Sondaże, szacunki i ostateczne starcie

Czy wyborcy Trumpa obawiają się stygmatyzacji w związku z planami poparcia tak bardzo niepoprawnego politycznie kandydata?

17.10.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Evan VucciAP Photo/EASTNEWS
/ Fot. Evan VucciAP Photo/EASTNEWS

Przeczytałem ostatnio kilka komentarzy w mediach społecznościowych, że pisząc na łamach „TP” o amerykańskich wyborach i o kolosalnej przewadze Hillary Clinton, nie doceniam tego, że czasy się zmieniają i że nie można liczyć na precyzję pracowni sondażowych. Za przykład podaje się głównie Brexit oraz polskie wybory prezydenckie, kiedy przed pierwszą turą nikt nie dawał Andrzejowi Dudzie szans na zwycięstwo. Zobaczymy, czy rzeczywiście poparcie dla Donalda Trumpa jest niedoszacowane.

W 1980 roku, kiedy były gubernator Kalifornii Ronald Reagan usiłował zdetronizować prezydenta Jimmy’ego Cartera, media przedstawiały go jako szalonego ekstremistę. Podobieństw w stylu pisania i mówienia o nim i o Trumpie jest wiele. Reagan też miał kłopot z establishmentem Partii Republikańskiej i to do tego stopnia, że przegrany w prawyborach liberalny kongresmen John Anderson wystartował jako kandydat niezależny z hasłem, które w zasadzie sprowadza się do hasztagu #neverReagan. 

Średnia sondaży przed drugą i – jak się okazało – kluczową debatą dawała Carterowi 44 proc., a Reaganowi 40 proc. Po debacie poparcie republikanina wzrosło do 46 proc., a demokraty się nie zmieniło. Tymczasem były gwiazdor filmów klasy B rozgromił urzędującego prezydenta stosunkiem 51 do 41 proc. głosów. Anderson dostał 9 proc. Okazało się, że pytani o swoje preferencje wyborcze Amerykanie bali się przyznać, że zagłosują na owego „szalonego ekstremistę”. 


Ameryka wybiera – komentarze Radosława Korzyckiego


Czy i w tym roku wyborcy Trumpa obawiają się stygmatyzacji w związku z planami poparcia tak bardzo niepoprawnego politycznie kandydata? Pierwszym argumentem za tym, że się nie wstydzą, jest to, że nie wstydzili się tego już w trakcie republikańskich prawyborów. Jeśli przyjrzymy się sondażom z końca zeszłego i z początku bieżącego roku, to słupki Donalda były w nich wyższe niż na arkuszu z oficjalnymi wynikami plebiscytów. Ze szczegółowych badań Instytutu Gallupa wynika też, że elektorat Trumpa raczej się go nie wstydzi. Znacznie częściej ludzi, którzy podjęli decyzję o głosowaniu na Clinton robią to z ciężkim sercem. Tymczasem nowojorski miliarder zarzuca sondażowniom, że fałszują wyniki. To raczej absurdalna pretensja, wpisująca się w pełną spisków wyobraźnie Donalda. Ale jeżeli pracownie chciałyby „podłubać” nieco przy wynikach, mogłyby wykorzystać motyw wstydu właśnie i oprócz pytania o to „na kogo głosujesz” zapytałyby najpierw „na kogo głosują twoi sąsiedzi”. 

A może to prawdziwe poparcie Hillary Clinton jest niedoszacowane? Tutaj trzeba przyjrzeć się dużym różnicom, jakie są w wynikach elektoratu zdeterminowanego do udziału w wyborach oraz tego jeszcze niezdecydowanego. Druga grupa wydaje się być bardziej skłonna do głosowania na Trumpa. Ale pamiętajmy, że kampania byłej pierwszej damy opiera się na chirurgicznie precyzyjnym „łowieniu” wyborcy, o czym już pisaliśmy. A że ta strategia dwukrotnie przyniosła zwycięstwo Obamie, dając mu średnio 1-2 pkt. proc. więcej niż ostatnie sondaże w kluczowych stanach, można śmiało postawić tezę, że Hillary też może na taką niespodziankę liczyć. 

Kolejna sprawa to pieniądze. Clinton ma ich co najmniej trzykrotnie więcej. To ona wygrywa wojnę na telewizyjne spoty, która trwa na rolniczych peryferiach Iowa i na bogatych przedmieściach Charlotte w Północnej Karolinie. My w Europie tego, że wyborcy są notorycznie bombardowani coraz to bardziej zaczepnymi reklamówkami, nie widzimy. Więcej: nie widzą tego mieszkańcy USA z mocno konserwatywnych i równie mocno lewicowych stanów, gdzie w ogóle nie toczy się żadna kampania. „Na koniec dnia” (jak to lubią mówić Amerykanie) może się okazać, że ci, którzy przez większość sezonu wyborczego nie byli zdecydowani czy udadzą się do urny czy nie, jednak pójdą i zagłosują na Clinton.

No i wreszcie jest jeszcze sprawa przewidywalności tego, co może się wydarzyć w ostatnich 25 dniach. Doświadczenie ostatnich miesięcy pokazuje, że kolejne skandale Clinton mieszczą się w dotychczas nam znanej skali politycznych grzechów. A taśmy Trumpa z mizoginicznymi wulgaryzmami już nie, więc można przyjąć, że pojawi się coś nowego, równie skandalicznego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej