„Siedziałem dwadzieścia pięć lat i przez cały czas czytałem”. Wybór książki to często pierwsza decyzja, którą osadzeni mogą samodzielnie podjąć w więzieniu

Dwadzieścia trzy godziny w zamknięciu, godzina spaceru – dlatego książka jest rozkoszą. Poza tym książki pozwalają wyjść na człowieka.

09.04.2024

Czyta się kilka minut

Maria Dąbrowska-Majewska prowadzi „Spotkanie wokół Leśmiana” w świetlicy Aresztu Śledczego w Białołęce, 2017 r. // Fot. Weronika Majewska / Fundacja Zmiana
Maria Dąbrowska-Majewska prowadzi „Spotkanie wokół Leśmiana” w świetlicy Aresztu Śledczego w Białołęce, 2017 r. // Fot. Weronika Majewska / Fundacja Zmiana

Najpierw czekam pod bramą, za nią pokazuję dowód. Zostawiam telefon, zdejmuję zegarek i odkładam do szafki elektroniczne urządzenia. W zasadzie najlepiej zostawić całą torebkę i opróżnić kieszenie. Nie można niczego wnieść, chyba że ma się na to zgodę. Kwestie bezpieczeństwa. Po blisko dwóch latach jestem już przyzwyczajona i robię to automatycznie. Przechodzę przez kolejne zakratowane bramy aż do pomieszczenia, w którym organizowane są spotkania – zarówno kulturalne, jak i religijne – i czekam na grupę. Nigdy nie czułam strachu ani żadnego niepokoju, choć znajomi, którzy wiedzą, że prowadzę klub czytelniczy z osadzonymi, często mnie o to pytają. Nie jestem wyjątkiem. Coraz więcej miast decyduje się na projekty kulturalne dla osób wykluczonych z dostępu do kultury, do których należą też więźniarki i więźniowie.

Szkoła czytania

Krakowskie Biuro Festiwalowe zainicjowało projekt „Szkoła czytania”, w którym biorą udział osadzone i osadzeni z Oddziału Zewnętrznego Aresztu Śledczego w Nowej Hucie. Spotkania literackie prowadzą Katarzyna Kubisiowska, dziennikarka „Tygodnika Powszechnego”, z kobietami oraz Łukasz Orbitowski, pisarz – z mężczyznami. Spotkania trwają około półtorej godziny i są wpisane w rytm dobowy osadzonych. W więzieniu wszystko wydarza się zgodnie z planem. Czas też płynie tu inaczej. Inaczej tym, którzy mają krótkie wyroki i odbywają je w zakładach półotwartych, a inaczej tym, którzy otrzymali kary kilkunasto- czy kilkudziesięcioletnie lub dożywocia. Projekty literackie czy szerzej kulturalne są realizowane we wszystkich typach zakładów karnych.

Katarzyna Kubisiowska podkreśla jedną z różnic: – Sporo kobiet mówi, że muszą odsiedzieć wyrok, bo złamały prawo; rzadziej słyszy się coś takiego od mężczyzn. Tak wynika z naszych rozmów z Łukaszem Orbitowskim.

To ważna uwaga w kontekście spotkań literackich, bo od tego może także zależeć wybór lektur, które będą omawiane. Oczywiście jest miejsce na książki lżejsze, typowo rozrywkowe, bo oderwanie się od często trudnej i nieprzyjaznej przestrzeni więziennej jest większości osadzonych po prostu potrzebne. Jednak literatura może się też stać pretekstem do dyskusji o czymś więcej. Katarzyna Kubisiowska prowadzi zajęcia od blisko trzech lat i choć uczestniczki się zmieniały, to wciąż jest duże zainteresowanie spotkaniami. 

Na początku bywa, że chodzi o zdobycie punktów, które pozwalają na lepszą ocenę. Bo więźniarki i więźniowie są oceniani nie rzadziej niż co sześć miesięcy. Są to tzw. okresowe oceny postępów resocjalizacyjnych więźniów. Dodatkowe zajęcia też mają znaczenie dla oceny. Jednak po dłuższym czasie między ludźmi buduje się więź, a początkowa „umowa” może zamienić się we wzajemną sympatię i zaufanie.

– Żeby porozmawiać w tym czasie o literaturze, musimy wspólnie stworzyć do tego przestrzeń, w której wszystkie będziemy się czuły swobodnie. Często zaczynam od tego, że mówię osadzonym, co się wydarzyło w życiu kulturalnym czy politycznym na świecie, ale pytam je też o to, co wydarzyło się w ich życiu. Choć może brzmi to nieco absurdalnie, to ma głęboki sens, bo w codzienności zakładu karnego naprawdę dużo się dzieje – mówi Kubisiowska.

