Sceptyczni entuzjaści

09.02.2003

Czyta się kilka minut

Po tym, jak 13 grudnia 2002 r. negocjacje Polski z Unią Europejską zakończyły się porozumieniem, postanowiliśmy poprosić Księży Biskupów-Ordynariuszy o odpowiedź, czy są za, czy przeciw wstąpieniu do UE na wynegocjowanych warunkach. Z 42 ordynariuszy w ankiecie wzięło udział 21. Większość z tych Księży Biskupów, którzy nie przyjęli naszego zaproszenia, wyjaśniła motywy, jakie nimi kierowały. Bp Andrzej Suski z Torunia poinformował, że jego stanowisko „jest tożsame ze stanowiskiem wyrażonym przez Konferencję Episkopatu Polski w dokumencie pt. »Biskupi polscy wobec integracji europejskiej^ z dnia 21 marca 2002 r.”. Kilku innych Księży Biskupów uważało, że udział w ankiecie wciągnąłby Episkopat w agitację polityczną na rzecz integracji. Niektórzy po prostu nie chcieli wypowiadać się na łamach „TP”. Byli wreszcie tacy, którzy są przeciwni wstąpieniu Polski do UE (oraz jeden, który popiera integrację), ale nie chcą tego mówić publicznie. Wśród ankietowanych zabrakło zmarłego przed kilkoma tygodniami biskupa ełckiego Edwarda Samsela.

Z dwoma wyjątkami, wszystkie wypowiedzi są przeznaczone specjalnie dla „TP”. Kard. Józef Glemp, który „wielokrotnie wypowiadał się na temat przystąpienia Polski do struktur Unii Europejskiej i jego stanowisko w tej kwestii jest powszechnie znane”, upoważnił nas do wykorzystania jednej z jego wypowiedzi dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. Z kolei abp Zygmunt Kamiński wskazał nam wywiad, którego udzielił pismu „Eurokurier” i autoryzował wybrany przez nas fragment.

Wszystkim uczestnikom ankiety bardzo dziękujemy. Słowa wdzięczności kierujemy też pod adresem sióstr zakonnych, kanclerzy, sekretarzy i kapelanów biskupów-ordynariuszy za ofiarne pośrednictwo i współpracę.


Kard. Józef Glemp
metropolita warszawski, prymas Polski

Co Ksiądz Prymas mógłby powiedzieć środowiskom, które powołując się na Kościół, czasem na Papieża, mówią, że skoro w Europie coraz bardziej dominuje liberalizm obyczajowy i hedonizm, przyzwalający np. na legalizację związków homoseksualnych, aborcję, eutanazję, to Polacy nie powinni się tak śpieszyć do Unii Europejskiej? Przecież taka postawa ma charakter antyewangeliczny.
Rzeczywiście jest to postawa antyewangeliczna. Kiedyś byłem świadkiem jej skrajnej postaci: pewien proboszcz we Włoszech, u którego gościłem, w pewnym momencie zamknął okiennice mówiąc: „nie patrzmy na ten świat, bo to są poganie”. Nie można się z tym zgodzić. Przecież Apostołowie szli przede wszystkim do pogan. Świat pod rzymskim panowaniem był w opłakanym stanie moralnym, ale apostołowie nie odwracali się od niego, tylko szli do ludzi i ich nawracali. Takie jest posłannictwo Kościoła. Jeśli ktoś się zagubił, to tym bardziej potrzebuje naszego apostolstwa i ewangelizacji.

Gdy przygotowywaliśmy się do tego wywiadu, mieliśmy wrażenie, że Ksiądz Prymas, nie tylko jako Prymas Polski, ale i obywatel naszego kraju przeszedł pewnego rodzaju metamorfozę. Eminencja mówi dzisiaj, że nasze wejście do Unii jest historyczną koniecznością, ale jeszcze cztery czy pięć lat temu nie wypowiadał się Ksiądz Prymas w tej kwestii tak jednoznacznie.
Dziwię się, że widzicie jakąś różnicę w mojej postawie wobec Unii. To przecież ja byłem pośród inicjatorów wyjazdu przedstawicieli Episkopatu Polski do Brukseli w 1997 r. W Brukseli byłem zresztą znacznie wcześniej. Już dziesięć lat temu rozmawiałem z ówczesnym przewodniczącym Komisji Europejskiej Ja-cques'em Delorsem o integracji Polski z krajami piętnastki. Dobrze znałem sytuację w łonie samej Unii i kierunkach jej rozwoju. Nigdy nie byłem przeciwny wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej! Mogłem mieć tylko zastrzeżenia co do form.

Oczywiście, należy odróżniać Unię Europejskąjako ideę łączenia państw i ludzi na naszym kontynencie od pewnych negatywnych trendów, które w jej ramach funkcjonują i przenikają do nas. Należy być krytycznym wobec postawy wielu państw Unii względem aborcji czy legalizacji związków homoseksualnych. Do takich zjawisk mamy stosunek krytyczny. Tylko należy przy tym pamiętać, że nie jest to ustalony program Unii Europejskiej.

A jako obywatel, jak widziałby Ksiądz Prymas „za" i „przeciw” wstąpienia Polski do Unii Europejskiej?
Przede wszystkim czymś bardzo dobrym dla każdego członka Unii jest pomysł na wzajemną pomoc na płaszczyźnie ekonomicznej. Widzimy to w krajach, które weszły do Unii stosunkowo niedawno. W Portugalii, Hiszpanii, Grecji efekty widać gołym okiem. My także możemy zyskać jako państwo właśnie przez to, że bogate kraje Europy podzielą się z nami swoim bogactwem. Oczywiście zrobią to tak, by na tym nie stracić. Jeżeli u nas dzięki wejściu do Unii podniesie się poziom ekologii, rozbudowana zostanie sieć dróg, podwyższy się standard naszej służby zdrowia, to nie możemy się sprzeciwiać wstąpieniu do niej.

Musimy jednak mieć świadomość, że wzrostowi dobrobytu społeczeństwa towarzyszą pewne lęki moralne. Dlatego są one wyzwaniem dla Kościoła, który powinien przypominać człowiekowi, aby przy wzroście dobrobytu nie zapominał, że istnieje jeszcze życie wieczne. Dobrobyt nie może stać się Wieżą Babel, w której każdy będzie sam dla siebie bożkiem. Kościół musi nieustannie przypominać człowiekowi o jego odniesieniu do Stwórcy i Zbawiciela.

Rozmawiali: Jolanta Piasecka, Tomasz Królak, Krzysztof Tomasik (KAI)


Bp Bronisław Dembowski
biskup włocławski

Mimo różnych poważnych zastrzeżeń jestem za wstąpieniem do Unii Europejskiej. Po raz pierwszy w historii jest nadzieja, że sporne problemy między narodami Europy nie będą rozstrzygane przez wojny, ale przez negocjacje. Szkoda oczywiście, że Unia nie traktuje tak samo członków jak kandydatów

i rolnicy krajów kandydujących będą mieli mniejsze dotacje. Ale nikt inny w ogóle nie będzie dotował naszego rolnictwa, które swoją jakość musi poprawiać niezależnie od wejścia do Unii, a Unia może w tym pomóc. Polska będzie też miała szansę w Parlamencie Europejskim na współudział w decyzjach dotyczących Europy. Tu nie tyle boję się Unii, ile tego, czy wybierzemy dobrych reprezentantów do Parlamentu Europejskiego.

