Skopiuj, wklej, zaprezentuj

Handel prezentacjami maturalnymi kwitnie: nie przeszkadza mu państwo, nie tępią szkoły, wspierają portale edukacyjne. Kultura szkolno-uczelnianego oszustwa ma się dobrze.

14.04.2009

Czyta się kilka minut

Arkusze i rozwiązania matur z języka polskiego znajdziesz po godzinie 15 na www.onet.pl.

Dział ogłoszeń popularnego portalu dlaStudenta.pl. "Witam, posiadam ponad 200 prac maturalnych na różne tematy. Wszystkie są sprawdzone, zostały napisane przez wykładowców akademickich, nauczycieli oraz uczniów. Ceny od 40 do 180 zł. Zaklikaj, a dowiesz się, jak mogę Tobie pomóc. Nie kupuj kota w worku!".

Pod ogłoszeniem numer gadu-gadu i telefonu komórkowego. Młody głos zaprasza do napisania oficjalnego e-maila. Na zamówienie "romantycznej i pozytywistycznej wizji patriotyzmu" odpowiada: "Witam, na ten temat posiadam pracę napisaną przez prof. Została oceniona na 100 proc. podczas ostatniej matury. Na Twój temat posiadam również inne prace napisane przez polonistów LO i dostaniesz je gratis jeśli zakupisz pracę, którą polecam".

Dalej początek prezentacji i handlowe szczegóły: promocje i sposób rozliczenia.

Bezradne prawo

O autorze ogłoszenia wiadomo niewiele: dwadzieścia kilka lat, mieszka w dużym mieście, studiuje matematykę. - Zaczęło się, gdy chodziłem przed maturą na korepetycje - opowiada. - Ogłosiłem swoją pracę na próbę. Udało się ją puścić w trzech miejscach. Następne zdobywałem od polonistów albo znajomych. Dziś jestem pośrednikiem. Ktoś dzwoni ze zleceniem, zamawiam jego pracę u polonisty i sprzedaję z zyskiem. Mam kontakty z hurtownikami, którzy mają po tysiąc prezentacji.

Czy ma wyrzuty sumienia? - A korepetycje to nie to samo? Tam wydajesz kupę kasy i tu też, tyle że tam jest jeszcze dużo gadania. Czy się boję? Znam się na prawie: piszę, że moich prac nie można powielać, są tylko edukacyjną pomocą.

Prof. Piotr Kruszyński, karnista z UW: - Teoretycznie prawo może być łamane w dwojaki sposób. Po pierwsze, możemy mieć do czynienia z naruszeniem praw autorskich. Po drugie, sprzedaż prac powinna się wiązać z działalnością gospodarczą i płaceniem podatków.

W obydwu przypadkach trudno o skuteczną walkę z nieuczciwym procederem. Jak mówi Brygida Maciejewska, polonistka i wicedyrektor III LO w Gdyni, plagiatu wykryć się nie da, bo uczniowie nie oddają pracy na piśmie. - Jest tylko ramowy plan - mówi. - Resztę wygłasza się ustnie, trudno więc udowodnić, że tekst został nauczony na pamięć. Żeby wykryć oszustwo, musielibyśmy nagrywać prezentację, a potem porównywać ją do sprzedawanych prac.

Nagrywanie prezentacji i wysyłanie ich do oceny ekspertom zewnętrznym odbywa się np. w szkołach działających według systemu matury międzynarodowej (IB).

- Trudno złapać za rękę - potwierdza dr Sebastian Kawczyński, prezes spółki Plagiat.pl, wprowadzającej na polskie uczelnie system antyplagiatowy. - Tylko w ogłoszeniu jest napisane, o co chodzi. Przy transakcji często podpisuje się umowę, w której sprzedający zabezpiecza się, zaznaczając, że praca nie może zostać powielona.

Jak mówi Kawczyński, przedstawiciele Plagiat.pl próbowali namawiać władze do bardziej zdecydowanych działań. - Byliśmy w Komendzie Głównej, by zaproponować współpracę specjalnej komórce zajmującej się ochroną własności intelektualnej - opowiada. - Proponowaliśmy wspólną prowokację, ale policja odpowiedziała, że niewiele osiągniemy, bo sytuacja prawna jest zbyt trudna.

Nie zdają też egzaminu kontrole skarbowe, bo urzędy nie uznają ich za priorytet swojej działalności. Efekt? Ogromny przemysł - od korepetycji, przez sprzedaż prezentacji maturalnych, po handel "magisterkami" - pozostaje poza kontrolą państwa.