Spotkania odbywają się raz w miesiącu, choć od kwietnia zwiększy się ich częstotliwość, na dwa razy w miesiącu – bo taką potrzebę zgłosiły osadzone, ale czuje ją także prowadząca. – Właśnie w areszcie te spotkania są wyjątkowe – mówi Kubisiowska.

Co wpływa na ich wyjątkowość? Bez wątpienia jest to uważność w czytaniu, na którą bardzo często nie mamy czasu na co dzień. Do tego duża otwartość na różnorodną tematykę, bez umieszczania w szufladkach i kategoryzowania. Osadzone czytają z Kubisiowską bardzo różne lektury – od wierszy Emily Dickinson, Zuzanny Ginczanki, Anny Świrszczyńskiej, przez eseje Jolanty Brach-Czainy, po powieści, choćby najnowszą książkę Wioletty Grzegorzewskiej „Wilcza rzeka” czy „Bezmatek” Miry Marcinów. Grupa Kubisiowskiej przez półtora roku była w zasadzie stała, ale ostatnio to się zmieniło i jest większa rotacja, co jest zresztą oczywiste. Jedne kobiety przychodzą, inne opuszczają zakład karny. Wszystkie są jednak na zajęcia przygotowane, znają teksty, chcą o nich dyskutować, wymieniać się uwagami. Czasem zdarzają się osadzone, które przez całe spotkanie milczą – potrzebują więcej czasu, aby się otworzyć, ale na spotkania regularnie przychodzą.

Katarzyna Kubisiowska po zajęciach literackich się w Zakładzie Karnym w Nowej Hucie w Krakowie z kartkę wielkanocną, którą wykonały dla niej osadzone. Marzec 2024 r. // Archiwum Katarzyny Kubisiowskiej

– Pamiętam moje pierwsze spotkanie w areszcie i pierwszy wspólnie czytany tekst: wiersz Tadeusza Różewicza „Opowiadanie o starych kobietach”. Drugim ważnym momentem było wspólne czytanie eseju o ścierce do podłogi ze „Szczelin istnienia” Jolanty Brach-Czainy. Nie skończyło się na samym omawianiu, bo uczestniczki spotkania napisały później swoje własne teksty o ścierkach, które przyniosły ze sobą do więzienia, o ich znaczeniu w ich codzienności wspomina Kubisiowska.

Otwarte zakończenie

Podobne doświadczenia ma Katarzyna Bielas – starszy bibliotekarz w Dziale Biblioterapeutycznym Biblioteki Śląskiej, która w ramach umowy z Aresztem Śledczym w Katowicach prowadzi Dyskusyjny Klub Książki „Za kratami” z kobietami przebywającymi w areszcie. Klub istnieje od 2012 r., z krótką przerwą w czasie pandemii Covid-19.

– Osadzone mają ograniczone kontakty. Chcemy, by były sprawne komunikacyjnie i nie miały językowych deficytów, kiedy wrócą do życia na wolności. Interesuje nas też pokazanie im w książkach kobiet silnych, niezależnych, kreatywnych, sprawczych, które odważnie budują swoje życie. Podkreślamy, że w każdym momencie naszego życia jest czas na nowy początek, nową pracę, nowe relacje – mówi Bielas.

Żelazna zasada klubu – nikt nikogo nie ocenia. Katarzyna Bielas czytała z osadzonymi np. „Smutki wszelkiej maści” Mariany Leky, „Zapach czekolady” Ewalda Arenza, „Kobiety w blasku słońca” Frances Mayes. Najczęściej są to książki, które mają pomóc w oderwaniu się od codzienności za kratami.

– Jeśli romans, to stylowy, elegancki, z bohaterami niejednoznacznymi, skomplikowanymi, dokonującymi etycznych wyborów, z pogłębioną psychologią. Dobrze widziane są książki z jakąś tajemnicą w tle, o otwartym zakończeniu, dające duże możliwości interpretacyjne, skłaniające do refleksji – mówi Bielas.

W Areszcie Śledczym w Katowicach odbywał się też projekt, który powstał w Dziale Biblioterapeutycznym Biblioteki Śląskiej, sfinansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Książka – podróż bez walizki”, dotyczący literatury podróżniczej, w ramach którego odbyły się spotkania z podróżniczkami i podróżnikami, np. Beatą Pawlikowską i Piotrem Milewskim.