Niebezpieczeństwo hegemonii ekonomicznej i złych wpływów moralnych już istnieje. Wejście do Unii tych niebezpieczeństw nie pogłębi, a może dać możliwość obrony, jeśli nasze społeczeństwo będzie miało dobry kościec moralny. Zarówno Ojciec Święty, jak Episkopaty krajów należących do Unii spodziewają się, że Kościół w Polsce pomoże w Europie wzmocnić rolę wartości chrześcijańskich. Toteż w dokumencie „Biskupi polscy wobec integracji europejskiej” (21 marca 2002) jest napisane: „Troska o należne Polsce miejsce w strukturach europejskich nie może ograniczać się wyłącznie do aspektów ekonomicznych i politycznych. Polska pragnie nadal trwać w Europie »jako państwo, które ma swoje oblicze duchowe i kulturalne, swoją niezbywalną tradycję historyczną związaną od zarania dziejów z chrześcijaństwem« (Jan Paweł II)”.


Bp Adam Dyczkowski
biskup zielonogórsko-gorzowski

Już książę Mieszko I włączył Polskę do Europy, oddając ją pod opiekę Stolicy Apostolskiej. Dlatego nie wyobrażam sobie Polski poza Europą. Trzeba sobie jednak uczciwie powiedzieć, że Unia Europejska nie jest instytucją charytatywną. Wprawdzie tzw. polityka strukturalna Unii Europejskiej ułatwi

polskim przedsiębiorcom prowadzenie przedsiębiorstw nawet w innych krajach członkowskich, a także sprzedaż swoich produktów, ale trzeba się będzie solidnie napracować, aby sprostać standardom europejskim. Program ochrony środowiska naturalnego UE gwarantuje nam dostęp do środków finansowych, których Polska sama nie mogłaby przeznaczyć na ten cel. Uczniowie, studenci i pracownicy pragnący doskonalić swoje kwalifikacje będą mogli korzystać z licznych programów szkoleniowych organizowanych przez Unię. Jednym ze sposobów walki z bezrobociem będzie możliwość pracy w krajach członkowskich. Poza tym Unia Europejska zapewnia państwom członkowskim stabilność polityczną i wyklucza konflikty zbrojne.

Trudno w tak krótkiej wypowiedzi wyczerpać całą problematykę. Sądzę jednak, że już te korzyści płynące z przystąpienia do Unii Europejskiej, które wymieniłem, nie są do pogardzenia.


Bp Antoni Pacyfik Dydycz
biskup drohiczyński

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie redakcji. Po pierwsze - nie wiemy do końca, na jakich podstawach opiera się proces integracji europejskiej (wciąż opracowywana jest unijna konstytucja). Po drugie - nie wiemy, na jakich warunkach Polska ma wejść do Unii. Niepokoją ostatnie doniesienia o

wecie Brukseli wobec polskiej propozycji podziału pieniędzy na dopłaty bezpośrednie dla rolnictwa. Wygląda na to, że rząd wynegocjował w Kopenhadze inne warunki niż te, które nam się obecnie proponuje. Odnoszę wrażenie, że nasi negocjatorzy albo nie wiedzą, z kim rozmawiają, albo zapominają o tym, w czyim imieniu rozmawiają.

Po trzecie - nie należy mieszać konkretnej struktury z wartością, jaką jest jedność. Jedność na pewno jest czymś pozytywnym; pokazuje to już Biblia. Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy modli się, aby uczniowie stanowili jedno, tak jak On stanowi jedno z Ojcem (por. J 17,11). Oczywiście, ewangeliczny wymiar jedności stawia nam poprzeczkę wysoko, ale właśnie ten ideał wyraźnie wskazuje, że w dążeniu do jedności nie może chodzić jedynie o jakiś interesowny związek.

Struktura, z którą mamy do czynienia, popełnia nadużycie, nazywając siebie Unią Europejską. Powinna się raczej nazywać UniąZachodnioeuropejską. Ponadto daleko jej jeszcze do pełnej jedności, na co wskazuje Jan Paweł II. Jest to wciąż swego rodzaju kartel, który broni własnych interesów gospodarczych. Nie wiadomo, czy takie gospodarcze zjednoczenie nie zawiera zarodków napięć i konfliktów. Tam, gdzie chodzi tylko o interesy gospodarcze, o trwałą jedność trudno.

Możemy mieć żal do tych, którzy ludzi patrzących krytycznie na Unię natychmiast nazwali „ciemnogrodem”, sobie przypisując monopol na postępowość, jak to już przerabialiśmy w PRL-u. Niestety, „Tygodnik Powszechny” ma w tej dziedzinie poważne uchybienia. Patrzeć krytycznie nie oznacza automatycznie „być przeciwnikiem”. Zauważmy, że tylko krytyczne spojrzenie może wnieść coś pozytywnego do projektowanej jedności. Nie po to zresztą wywalczyliśmy wolność, by nasze myślenie poddawać pod nową niewolę.


Bp Andrzej Dzięga
biskup sandomierski

Nie jestem w stanie w tej chwili odpowiedzieć na pytanie postawione przez redakcję „Tygodnika Powszechnego”. Ciągle jeszcze gromadzę i rozważam argumenty za i przeciw Unii, więc nie podjąłem jeszcze decyzji, jak będę głosował. Oczekuję na nowe argumenty i śledzę rozwój wydarzeń.


Abp Tadeusz Gocłowski
metropolita gdański

„TP”, który śledzi moje wypowiedzi, na pewno zna mój stosunek do Unii Europejskiej. Zastanawiam się jednak, czy imienna ankieta wśród biskupów-ordynariuszy nie zostanie odczytana jako forma agitacji ze strony biskupów „za” lub „przeciw” Unii. Biskupi mają zróżnicowane poglądy na ten temat,

ale, co Kościół wielokrotnie podkreślał, ich poglądy nie mogą być odczytywane jako wiążące dla wiernych stanowisko Kościoła. Moje obawy nie są bezpodstawne. W bibliotece parafialnej Serca Jezusowego w Gdańsku-Wrzeszczu spotkałem diecezjanina, który wyznał mi, że źle o mnie mówił (spowiadał się z tego), ponieważ powiedziałem kiedyś, że jestem za Unią, a „UE to przecież duże zło”. Wypożyczał książkę św. Augustyna „O Trójcy Świętej”. Jest to więc ktoś, kto poszukuje głębszej refleksji religijnej. Przypuszczam, że po prawie dziesięciu minutach rozmowy, o jaką go poprosiłem, nie będzie się już spowiadał z tego, że myśli inaczej o UE niż jego ordynariusz. Boję się jednak upolitycznienia wyników ankiety oraz konsekwencji podziału polskiego Episkopatu na tych, co powiedzą „tak” i tych, co wybiorą „nie”. Trzeba więc raz jeszcze podkreślić: Kościół nie będzie nakłaniał do zajęcia takiego bądź innego stanowiska.

Jestem za wejściem Polski do struktur europejskich - nie możemy skazywać się na samotność w Europie. Naszym obowiązkiem jest jednak zagwarantowanie przestrzegania wartości podstawowych, wpływających na polską tożsamość. W aneksie do traktatu akcesyjnego powinno więc znaleźć się to, co dotyczy naszej kultury, rzutuje na tożsamość narodu i państwa, dotyczy zabezpieczenia fundamentalnych wartości: obrony życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, kształtu małżeństwa i rodziny traktowanej jako związek mężczyzny i kobiety. Natomiast szczegółowe sprawy, na pewno trudne, nie mogą być przedmiotem kościelnych nacisków. Ich uregulowanie jest zadaniem specjalistów. Podkreślenie tego uważam za swój obowiązek.