Nadzorujące urzędy kontroli skarbowej Ministerstwo Finansów oświadcza: "Identyfikacja problemów odbywa się na podstawie obserwacji i doświadczeń pracowników administracji podatkowej, a także w oparciu o wyniki przeprowadzonych kontroli, informacje z innych organów czy informacje pochodzące z mediów. Nieprawidłowości w zakresie sprzedaży prac maturalnych czy licencjackich oraz niezgłaszanie do opodatkowania działalności z tytułu udzielanych korepetycji nie były przedstawiane jako zjawisko powszechne".

Zaradni nauczyciele

Marcin, student z ogłoszenia na portalu dlastudenta.pl, nie kryje zdziwienia zainteresowaniem jego osobą. - Są lepsi i jest ich masa - mówi. - Mają po tysiąc prac. Wśród nich można znaleźć polonistów.

Rzeczywiście: nietrudno trafić na ogłoszenia o "prezentacjach od polonisty". Bywają nawet grupy zakładające "spółki" i inwestujące w profesjonalne przygotowanie stron internetowych.

"Jesteśmy zespołem doświadczonych nauczycieli, magistrów filologii polskiej - piszą na jednej z nich. - Od 4 lat piszemy prezentacje maturalne, czego owocem jest pokaźna liczba gotowych prezentacji (mamy ich już 655!) i setki zadowolonych maturzystów. Każdy z nich zdał maturę z dobrym wynikiem, bez zbędnego stresu, zyskując tak cenny przed maturą czas. Cena naszej pracy to jedyne 50 zł!".

Podobne ogłoszenie odsyła do polonistki z dużego miasta. Zgadza się tylko na rozmowę telefoniczną. - Skąd mam teksty? Ludzie przychodzą z prośbą o sprawdzenie prac, a ja je sobie zatrzymuję. Mam już 120. Nie jest oczywiście tak, że jedna praca jest sprzedawana raz. One krążą po rynku. Prowadzę tylko statystykę: zapisuję szkoły, do których wysyłam prace. Nie chcę, by do jednej szkoły dwa razy trafiła ta sama.

Dlaczego to robi? - Trudno przeżyć z nauczycielskiej pensji. Mam mianowanego, ale to jest nadal mniej niż 1400 zł. Tu mam dodatkowy tysiąc. Czy mam wyrzuty sumienia? Tak, żeby trochę się rozgrzeszyć, na forach internetowych oferuję też bezpłatną pomoc w pisaniu prac. Mój login to "głosrozsądku".

Poloniści, którzy wypowiadają się pod nazwiskiem, zaznaczają: ogłoszenia "polonistów" nie muszą pochodzić od prawdziwych nauczycieli, a jeśli pochodzą - stanowią w środowisku margines.

Urszula Kowalczyk z III LO w Gdańsku: - Nie znam żadnego szanującego się nauczyciela, który coś podobnego robi. Jest niepisany kodeks, który zabrania nie tylko pisania i sprzedawania prac, ale też udzielania korepetycji osobom z tej samej szkoły.

Jeśli nieuczciwi poloniści to margines, trudno podobnie nazwać działalność edukacyjnych portali internetowych: większość z nich dopuszcza ogłoszenia o sprzedaży prac i prezentacji. Są i takie, które na swoich forach stwarzają specjalne działy dla zainteresowanych transakcją.

Obrotne portale

W dziale "ogłoszenia" portalu dlaStudenta.pl treści inne niż związane ze sprzedażą prac to mniejszość. Marcin Szewczyk, redaktor naczelny portalu, nie kryje zaskoczenia, że na jego stronie jest tego tak dużo. - Być może są, ale nie jesteśmy w stanie tego monitorować - tłumaczy. - Nie mamy funduszy na moderatorów.

Po zapoznaniu się z treścią ogłoszeń przyznaje: - Dział "ogłoszenia" miał służyć studentom i uczniom do wymieniania się informacjami. Dopiero teraz jestem świadomy, jaka jest skala procederu. Już zaczęliśmy kasować te ogłoszenia.

Zapytany o sensowność akcji społecznej przeciw edukacyjnym oszustwom, Szewczyk mówi: - To dobry pomysł, możemy zamieścić tekst, że nie życzymy sobie tego typu ogłoszeń. Zależy nam, by było jasne, że nasz portal potępia oszustwa. Warto by było, gdyby inne portale również coś z tym zrobiły.

Na innych portalach działy "ogłoszeń" i fora wyglądają podobnie. Piotr Krzaczkowski, prezes zarządu firmy Freshmind, właściciela portalu ściąga.pl, nie uważa, by to portale były odpowiedzialne za klimat przyzwolenia na edukacyjne nadużycia.

- Nie jesteśmy uczestnikiem procederu, jedynie zamieszczamy ogłoszenia. To forum, komunikacja między kupującymi i sprzedającymi - mówi.

