Serce w plasterkach. Recenzja filmu „Inni ludzie”

Gdyby ktoś zapytał mnie o kino z serii „współczesna Polska jako stan umysłu”, bez wahania i dodatkowego komentarza wysłałabym go na nowy film Aleksandry Terpińskiej.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Jacek Beler jako Kamil w filmie „Inni ludzie”, 2021 r. / MATERIAŁY PRASOWE
Jacek Beler jako Kamil w filmie „Inni ludzie”, 2021 r. / MATERIAŁY PRASOWE

To truizm, ale te same obrazy lub teksty przyswajane w różnych momentach życiowych czy historycznych mogą brzmieć nieco inaczej. Szczególnie dzisiaj, kiedy „ołowiane niebo” opisywane w „Innych ludziach” przez Dorotę Masłowską wisi nad nami jakby niżej, a komputerowa strzelanka coraz bardziej przestaje być grą.

W filmie Aleksandry Terpińskiej perypetie warszawiaków komentuje hip-hopowy Jezus, król Polski – w koronie cierniowej na bejsbolowej czapce i z wyhaftowaną na bluzie hostią. Współczuje biednym Polakom z blokowisk i tym z apartamentowców, towarzyszy w kryzysach zarówno „troglodytom” pozwalającym sobie na ksenofobiczne teksty, jak i paniom domu powierzchownie zatroskanym losem swoich ukraińskich sprzątaczek. W dobie wielkiego zrywu pomocowego mogłoby się wydawać, że film, idąc za literackim pierwowzorem, nie docenił swoich rodaków. Doprawdy – nasze „społeczeństwo jest niemiłe”? Zatomizowane? Obojętne? Najważniejsze jednak, żeby „Inni ludzie” nie okazali się dziełem proroczym na dłuższą metę. Bo skoro tak łatwo dzieli się ludzi na mniej lub bardziej „innych”, to w końcu też ci „podobni” zaczną się jakoś wyróżniać i odróżniać.

Nagrodzony w Gdyni brawurowy debiut Terpińskiej (rocznik 1983) przywołuje atmosferę Polski „po świętach” – gdy opadło już igliwie z choinki, gdzieś ulotniły się opłatkowe życzenia, a miasto ogarnął szał przecen. Jezus (w tej roli Sebastian Fabijański) zstąpił ze swej kosmicznej bazy na ulice zsiniałej od zimna i smogu Warszawy. Pojawia się w sklepach, tramwajach i mieszkaniach, rapując o samotności napotkanych ludzi. Jest wśród nich Kamil (Jacek Beler), któremu marzy się nagranie hip-hopowej płyty, choć na razie musi zadowolić się drobną dilerką. Jest Iwona (Sonia Bohosiewicz), czyli znudzona żona „leminga”, która wdaje się z Kamilem w romans, a także jej mąż Maciek (Marek Kalita), uwielbiający pracę po godzinach, oraz Aneta (Magdalena Koleśnik), zatrudniona w Rossmannie studentka z małego miasteczka i zarazem dziewczyna Kamila. Oni również prowadzą głęboko poukrywane, zrytmizowane monologi.

Kamil, opuszczając swe paździerzowe mieszkanie w bloku, referuje nam faktyczny stan swoich uczuć wobec obu pań, opowiada o patologicznym dzieciństwie, rozpamiętuje kozackie przygody. Tymczasem Iwona w swoim aseptycznym mieszkaniu na kredyt, czekając na przyjście rzekomego hydraulika, opłakuje hip-hopowo swoje sztuczne życie. Tyle że każde z nich występuje tutaj solo i dla siebie, recytuje we własnym idiomie i zamieszkuje zupełnie osobne przestrzenie. Warszawa Kamila i Anety spotyka się ze światem Iwony i Maćka wyłącznie w momencie dokonywania transakcji, rozumianej dosłownie bądź seksualnie. Lecz „chwilówka moralna” dotyczy także relacji wewnątrz tych światów. Rozmowy obumierają, zanim jeszcze na dobre się rozkręcą, jedyna zaś szczerość, na którą bohaterów stać, natychmiast zamienia się w okrucieństwo.

