Sokrates teologii

Trylogię Balthasara można nazwać Summą teologiczną XX wieku. To pewien intelektualny projekt obejmujący całość rzeczywistości, w której żyjemy, a w której dokonało się Objawienie. Powinna już dawno zostać przełożona na polski.
 /
/

JAROSŁAW MAKOWSKI: - Czy Hans Urs von Balthasar był teologiem? Sam podkreślał, że przede wszystkim jest germanistą, znawcą twórczości Goethego, a dopiero w dalszej kolejności pisarzem religijnym.

KS. ELIGIUSZ PIOTROWSKI: - Gdybym miał wymienić pięciu najwybitniejszych teologów minionego wieku, bez wątpienia znalazłby się wśród nich Balthasar. Nie waham się go nazwać geniuszem chrześcijaństwa XX stulecia.

  • Wiedza i olśnienie

Owszem, nie miał doktoratu z teologii. Ale jego przykład pokazuje, że niekoniecznie trzeba mieć stopień naukowy zdobyty na wydziale teologicznym, by stać się wielkim myślicielem religijnym. Nie wystarczy zdobyta wiedza: trzeba dysponować jakimś rodzajem zmysłu religijnego, olśnieniem, które pozwala zejść w głąb przebogatej tajemnicy, jaką wciąż dla nas pozostaje Bóg. I o tym świadczy dzieło Balthasara.

Spójrzmy choćby na jego obszerną bibliografię: wśród 85 książek nie znajdziemy pracy, która nie poruszałaby wątków teologicznych. Nawet jeśli pisze doktorat z filozofii o “Historii problemu eschatologicznego we współczesnej literaturze niemieckiej", który w wersji poszerzonej otrzymał znamienny tytuł: “Apokalipsa niemieckiej duszy", nietrudno zauważyć, że dwa z trzech tworzących ten tytuł słów mają ściśle religijne konotacje - apokalipsa i dusza. Szerokie spektrum zainteresowań Balthasara to owoc jego gruntownego wykształcenia: filologicznego, historycznego, teologicznego, filozoficznego czy muzycznego. Trudno powiedzieć, czego nie studiował, nie przetrawił intelektualnie. Dlatego był teologiem z krwi i kości.

- Miał jednak dystans do "teologii szkolnej". Podobnie jak Sokrates, postrzegał teologa nie tyle jako naukowca, ile jako świadka. Stąd być może zdecydował się w końcu opuścić zakon jezuitów, który nie zaakceptował jego pomysłu powołania Wspólnoty św. Jana. Odmówił też, na co zdobyłoby się niewielu, objęcia katedry teologii po słynnym Romano Guardinim.

- Jest prawdą, że metodę uprawiania teologii przez Balthasara można przyrównać do sokratejskiego towarzyszenia człowiekowi w odkrywaniu prawdy. W teologii, jak w każdej dyscyplinie naukowej, trzeba zdobywać stopnie i pisać rozprawy. Czasem brakuje poczucia, że teolog powinien być przede wszystkim wędrowcem, który wespół z innymi pielgrzymami wciąż jest w drodze do Prawdy. I nie może powiedzieć, że poznał i zgłębił całą prawdę, a teraz już nic innego mu nie pozostaje, jak tylko z wysokości katedry uniwersyteckiej albo ambony kościelnej ogłaszać ją całemu światu i ludziom. To nie tak - i Balthasar daje temu świadectwo.

On staje przed całym wielkim dziedzictwem kultury europejskiej i chrześcijańskiej jako uczeń, jako ten, który chce słuchać i który - jeśli zadaje kłopotliwe pytania czy nawet nie zgadza się ze swymi mistrzami - robi to po gruntownym namyśle. Nie uważa, że to od niego zaczyna się przewrót kopernikański w katolickiej teologii, choć myślę, że ma świadomość znaczenia swojej twórczości.

Z drugiej strony dostrzegam w jego postawie chęć służenia prawdzie i świadczenia o niej; wchodzimy tu w bardzo intymne obszary Balthasarowego życia. Opuszczenie jezuitów kosztowało go bez wątpienia wiele. Mówił o tym z bólem, swoje wystąpienie z zakonu przyrównywał do porzucenia ojczyzny. Jednocześnie powołanie do życia Wspólnoty św. Jana, której jezuici nie chcieli wziąć pod swoje skrzydła, uważał za coś niesłychanie istotnego. Był więc człowiekiem odważnym: nie tylko w stawianiu teologicznych problemów, ale i w podejmowaniu kontrowersyjnych decyzji.

- A na czym polegał jego duchowy związek z mistyczką Adrienne von Speyr?

