Ryzykowna hojność państwa

Wielka Brytania, Niemcy, Austria, Holandia: coraz więcej krajów Europy chce ograniczyć napływ imigrantów – także z innych państw Unii – którzy przybywają głównie po to, aby korzystać z hojnych zasiłków socjalnych.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

Za namacalny dowód skuteczności prorodzinnej polityki Wielkiej Brytanii uchodzi szeroko omawiany fakt, że mieszkające tam Polki rodzą o wiele więcej dzieci niż Polki we własnym kraju. Kraj ten, jakby z tego wynikało, nie żałuje środków na pomoc dla rodzin i dzieci.

To oczywiście prawda, ale tylko częściowa. Rzecz w tym bowiem, że Wielka Brytania praktykuje hojność nie tylko dla rodzin, ale dla wszystkich: ubogich, bezrobotnych, bezdomnych – niezależnie od tego, czy są Brytyjczykami z dziada pradziada, czy też przybyli ze świata bardziej lub mniej odległego.

Ale szczodrość nie jest niewyczerpana – rozdawanie lekką ręką zasiłków i świadczeń właśnie się kończy. „Najpierw trzeba coś wnieść do kraju, w którym się żyje, zanim zacznie się od niego cokolwiek otrzymywać” – mówił w Izbie Gmin minister pracy i emerytur Iain Duncan Smith, sygnalizując radykalną zmianę polityki socjalnej.

Zmiana taka wisi w powietrzu. Kryzys powoduje, że wszędzie wydatki na świadczenia socjalne są ograniczane. Wielka Brytania nie jest tu wyjątkiem. Nie chodzi jednak o obniżenie wysokości świadczeń, lecz głównie o ograniczenie do nich dostępu. Bo dziś masowo korzystają z nich również ci, którzy nie mieli żadnego udziału w wypracowaniu brytyjskiego bogactwa narodowego. Zbyt wielu imigrantów, mówią Brytyjczycy, wybiera Wyspy jako kraj docelowy dlatego właśnie, że łatwo jest tu żyć na koszt państwa. Uważają, że tej „turystyce zasiłkowej”, jak się ją nazywa – choć bardziej może trafne byłoby określenie „imigracja zasiłkowa” – należy położyć kres.

STRACH PRZED OTWARCIEM

Na początku marca ministrowie spraw wewnętrznych czterech państw Unii postanowili wysłać do Komisji Europejskiej list z żądaniem, by sprawa unijnych przepisów dotyczących pomocy socjalnej znalazła się w porządku obrad czerwcowego spotkania szefów resortów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości. Do Wielkiej Brytanii, która w tym gronie występuje w roli inicjatora i lidera, dołączyły Austria, Holandia i zwłaszcza Niemcy – co przydaje wagi inicjatywie i zwiększa szanse jej powodzenia.

Niemiecki minister Hans-Peter Friedrich jest zdeterminowany: deklaruje pełne poparcie dla stanowiska Wielkiej Brytanii i mówi wprost: należy deportować tych wszystkich imigrantów, którzy bezprawnie korzystają z systemu świadczeń państw, w których zamieszkali. „Jest niedopuszczalne – mówił Friedrich – aby przyjeżdżać do Niemiec czy Wielkiej Brytanii dlatego tylko, że można tam otrzymać świadczenia socjalne”. Problem, według Friedricha, należy uregulować na szczeblu europejskim. W myśl bowiem obowiązujących w Unii zasad wszyscy jej mieszkańcy mają prawo do korzystania z pomocy socjalnej w każdym jej kraju. Ten system ma wielu krytyków.

Impulsem do współdziałania czterech państw stała się perspektywa otwarcia rynku pracy przed obywatelami Rumunii i Bułgarii. Oba kraje przyjęto do Unii w 2007 r. Dało to wprawdzie ich mieszkańcom możność swobodnego poruszania się w Unii, ale nie podejmowania pracy bez ograniczeń. W tej sprawie ustalono siedmioletni okres przejściowy, podczas którego mogli oni pracować jedynie na podstawie indywidualnych zezwoleń.

