Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie limity na wystawianie recept obowiązują od 3 lipca. MZ zdaje się być jak filmowy pacjent, wybudzony ze śpiączki (w realnym życiu wybudzenie tak nie wygląda): rozgląda się wokół siebie i zaczyna kojarzyć. Przez trzy ostatnie lata resort nie widział wielkoformatowych billboardów wielkości kamienic, reklamujących „Receptę w 5 minut”. Przez kilka ostatnich lat przez wszystkie przypadki odmieniał „cyfryzację”, „teleporadę”, „e-receptę”, nie zważając na płynące ze środowiska lekarskiego ostrzeżenia, że trzeba dobrze uregulować nowości. Pandemia dała rozgrzeszenie, cyfryzacja z potrzeby chwili ruszyła z kopyta.
RECEPTA NA PSYCHOTROPY I MARIHUANĘ? WYSTARCZY FORMULARZ
Pozostając przy klimacie filmowym: chyba nie ma nikogo, kto nie zaśmiał się, gdy Kevin (sam w domu) umknął złoczyńcom, rzucając w jednego z nich ptasznikiem. Jeden z bandytów, widząc, że pająk wylądował na korpusie drugiego, bierze ciężki kawał żelastwa i wali, ile sił. Ptasznik oczywiście ucieka, a ocalony od ukąszenia bandzior zwija się z bólu. Gdy ktoś pyta, o co chodzi z limitami na recepty, odwołuję się właśnie do tej scenki. Minister zdrowia wytoczył bowiem przeciw receptomatom broń, która – można się obawiać – wcale nie ukróci tej działalności biznesowej, natomiast może realnie zaszkodzić nawet nie lekarzom, ale pacjentom.
Analogii jest jednak więcej. Minister sięgnął bowiem po rozwiązanie siłowe, za nic mając takie wartości, jak państwo prawa, konstytucyjne zasady legalizmu czy proporcjonalności. Zasady, które ograniczają instytucje publiczne w ich zakusach na wolność obywateli. Zasada legalizmu stanowi, że obywatelowi wolno wszystko, co nie jest zakazane, a instytucjom wolno tylko tyle, ile przewiduje prawo. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia nawet nie kryje, że nie ma żadnej podstawy prawnej do powziętych działań. Gdy o nią zapytałam, otrzymałam odpowiedź: „Nie ma prawnych przeciwskazań, aby zastosować mechanizm zwiększający bezpieczeństwo zdrowotne Polaków”. Nie dokonano żadnej korekty przepisów. Minister kazał, Centrum e-Zdrowia „zastosowało mechanizm”.
Zasada proporcjonalności stanowi z kolei, że wprowadzając przepisy ograniczające wolności obywatelskie (tu naruszono ich cały katalog), władze mogą sięgać wyłącznie po konieczne do uzyskania efektu środki. Słowem, nie mogą strzelać z armaty do wróbla.
A że mamy do czynienia z problemem w zasadzie mikrym, jeśli chodzi o skalę, demonstruje sam minister. Adam Niedzielski w ostatnią środę i czwartek triumfalnie ogłaszał liczby lekarzy, którym system zablokował możliwość wystawiania recept: 283 w poniedziałek i wtorek, nieco ponad 300 w środę. Lekarzy i lekarzy dentystów, którzy mają prawo wykonywania zawodu i mogą wystawiać recepty, jest w Polsce niemal 200 tysięcy. Tak naprawdę jednak skala jest jeszcze mniejsza: w piątek 30 czerwca minister ogłosił, że skierował do prokuratury zawiadomienie w sprawie 10 lekarzy, z których rekordzista sięgnął w ubiegłym roku 400 tysięcy recept, ale w tym gronie spora część lekarzy wystawiła ich nieco ponad 100 tysięcy. Tymczasem nawet nie wykorzystując całego limitu, jaki udostępnił resort zdrowia (dwa razy po 10 godzin, czyli 600 recept) i pracując w miesiącu zaledwie 20 dni, lekarz może wystawić ponad 140 tysięcy recept. Nie łamiąc limitów, ale narażając się na ministerialny donos do prokuratury.
Minister twierdzi, że broni bezpieczeństwa pacjentów. Nie ma powodów, by zakładać, że nie. Problem w tym, że nawet na ofiarowanie pacjentom gwiazdki z nieba musi mieć podstawę prawną. Bez niej naraża się na różnego rodzaju postępowania, z Trybunałem Stanu włącznie.