Powrót na prostą

Jedną z osób najdłużej pracujących z więźniarkami i więźniami jest Maria Dąbrowska-Majewska. Nie sposób wymienić wszystkich projektów, które wymyśliła i zrealizowała w warszawskich – ale nie tylko – więzieniach. Najpierw było dwuletnie przygotowanie. Maria chciała wiedzieć, co to znaczy odbywać karę pozbawienia wolności w polskim systemie więziennictwa. Poznała doskonale kodeks karny wykonawczy, napisała też projekt „Powrót na prostą”, który był skierowany do mężczyzn skazanych na ponad piętnaście lat, którzy wyjdą na wolność w ciągu najbliższych trzech lat. Od razu zdecydowała, że będzie pracować z osobami skazanymi na długie wyroki lub dożywotnie pozbawienie wolności.

– 84 procent osób z krótkimi wyrokami wraca do więzień, a to traumatyzuje wszystkich. Nie tylko ich, ale też służbę więzienną. A poza tym, żeby komuś zaufać, potrzeba czasu, i to nieważne, czy jesteś w zakładzie karnym, czy nie. Ja myślę, że większość tych osób zaufała mi po dwóch, trzech latach, i to dlatego, że czują, iż naprawdę widzę w każdym z nich człowieka. Bo to jest w zasadzie podstawa w tej pracy – mówi Dąbrowska-Majewska.

Fundacja Zmiana, którą założyła, realizuje m.in. programy: „Biblioteki Sąsiedzkie” i „Książki w pudle”. Pierwsza „Biblioteka Sąsiedzka” powstała na warszawskiej Pradze i już tam zaczęto zbierać książki dla więźniów w ramach kolejnego projektu. „Książki w pudle” mają duży sens przede wszystkim dlatego, że aż 82 procent polskich więźniarek i więźniów czyta. To statystyki z roku 2013, ale – jak podkreśla Maria Dąbrowska-Majewska – nie wydaje się, żeby ta liczba miała spaść przez dekadę.

Biblioteki w zakładach karnych są zwykle dość słabo wyposażone. Bywa, że trzeba wymienić czy odnowić niemalże cały księgozbiór.

– Myślę, że rozdajemy rocznie około osiemdziesięciu do stu tysięcy książek do bibliotek, w większości tych więziennych. Do zakładu karnego w Strzelcach Opolskich fundacja oddała sześćdziesiąt tysięcy książek, co trwało blisko dwa lata i wymagało dużo pracy. Podobna biblioteka, przez nas zrobiona, jest także w Kielcach. Dopiero kiedy mamy bibliotekę, możemy myśleć o czytelnictwie, a książki, które dostajemy od ludzi, trzeba jeszcze przejrzeć i wybrać to, co sensowne. Fundacja istnieje już dwanaście lat i jesteśmy znani w Warszawie i nie tylko, dlatego tych książek dostajemy bardzo dużo, nie musimy robić żadnych specjalnych zbiórek – mówi Dąbrowska-Majewska.

To nieco ułatwia pracę, jednak selekcja książek zajmuje dużo czasu – przez ostatni miesiąc Maria zajmowała się w zasadzie tylko tym. Ale kiedy biblioteka jest dobrze zaopatrzona, można działać dalej. Założycielka Fundacji Zmiana ma także doświadczenie prowadzenia klubów czytelniczych w więzieniach. Osadzeni czytają przede wszystkim książki historyczne, i to nie tylko te dotyczące Polski, ale także Europy i świata. Chętnie wybierana jest też historia polityczna. Nie jest przypadkiem – jak podkreśla Dąbrowska-Majewska – że w zakładach karnych zwykle wygrywają demokraci. Jednak książki do wspólnego czytania wybiera razem z więźniami.

– Kiedy trwał projekt, chodziłam od celi do celi i pytałam, co chcieliby przeczytać na najbliższym spotkaniu. To była pierwsza sytuacja w ich więziennej rzeczywistości, kiedy mogli zdecydować. Dlatego nie ma narzuconych lektur. Czasami opowiadam o swoich ulubionych książkach i oni też chcą je przeczytać, ale głównie to ja się naczytałam dużo rzeczy, po które pewnie nigdy bym nie sięgnęła – mówi Dąbrowska-Majewska. – Mnóstwo książek historycznych z mężczyznami, ale też harlequinów z kobietami. Ja w ogóle mam wrażenie, że osoby z długimi wyrokami najchętniej czytają – przynajmniej na początku – książki o innych ludziach czy postaciach historycznych, które zrobiły jeszcze gorsze rzeczy. I kiedy oni mi proponują takie tematy, to mówię, że chciałabym czytać o miłości. Dzięki temu udało nam się razem przeczytać na przykład „Miłość w czasach zarazy” Gabriela Garcíi Márqueza.

