Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To niewątpliwy sukces jego dwóch kolegów: Krzysztofa Kaźmierczaka i Piotra Talagi, którzy niezłomnie walczyli, by o sprawie nie zapomniano. Kiedy jesienią 2008 r., jeszcze jako dziennikarz "Newsweeka", poszedłem tropem ich ustaleń i napisałem duży tekst o Ziętarze, wielu kolegów po piórze pukało się w głowy i mówiło, że wierzę w spiskowe teorie. Dziś na ten sam temat pojawiają się dziesiątki publikacji, a Ziętara przedstawiany jest jako zamordowany wybitny dziennikarz śledczy i autor tekstów o największych polskich aferach. Tymczasem Jarek był młodym, inteligentnym, dobrze zapowiadającym się reporterem i jeśli go zabito, to za to, co planował napisać, a nie za to, co już zrobił. Nie trzeba dodawać mu fałszywego splendoru, by domagać się wyjaśnienia jego prawdopodobnej śmierci.
Ziętara wyszedł z domu 1 września 1992 r. i słuch o nim zaginął. Początkowo policja przyjęła wersję, że reporter popełnił samobójstwo albo wyjechał za granicę. Powodem miał być głęboki zawód miłosny. Jednak ciała nigdy nie znaleziono, a wyjazd na kilka dni przed wypłatą też wydawał się mało logiczny, zwłaszcza że chłopak nie był majętny i zostawił w domu paszport. Później zaczęły się pojawiać coraz dziwniejsze teorie. Ówczesny komendant poznańskiej policji sugerował, że Ziętara został zwerbowany przez UOP i pracuje za granicą. Znaczyłoby to, że tajne służby zatrudniły 24-latka, zmieniły mu tożsamość i wysłały w świat. To absurd. A jednak wątku UOP nie da się całkiem wykluczyć. Jest niemal pewne, że przed śmiercią funkcjonariusze tej służby interesowali się Ziętarą, on sam zwierzał się z tego kolegom i ojcu. Do prokuratury dotarły też anonimy, że chłopak zginął, bo trafił na trop afery kryminalnej z udziałem tajniaków. Podobne sygnały otrzymywali krewni dziennikarza w anonimowych telefonach.
W końcu pojawił się wątek zabójstwa na zlecenie, którego miał dokonać znany poznański bandzior. Zrobił to rzekomo na zlecenie biznesmena, którego interesy tropił Ziętara. Swoim czynem pochwalił się nawet kolegom z celi (siedział za próbę innego zabójstwa). Niestety, podczas przesłuchania wyparł się wszystkiego. Dziś wiemy, że przed wizytą śledczych ktoś go ostrzegł.
W tej sprawie jest wiele tajemnic. Sami koledzy Ziętary przyznają, że niektóre podrzucane im tropy wyglądały tak, jakby umyślnie chciano oddalić ich od prawdy. Kiedy dwa i pół roku temu przyjechałem do Poznania, szefowie tamtejszej prokuratury w ostatniej chwili odmówili mi zgody na rozmowę ze śledczym, który w 1998 r. bardzo dynamicznie prowadził wątek zabójstwa na zlecenie - choć on sam zgodził się na spotkanie ze mną. Do dziś utajniona pozostaje też spora część akt. Jeśli sprawa Ziętary nie ma utknąć na wieki w mrokach teorii spiskowych, trzeba odważnej decyzji na szczytach Prokuratury Generalnej o wznowieniu śledztwa i przekazaniu go poza Poznań.