecież znane narracje historyczne i buduje je na nowo, miesza style, mnoży dygresje. Jak pisze w "Kilku szczegółach":

"...nadeszła epoka, w której wszystkie programy wydają się być równouprawnione i żaden nie rości sobie prawa do wyłączności. Wielki kłąb, po prostu żmut programowy i róbcie sobie (myślę o historykach literatury), co chcecie. (...) Dlatego proponuję program najprostszy i fundamentalny (tylko na mój prywatny użytek): pisać wszystko, co mi przychodzi do głowy".

Oskarżenia o pogaństwo, o estetyzację zbrodni? Czy nie jest tak, że niewiarygodne natężenie bólu i turpizmu w "Kinderszenen" prowadzi do apoteozy życia? Że prawdziwą wartość istnienia możemy poznać jedynie, ocierając się o śmierć?

Dlaczego - pyta Wawrzyniec Rymkiewicz - estetyzacja śmierci Jezusa na krzyżu nie budzi naszych oporów, a drobiazgowy opis masakry przy ulicy Kilińskiego wywołuje protesty? Dlaczego przyjmujemy, że "jasne" chrześcijaństwo Jana Pawła II jest lepsze niż ciemne i pełne zwątpienia chrześcijaństwo Pascala?

Dlaczego mamy obowiązek za życia wybaczać ludziom, którzy popełnili zło w kategoriach ludzkich niewybaczalne?

Być może trop podsuwa mniej znana książka Rymkiewicza, "Przez zwierciadło", w której spowiada się z religijnej niewiedzy. Poniższe zdania odnoszą się do Ewangelii, ale wyrwane z książki zdają się zyskiwać wymiar symboliczny: "Można tu pewnie powiedzieć tylko tyle: jeśli w Ewangeliach Chrystus sam sobie zaprzecza, to byłoby czymś horrendalnym, gdybyśmy my tutaj uzyskali pewność; gdybyśmy uznali, że choć trochę pewności możemy uzyskać. Gdybyśmy sami sobie nie zaprzeczali, gdybyśmy nie byli sami w sobie sprzeczni, to by znaczyło, że odwróciliśmy się o Niego i nie zbliżamy się, lecz oddalamy".

Nie sposób więc wykluczyć, że autor "Wieszania" przygotowuje kolejne radykalne cięcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008