- Czy mógłbym zamieścić ogłoszenie o tym, że jako wykładowca przyjmuję łapówki w zamian za zdany egzamin? - pytam.

- To doprowadzanie sprawy do skrajności. Prawda jest taka, że jeśli ci ludzie nie zrobią tego u nas, zrobią to gdzie indziej.

A dlaczego na ich portalu powstał specjalny wątek dla podobnych ogłoszeń?

- Zrobiliśmy to, żeby nie było bałaganu. - Krzaczkowski się irytuje. - A gdzie jest powiedziane, że sprzedawanie prezentacji maturalnych jest nielegalne? Kto powiedział, że one są potem powielane?

Czyli nic się nie zmieni?

- Jeszcze w kwietniu przygotujemy lepszy mechanizm wychwytywania tego rodzaju ogłoszeń. Ale nic nie zmienimy, jeśli nie zmieni się korupcjogenna formuła matury.

Ułomny system

Matura z polskiego to dziś dwie części: pisemny test z wypracowaniem i ustna prezentacja. Prezentacja to rewolucja w stosunku do zdawanej jeszcze kilka lat temu "starej", tradycyjnej matury, na której zdający otrzymywał trzy pytania "z wiedzy". Temat "nowej" prezentacji znany jest na wiele tygodni przed egzaminem: uczeń wybiera go z zaproponowanych przez szkołę, która w ich doborze uwzględnia, przynajmniej teoretycznie, zainteresowania uczniów (często zdarzają się tematy oryginalne: dotyczące sztuki, filmu czy historii mniej znanego zakątka świata).

Kontrowersje budzi system przyznawania punktów: maturzysta może dostać nawet pięć punktów za samo zaprezentowanie tematu (pozostałe punkty przyznaje się za rozmowę z egzaminatorem oraz za język), tymczasem do zdania egzaminu wystarcza sześć.

Dariusz Pasieka, polonista z V LO w Krakowie, pamięta początki maturalnych prezentacji: - Uczniowie przygotowywali się bardzo solidnie, potem jednak ta forma się zdewaluowała. Nie mogło być inaczej. Po pierwsze, prezentacje krążą między uczniami, po drugie, nie mają żadnego wpływu na dalszą ścieżkę edukacyjną, bo nie są liczone na studia. W efekcie jest tendencja, by tę część "odfajkować".

Pasieka przyznaje: poloniści od lat słuchają tych samych prezentacji, choć zdarzają się też prace znakomite. - Na patologię systemu zareagowały nawet wydawnictwa, które wypuściły na rynek specjalne słowniki popularnych motywów i schematy odpowiedzi.

Czy doświadczony polonista jest w stanie wychwycić, kto zakupionej wcześniej prezentacji nauczył się na pamięć? - Tak, są osoby, które się zacinają i pytają, czy mogą zacząć od początku, ponadto w czasie rozmowy nie umieją odpowiedzieć na pytania nie pozwalające na li tylko odtwórcze odpowiedzi - mówi Pasieka. - Ale to żaden filtr, bo trudno oblać egzamin, w którym do zaliczenia wystarczy wynik 30 proc.

Formuły prezentacji bronią niektórzy poloniści. Urszula Kowalczyk z III LO w Gdańsku: - Stara matura była loterią i mechanicznym odpytywaniem. Nowa wspiera kreatywność, bo uczniowie mogą proponować tematy, które ich pasjonują.

Brygida Maciejewska z III LO w Gdyni: - Jestem entuzjastką prezentacji, o ile jest przygotowana samodzielnie. Najistotniejsza jest możliwość samokształcenia: uczeń chodzi do biblioteki, wybiera lektury, sporządza bibliografię.

Idei prezentacji broni też Krystyna Łybacka, była minister edukacji. - W polskiej szkole zanika sztuka wysławiania się. Musimy bronić prezentacji - ocenia. - Choć oczywiście warto zastanowić się nad generującym patologie systemem punktów.

Minister Zbigniew Marciniak, podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, zapowiada zmiany: - Trzeba pozbawić uczniów szansy zdobywania punktów za samo wygłoszenie tekstu. Ta odtwórcza część powinna stanowić jedynie wstęp do właściwej rozmowy, w której uczeń wykazałby się wiedzą i kreatywnością.