Literatura to pretekst

Wolontariuszka Fundacji Zmiana, która zrobiła z więźniami mural w sali widzeń inspirowany literaturą, dodaje także, jak ważne są lektury nieco nieoczywiste: – Czytamy, czy raczej oglądamy też książki o modzie i kuchni, bo z nich można się naprawdę dużo nauczyć. Kiedy czytamy o jakiejś potrawie czy czyimś wyglądzie w powieści, to skąd ludzie, którzy siedzą od wielu lat, mogą wiedzieć, o czym tak naprawdę mówimy? Trzeba im to pokazać. Uczymy ich także wielu zachowań, choćby przy stole, zasad savoir-vivre, właśnie z książek. Literatura to często pretekst.

Nieoczywiste spotkanie z literaturą mieli także osadzeni w Zakładzie Karnym w Cieszynie, kiedy realizowali projekty literacko-teatralne. Jak wspomina dr Ilona Fajfer-Kruczek – pedagog, psycholog, socjoterapeutka, adiunkt na Wydziale Sztuki i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, współpracującym z cieszyńskim zakładem karnym – więźniowie mieli za zadanie napisać ekobajkę, a tekst, który wygrał konkurs, doczekał się realizacji w postaci słuchowiska dla najmłodszych. Była też jednoaktówka autorstwa przebywającego wówczas w zakładzie karnym Marka Niesłańczyka zatytułowana „Osadzony Tomasz Nowy”. Do współpracy w jej wystawieniu zaproszono profesjonalnego reżysera Bogdana Słupczyńskiego i aktorkę Małgorzatę Pikus, a także studentów z kierunków animacja społeczno-kulturalna i pedagogika.

– Twórcza aktywność sprawia, że osadzeni zdobywają nowe kompetencje, wpływa na zmianę w relacjach między współosadzonymi, personelem i osobami „z wolności”. Wobec zadań, jakie stawia forma teatralna, każdy jest równy, tak samo odpowiedzialny. Gdybym miała odnieść się do tego typu projektów, to są one „kometami”, niepowtarzalnymi, zjawiskowymi, przemijającymi zdarzeniami – mówi dr Ilona Fajfer-Kruczek. – Za takim projektem powinna iść też praca psychologów, wychowawców i często tak jest. Wierzę, że można budować człowieka na nowo, dając mu w ręce tekst, który może być dla niego terapią.

Przenikanie się światów

Osadzone i osadzeni, wychodząc z zakładów karnych czy mając przed sobą jeszcze wiele lat odsiadki, potrafią szczerze docenić te, często wieloletnie, spotkania. Jeden z byłych osadzonych, który uczestniczył w zajęciach z Marią Dąbrowską-Majewską, przekonuje: – Siedziałem dwadzieścia pięć lat i przez cały czas czytałem książki, niektóre po dwa razy, żeby zrozumieć ich sens. Książki pozwalały mi się odizolować. Dały mi dużo, nawet takie z obrazkami, bo człowiek przecież nie wie, że istnieją jakieś miejsca. Dwadzieścia trzy godziny w zamknięciu, godzina spaceru, dlatego książka jest rozkoszą. Poza tym książki pozwalają wyjść na człowieka.

– Ratować i chronić życie można w różny sposób. W zakładzie karnym właśnie takie spotkania i rozmowy są tlenem dla wielu z nas. Można pokusić się o stwierdzenie, że to moralny obowiązek dzielić się i ratować tam, gdzie to tak bardzo potrzebne mówi Monika, uczestniczka klubu Katarzyny Kubisiowskiej.

I dodaje: – Dziękuję za ten tlen, który pozwolił mi przetrwać i ochronić się. Szczególne miejsce w moim sercu mają teraz książki, ale też ludzie, którzy potrafią rozmawiać o najistotniejszych życiowych rozterkach wszędzie i z każdym. To możliwe jedynie dlatego, że jest szczere i do bólu prawdziwe.

Tych przykładów jest o wiele więcej, tak jak instytucji, które widzą potrzebę włączania osadzonych do społeczeństwa. Bo tak naprawdę, jak mówi Maria Dąbrowska-Majewska, „to jest opowieść o tym, co ci robi dostęp do kultury”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Dobrze wyjść na czytaniu