Bp Marian Gołębiewski
biskup koszalińsko-kołobrzeski

Kopenhaga to ważny etap w drodze dziesięciu państw-kandydatów do Unii Europejskiej, a wśród nich również Polski. Nie jest to etap ostateczny ani najważniejszy, chociaż ma dużą wymowę propagandową, polityczną, a przede wszystkim psychologiczną. Wejście Polski do Unii widzę jako jeden z ważnych elementów o wiele szerszego procesu integracji europejskiej, który dla nas rozpoczął się z chwilą wejścia Polski do kręgu państw chrześcijańskich, a potem przybierał różny kształt w ciągu wieków burzliwej historii kontynentu. Po II wojnie światowej Europa, boleśnie doświadczona dopiero co pokonanym totalitaryzmem, zapragnęła integracji jako antidotum na wojny, rozdarcia, eksterminacje narodów, podziały itd. Zaczęło się bardzo skromnie, od Wspólnoty Węgla i Stali, chociaż wielcy statyści powojennej Europy marzyli o czymś znacznie głębszym i większym. I tak stopniowo kształtowała się koncepcja Wspólnoty, a potem Unii Europejskiej.

Większość dotychczasowego życia przeżyłem w PRL-u: od 8. do 52. roku życia. Tu zdobyłem wykształcenie i podjąłem pracę jako kapłan. Na szczęście mogłem też udać się na studia zagraniczne, by pogłębić swoją wiedzę teologiczną i poznać Europę, wówczas owoc zakazany dla ludzi zza żelaznej kurtyny. Podróżując po świecie z paszportem PRL-owskim niejako namacalnie odczuwałem konsekwencje jałtańskiego podziału Europy: Europa wolna i zniewolona, bogata i biedna, rozwijająca się i pogrążona w stagnacji. Myślałem wówczas: tak być nie może, to musi się zmienić. Nadszedł wreszcie rok 1989, który przyniósł zmianę ustrojową, a po Kopenhadze perspektywa wejścia do Unii staje się zupełnie realna.

Za integracją europejską przemawiają do mnie następujące argumenty: geograficzny, historyczny, polityczny i gospodarczy. Geografia, zwłaszcza polityczna powojennej Polski, umiejscawia nas w Europie, i to nie na jej peryferiach, ale w samym centrum. Z historii trzeba wyciągać wnioski. Polska padała ofiarą potężnych sąsiadów. Przynależność do struktur europejskich jest postulatem jej bezpieczeństwa i niezawisłości. Z tym łączy się polityka, która często obracała się przeciw Polsce. Trzeba zabezpieczać przedpola, by zmiana koniunktury politycznej nie była wykorzystana na naszą niekorzyść. Wejście do Unii jest również szansą gospodarczą, chociaż wiemy, że gospodarką nie załatwimy wszystkich problemów, bo przekraczają one wymiar czysto ekonomiczny. Nie czuję potrzeby rozwijania tego wątku. Podstawą integracji są nasze wspólne korzenie chrześcijańskie, dziedzictwo kultury i cywilizacji judeochrześcijańskiej oraz tysiącletnia historia naszego narodu. Nie chciałbym, aby Polska skazana była na izolację i wyobcowanie w rodzinie państw europejskich. Zasługuje ona na swoje miejsce w sercu Europy, we wszystkich jej strukturach i wymiarach. Nie możemy skazywać kraju na niepewność wobec zmieniającej się koniunktury politycznej. Razem z innymi narodami Europy trzeba nam będzie budować naszą przyszłość i europejski ład. Możemy wnieść do Europy naszą religijność, duchowość, intuicję, spontaniczność, inwencję, i uczyć się od Europy trzeźwego myślenia, dokładności, solidności i porządku. Skorzystać trzeba z okazji, by nasza „sarmacka natura” wypowiedziała się językiem bardziej uniwersalnym, językiem czynu, sukcesu i wartości.


KARD. Henryk Gulbinowicz
metropolita wrocławski

Do Unii - tak, ale nie byle jak. Należy zwrócić uwagę nie tylko na ekonomiczne korzyści, które ewentualnie będziemy czerpali po wstąpieniu do Unii Europejskiej, ale także na to, by zapewnić wartościom duchowym naszego narodu odpowiednie miejsce. Przecież ponad 90 proc. Polaków to katolicy.

Europa zapewne podzieli się z nami osiągnięciami technicznymi. My zaś powinniśmy się podzielić z Europą tym, czym naród polski od tysiąca lat żyje. Ciekawą opinię wyraził w tym kontekście Stephan Biller (wiceprzewodniczący Fundacji Roberta Schumana w Luksemburgu oraz doradca Europejskiej Partii Obywatelskiej ds. relacji z organizacjami religijnymi) w artykule pt. „Czy w procesie integracji z Unią Europejską stracimy tożsamość narodową?”. Jego zdaniem Polska, wchodząc do Unii, wniesie do niej duszę. Nieczęsto ludzie Zachodu potrafią w taki sposób docenić nasze historyczne dziedzictwo. Ważne, byśmy umieli nie tylko dzielić się tymi wartościami, ale także zagwarantować sobie warunki, by je w dalszym ciągu twórczo rozwijać.

A zadania na dziś? Przede wszystkim trzeba ludzi rzetelnie przygotowywać do tego, że integracja będzie także kosztować, nie od razu przyniesie dobrobyt. Ważnym zadaniem jest również przekonanie wszystkich sił politycznych do potrzeby integracji. Jeśli się to nie uda, istnieje ryzyko, że do Unii nie wejdziemy.


Bp Włodzimierz R. Juszczak
biskup wrocławsko-gdański Kościoła greckokatolickiego

Grekokatolicy są obywatelami Polski i nie jest im obojętne, jaką drogę ekonomicznego, politycznego i moralnego rozwoju wybierze nasza ojczyzna. Jak cały Kościół w Polsce zdajemy sobie sprawę, że wstąpieniedo UE niesie ze sobą zagrożenia, zwłaszcza na płaszczyźnie moralnej i religijnej. W każdym systemie politycznym człowiek bierze jednak indywidualną odpowiedzialność za wybory moralne, a zadaniem Kościoła jest pomaganie wiernym w podejmowaniu wyborów właściwych. Niezależnie od członkostwa w UE, będziemy musieli takie decyzje podejmować.

Perspektywa wejścia Polski do Unii jest dla polskiego Kościoła wezwaniem do zintensyfikowania pracy ewangelizacyjnej. Spodziewany rozwój gospodarczy, mam nadzieję, przełoży się na poprawę warunków życia rodzin. Biorąc pod uwagę ciężką sytuację materialną dużej części społeczeństwa, taka zmiana byłaby niewątpliwym dobrem. Patrzę na ten problem także z perspektywy rodzin greckokatolickich, z których wiele dotkniętych jest bezrobociem.

Zniszczenie struktur i instytucji kościelnych, krwawe prześladowania hierarchii, duchowieństwa i wiernych, utrata bazy materialnej, to tylko niektóre z bolesnych doświadczeń Kościoła greckokatolickiego w krajach totalitarnych w ubiegłym stuleciu. W krajach demokratycznych, mimo wielu wydarzeń historycznych, jakie nękały świat, nasz Kościół istniał i rozwijał się. Wejście Polski do UE będzie dla nas gwarancją, że żadne „wichry historii” nie zniszczą tego, co mozolnie odbudowujemy w Polsce i na Ukrainie. To dla nas ważny argument za wejściem do Europy, choć boję się, że bycie w strukturach europejskich skłoni niektórych do budowy „żelaznej kurtyny” między Zachodem a W schodem, zwłaszcza między Polską i Ukrainą.

Polska jest dla Ukrainy oknem na zachodni świat. Jeżeli je zamkniemy, wówczas mog ą otworzyć się wrota na W schód. Już to w historii przerabialiśmy i nie daj Boże, aby miało się powtórzyć.