Jak zaznacza Sebastian Kawczyński, oszustwa w polskich szkołach i na uczelniach to problem całego systemu edukacyjnego, w którym z jednej strony nie upowszechniły się systemy antyplagiatowe, a z drugiej nie uczy się uczniów i studentów, jak korzystać z internetu, by unikać nieświadomych nadużyć. - Nauczyciel, zadając pracę, myśli, że uczeń przeczyta kilka książek i coś napisze. Uczeń myśli, że włączy komputer, otworzy Google lub Wikipedię i coś skompiluje. Trzeba uczulić nauczycieli, by w miarę możliwości formułowali tematy oryginalne, które nie zachęcają do szukania treści w internecie. Jeśli w systemie edukacji nie weźmiemy pod uwagę istnienia internetu i nie zreformujemy sposobu oceniania, to nie zwalczymy patologii.

Pragmatyczna etyka

O tym, jak głęboko zmieniła się mentalność uczniów, studentów i nauczycieli, pisze w książce "Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy" dr Agnieszka Gromkowska-Melosik, adiunkt na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu.

Książka może zdziwić tych, którzy polską kulturę szkolnych oszustw przeciwstawiają kulturze etosowych pod tym względem krajów anglosaskich. Jak mówi autorka, edukacyjne nadużycia to zjawisko coraz częstsze na całym świecie. - To efekt kultury klikania, czyli upowszechnienie się internetu, oraz swoisty kult adrenaliny - ściąganie i plagiatowanie, co potwierdzają badania, stały się formą ekscytacji (młodzi ludzie jako motywację ściągania podają w badaniach Gromkowskiej-Melosik właśnie "wspaniały skok adrenaliny").

Czy Polska różni się od reszty Europy pod względem podejścia do edukacyjnych oszustw? Mirosław Handke, były minister edukacji, nie ma wątpliwości: jesteśmy wyjątkowi. - Mam nieustanny problem ze studentami - opowiada. - Tłumaczę im: tego na świecie nie ma, tam się za to wylatuje ze studiów! I jestem bezwzględny. Jeśli kogoś złapię, natychmiast oblewam. A jeśli to jest coś ostentacyjnego, nie pozwalam nawet poprawiać.

Badania Gromkowskiej-Melosik dowodzą, że na polskich uczelniach oszukiwanie nie jest postrzegane jako coś niewłaściwego. Na pytanie: "Jakie uczucie dominuje w tobie, kiedy ściągasz", na większości przebadanych uczelni największa liczba pytanych wybrała odpowiedź: "lęk, że zostanę złapany".

Badania dotyczące ogólnego stosunku do ściągania pokazały, że tylko 7 proc. polskich studentów ma doń skrajnie negatywny stosunek, uważając, że proceder ten powinien skutkować usunięciem z uczelni.

Jak zaznacza Gromkowska-Melosik, różnica między Polską a np. USA to powszechne u nas przekonanie, że niektóre wpajane w szkołach i na uczelniach treści są nieprzydatne. - Są przyswajane, by natychmiast się ulotnić. To rodzaj "edukacyjnej bulimii", która przyczynia się do tworzenia klimatu nieuczciwości. Bo skoro coś jest nieprzydatne, po co się tego uczyć?

- Do tego dochodzi tendencja, by uczyć bierności zamiast krytycznego myślenia - dodaje autorka książki "Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy". - Kiedy zadaję pracę i zaznaczam, że nie ma być oparta na literaturze, ale na własnych doświadczeniach i przemyśleniach, studenci są przerażeni.

Prof. Handke: - Kiedy przeprowadzałem kolokwia na Zachodzie, byłem często zdumiony: oni naprawdę chcieli się sprawdzić! U nas mamy wciąż ten bolszewicki biurokratyzm, w którym najważniejszy jest "papier". Cały system staje się powoli wielką lipą, bo najważniejsze stają się dyplomy i certyfikaty wydawane przez coraz to nowe uczelnie.

Gromkowska-Melosik: - Wytworzyła się pragmatyczna etyka: najważniejszy jest cel. Edukacja coraz częściej przypomina wielki supermarket: najlepiej sprzedaje się towar, na który jest największe zapotrzebowanie.

***

Na portalu dlaStudenta.pl - obok dziesiątek ogłoszeń o sprzedaży prac - można znaleźć recenzje książek. Wśród nich obszerne omówienie publikacji dr Gromkowskiej-Melosik.

Czytamy: "Już w marcu nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego ukaże się wnikliwe studium powszechnie znanego zjawiska, jakim jest oszustwo szkolne wszelkiego rodzaju (...) Autorka omawia takie przypadki, jak ściąganie, plagiat czy fałszowanie dyplomów akademickich. Są to poważne zjawiska, zwłaszcza we współczesnych czasach, w dobie internetu zapewniającego bardzo łatwy dostęp do wszelkich informacji".

Z informacji pod recenzją: "Patronat medialny nad książką objął portal dlaStudenta.pl".

Arkusze i rozwiązania matur z języka polskiego znajdziesz po godzinie 15 na www.onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2009