Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Odwołując dyrektora generalnego Lasów Państwowych Konrada Tomaszewskiego, nowy minister środowiska Henryk Kowalczyk wprawił obserwatorów w osłupienie. Tomaszewski, daleki kuzyn Jarosława Kaczyńskiego, uchodził za postać nieusuwalną. Jako protegowany Jana Szyszki dyrektorem był już w czasach AWS, za pierwszych rządów PiS zajmował utworzone dla niego stanowisko głównego analityka LP. Był też współautorem obowiązującej od 1991 r. ustawy o lasach. Według jej zapisów LP to organizacja samofinansująca się, wyłączona z państwowego budżetu, która zyski z produkcji drewna przeznacza głównie na własne funkcjonowanie. Tomaszewski nazywał ten system optymalnym, dla którego w polskich realiach nie ma alternatywy.
W ostatnich miesiącach zasłynął m.in. obrażaniem obrońców Puszczy Białowieskiej. Jego odwołanie może być więc na pierwszy rzut oka odebrane jako zmiana wizerunkowa. W tle toczy się jednak rozgrywka o duże pieniądze – już kilku premierów i ministrów finansów chciało, by LP hojniej wspierały finanse państwa. W 2016 r. podobne zakusy czynił Mateusz Morawiecki, jednak sprzeciwiał się im Szyszko. Kiedy w Puszczy pracowały harwestery, a na manifestacje poparcia dla ministra delegacje wysyłało każde nadleśnictwo w kraju, wcale nie chodziło o walkę z kornikiem, lecz o utrzymanie leśnego status quo. Teraz, bez Szyszki i Tomaszewskiego (zastąpił go Andrzej Konieczny, podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska), za to z Morawieckim w roli premiera, na horyzoncie widać zmiany nie tylko personalne, ale i systemowe. ©℗