Abp Zygmunt Kamiński
metropolita szczecińsko-kamieński

Kiedy myślę o zjednoczonej Europie, wspominam jej architektów, ojców Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a później UE: Alcide de Gasperiego, Roberta Schumana, Konrada Adenauera. Wszyscy oni doświadczyli wojny, w której skompromitowały się Niemcy, Włochy i Francja. Chcieli dokonać czegoś nowego, przełamać przeszłość. Udało im się, gdyż zmierzali do zjednoczenia powojennej Europy, odwołując się do chrześcijańskich inspiracji. Warto zauważyć, że toczą się procesy beatyfikacyjne dwóch z nich.

Integracja może przynieść wiele pożytku, ale wśród Polaków istnieją również lęki. Nie można niczego czynić zbyt szybko, a projekt europejski nie jest dogmatem wiary. Kiedy przygotowywaliśmy stanowisko Episkopatu w sprawie integracji, wiele o tym dyskutowaliśmy. Nasze obawy koncentrowały się wokół spraw od lat poruszanych: problemu rodziny, małżeństwa, aborcji, eutanazji. Ale to nie są tylko obawy kościelne. Dla przykładu, demografowie biją na alarm, że polskie społeczeństwo się starzeje. Powsta-je problem, czy za kilkadziesiąt lat, za sprawą dopuszczanej aborcji, nasz kraj nie znajdzie się na skraju katastrofy? Kto będzie utrzymywał ludzi, którzy przejdą na emeryturę?

Kwestie aborcji i eutanazji są sprzeczne nie tylko z prawem Boskim, ale również z ludzkim - nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Widać wyraźnie, że obawy związane z liberalnym prawem europejskim muszą istnieć. Ale problemy te nie znikną, bez względu na to, czy wejdziemy do UE, czy też nie.

Po wejściu Polski do UE i otwarciu granic region zachodniopomorski będzie miał najbardziej bezpośredni kontakt z obywatelami krajów UE. Będziemy ich podejmować w sposób godny i właściwy. Zaprezentujemy Zachodowi wszystko to, co jest naszym kulturowym i duchowym bogactwem.


Bp Zbigniew Kiernikowski
biskup siedlecki

Wola jednoczenia się Europy - jak zresztą wszystkich społeczeństw - jest godna jak największej uwagi i zainteresowania. Dążenie do jedności, pojednanie wchodzi w zakres perspektywy i misji Kościoła. Problemem jednak w przypadku Unii Europejskiej jest forma i sposób tego jednoczenia się, a także - i to może być najważniejsze i najtrudniejsze - motywy i cele. Istotne są więc pytania: czy tym tendencjom przyświeca dobro człowieka widziane w całej pełni, człowieka jako dziecka Bożego, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, czy też służą one wyakcentowaniu i zaspokojeniu tylko pewnych sfer życia człowieka (np. interesy ekonomiczne obok czy mimo dobra etycznego, duchowego); czy ma się na uwadze dobro szerokiej społeczności obywateli, jak i poszczególnych członków każdego z narodów, czy też chodzi głównie o dobro tylko pewnych elit (grup).

Przyglądając się dyskusji i sposobom prezentowania integracji w ramach aktualnej Unii Europejskiej, prowadzonej obecnie w oficjalnych mediach, nie mogę się oprzeć rosnącemu we mnie, w miarę tej propagandy (używam tego słowa w neutralnym znaczeniu), wrażeniu, że propagatorom mniej zależy na tym, aby to był proces organicznego wzrostu narodów i w pełni pojętego dobra osób oraz świadomego, to znaczy wynikającego z pełnej informacji, w pełni wolnego wyboru, ile raczej - jak się wydaje - chodzi o spełnienie zamiarów polityki określonych grup i partykularnych interesów pod zasłoną postępu i dobra dla wszystkich, które pozostają bliżej nieokreślone.

Brak pełnej, solidnej, wielostronnej, w miarę możliwości obiektywnej informacji przy jednoczesnym mówieniu „jednym językiem”, budzi obawy, żeby nie była to próba powtórzenia eksperymentu z wieżą Babel. Wtedy też mieli jedną mowę, używali tych samych słów i chcieli uczynić sobie znak, aby się nie rozproszyć. Wszystko to czynili tylko własnym zamysłem i własnymi siłami (zob. Rdz 11,3-4). Zabrakło pokory przed Bogiem i otwartości na „język” drugiego, innego. Nadto szczególnie niepokoi łatwość potraktowania przez negocjatorów ważnych dla nas, wierzących, zasad etycznych co do koncepcji życia (od poczęcia do naturalnej śmierci), określenia form życia (małżeństwo, związki homoseksualne, adopcja dzieci przez nie) oraz tradycji i wartości chrześcijańskich. Aspekt ekonomiczny jest ważny, ale stosunkowo łatwy do nadrobienia. Aspekt antropologiczny i religijny - konkretnie chrześcijański - jest w procesie zjednoczeniowym o wiele bardziej subtelny i pociąga za sobą konsekwencje idące o wiele dalej i głębiej. Trzeba pamiętać, że ludźmi rozłożonymi moralnie łatwiej manipulować i podporządkowywać ich określonym koncepcjom. Stąd obawy, aby nie było to próbą sięgania nieba (zob. Rdz 11,4).

Patrząc od strony praktycznej przeraża liczba szczegółowych przepisów dotyczących wszystkich dziedzin życia i zmuszających do określania i definiowania wszystkiego, według z góry i centralnie określonych tendencji. Tego rodzaju tendencje do unifikacji wszystkiego mogą uczynić życie uboższym w treści i ograniczać wolność.

Z drugiej strony zdaję sobie także sprawę, że nie jest rozwiązaniem postawa wyrażająca się w zdefiniowanym z góry życzeniu: „oby Pan Bóg nas zachował od Unii Europejskiej!”. Zamknięcie się a priori na zagadnienie Unii Europejskiej, które konkretnie staje przednami, może bowiem w praktyce okazać się też zamknięciem na pro-ces zjednoczeniowy w ogóle i na budowanie wspólnoty narodów, a zmierzać do pielęgnowania postaw zachowawczych, które nie harmonizują z duchowością chrześcijańską i misją Kościoła, chociażby odwoływały się do wartości chrześcijańskich i stawały w ich obronie. Istnieje bowiem zawsze niebezpieczeństwo odrywania tych wartości od dynamiki życia chrześcijańskiego, tak że mogą one stać się pewnym „martwym” dobrem. Chodzi o subtelny klucz otwartości, którym jest wynikaj ące z wiary w Jezusa Chrystusa stałe ryzykosiebie wobec drugiego.

Tymczasem mam wrażenie, iż z jednej i z drugiej strony ideologia i propaganda biorą górę nad rzeczywistością. Jest zapewne mała troska o naszą właściwą, tzn. polską i tradycyjnie chrześcijańską wewnętrzną tożsamość w przedstawianiu i prowadzeniu (negocjowaniu) warunków. Zjednoczenie jest bowiem możliwe tylko przy świadomości własnej tożsamości - inaczej może zajść wchłonięcie i podporządkowanie. Z drugiej strony określenie i przeżywanie własnej tożsamości nie może przemienić się w nietolerancję wobec drugiego i zamknięcie się przed drugim.

