Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo przecież na przykład "Zniewolony umysł" Miłosza ukazał się przeszło pół wieku temu i od tego czasu nieustannie narasta biblioteka wspomnień, wyznań, dokumentów, analiz, kolejnych opracowań historycznych. Więc deklaracja złożona we wstępie ("Nie można godzić się na milczenie...") nijak ma się do rzeczywistości.
Potem zdziwiło mnie, że wprawdzie redagują dodatek stały współpracownik "TP" (a kiedyś przez kilka lat członek redakcji) i jeden z obecnych redaktorów, ale ten drugi nie odzywa się ani jednym słowem, a wszystkie cztery artykuły - prócz rozmowy z dwoma historykami - są autorstwa gości. Jaki więc jest stosunek obecnej redakcji "Tygodnika" do tez i wniosków owego kompendium? Nie wiem. A ta niewiedza jest poważnym problemem, ponieważ cały dodatek to publicystyka "z tezą" i - pomimo wielu zastrzeżeń wstępu - publicystyka osądzająca.
Kto tu właściwie staje przed trybunałem, niełatwo być pewnym. W tytule dodatku mowa o intelektualistach, ale potem zmieniają się oni w inteligencję, a to przecież już coś innego. We wstępie mowa o uwiedzionych "ukąszeniem heglowskim", ale potem okazuje się, że trzeba zabrać się i do tzw. rewizjonistów, a potem, że do twórców, a wreszcie (i to znowu w programowym wstępie) do "środowiska katolicyzmu otwartego", czyli, trzeba chyba dopowiedzieć, do wcześniejszych dziejów pisma, które teraz dodatek wydaje?
Wszyscy oni, zdaniem autorów, coś mają na sumieniu, i zestawienie ich win samo w sobie byłoby może atrakcyjną lekturą, ale nie będę tego robić. Mianownik jednak jest wspólny: to konformizm. Co najmniej konformizm. Choćby w tak odrażającej dla autora formie, jak uśmiech na zdjęciu sprzed dziesiątków lat, gdzie delikwent występuje razem z władzą. Autorzy na ośmiu stronach pisma chcą zdążyć powiedzieć o wszystkich rozdziałach minionej epoki i wszystkich sprawach, od uwiedzenia ideologicznego po "nie taki" rodzaj opozycji, jaki należałoby ich zdaniem wybrać.
Ponieważ siłą rzeczy i ja sama należę do tych osądzanych, nie zamierzam odnosić się do żadnego z oskarżeń. Tym bardziej zresztą nie zamierzam wyliczać szczęśliwie niepopełnionych win. Chciałabym tylko wiedzieć, czy cały ten bukiet to wyraz poglądów i przekonań dzisiejszej redakcji pisma, w którym przebyłam całe dorosłe życie? Być może w numerze bieżącym, którego w tej chwili jeszcze nie znam, znajdę jakąś odpowiedź. A także wyjaśnienie, w imię jakiej potrzeby prawdy znalazł się tam wyjątkowo mało rzetelny i wyjątkowo mało mądry artykuł o Andrzeju Wajdzie. Jako podziękowanie za film "Katyń"?