Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dopiero od pewnego czasu, a być może dopiero po II wojnie światowej, niemal powszechnym poglądem w zachodniej myśli politycznej, ale także poglądem obecnym w opinii publicznej stało się przekonanie, że jesteśmy coś winni naszym bliźnim, którzy znajdują się - z różnych powodów - w gorszym położeniu niż my. Przez wiele stuleci jawna nierówność, nędza i niewiarygodna brutalność wobec ludzi pozbawionych środków do życia, wobec włóczęgów były na porządku dziennym. Miłość bliźniego, zalecana przez Kościół od początku dziejów, miała raczej charakter duchowy lub symboliczny, z rzadka praktyczny. I nie jest tak bardzo istotne, czy idea, że powinniśmy czuć się solidarni z naszymi uboższymi braćmi, zrodziła się ze strachu przed buntem tych braci lub przed politycznym wykorzystaniem ich niezadowolenia, czy wynikła ze zmian w świadomości moralnej (podpartych religią lub nie). Istotne jest, że do tego doszło i dzisiaj czujemy się solidarni ze wszystkimi cierpiącymi, głodującymi, prześladowanymi na całym świecie.
Oczywiście czujemy się solidarni teoretycznie, bowiem praktycznie nie wiele możemy uczynić. Kiedy słyszymy kolejne informacje o głodzie w jakiejś części Afryki, to czujemy się bezradni. I nawet trudno mieć do nas o to pretensję. Jednak zupełnie inaczej jest, kiedy słyszymy o - nie tak drastycznym - głodzie lub nędzy w Polsce, obok nas, o dwieście metrów czy o kilkadziesiąt kilometrów. Jak mamy sobie z tym radzić? Jaki sens przybiera wówczas solidarność społeczna?
Można mówić o trzech co najmniej poziomach, na których solidarność taka mogłaby występować. Jak jest faktycznie, to inna sprawa, o której jeszcze będzie mowa. Najwyższy poziom to państwo i jego instytucje. Zarówno polityka fiskalna, polityka socjalna, jak i generalnie sama idea państwa może uwzględniać problem solidarności społecznej lub nie. Zadania państwa w tym zakresie są tym większe, im słabsza jest solidarność społeczna na pozostałych dwu, niższych poziomach. Dlatego koncepcja państwa nie może zależeć jedynie od poglądów ideowych, ale powinna przede wszystkim uwzględniać stan faktyczny, obyczaje i poziom stosunków międzyludzkich w zakresie solidarności społecznej.
Na niższym poziomie wprowadzaniu i przestrzeganiu solidarności społecznej służą rozmaite instytucje pozarządowe, fundacje i inne instytucje charytatywne oraz powołane do organizowania współpracy między ludźmi w ściśle określonym celu. Są to czasem takie instytucje, które służą tylko zdobyciu pieniędzy na operację dla konkretnego chorego dziecka, a kiedy indziej instytucje działające stale i zgodnie z pewnymi regułami. Państwo powinno co najmniej ułatwiać życie tym instytucjom, a często powinno je wspierać, ponieważ z wielu zadań wywiązują się lepiej niż scentralizowane instytucje państwowe.
Wreszcie jest poziom najniższy, chociaż zapewne najważniejszy, a mianowicie zwyczajny odruch pomocy ludziom w potrzebie, którzy są blisko nas, którym pomóc możemy choćby w niewielkim zakresie, ale za to dobrze wiemy, jak im pomóc, co im jest potrzebne i potrafimy tak pomagać, żeby nie czuli się pomocą poniżeni, żeby uszanować przy tej okazji ich godność. Każdy z nas zna kogoś takiego i każdy z nas może pomóc. Pytanie tylko, czy chce?
Otóż tragedia Polski nie polega na marnej polityce, na kiepskiej gospodarce, na braku autostrad, na złej służbie zdrowia, ale na kompletnym zaniku poczucia solidarności społecznej.