W miarę zbliżania się do wyznaczonej daty opowiedzenia się w referendum coraz trudniej mi o jasność rozeznania co do tego, jaka winna być decyzja. Jest to powodowane nie tyle samym faktem tendencji zjednoczeniowych i ich możliwymi pozytywnymi rezultatami czy ewentualnymi brakami lub stratami. Takie bowiem są możliwe przy każdym procesie i zawsze w pewnej mierze wystąpią. Trudności co do jednoznacznej decyzji pochodzą raczej ze sposobu propagowania stojącego przed nami faktu i programów, jakie się przedstawia w ramach Unii Europejskiej. Powstają bowiemwątpliwości co do czystości intencji i zamiarów odnośnie do proponowanej unifikacji oraz konkretnych rozwiązań, z których nie wszystkie dadzą się pogodzić z chrześcijańskimi zasadami, wynikającymi z wiary. Jako biskup widzę potrzebę rzetelnej i do końca pełnej, wyczerpującej, uczciwej informacji oraz wolnej dyskusji w środkach masowego przekazu, a ograniczenia tej czasem tak subtelnej demagogii, obecnej już na terenie szkolnym. Widzę nadto konieczność formacji człowieka - chrześcijanina. Wiem, że jest to proces długotrwały i w każdym pokoleniu nowy. Jest to dziedzina wielorako obciążona, co jednak ani nie zwalnia z pracy, ani nie może nam zabrać nadziei do stałego podejmowania kroków w kierunku kształtowania człowieka i chrześcijanina. Jako biskup nie widzę dzisiaj możliwości wyrażenia jednoznacznej opinii co do Unii Europejskiej w formie „za” czy „przeciw”. Będę z ludem tam, gdzie lud się znajdzie, niezależnie od tego, co wybierze.


ABP JAN MARTYNIAK
metropolita przemysko-warszawski Kościoła greckokatolickiego

W sceptycznych głosach przeciwników UE zdaje się brzmieć dawne echo pojałtańskiego podziału Europy. Już raz odrzuciliśmy pomoc z Zachodu i stworzyliśmy blok RWPG, czego skutki odczuwamy do dzisiaj, bo dzisiejszy stan rolnictwa i gospodarki to właśnie smutne dziedzictwo RWPG. Ściślejsza integracja z Rosją, Białorusią, Ukrainą, Bułgarią i Rumunią, czy rozwój handlu z Azją, Ameryką Południową, Afryką mają stworzyć dla Polski dobry system rozwoju niezależny od UE? Chyba każdy zdrowo myślący Polak widzi, że dla polskiej gospodarki i geopolitycznego położenia integracja z UE wydaje się najkorzystniejsza. Nie jesteśmy bogatą Norwegią czy Szwajcarią, byśmy stali poza jednoczącą się Europą.

Część społeczeństwa boi się utraty z trudem zdobytej wolności, niezależności i polskości. Wszystkie kraje UE, nawet te najmniejsze, po kilkunastu latach są niezależne i dają tego dowody, a przykładem jest choćby Irlandia. Wydaje się, iż Polacy mają bardzo silną kulturę, która nie rozpłynie się w Unii. Dzisiaj trudno mówić o pełnej niezależności narodów, powiązanych systemami gospo-darczymi i politycznymi, zawartymi z korzyścią dla społeczeństw. W podtekstach wypowiedzi niektórych polityków niechętnych UE widzi się miejsce Polski raczej we wschodnim bloku. Wielu z nas doświadczyło już „dobrodziejstwa” takiego związku. Sam czekałem na paszport 10 lat. Widziałem zamknięte granice, kontrole z psami i cyniczne spojrzenia straży granicznych „demoludów”. Warto o tym pomyśleć przed referendum.

Trzeba słuchać słów Księdza Prymasa i zawierzyć Bożej Opatrzności, a nie siać strach i kasandryczne wróżby. Straszy się też nas utratą wiary, religii, moralności - ale co to za wiara, której trzeba bronić granicami i gettem? Co to za moralność, która się broni przed wejściem ze swoimi przekonaniami do Europy? Czyżby nasza wiara była taka słaba? Wiemy, że kraje Zachodu utrzymują w świecie:szkolnictwo, szpitalnictwo, różne dzieła charytatywne; wiemy, jak wiele pomagają wschodniemu blokowi. Zło jest wszędzie w świecie i taki świat trzeba ewangelizować, trzeba pokazać oblicze Chrystusa, pokazać naszą wiarę, moralność, szacunek dla życia i rodziny oraz dla społeczeństw, które przeżywają kryzys wiary.

Boimy się utraty ziemi. Widzę w Bieszczadach tysiące hektarów leżących odłogiem. To samo jest na północy kraju. Może właśnie system unijny pomoże to zagospodarować, skoro sami nie potrafimy? Nikt nam ziemi z Polski nie wywiezie, potrzebne są mądre prawa, a nie takie, że „sam nie zjem i drugiemu nie dam”.

Dobrze by było przestać myśleć w kategoriach „boso, ale w ostrogach” i zacząć bardziej akcentować pozytywne strony UE. Tych jest na pewno więcej niż negatywnych. Politycy, którzy tak często w Sejmie teatralnie występują przeciwko UE, powinni głębiej pomyśleć -w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość społeczeństwa i kraju.


Abp Henryk Muszyński
metropolita gnieźnieński

Kościół katolicki nie jest ani stroną, ani jedną z instytucji pozarządowych, ani też ramieniem religijnym rządu. Jest instytucją autonomiczną, niezależną, mającą własne zadanie i posłannictwo. Stąd nie można od Kościoła oczekiwać prostej odpowiedzi: „za” lub „przeciw” Unii.Biskupi polscy w swoim „Słowie” na temat Unii z 21 marca 2002 r. stwierdzają, że wspierają działania jednoczące Europę, respektujące fundamentalne prawa człowieka, służące integralnemu rozwojowi osoby ludzkiej, poszanowaniu godności osoby i życia ludzkiego, dobru rodziny, małżeństwa jako trwałego związku mężczyzny i kobiety, a także promujące dobro wspólne w wymiarze narodowym i państwowym. Kościół podaje kryteria i opowiada się za metodami demokratycznymi w wyrażaniu woli narodu. Osąd w tych sprawach pozostawia jednak sumieniu wiernych.

Nie ulega wątpliwości, że referendum w sprawach podlegających głosowaniu stanowi najbardziej demokratyczną formę decyzji społecznej. Ocena innych kryteriów w odbiorze społecznym jest zróżnicowana. Podstawowe wartości, cele i zadania Unii określi dopiero przyszły Traktat Europejski, nad którym pracuje Konwent. Biskupi zabiegają, aby rząd RP postarał się o umocowanie wyżej wymienionych kryteriów w traktacie akcesyjnym Polski i żywią nadzieję, że tak się stanie. Pozwoli to ludziom wierzącym podjąć decyzję zgodną z fundamentalnymi wartościami chrześcijańskimi i własnym sumieniem. Gdyby jednak te wartości nie doczekały się pełnego unormowania prawnego, nikt nie może nam zabronić być ich wiarygodnymi świadkami we współczesnym świecie, gdyż stanowią one niezbywalną część chrześcijańskiej tożsamości.

Sprawa Unii, która zadecyduje o losach narodu na wiele dziesiątków lat, nie jest obca Kościołowi. Po zakończeniu negocjacji akcesyjnych, dotyczących głównie warunków ekonomicznych, uwaga nasza powinna skupić się nad tym, d l a c z e g o zabiegamy o wejście do Unii i z c z y m zamierzamy do niej wejść. Wymaga to realnej i spokojnej oceny zagrożeń, wyzwań i korzyści, które wynikają z naszej akcesji, pamiętając, że nie tylko to, co wymierne, liczy się dla przyszłości.

Europa jest wielością i różnorodnością w jedności. W dużej mierze od nas samych zależy, czy będziemy umieli zachować to wszystko, co jest w nas dobre i wyróżnia nas od innych narodów, w tym także naszą religijność i żywotność wiary. Jeżeli dorośniemy do nowej miary wyzwań, wyjdziemy z tej próby umocnieni w naszej tożsamości. Nie jest to jednak wyłącznie nasza sprawa, także Ducha św., który żyje i działa w Chrystusowym Kościele. Powinniśmy uczynić wszystko, aby spotkanie Wschodu i Zachodu odbyło się z korzyścią, a nie stratą którejkolwiek ze stron.


