Opublikowany w środę, 8 listopada, dokument jest odpowiedzią na pytania przesłane do Watykanu trzy miesiące temu przez bp. José Negriego z Brazylii. Prefekt dykasterii, kard. Victor Fernández, odpowiada, że Kościół nikomu nie odmawia chrztu, nawet jeśli są „wątpliwości co do dyspozycji moralnej” kandydata – w takich sytuacjach sakrament jest ważny, choć może nie powodować odpuszczenia grzechów i nie nieść łaski uświęcającej (o czym mówili św. Tomasz z Akwinu, św. Augustyn i Katechizm Kościoła Katolickiego, przypomina prefekt, sprytnie unikając wchodzenia w dyskusję na temat kwestii moralnych).
Dykasteria precyzuje, że chrzest mogą otrzymać osoby transseksualne, bez względu na to, czy ich tranzycja już się dokonała (hormonoterapia, zabieg chirurgiczny), czy nie. Precyzuje, że chodzi zarówno o osoby dorosłe, jak i dzieci – niepełnoletnich, którzy „doświadczają problemów natury transseksualnej”.
W drugiej części odpowiedzi na pytanie brazylijskiego biskupa prefekt wyjaśnia też, że dorosłe osoby transseksualne mogą być także rodzicami chrzestnymi, o ile „nie spowoduje to zgorszenia publicznego i zamieszania”, oraz świadkami na ślubie (w tym przypadku bez żadnych zastrzeżeń).
Wszystkie dzieci są równe
Kolejne pytanie bp. Negriego dotyczyło par homoseksualnych i ich dzieci – czy to adoptowanych, czy zrodzonych „za pomocą innych metod” (np. in vitro lub przez wynajętą matkę). Każde dziecko ma prawo do chrztu – odpowiada dykasteria. Dodaje też, że jedynym warunkiem – jak w każdym innym przypadku – jest „pogłębiona nadzieja, że będzie wychowywane w wierze katolickiej”, co deklarują rodzice, prosząc o sakrament.
Osoby homoseksualne mogą też być rodzicami chrzestnymi, choć decyzja o tym musi być szczególnie roztropna i ostrożna, jeśli taka osoba żyje w związku partnerskim – tu znów do głosu dochodzi kryterium „zgorszenia publicznego” – ale jednak Watykan nie wyklucza, że i w niektórych sytuacjach duszpasterz może wyrazić na to zgodę. Nie ma natomiast zastrzeżeń, by osoby homoseksualne były świadkami małżeństwa.
Praktyka przed teorią
Odpowiedzi Dykasterii Nauki Wiary zostały zatwierdzone i podpisane przez papieża podczas audiencji udzielonej kard. Fernándezowi 31 października. Należy je więc traktować jako decyzję papieża, który uważa, że wiele problemów można rozwiązać zmieniając praktykę duszpasterską, a nie nauczanie Kościoła. Tak jak w tym przypadku.
Trudno nie zauważyć, że opublikowany dokument jest już drugą – w ciągu tygodnia – decyzją Franciszka wynikającą z dyskusji na dopiero co zakończonej sesji Synodu (pierwszą był papieski list modyfikujący cele uprawiania i nauczania teologii). Końcowy dokument Synodu postulował, by „w kwestiach związanych z tożsamością płciową i orientacją seksualną” na nowo przeanalizować obowiązujące w nauczaniu kategorie antropologiczne, które „nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej i wymagają dopracowania oraz dalszych badań”.
Papież nie czeka na wyniki tych analiz, pokazując, na czym w praktyce duszpasterskiej ma polegać otwartość wobec osób nieheteronormatywnych – dotąd jedynie deklarowana – i włączanie ich w życie wspólnoty Kościoła.
Długa droga
Odpowiedź prefekta jest też przykładem, jak w Kościele nowe wciąż mierzy się ze starym. Kryterium „publicznego zgorszenia”, na które powołuje się dokument, a które ma rozstrzygać, czy osoby homoseksualne i transseksualne mogą zostać rodzicami chrzestnymi, brzmi obraźliwie.
Ale to wciąż często spotykany argument w duszpasterskiej praktyce Kościoła – na przykład w sytuacjach dopuszczania do komunii małżonków niesakramentalnych czy osób publicznie popierających aborcję (choćby nawet otrzymały rozgrzeszenie). Troska o to, by nie zgorszyć społeczeństwa, jest wciąż ważniejsza od troski o konkretnego człowieka, szukającego w sakramentach bożej łaski i sił do codziennego życia.
Można się domyślać, że zastrzeżenia watykańskiego komunikatu dotyczą właśnie osób, które publicznie podważają naukę Kościoła, powodując „zgorszenie”. Jednak przywołanie go w kontekście osób nieheteronormatywnych może sugerować, że zalicza się je do kategorii „publicznych grzeszników” ze względu na ich tożsamość czy orientację (a te nie podlegają ocenie moralnej, jako że nie są decyzją, wyborem ani deklaracją). To przede wszystkim oznaka niezrozumienia problemu i braku podstawowej wiedzy: duża część duszpasterzy patrzy np. na problem transseksualizmu przez pryzmat „parad równości”, sprowadzając go do wrogiej nauczaniu Kościoła demonstracji albo mody czy „sprzecznego z naturą” kaprysu, a nie mając pojęcia o dysforii płciowej. Dlatego spokojna, odideologizowana i oparta na naukowych argumentach dyskusja na te tematy to jedno z najważniejszych zadań stojących przed współczesnym Kościołem.