- To dość trudne pytanie. Krytycy Balthasara zarzucają mu, że ta kobieta miała na niego zbyt wielki wpływ, on sam nie wahał się podkreślać komplementarności ich teologicznej wizji. Speyr nawróciła się na katolicyzm dzięki Balthasarowi, poprzez Wspólnotę św. Jana założoną na jej usilne nalegania. Zachęcała Balthasara do utworzenia czasopisma “Communio", a “Teodramatyka" (zwłaszcza tom IV) zawiera mnóstwo cytatów z jej dzieł. Balthasar spisywał też dyktowane przez Adrienne teksty. Mówiąc krótko: był głęboko przekonany o jej wyjątkowym posłannictwie dla Kościoła.

  • "Summa" XX wieku

- Rozmawiamy o teologii Ursa von Balthasara, gdyż Wydawnictwa WAM i "M" zdecydowały się opublikować całą jego słynną trylogię. Czy polski katolik potrzebuje dziś takiej strawy teologicznej?

- Trylogię Balthasara można nazwać “Summą teologiczną XX wieku". To pewien intelektualny projekt obejmujący całość rzeczywistości, w której żyjemy, a w której dokonało się Objawienie. Powinna już dawno zostać przełożona na polski. Ale lepiej późno niż wcale. Pytanie, jak to wykorzystamy.

- Niedawno ogłoszono koniec wielkich narracji, a tu proponuje się nam pracę, której ambicją jest opisać całość rzeczywistości. Czy Ksiądz nie boi się, że w dobie tzw. postmodernizmu, cokolwiek miałoby to znaczyć, szesnaście tomów Balthasarowego dzieła pozostanie na półce? Że dziś bardziej niż summy potrzebujemy tekstów, które reagują na problemy dotykające nas tu i teraz?

- To, czy będziemy studiować dzieła teologa z Bazylei, zależy w znacznej mierze od wykładowców teologii. Jeśli oni po nie sięgną, sięgną i studenci. W tym roku przypada 100. rocznica urodzin Balthasara, a więc jest dobra okazja, by promować jego sposób uprawiania teologii. Marzy mi się wielki spór teologiczny na gruncie jego myśli, który dotyczyłby fundamentalnego pytania: w co człowiek wierzy, kiedy mówi “wierzę"? Albo: co przychodzi nam na myśl, kiedy mówimy, że Jezus naprawdę Zmartwychwstał?

Jestem przekonany, że żywe pozostają tylko pytania źródłowe, a nie te, które wynikają z aktualnej publicystycznej mody. Zresztą nie znajdziemy odpowiedzi na dokuczliwe problemy współczesności bez nieustannego mierzenia się z fundamentami. Balthasar jest klasykiem, gdyż stawia pytania dotyczące podstaw naszej wiary i próbuje szukać na nie odpowiedzi. Jego trylogia będzie przedmiotem rozmyślań dla kolejnych pokoleń chrześcijan. Pozostanie ważną teologiczną propozycją, obok której nie można przejść obojętnie.

- Balthasar dostrzegał kryzys przepowiadania Dobrej Nowiny. Jedną z głównych przyczyn upatrywał w nieznajomości przez księży dzieł Ojców Kościoła. Czy dziś jest lepiej, czy przeciwnie: seminaria przygotowują kapłanów w podobnym stylu, jak szkoły biznesu przyszłych menadżerów?

- Balthasar zajmuje się Ojcami i czyta ich dzieła, ale w sposób dość przewrotny, podpowiedziany mu przez jego mistrza, o. de Lubaca. Lekturze Augustyna, radził francuski jezuita, niech towarzyszy studium filozofii Martina Heideggera. I rzeczywiście, cały dorobek piśmienniczy Balthasara jest świadectwem tego, jak szeroki i otwarty dialog można prowadzić.

Z drugiej strony, jeśli pisma wczesnych pisarzy chrześcijańskich wciąż stanowią żywy tekst, to tylko dlatego, że oni naprawdę przeżywali to, o czym pisali. Widać to doskonale, kiedy zapoznajemy się z ich pismami polemicznymi. Nie jest im obojętne (jak obojętne było sofistom), czego lub kogo bronią oraz co lub kogo atakują. To był żywioł, w którym z pasją poszukiwali prawdy. Balthasar jest pod tym względem ich doskonałym uczniem. Wystarczy przypomnieć jego zaciekły spór o nadzieję zbawienia dla wszystkich: odczytuje na nowo wątki eschatologiczne, które przewijały się w szeroko rozumianej tradycji, ale były zepchnięte na boczny tor oficjalnego nauczania Kościoła.