Abp Stanisław Nowak
metropolita częstochowski

Jestem za wstąpieniem mojej ojczyzny do Unii Europejskiej: powinniśmy tam być i kształtować jej chrześcijańskie oblicze. Oczywiście jest to tylko moje zdanie. Nie chcę niczego sugerować moim diecezjanom.

Od początku Polska przynależy do Europy o chrześcijańskich korzeniach, w której prawa jednostki są trwałą wartością zarówno w wymiarze doczesnym, jak wiecznym. Do zajęcia takiego stanowiska skłania mnie nasza bole-sna, narodowa historia: walki nie tylko w obronie bytu i tożsamości rodaków, ale także innych narodowości. Nie zapominam też, że w historii mojego kraju, poza latami wojen i przelewania krwi, były czasy tolerancji wobec ludzi inaczej myślących i wierzących oraz realizowania wartości na wskroś europejskich. Poparcie dla Wspólnoty znajduję też w nauczaniu Jana Pawła II.

Oczekuję od Wspólnoty Europejskiej, że będzie się opierała na chrześcijaństwie, że będzie mocnym drzewem wyrastającym ze zdrowego gruntu. Przejawem tego oparcia, mam nadzieję, będzie odwołanie do Boga osobowego w preambule konstytucji europejskiej oraz ochrona życia ludzkiego od pierwszych jego chwil do naturalnej śmierci. Obrona tych wartości i nakłanianie innych do ich respektowania będą skuteczniejsze, jeśli będziemy je prowadzić ze środka struktur, a nie w izolacji wobec nich. Możemy przecież wnieść sporo dobra w dorobek Europy i świata. Świadom trudności, jakie nieuchronnie na nas czekają, z ufnością jednak patrzę w przyszłość. Jako arcybiskup Częstochowy, swoje zaufanie opieram na imieniu Maryi - naszym drogowskazie i pomocy.


Bp Alojzy Orszulik
biskup łowicki

Trudno mi nie być za wejściem Polski do Unii Europejskiej, skoro jako członek Konferencji Episkopatu Polski podpisałem dokument pt. „Biskupi polscy wobec integracji europejskiej”. Idea zjednoczonej Europy jest bliska Stolicy Apostolskiej i osobiście Ojcu Świętemu. Jan Paweł II mówił o tym w Sejmie RP podczas pielgrzymki do ojczyzny w 1999 roku, a ostatnio w parlamencie włoskim. W swoim nauczaniu podkreślał wielokrotnie, że proces zjednoczenia, który jest dobrem, a nie złem koniecznym (jak niektórzy uważają), powinien dokonywać się w taki sposób, aby nie utracić niczego istotnego z tradycji właściwych każdemu krajowi czy regionowi, aby „nie pomniejszać odpowiedzialności u podstaw lub w ciałach pośrednich”. Papież często mówił o odchodzeniu przez Europę od swoich korzeni chrześcijańskich, a przecież „prawdziwa wspólnota ludzka nie może istnieć bez tych wartości kulturalnych i duchowych, dzięki którym człowiek staje się przede wszystkim człowiekiem”. Zjednoczona Europa, której potrzebuje świat, musi zatem podlegać procesowi reewangelizacji. Jedność w różnorodności, jedność przy zachowaniu tożsamości narodowej poszczególnych państw, może być zatem wielką szansą i zbliżyć nas do źródeł i chrześcijańskich korzeni Starego Kontynentu. Nie możemy patrzeć na Unię Europejską jako na byt li tylko ekonomiczny, choć tego aspektu nikt rozsądny nie powinien lekceważyć. Zjednoczona Europa może stać się rzeczywistością, która przede wszystkim zbliży ludzi do siebie. Wiele zależy od nas. Jest to szansa, którą można wykorzystać dla dobra naszej ojczyzny, ale można ją także zmarnować. Przeciwnicy zjednoczenia nie pokazali jak do tej pory rozsądnej alternatywy.

Oczywiście, szkoda, że Polska nie mogła być włączona w orbitę chrześcijańskich krajów zachodniej Europy, kiedy tam kształtował się nowy porządek polityczny i gospodarczy, że Polska nie mogła skorzystać za sprawą komunistycznych władz z Planu Marshalla, który przyniósł zysk - szczególnie w rolnictwie. Włączenie Polski w blok socjalistyczny spowodowało zacofanie gospodarcze, którego do dzisiaj doświadczamy. Ale historii nie zmienimy. Nie zapominając zatem o niej, musimy patrzeć w przyszłość.

Szczerze powiem, że lękiem napełniają mnie niebezpieczeństwa w wymiarze wartości moralnych, relatywizm i rozmywanie fundamentu cywilizacyjnego, jakim jest Dekalog. Podejmuje się próby ograniczenia wolności instytucjonalnej Kościoła. Lękiem napawa fakt, że w niektórych państwach Unii sankcjonuje się prawnie aborcję, eutanazję i małżeństwa homoseksualne. Takiej Europy nie akceptuję. Powiedzmy jednak od razu, że rozwiązania legislacyjne dotyczące wartości nie są, nie będą i nie mogą być narzucane krajom członkowskim Unii. Przyjęta właśnie przez rząd - a postulowana przez Episkopat - deklaracja w sprawie moralności i ochrony życia poczętego, która ma być dołączona do traktatu akcesyjnego, pozwala spojrzeć w przyszłość z większym optymizmem, mimo że niektórzy fanatyczni członkowie partii lewicowych w Polsce twierdzili ostatnio, że np. aborcja to standard europejski. Opowiadając takie niedorzeczności szkodzą idei integracji. Powstaje jednak pytanie, czy przy dzisiejszej globalizacji świata podobne niebezpieczeństwa ominą nas, gdy nie przystąpimy do Unii. Taki pogląd byłby naiwnością. Wszystko zależy zatem od nas, od siły naszej wiary.

Wierzę, że polscy negocjatorzy w dalszych pertraktacjach nad konstytucją europejską będą bronić tych fundamentalnych praw, na których będzie opierał się gmach Europy oraz rozwój osoby ludzkiej i tych środowisk, w których człowiek się rodzi, wzrasta i osiąga pełną dojrzałość odkrywając dobro i piękno zakorzenione w Bogu.


Abp Edmund Piszcz
metropolita warmiński

Jako pasterz Archidiecezji Warmińskiej, w której żyje prawie 30 proc. bezrobotnych, nie mam zbyt optymistycznych prognoz związanych z wejściem do Unii. Ludzie chcą pracować, a na ziemi, gdzie przez lata przeważały PGR-y, pracy nie znajdują. Wejście Polski do Unii przestrasza ich również z tej racji, że mają złe doświadczenia z zachodnimi inwestorami, którzy na ten teren przyszli, otworzyli, obiecali, ewentualnie coś polskiego przejęli, zamknęli, i nadal jest bezrobocie. Obawy biorą się także z braku przekonujących odpowiedzi na uzasadnione pytania i wątpliwości. Bezrobotnym brak nadziei, że będzie lepiej, a ich ubóstwo materialne pogłębia się z dnia na dzień. Jest więc rzeczą zrozumiałą, że ta sytuacja skutkuje surową oceną nie tylko rządzących, ale także Unii Europejskiej. Oni zmiany swego życia na lepsze się nie spodziewają i nie można się dziwić, że argumenty eurosceptyków są im bliższe.