Od początku 2014 r. to się zmieni. I być może nie obawiano by się tego tak bardzo, gdyby nie fatalna reputacja rumuńskich Romów, którzy – korzystając z nowych możliwości – zaczęli masowo przybywać na Zachód. Chodzi nie tylko o to, że uważani są za uciążliwe sąsiedztwo i agresywnie żebrzą na ulicach. Okazuje się, że niektórzy, dzięki sfałszowanym dokumentom ubezpieczeniowym, zapewniają sobie dostęp do świadczeń, żyjąc na koszt państwa. Wypróbowanym sposobem jest pobieranie zasiłków na dzieci, również nieistniejące. Siedmio­osobowa cygańska rodzina z londyńskiej dzielnicy Southwark w ciągu paru lat uzbierała w ten sposób i wytransferowała do Rumunii aż 800 tys. funtów.

SYSTEM JAK MAGNES

Ten przypadek i jemu podobne – dowodzące, jak bardzo nieszczelny jest cały system – nie mogą nie irytować opinii publicznej. „Statystyki mówią, że w Wielkiej Brytanii pobiera zasiłki ponad pół miliona bezrobotnych obywateli Unii, i że 140 tys. z nich nigdy nie pracowało. Nawet jeśli system świadczeń socjalnych działa na imigrantów jak magnes, czy słusznym jest, że ludzie, którzy nie mają żadnego wkładu w życie naszego kraju, korzystają z jego hojności? I, co więcej, jak to jest możliwe, że części podatników brytyjskich odbiera się zasiłki na dzieci, a jednocześnie nadal wypłaca się je na dzieci, które w ogóle w tym kraju nie mieszkają?” – pytał dziennik „Daily Telegraph”, dając wyraz dość powszechnym uczuciom.

Ile osób korzysta ze świadczeń, do których nie ma prawa, ilu jest wśród nich imigrantów i jakie straty ponosi tu państwo? Przedstawiciele władz, którzy wypowiadali się ostatnio na ten temat – a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii jest to ostatnio temat nieustający – nie wdawali się w roztrząsanie tych aspektów. To pośrednio świadczy, że chodzi nie tyle – czy też nie tylko – o wymiar praktyczny, co moralny: państwo, z powodu źle sformułowanego prawa, samo daje się oszukiwać. A nawet jeśli nie jest oszukiwane, to dopuszcza, aby nadużywano jego dobrej woli.

Trudno się dziwić Brytyjczykom, Holendrom czy Niemcom. Przez ostatnie lata zwłaszcza Wielka Brytania była – jak żaden inny kraj – oblężona przez imigrantów. Od 2004 r. na Wyspy przyjechało około miliona ludzi z nowych państw Unii i, jak zwykle, tysiące imigrantów z całego świata – legalnych i nielegalnych. Nie działo się to przypadkiem. Kandydaci na obywateli, a przynajmniej rezydentów, doskonale wiedzieli, co robią. Brytyjski system socjalny jest skonstruowany inaczej niż w innych bogatych krajach Zachodu: jest bardziej otwarty i łatwiej dostępny.

PRÓBA ZDROWEGO ROZSĄDKU

Tygodnik „Economist” wyjaśnia: „Wielka różnica między Brytanią i innymi starymi krajami Unii dotyczy nie tyle wysokości zasiłków, co podstawy do ich otrzymania. Na kontynencie świadczenia przeważnie wiążą się z ubezpieczeniem. Zatrudnieni opłacają składki i otrzymują później adekwatne do nich zasiłki. Bierze się pod uwagę składki płacone przez imigranta w innych krajach Unii, musi jednak być tak, że imigrant gdzieś pracował i uczestniczył w systemie świadczeń. Tymczasem w Wielkiej Brytanii tytuł do większości świadczeń stanowi wyłącznie zamieszkanie i potrzeba”.