Jeśli więc spojrzy się na dzisiejszy styl głoszenia kazań i przepowiadania Ewangelii, to Balthasar ma rację: zamiast uprawiać teologię na “klęcząco", najczęściej uprawia się ją na siedząco - przed komputerem czy też gotowymi wzorami kazań. Trzeba zrobić wszystko, by podczas nauczania teologii rozsmakować (używając języka kulinarnego) słuchaczy w obcowaniu z Tajemnicą, by związek sali wykładowej z kaplicą był prosty i naturalny.

- Ma Ksiądz jakiś dobry pomysł, jak to zrobić?

- Testowałem kiedyś teologię Balthasara na grupie młodzieży licealnej z Głogowa. Podczas rekolekcji starałem się im odsłaniać, idąc jego tropami, kwestie związane z problematyką Trójcy Świętej. Kiedy ich teraz spotykam, sami wracają do tamtych wykładów.

Tylko znów: nie ma w Polsce poważnych studiów Balthasarowskich. Może to, że rozmaite wydawnictwa już opublikowały kilka jego książek, a najważniejsze dzieło - wielka trylogia - właśnie się ukazuje, sprawi, że taki badawczo-dydaktyczny ośrodek powstanie. Nie mam wątpliwości, że wyrafinowaną myśl Balthasara trzeba przełożyć na język naszych katechez, kazań czy publicznych wystąpień. Bo teologia, o czym także jestem przekonany, sprawdza się na ambonie. Jeśli nie, to jaki ma sens? Komu ma służyć? Tym, którzy chcą napisać jeszcze jedną książkę? By umieścić przed nazwiskiem “dr"? A co z teologii ma “zwykły człowiek"?

  • Dramat i nadzieja zbawienia

I spójrzmy na Balthasara: prócz opasłych dzieł uzbrojonych w aparat naukowy pisał także książki popularne, prowadził rekolekcje radiowe, bo interesował go “pobożny chrześcijanin", który zmaga się ze swoją wiarą i życiem.

- Chyba dlatego wprowadza do swojej teologii pojęcie dramatu. Wydaje mi się, że w przeciwieństwie na przykład do Karla Bartha, nie zaczyna swej refleksji od Boga, ale od konkretnego człowieka. Między innymi dlatego tak chętnie czytał go ks. Józef Tischner.

- Autor “Teologii dramatu" z pewnością był teologiem, który rozpoczynał swój namysł od człowieka i sytuacji, w jakiej się on znajduje. Stawał obok człowieka niejako wrzuconego w świat, na który wcale się nie prosił. Ten człowiek może być owocem dzikiej namiętności dwojga ludzi, a więc niejako z konieczności stawia pytanie: co ja tu robię? I Balthasar szuka na nie odpowiedzi. Oczywiście żadną odpowiedzią nie są i być nie mogą uwarunkowania biologiczne, czyli że znaleźli się tata i mama. Balthasar chce pomóc w zrozumieniu, że każdy z nas znalazł się w środku dramatu (nie mylić z tragedią) dziejącego się pomiędzy Bogiem i ludźmi. Dramatu, w który zaangażował się sam Bóg. Zrozumienie tego dramatu dokonuje się nie poprzez kalkulacje i obliczenia, lecz przez czynne włączenie się weń. Kluczem do tak opisywanej rzeczywistości jest miłość, jedynie wiarygodna wielkość!

- Czy Balthasar głosił apokatastazę, czyli nadzieję powszechnego zbawienia?

- Tu potrzeba pewnego rozróżnienia. Termin “apokatastaza", zaczerpnięty z języka filozofii starożytnej, oznacza nie nadzieję, ale konieczność powrotu wszystkich rzeczy do ich źródła. Takiej konieczności Balthasar nie głosił. Ani w sposób otwarty, ani zakamuflowany, jak chcą niektórzy.

Natomiast w sporze o nadzieję widzimy jak w zwierciadle wszystkie ważne dylematy związane z chrześcijańską wiarą. Czy Bóg jest przede wszystkim Sędzią czy Miłością? Czy sprawiedliwi mają prawo się buntować, kiedy im się powiada, że niesprawiedliwi także są objęci Bożym miłosierdziem? Balthasar ujmuje się za niesprawiedliwymi, zwłaszcza tymi, którzy w życiu nie mieli tyle szczęścia, co on sam, nie odbierając sobie nadziei na zbawienie każdego grzesznika. I to mogło bulwersować - a czasami bulwersuje do dziś.