Wielu ludzi, z którymi na ten temat rozmawiam, ucieszyłoby się, gdyby powstała Europa ducha. Ale tę piękną ideę przesłaniają problemy ekonomiczne, w których jesteśmy słabsi od Zachodu i musimy przyjąć dyktat innych. A ci inni podchodzą do nas w sposób zgodny z „rachunkiem ekonomicznym”, a nie ze zrozumieniem, że takie kraje, jak Hiszpania, Portugalia czy Irlandia, nie miały 40-letniej gospodarki socjalistycznej, która cofnęła Polskę ekonomicznie w stosunku do Zachodu. Rolnicy boją się konkurencyjności. Te same lęki towarzyszą rybakom nadmorskim, którzy też mieszkają w mojej diecezji. Nie brak także obaw, że z zachodnim sąsiadem nie mamy traktatu pokojowego, a tylko o potwierdzeniu granicy i dobrosąsiedzkich stosunkach. Wiemy, że tych wzbudzających lęk sytuacji jest więcej i nie chodzi o ich mnożenie. Chcę tylko zaznaczyć, że wszelkie zamierzenia, usiłujące nawiązywać do chrześcijańskich korzeni Europy i budować ją na trwałych wartościach ewangelicznych, schodzą w tym wypadku na plan dalszy. Przesłaniają je bowiem sprawy materialne, których przecież bagatelizować nie można.

Wejście Polski do Unii przyniesie, być może, korzyści, ale chyba następnym pokoleniom. Obecnie jednak ludzie młodzi, którzy nie widzą przed sobą przyszłości, a którym niczego się nie proponuje, nie mają złudzeń, że wejście do Unii coś w ich życiu zmieni. Te odczucia dzielę z moimi wiernymi, którym spieszymy z doraźną pomocą, ale jest ona niewystarczająca - potrzeba pomocy i zmian strukturalnych. Oby one nastąpiły.


Bp Andrzej Śliwiński
biskup elbląski

Wszyscy w Episkopacie jesteśmy „za”. Wydaliśmy nawet dokument w sprawie wejścia Polski do UE w marcu 2002 r.

Wejście do struktur europejskich nie może jednak dokonywać się w atmosferze euroen-tuzjazmu. Musimy dostrzegać także minusy. Najszybciej dadzą one o sobie znać na wsi, gdzie - obawiam się - upadnie sporo gospodarstw. Skoro przespaliśmy wiele wiejskich problemów i nie udało nam się znaleźć dla nich rozwiązania, czas przed wstąpieniem do Unii trzeba wykorzystać na przygotowanie polskiej wsi do innych warunków konkurencji i pracy. Euforia nie przesłoni ofiar, jakie nieuchronnie poniesiemy.

Integracja nie zagraża naszej tożsamości narodowej czy religijnej. To zresztą pole pracy dla Kościoła - troska o to, aby polskie świątynie nie wyludniły się za kilka lat. Wejście do UE jest znakiem czasu. Zmieni się nie tylko gospodarka czy standard życia ludzi. Także sposób funkcjonowania Kościoła.


Bp Adam Śmigielski
biskup sosnowiecki

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Polska powinna znaleźć się w strukturach europejskich. Przez zdecydowaną większość mojego życia żyłem w systemach totalitarnych, bezwzględnych i nieludzkich. Przed maturą, gdy podczas tzw. rekrutacji na studia wyższe dowiedziano się, że mój ojciec był przedwojennym oficerem, oświadczono, że najpierw na studia pójdzie chłop, następnie robotnik, a ja nigdy... Przez piętnaście lat nie dawano mi paszportu - osiemnaście razy otrzymałem odmowę wyjazdu tylko dlatego, że myślałem inaczej i byłem zaangażowany w sprawy kościelne jako ministrant. Na studia do Rzymu, a później do Jerozolimy, wyjechałem mając 39 lat - byłem jednym z najstarszych studentów tych uczelni i nie miałem prawa do ubezpieczeń społecznych. Takie doświadczenia jeszcze bardziej umocniły mnie w przekonaniu, że polskie korzenie tkwią w Europie, która od wielu stuleci przyjmowała najwybitniejszych Polaków, by ubogaceni wielką kulturą i nauką przekazywali te nieprzemijające wartości rodakom.

Podkreślam z całą siłą, że nie możemy wchodzić do struktur europejskich za wszelką cenę. Zostało to jasno sformułowane przez Komisję W spólną przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski 20 stycznia br., gdzie mówiono, iż w dokumencie akcesyjnym winny się znaleźć zapisy gwarantujące ochronę podstawowych wartości, takich jak ochrona życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci, ochrona małżeństwa rozumianego jako związek między mężczyzną a kobietą, oraz ochrona rodziny. Umieszczanie w preambule unijnej konstytucji invocatio Dei bez tych gwarancji byłoby zwykłym formalizmem.

Winniśmy dobrze poznać realia UE i to w sposób bezstronny. Społeczeństwo jest informowane raczej jednostronnie; ludzie są zdezorientowani. Mimo to obowiązkiem każdego Polaka jest wzięcie udziału w referendum - takie jest moje dogłębne przekonanie.

Jeszcze nie jesteśmy w strukturach UE, w konstytucji mamy odniesienie do Boga, a mimo to są u nas takie wady jak alkoholizm, narkomania, korupcja, powiązania z ugrupowaniami mafijnymi oraz głuchota na nauczanie Jana Pawła II. Jestem jednak przekonany, w oparciu o moje doświadczenie życiowe (wszedłem w siedemdziesiąty rok życia), że nigdy nie poddamy się procesowi, któryby nas oderwał od KORZENI. Mówiłem w przemówieniu noworocznym w katedrze sosnowieckiej, że idziemy do Europy z Bogiem, naszymi wspaniałymi tradycjami religijnymi, kulturą i głęboką wiarą. Z tymi wartościami pozostaniemy narodem suwerennym, nie do przezwyciężenia.


Abp Damian Zimoń
metropolita katowicki

Jednoczenie się Europy oceniam przede wszystkim w duchu „znaków czasu”, jako spełnianie się planów Bożych, jako szansę na pogłębienie powszechnego wymiaru Kościoła. Jedność jest wpisana w naturę Kościoła, a Europa rozbita i skłócona wydała już dość gorzkich owoców: wojen, cierpień i prześladowań. Myślę, że wypowiedzi Ojca Świętego nie pozostawiają wątpliwości co do kierunku, w jakim mamy iść.

W Unii istnieją oczywiście rzeczy, na które nie można się zgodzić. Podzielam troskę, że zjednoczenie kontynentu dokonuje się jakby „poza” czy „obok” wartości. Spodziewałem się, że w Europie zdecydowanie bardziej stanowcza będzie zwłaszcza obrona praw osoby i rodziny, że jasno określona zostanie rola tradycji chrześcijańskiej, a Kościoły uzyskają należny im status. Są to jednak bardziej wyzwania niż zagrożenia. Kościół zawsze najpiękniej dojrzewał, oczyszczał się i umacniał w niekorzystnych - po ludzku rzecz biorąc - okolicznościach.

Dlatego dostrzegam więcej ognisk nadziei niż obaw. Zjednoczenie Europy to szansa na stworzenie społeczeństwa bardziej sprawiedliwego, bogatego różnorodnością kulturową, żyjącego w pokoju. To wyzwanie, by wreszcie, po wielu wiekach podziałów, znów budować na całym kontynencie mosty pomiędzy wiarą a nauką, Kościołem a kulturą, mistycznym Wschodem i pragmatycznym Zachodem; szansa, by zaleczyć rany, które zadawały narodom Europy różne totalitaryzmy, nacjonalizmy i liberalne relatywizmy.

