Sierpień to miesiąc nazywania tego, co boli, szukania w sobie nadziei i marzeń

Czy w dzieciństwie nie był to moment szykowania zeszytów i kredek, przygotowań na nowy początek, obiecywania sobie, że teraz będzie się pilnym uczniem? Że będzie lepiej?

19.08.2023

Czyta się kilka minut

Zuzanna Radzik / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Zuzanna Radzik // Fot. Grażyna Makara

Płonie park narodowy Teide na Teneryfie – rzucam przy śniadaniu, jakby to był każdy inny news. Wypowiedzianą informację przełykam z kawą i jak wszystkie poprzednie staje się ona częścią zwykłego dnia. Spalona wyspa na Hawajach, płonące w lipcu południe Europy, lawiny błotne, które w Japonii zatrzymały niezawodne zwykle pociągi. Co to jest, że druga połowa sierpnia w ostatnich latach staje się podsumowaniem apokaliptycznych newsów letniego sezonu? Ten letni sezon zaczyna się zaś jakoś w kwietniu, gdy potężne upały zabijają w Indiach.

W zeszłym roku ponurym sierpniowym refleksjom sprzyjała aura: prawie 40 stopni, miejski piekarnik, uschnięte liście platanów przykrywające ulice koło domu. Teraz jest zwyczajnie, lato z katalogu. Przepisowa belgijska pogoda na lipiec i sierpień, czyli poniżej 20 stopni i chmury, a czasem rząd dni z siąpiącym leniwie deszczem. Idealna w sumie na powrót z urlopu, choć po paru tygodniach wymusza odszukanie w szafie swetrów. Ale i w tym pojawia się obawa: a jeśli faktycznie zaniknie Golfsztrom i zrobi się zimno na zawsze? Letnia nerwica.

Tymczasem brytyjskie gazety wykpiły związaną z upałami na południu Europy propozycję zmiany wakacyjnego kierunku wyspiarzy na plaże Belgii i Holandii. Pytano z przekąsem, czy ktokolwiek powiedział kiedyś: „Jestem podekscytowany, jadę na wakacje do Belgii!”. I rozwodziły się nad tym, jak można spędzić wakacje w kraju znanym tylko z czekolady, frytek, piwa i smerfów. Nawet ja poczułam się dotknięta. Sami są nudni, jeśli nudzi ich choćby myśl o czasie spędzanym w tym spokojnym kraju. Wiadomo zresztą: turystyka jako przerzucenie ciała o kilka setek lub tysięcy kilometrów, bez otworzenia oczu na tych, którzy tam są, to okropne zjawisko. Nie chciałabym też, by Bruksela czy Brugia, a nawet brzydka, nadmorska Ostenda zmieniły się w jedno z tych miast Europy, których mieszkańcy marzą o zakazie wjazdu turystów, bo nie da się chodzić po ulicach. Jak Amsterdam, który jest zupełnie nie do wytrzymania i to przez cały rok.

Sierpień, więc zrzędzę, nowa reguła. Co roku rozważania o nowej wersji apokalipsy, jak nie takiej, to innej. A jak apokalipsa, to też myśl o nadziei, bo jednak w chrześcijańskiej tradycji katastrofa miała skończyć się boskim ładem. Czy ja to umiem, czy tylko wyławiam sygnały zagrożenia? Jak by mnie to miało zmobilizować do czegoś, kiedy otępia? A gdyby tak dla odmiany sformułować marzenie? Wypowiedzieć pragnienie, jak ma być?

Mam marzenie – mówił do ćwierćmilionowego marszu na Waszyngton pastor King, stojąc na trybunie pod pomnikiem Lincolna. Mam marzenia, mam marzenie – powtarzał jak refren w słynnym przemówieniu. King też wymieniał najpierw wszystko, co jest nie tak, zgryzoty i opresję, nierówność i prześladowania. Teraz jest czas. Teraz jest czas, by to zmienić – powtarzał. Jakoś ta sytuacja może i zostanie zmieniona. Nie popadnijmy w zwątpienie. Wciąż mam marzenie… I mówił o zmianie, jakiej pragnie. O kraju, jakiego chce dla swoich czworga małych dzieci. Zadrżał mu głos: żebyśmy byli mierzeni nie naszym kolorem skóry, ale jakością naszego charakteru. Mam dziś marzenie.

Też był wtedy koniec sierpnia, dokładnie 60 lat temu. Marsz zdesperowanych ludzi przyszedł do amerykańskiej stolicy, by oczekiwać spełnienia obietnicy, jaką miał być ten kraj. Czy przemówienie Martina Luthera Kinga było aż tak retorycznie wybitne, czy też słuchający rozpoznawali w jego słowach to, czego pragną? Czego bali się nazwać? Może wypowiedział również ich marzenie, którego nie śmieli wyrażać? Bo czy się spełni?

Może więc sierpień to miesiąc prorocki. Nazywania tego, co boli, przyglądania się niepokojom, szukania w sobie nadziei i marzenia, jak inaczej mogłoby być. Czy w dzieciństwie nie był to moment szykowania zeszytów i kredek, przygotowań na nowy początek, obiecywania sobie, że teraz będzie się pilnym uczniem? Że będzie lepiej? Taki mam pomysł na 28 sierpnia, okrągłą rocznicę opowieści Martina Luthera Kinga o jego marzeniu. Minirekolekcje z Kingiem. Obudzić w sobie nadzieję. Przejrzeć katalog wizji, co należy poprawić, zmienić.

To jakie masz marzenie o lepszym świecie? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Mam marzenie