Nic dziwnego, że Wielka Brytania jest dla imigrantów tak kusząca. Na razie. Premier David Cameron i ministrowie odpowiednich resortów (pracy, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości) nie pomijają żadnej okazji, by przypominać o konieczności gruntownych zmian. Nie chodzi jedynie o zasiłki, którymi zbyt łatwo się szafuje. Chodzi o wszystko. Nie może być tak, mówią ministrowie i premier, że imigrant niemal z marszu może się wprowadzić do mieszkania komunalnego, korzystać z publicznej służby zdrowia, a nawet mieć prawo do bezpłatnej pomocy prawnej. Coś z tym trzeba zrobić – choćby zaostrzyć kryteria przyznawania lokali komunalnych. Władze lokalne powinny brać pod uwagę czynnik określony jako „local connections”, czyli związki ubiegających się o mieszkanie z miejscem, w którym chcą się osiedlić. Jeśli tu się urodzili czy mają krewnych – zyskują atuty.

„Musimy się przyjrzeć każdemu elementowi tego systemu – mówił premier Cameron na forum Izby Gmin. – Myślę, że sprawą absolutnie zasadniczą jest zaprowadzenie tu jakiegoś ładu. Wiele aspektów obowiązujących obecnie rozwiązań, które dotyczą dostępu do mieszkań, służby zdrowia czy wymiaru sprawiedliwości, nie wytrzymuje po prostu zwykłej próby zdrowego rozsądku. Prawo do nich powinni mieć wszyscy obywatele brytyjscy, ale nie każdy, kto tylko postanowi tu przyjechać”.

ZNIECHĘCIĆ JAK NAJMOCNIEJ

„Nadużywanie swobody poruszania się nie jest tylko problemem Wielkiej Brytanii i aby coś z tym zrobić, potrzeba będzie wspólnych wysiłków wszystkich naszych unijnych partnerów” – przekonywała minister Theresa May na wspomnianym spotkaniu unijnych szefów resortów spraw wewnętrznych w Brukseli.

Problem w tym, że kraje, które chcą chronić swój system świadczeń przed przybyszami z innych państw Unii, nie mają dużego pola manewru. Nie mogą przymknąć granic ani ograniczyć wybiórczo dostępu do pracy – swobody w tych dziedzinach zaliczają się do unijnych kanonów. Co więc mogą zrobić? Przede wszystkim: zniechęcać do przyjazdu, likwidując perspektywę łatwego i szybkiego urządzenia się dzięki pomocy państwa i na jego koszt.

Brytyjczycy nie są tu osamotnieni. „Ci obywatele Unii, którzy nigdy nie pracowali w Holandii, nie powinni mieć prawa do naszych zasiłków” – deklarował ostatnio holenderski wiceminister sprawiedliwości Fred Teeven. A niemiecki minister Friedrich poszedł jeszcze dalej, postulując odejście od zasady, iż wszyscy obywatele Unii na całym jej terenie mają prawo występować o świadczenia socjalne.

Czy Wielka Brytania, Niemcy, Austria i Holandia – to grono może się powiększyć – zdołają coś osiągnąć? W Brukseli jak dotąd ich postulaty przyjęto źle, z nieskrywanym niesmakiem. Jonathan Todd, rzecznik Komisji do spraw zatrudnienia, twierdzi, że zjawiska „turystyki zasiłkowej” nie ma. Brytyjski dziennik „Daily Telegraph” twierdzi, że Komisja Europejska w ogóle nie zamierza poświęcać podniesionym kwestiom uwagi, bo wszelkie zarzuty wobec imigrantów uważa za bezpodstawne i niewłaściwe: „Nie będziemy zajmować się problemem, którego nie ma”. Brytyjczycy – i nie tylko oni – widzą to inaczej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013