Stąd czołówka „Innych ludzi”, pierwszego polskiego filmu wyprodukowanego przez Warner Bros. (nota bene firmy założonej sto lat temu przez żydowskich braci z Mazowsza), zawiera lojalne ostrzeżenie dotyczące używanego na ekranie języka. Niecenzuralność hip-hopu to jedno, ale treści homofobiczne, rasistowskie czy związane z body shamingiem muszą być wzięte w wyraźnie zaznaczony cudzysłów i nie wszyscy od razu złapią konwencję. Zresztą każdy jest w tej historii kimś „innym” w znaczeniu: będącym niżej lub wyżej w ustanowionych hierarchiach. Dystrybucja pogardy i prestiżu pracuje w świecie „Innych ludzi” pełną parą.

Udaje się Terpińskiej oraz jej wyśmienitym aktorom stworzyć postacie, które wyglądają zrazu na wycięte z komiksu albo instastory, to znów przypominają zombie poruszające się na autopilocie, i niepostrzeżenie, w dużej mierze pod wpływem rozbuchanej mowy wewnętrznej, zyskują trzeci wymiar. Nie tylko w znaczeniu cielesności i ekranowej dynamiki, również pod względem potencjału emocjonalnego. Gdy Iwona we łzach wyjmuje z silikonowej piersi swoje krwawiące serce i kroi je w kuchni na plasterki, dostajemy scenę tyleż groteskowo zabawną, co rozdzierającą. W maksymalnie przerysowanej rzeczywistości analizowane bez ustanku „trudne sprawy” stają się krzykiem rozpaczy, rozpisanej na pojedyncze głosy, uśmierzanej chemicznymi znieczulaczami, zakupami, seksem. Każdym z tych aktów rządzi hasztag #żal.pl i bynajmniej nie w znaczeniu politowania. „Inni ludzie” to film przewrotnie empatyczny, popękane lusterko przystawione egotycznej naturze naszych czasów. Rapują w nim kopulujący kochankowie i manekiny w galerii handlowej, szarzy pasażerowie tramwaju i postacie z obrazów na ścianach – jedynie bezdomni pijaczkowie zdobywają się na zbiorowy wykon, utrzymany zresztą w konwencji piosenki podwórkowej. To też daje do myślenia.

Teraz widać, że rapowany poemat Masłowskiej aż się prosił o adaptację musicalową. Historia wielokrotnie przenoszona na deski teatrów nabrała nowej werwy za sprawą czysto filmowego języka. Rytmiczna fraza, wzmocniona tłustymi bitami producenta muzycznego Auera, przełożyła się na rytmikę montażu (brawa dla Magdaleny Chowańskiej). Stąd udający freestyle sen rapera działa chwilami wręcz hipnotycznie, a jednocześnie, mimo całego bogactwa werbalno-wizualnego, zasysa w jakąś kosmiczną pustkę. Nie usypia, lecz wprawia w trans – taki, który wyostrza świadomość.

Gdyby ktoś zapytał mnie o kino z serii „współczesna Polska jako stan umysłu”, bez wahania i dodatkowego komentarza wysłałabym go na film Terpińskiej. Nie tylko na ten najnowszy. Pięć lat temu nakręciła krótko­metrażówkę „Najpiękniejsze fajerwerki ever”, nagrodzoną m.in. w Cannes. Bohaterami byli dzisiejsi (?) młodzi ludzie, którzy w obliczu wojny muszą, każde na swój sposób, zredefiniować swoje plany, poglądy i marzenia. Oby tytuł ten pozostał na zawsze w zakładce z napisem „ekranowe dystopie”. Dziś ta odważna i dojrzała warsztatowo reżyserka nakręciła film z jednej strony przynależący do starego świata, pełnego innych ludzi, innych naszych strachów, a równocześnie rezonujący z tym przebudzeniem, które nastąpiło u większości z nas w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę. Wiem, że są w tym nad­interpretacje podszyte emocjami i wynikłe z potrzeby chwili, ale warto przekonać się na własne oczy, jak ważny dla nas – mimo krotochwilnej czy rozrabiackiej powłoki – jest to film. I, mimo wszystko, jak bardzo o nas. ©

INNI LUDZIE – reż. Aleksandra Terpińska. Prod. Polska 2021. Dystryb. ­Warner Bros. W kinach od 18 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Serce w plasterkach