Do takiej postawy ośmielił go Orygenes, który fundamentem swej nadziei czyni między innymi teksty św. Pawła. W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł pisze, że każdy człowiek musi przejść przez wszystko pochłaniający ogień i niezależnie od tego, czy jego dzieło przetrwa, czy spłonie, on sam zostanie ocalony (3,12). Ocalony, ale nie bez bólu dojrzewania do pełni. I drugi fragment, z tego samego Listu: “serce człowieka nie zdoła pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują". Są to przesłanki, które uprawniają do głoszenia pokornej nadziei. Tym bardziej, że jedynym Zbawicielem jest “Bóg, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni" (1Tm 2,3-4).

Innymi słowy: Balthasar nie tyle postuluje czy głosi apokatastazę, ile domaga się, by chrześcijanin głosił nadzieję powszechnego zbawienia. Jeśli chcesz być chrześcijaninem, nie powinieneś spać spokojnie, licząc się z potępieniem innych czy wręcz się tego domagając. Tak myśląc, “nie można kochać bez zastrzeżeń", powiada Hans Jürgen Verweyen. I ma rację.

- Nadzieją powszechnego zbawienia teolog z Bazylei zajął się dopiero pod koniec życia. Na dwa miesiące przed śmiercią wygłosił w Trewirze wykład pt. "Apokatastaza"...

- To konsekwencja całej intelektualnej drogi Balthasara. Jego eschatologia wyrasta z wcześniejszych prac i zainteresowań, choćby właśnie Orygenesem. Prawdą jest jednak, że to za nadzieję powszechnego zbawienia zbierał ostre cięgi, przede wszystkim od ultrakonserwatywnych katolików. Ale sam powiadał, że gdyby ci ludzie czytali jego wcześniejsze prace, znaleźliby w nich dość drewna, by zbudować inkwizycyjny stos.

***

- Polski katolik potrzebuje dziś dobrych książek teologicznych jak wody na pustyni. Od czego powinien zacząć spotkanie z teologią i myślą Balthasara?

- Najlepiej od niewielkiej książeczki “O moim dziele". Balthasar mówi w niej o swej twórczości, o rozwoju idei, które podejmował. To doskonały wstęp, szczególnie dla tych, którzy sięgną po jego pisarstwo po raz pierwszy.

- Czego Ksiądz nauczył się od Balthasara studiując jego dzieła przez kilka lat i pisząc jedną z pierwszych jego monografii?

- To trudne pytanie. Ku Balthasarowi skierował mnie mój promotor, a dzisiaj przyjaciel, ks. arcybiskup Alfons Nossol. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Dialog, który Balthasar prowadzi z wielkimi umysłami, należącymi do odmiennych kultur i tradycji religijnych, uczy nie tylko ich poszanowania, ale uznania za wspólne dziedzictwo wszystkich ludzi. Tam też są ślady Bożej obecności. Poprzez dramaturgiczne widzenie rzeczywistości Balthasar uczy postrzegania świata jako dynamicznej przestrzeni, w którą Bóg nas zaprosił i w której nam towarzyszy aż po najciemniejsze zakamarki ludzkiej egzystencji.

Soteriologia (nauka o zbawieniu) Balthasara odsłania głębię wydarzenia krzyża, na którym Jezus, doświadczając w sobie całego zła świata i piekielnej samotności, wycierpiał paradoksalne - nam przynoszące zbawienie - opuszczenie Boga przez Boga. Ważnym elementem paschalnej teologii Bazylejczyka jest droga Jezusa do zmarłych, na której ujawnia się dramatyczna solidarność Boga z człowiekiem. W ten sposób Jezus odsłonił tajemnicę (która tajemnicą pozostaje!) wewnętrznego życia Boga, dynamicznego dialogu miłości pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem. W doskonałym życiu Boskich Osób jest miejsce dla każdej ludzkiej osoby.

I na koniec jeszcze jedna Balthasarowa refleksja o Kościele: Kościół nie jest sam dla siebie, lecz dla innych, i owi “inni" mają do Kościoła prawo.

Ks. Eligiusz Piotrowski jest wykładowcą teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Szczecińskim, autorem monografii na temat teologii Balthasara pt. “Teodramat" (Wydawnictwo WAM, Kraków 2000).

Trylogia Hansa Ursa von Balthasara obejmuje piętnaście obszernych tomów z epilogiem. Jej pierwsza część to siedmiotomowa “Chwała" (“Herrlichkeit"). Część druga - “Teodramatyka" (“Theodramatik") liczy pięć tomów, część trzecia, “Teologika" (“Theologik") - trzy tomy. Edycję polską rozpoczęto od części trzeciej; nakładem Wydawnictwa WAM ukazały się dotąd w przekładzie Juliusza Zychowicza dwa tomy: “Prawda świata" i “Prawda Boga" (oba 2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2005