Skaczcie z radości!

W życiu Kościoła widać współcześnie pewną skrajność w sposobie patrzenia na radość, taniec, pogodę ducha w ludzkim życiu. Traktuje się je z góry jako uczucia i zachowania, które przynależą do sfery życia świeckiego i są powierzchowne. Zapewne jest to cena, którą płacimy za złe rozumienie wiary, kiedy wiąże się ją przede wszystkim z takimi stanami jak smutek, grzech, cierpienie czy z ustawicznym zakładaniem wora pokutnego.

09.12.2008

Czyta się kilka minut

Dlatego bardzo dobrze się stało, że w nowym przekładzie Biblii, wydanym przez Edycję św. Pawła, fragment Kazania na Górze w Ewangelii św. Łukasza tłumacze oddali innymi niż dotąd słowami. Tam, gdzie dawniej słyszeliśmy: "Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza nagroda w niebie", teraz czytamy: "Cieszcie się i skaczcie z radości...".

Więź człowieka z Bogiem opiera się przede wszystkim na wielkiej radości! Możemy ją wyrazić śpiewem, tańcem - tak jak potrafimy. Radość płynąca od człowieka, który wierzy i kocha Boga, oddziałuje w pozytywny sposób na innych ludzi, dając nadzieję tym, którzy przeżywają trudności.

Ewangelia paradoksów

W Biblii znajdujemy bardzo wiele przesłań o roli radości w życiu człowieka. I te przesłania pochodzą przecież od Boga!

W Psalmach ciągle słyszymy powtarzający się zwrot: "Weselcie się w Panu". Podobnie rzecz się ma z Nowym Testamentem. Jezus mówi nam wyraźnie: "radujcie się", "weselcie" - a nawet "skaczcie z radości". Wystarczy wspomnieć choćby wesele w Kanie Galilejskiej, aby zdać sobie sprawę, że działalność Jezusa dawała ludziom radość, pobudzała ich do radości. Później zarówno

św. Paweł, jak i św. Piotr - dwa filary Kościoła - używali wymownego zawołania, które nawiązuje zarówno do Starego Testamentu, jak i Ewangelii: "Radujcie się w Panu".

Wiara ma więc napełniać życie ludzkie radością. Wręcz nie może być inaczej, jeśli Bóg jest miłością. I o Swojej do nas miłości zaświadczył w sposób najwyższy. Najpierw dokonał aktu stwórczego. Jako ludzie zostaliśmy powołani do życia w Miłości, a więc radość z niej płynąca leży u samego początku życia każdej i każdego z nas. Bóg nas kocha i zechciał być nam Ojcem: Twoim, moim, każdego.

A skoro jestem Bożym dzieckiem, skoro wiąże nas relacja miłości, to nie istnieje dla mnie taka sytuacja, która by oznaczała przegraną. Radość wiary polega na tym, że przykre doświadczenie nigdy nie jest bezsensowne, jeśli tylko człowiek umiejętnie przez nie przejdzie. Wszystkie bolesne sprawy wynikające z więzi z Chrystusem, o których wspomina św. Paweł - prześladowania, męki, osadzenie w więzieniu - jeśli są doświadczane w przyjaźni z Bogiem, nie wiążą się z klęską. Człowiek może przecież wówczas powiązać te sprawy i swój los z misją Chrystusa, który - i to drugie niepodważalne świadectwo, że Bóg jest nam Ojcem i nas kocha - odkupuje każdego przez tajemnicę krzyża...

Łatwo tu popaść w banał, dlatego pamiętajmy, że także tu leży jednak ta istotna prawda: wobec cierpienia człowiek wierzący i niewierzący stają tak samo. Chrześcijaninowi wiara nie daje żadnej gwarancji, że poradzi sobie on z okrutnościami losu, które na niego mogą w każdej chwili przyjść. Chrześcijanin tylko wie, że podobną drogę w imię miłości przeszedł na ziemi Jezus. Dzięki temu widzi, że Bóg jest blisko niego i również tą drogą może go dobrze poprowadzić przez życie. Jeśli w swojej wierze odkrył osobistą więź z Jezusem, wszystko przed nim. I choć na przykład ciało już nie będzie mogło wyrazić radości jak dawniej, dusza będzie się "weselić w Panu". Chrześcijanin nigdy nie stoi na przegranej pozycji, bo żyje radością powiązaną z nadzieją.

Świetnie jest to zobrazowane w Kazaniu na Górze - w tej Ewangelii paradoksów. Nowe tłumaczenie słowo "błogosławieni" wyraziło inaczej: "szczęśliwi". Radość wiążemy zazwyczaj z doświadczeniami przyjemności, zadowolenia czy sukcesu. Tymczasem Jezus mówi, że błogosławiony - czyli święty, a inaczej jeszcze mówiąc, szczęśliwy - to ten, który nie tylko zmysłami, ale też głębiej doświadcza radości.

Szaleńcza miłość

W naszym codziennym życiu niezwykle ważnym doświadczeniem radości powinno być uczestnictwo w liturgii, Eucharystii, życiu Kościoła. Niestety wielu katolików wyniosło z lat dziecięcych przekonanie, że w kościele nie wolno się uśmiechać. To skutki niewłaściwej formacji religijnej przez wiele pokoleń.

Dlatego osobiście staram się pokazać, jaka radość wiąże się z wiarą. Spowiadając zawsze podkreślam: "Raduj się, bo choćbyś nie wiem jak daleko odszedł od Boga, zawsze będziesz mógł wrócić - On nie przestaje Cię kochać". Staram się radość okazywać też w czasie Mszy św.:

lubię korzystać z żywych, rytmicznych i pogodnych podkładów muzycznych. To prawda, że Eucharystia jest przeżywaniem Ofiary Chrystusa - ale ona dokonuje się w sposób bezkrwawy. A naszą radością jest Bóg ciągle uobecniający się w śmierci i zmartwychwstaniu dla zbawienia człowieka. Ludzie gorszą się czasem, kiedy widzą, jak śpiewam i tańczę z dziećmi. Ale nie myślą, że takie okazywanie radości wynika z obrzędów liturgicznych, że taniec i śpiew są modlitwą...

Bo radość to nie tylko uśmiech na twarzy. Radość wyraża się przez działanie. Najpiękniejsze jest działanie pełne radości, w którym obdarowujemy drugą osobę dobrem. Jak Bóg obdarował nas Jezusem. Dlatego staram się moją radość nieść drugiemu człowiekowi.

Oczywiście warto zapytać o samego siebie: czy poprzestaję na słowach, czy faktycznie jestem szczęśliwy? Moja odpowiedź brzmi: tak. Co nie znaczy, że nie mam na przykład problemów zdrowotnych. Ale przeżywam je ze spokojem, staram się, jak mogę, być przyjacielem Pana Jezusa. I wiem, że Bóg mnie kocha, choćbym nie wiem jak się zachowywał.

A Jego miłość jest szaleńcza! My, będąc ludźmi grzesznymi, dysponujemy Bogiem! Przyjmując Komunię św. przeżywamy Niebo, mamy Boga na własność. Nie musimy czekać na śmierć, by się z Nim spotkać. A człowiek zjednoczony z Bogiem - to święty. Skoro "szczęśliwy" to "święty", więc świętymi możemy być już na ziemi...

***

Przypomina mi się także bardzo mądre - w kontekście tego, o czym mówiliśmy - powiedzenie: "Tam, gdzie nie ma radości, tam nie ma Pana Boga".

Not. MaM, TPo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2008