Oczywiście, perspektywa wejścia Polski do zjednoczonej Europy wywołuje - jak wszystko, co nowe i nieznane - wiele lęków. Przezwyciężanie lęku stanowi jednak osnowę całego nauczania Ojca Świętego. Jeśli Apostoł jest sparaliżowany lękiem, to znak, że jego zgoda na głoszenie Ewangelii Miłości nie jest bezwarunkowa. „W miłości bowiem nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18).

Jestem przekonany, że jako dzieło pokojowe o inspiracji chrześcijańskiej oraz wynik wzajemnego zaufania, budowa jedności europejskiej jest dziełem godnym poparcia. Choć jego rozwój - jak każda rzeczywistość ziemska - może ulec zaburzeniom, to wyrażam zgodę na ten ogromny projekt polityczny i humanistyczny.


Bp Zygmunt Zimowski
biskup radomski

Najpierw pragnąłbym przestrzec redaktorów „TP”, aby tak postawione pytanie nie spotkało się z zarzutem, że próbuje dzielić się polskich biskupów według jasnej kategorii - za Unią Europejską czy przeciw. Dla mnie, jako biskupa, sensowniejszymi byłyby pytania: co to znaczy być w Europie? do czego prowadzi jej zjednoczenie? jaka jest rola chrześcijanina w procesie integracyjnym?

Wracam do pytania postawionego przez „Tygodnik”. Opowiadam się za wstąpieniem do UE. Obawiam się jednak, że pierwszą w niej batalią będzie walka o kulturę i jej oblicze. Pragnę, abyśmy nie utracili w Unii naszej kultury, która płynie szerokim nurtemnatchnień mających źródło w Ewangelii. To ono zdecydowało w znacznym stopniu o ugruntowaniu się humanistycznego charakteru polskiej kultury w ciągu wieków. Boję się, aby nie traktowano jej jako reliktu przeszłości, przeznaczonego jedynie do eutanazji. Brońmy się przed „eutanazją kultur” w nowej europejskiej rzeczywistości. Pragnę w tej kwestii zacytować słowa kard. Josepha Ra-tzingera: „Katedry Europy są z kolei jakby starymi babciami chrześcijańskiej kultury kontynentu. One to uczą nieprzeliczone pokolenia katechizmu: tego, że łaska Boża jest koniecznie do zbawienia potrzebna i że Zycie jest mocniejsze od śmierci,że w zmienności historii nie zmienia się Prawda, bo całe pokolenia wychodzą wciąż i wchodzą pod misternie zdobionymi portalami, by uczestniczyć nadal w tej samej Ofierze dokonującej się na kamiennych ołtarzach. Katedry wreszcie są miejscami, w których odbiera się lekcję z historii Kościoła”.

Ojciec Święty Jan Paweł II przypomniał następującą prawdę o roli kultury chrześcijańskiej „starego kontynentu”: „Korzenie jedności Europy tkwią we wspólnym dziedzictwie wartości, którymi żyją poszczególne kultury narodowe. Istotą tego dziedzictwa są prawdy wiary chrześcijańskiej. A zatem na fundamencie tych ludzkich i chrześcijańskich wartości Europa może starać się o odbudowanie odnowionej i silniejszej jedności, odzyskując w ten sposób swoją ważną rolę do spełniania w historii trzeciego milenium. Ona w przyszłości może stać się dla świata jaśniejącą pochodnią cywilizacji, jeśli potrafi powrócić w zgodnej harmonii do swych źródeł: do lepszego, klasycznego humanizmu, podniesionego i ubogaconego przez chrześcijańskie Objawienie”.

Kończę moją wypowiedź słowami Cypriana Kamila Norwida: „Przeszłość to jest dziś, tylko cokolwiek dalej”. Myślę, że Europa powinna ciągle na nowo poszukiwać swojej tożsamości, powinna wierzyć swoim korzeniom, powinna szukać nowej przyszłości wyrastającej na gruncie zdrowej tradycji wiary i kultury.


Abp Józef Życiński
metropolita lubelski

„Dla zjednoczonej Europy nie ma alternatywy” - powtarzali wielokrotnie w auli synodalnej biskupi uczestniczący w ostatnim synodzie kontynentalnym drugiego tysiąclecia. Poszukiwanie alternatywy za wszelką cenę pojawia się wtedy, gdy lęk profilaktyczny zaczyna w nas górować nad poczuciem chrześcijańskiej odpowiedzialności za historię. Wielkie dzieła Boże zaczynały się od przezwyciężenia ludzkich lęków. „Nie bój się Ma-ryjo” mówił anioł w scenie Zwiastowania (Łk 1:30). „Wy się nie bójcie” powiedział do wylęknionych niewiast, które przyszły do pustego grobu (Mt 28:5).

Chrześcijaństwo uczy przełamywania lęków, także wtedy, gdy uleganie im oznaczałoby nawiązywanie do tej tradycji kulturowej, której symbolem był mur berliński i żelazna kurtyna. Byli tacy, którzy nawet tę tradycję usiłowali usprawiedliwić ideologicznie. Nawiązywanie do ich „dorobku” jest jednak dla chrześcijanina niedopuszczalne, gdyż tradycja ta była zaprzeczeniem dziedzictwa Ewangelii i stylu Apostołów niosących Dobrą Nowinę na krańce świata. Nie wolno nam dziś odchodzić od stylu apostołów i świętych, którzy kształtowali kulturę Europy, głosząc ewangelię życia i miłości wówczas, gdy dla skłóconych władców granice terytorialne i ambicje polityczne były ważniejsze od wartości duchowych.

Kościół obecny w sercu dramatów Europy kształtował jej duchowe oblicze. Wznosił uniwersytety, budował klasztory, ukazywał wzorce świętości, uczył radykalizmu, którego cenę stanowiła także krew męczenników. Nie wolno nam dziś zawierzać przyszłości naszego kontynentu wyłącznie biurokratom i ekonomistom. Nie wolno zapomnieć o wielkiej tradycji tylu pokoleń, po to, by zamknąć się w łatwym sceptycyzmie, pełnym lęków i uprzedzeń. Sceptycyzm nie stanowił nigdy systemu myślowego, w którym można by wyrażać chrześcijańskie przesłanie Dobrej Nowiny. Dla polskiej tradycji narodowej znacznie bardziej istotna była solidarność z potrzebującymi niż pragmatyczne podliczanie strat i zysków. Dziś, gdy Europa doświadcza wyjątkowo wielkich wyzwań kulturowych, nie wolno nam lekceważyć zobowiązującego przykładu tych naszych przodków, którzy konsekwentnie głosili zasadę „za wolność naszą i waszą”. Trzeba wspólnej troski o duchową wolność w świecie zdominowanym przez pragmatyzm i konsumpcję. Potrzeba nam w skali całego kontynentu konsekwentnego świadectwa duchowej wolności, ku której „wyzwolił nas Chrystus” (Gal 5:1). Zamiast dramatycznych walk opiewanych w tradycji, trzeba dziś mądrości wrażliwych serc, które potrafią realizować odważną wizję zjednoczonej Europy ducha, głoszoną konsekwentnie w całym pontyfikacie Papieża Polaka.

Opracowała Anna Mateja. Współpraca: ASk, MO, MZ.

Fotografie - Grzegorz Gałązka z wyjątkiem zdjęć: bpa Włodzimierza Juszczaka (archiwum Kurii Wrocławsko-Gdańskiej), bpa Zbigniewa Kiernikowskiego (archiwum Kurii Siedleckiej), bpa Andrzeja Dzięgi (Jarosław Kubalski - Agencja Gazeta), bpa Zygmunta Zimowskiego (Marcin Wołoszczak - Agencja Gazeta)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 6/2003