Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Departament Bezpieczeństwa Państwa uprzedza: “Rosyjski kapitał, a wraz z nim rosyjskie grupy przestępcze próbują przeniknąć do ważnych sektorów litewskiej gospodarki - przede wszystkim do energetyki, sektora surowcowego i transportu". Tak zaczynał się raport przygotowany przez Meczisa Laurinkusa, odchodzącego szefa tegoż departamentu - czyli litewskich służb specjalnych - i opublikowany 1 listopada przez wileński dziennik “Respublika".
Ten urzędowy dokument zyskał na Litwie wielki rozgłos - i stał się ulubionym weekendowym “czytadłem" w związku z ujawnionymi dwa dni wcześniej rewelacjami o powiązaniach prezydenta Paksasa i jego doradcy ze światem przestępczym i ich rzekomych zobowiązaniach wobec rosyjskiej mafii. Ujawnione przez litewskie służby specjalne dane wywołały na Litwie szok - i kryzys polityczny. Choć prezydent przed kamerami telewizyjnymi uroczyście zaprzeczył “pomówieniom", to Sejm (litewski parlament nosi taką samą nazwę jak polski) powołał specjalną komisję, która ma wyjaśnić związki Paksasa z wymienionymi w raporcie osobami. Jeżeli komisja potwierdzi zarzuty Laurinkusa, prezydent może stracić fotel.
Cofnijmy się do początku tego roku. 5 stycznia - tego dnia na Litwie odbywała się druga tura wyborów prezydenckich - pewny zwycięstwa dotychczasowy prezydent Valdas Adamkus ze zdziwieniem dowiaduje się, że będzie się musiał wyprowadzić z pałacu prezydenckiego i ustąpić miejsca populiście Rolandasowi Paksasowi, liderowi Partii Liberalno-Demokratycznej. Zdziwienie było zasadne, gdyż jeszcze przed pierwszą turą nikt Paksasowi nie dawał szans na przejście do drugiej rundy, a już na pewno nikt się nie spodziewał, że zdoła on pokonać chodzącego w aureoli świętości wiekowego prezydenta, który pierwszą turę głosowania bezapelacyjnie wygrał. Tymczasem brawurowy finisz pozwolił Paksasowi na iście ułańskie zwycięstwo.
Paksas nie był na litewskiej scenie politycznej osobą nową: dwukrotnie sprawował funkcję premiera, był także burmistrzem stolicy. Z tego pierwszego stanowiska odchodził jednak w atmosferze skandalu: ostro przeciwstawiał się sprzedaży pakietu akcji największej litewskiej rafinerii w Możejkach amerykańskiej firmie “Williams".
Wkrótce po styczniowym wyborze Paksasa w litewskiej prasie zaczęły się pojawiać materiały o dziwnych zabiegach wokół finansowania kampanii wyborczej nowego prezydenta. Jako głównego sponsora wskazywano szemraną firmę “Aviabaltica", która po cichu trudni się między innymi handlem bronią z krajami objętymi międzynarodowym embargiem (jak wskazują źródła internetowe, “Aviabaltica" jest biznesem prowadzonym przez byłych funkcjonariuszy KGB i zachowuje powiązania z obecnymi rosyjskimi służbami specjalnymi). Publicyści zadawali pytanie, co Paksas obiecał w zamian za tak egzotyczne poparcie? I skąd wzięły się przeznaczone na litewskie wybory miliony litów w tej spółce, która przeżywała poważne kłopoty finansowe? Odpowiedzi wtedy nie było.
Być może łatwiej będzie ją znaleźć teraz, na podstawie wiadomości ujawnionych przez odchodzącego szefa służb specjalnych. Wynika z nich, że na czele firmy finansującej wyborcze zabiegi Paksasa stoi niejaki Jurij Borisow, Rosjanin z litewskim obywatelstwem (które otrzymał zresztą niedawno, w związku z czym opozycja podejrzewa, że to otoczenie Paksasa lub sam Paksas w ten sposób odpłacili mu się za poparcie w wyborach).
Z wydrukowanych w prasie i zaprezentowanych w litewskiej telewizji państwowej zapisów podsłuchiwanych rozmów Borisowa wynika, że o spełnienie przedwyborczych obietnic zaczął się upominać jeszcze jeden “sponsor" kampanii wyborczej litewskiego prezydenta: niejaki Anzori Aksentiewicz, bardziej znany pod nazwiskiem Kikaliszwili. To persona non grata na Litwie - za osobę w kraju niepożądaną uznano go na wniosek Departamentu Bezpieczeństwa - a przy tym uczestnik nieformalnego rosyjskiego i litewskiego biznesu, szef stowarzyszenia “XXI Wiek" (w raporcie mówi się o powiązaniach tego stowarzyszenia z międzynarodową przestępczością zorganizowaną, próbującą “zahaczyć się" w byłych republikach radzieckich, w tym również w krajach bałtyckich).
Aksentiewicz alias Kikaliszwili to postać barwna i nietuzinkowa. W 2000 roku chciał wystartować w wyborach prezydenckich w Rosji, jego kandydatura została jednak zdjęta po zweryfikowaniu fałszywych podpisów osób rzekomo popierających kandydata. Rok wcześniej jego nazwisko pojawiło się w mediach w związku z zamachem bombowym na moskiewski hotel “Intourist", gdzie ponoć doszło do gangsterskich porachunków między klanem Kikaliszwilego i innej znanej postaci związanej z mafią, piosenkarzem Iosifem Kobzonem (wtedy współprezesem stowarzyszenia “XXI Wiek"). Kilka lat temu o Kikaliszwilim głośno było z kolei w Stanach Zjednoczonych w związku z aferami w amerykańskiej lidze hokejowej, gdzie rosyjska mafia próbowała rozszerzyć pole wpływów (coś na rzeczy być musiało: ojcem chrzestnym - prawdziwym, nie mafijnym - córki Kikaliszwilego jest gwiazdor rosyjskiego i amerykańskiego hokeja Paweł Bure).
Teraz rozmówcą Borisowa był również doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Remigius Aczas (przez prezydenta niezwłocznie zawieszony w czynnościach). Czy te powiązania oznaczają, że prezydent Litwy znajduje się pod kontrolą rosyjskiej mafii, jak głosi tytuł publikacji na stronie internetowej www.rosbalt.ru?
Na to pytanie ma odpowiedzieć komisja sejmowa i prokuratura. Tymczasem litewska prasa twierdzi, powołując się na Departament Bezpieczeństwa, że wymienione osoby są zainteresowane prywatyzacją strategicznych zakładów przemysłowych Litwy - dotyczy to przede wszystkim Anzori Kikaliszwilego. Być może Paksas lub ktoś z jego otoczenia obiecywał im ułatwienia w tym względzie i na tym polega zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Litwy. Według ujawnionego przez “Respublikę" raportu Departamentu Bezpieczeństwa Państwa, “przeprane" pieniądze rosyjskiej mafii miałyby zostać w ten sposób - via Litwa - “zalegalizowane" w Unii Europejskiej i zapewnić mafiosom łatwiejszą ekspansję na unijne rynki.
W tej sytuacji dziwi ostentacyjna wręcz wstrzemięźliwość rosyjskich mediów, które poza krótkimi wzmiankami w ogóle “nie zauważyły" skandalu na Litwie. Rosyjska telewizja pokazała zdawkową migawkę, a prasa zajęta jest sprawą Jukosu (nota bene, Jukos od roku jest właścicielem większościowego pakietu akcji strategicznego przedsiębiorstwa litewskiego Mażeikiu Nafta) i kryzysowi w Wilnie nie poświęca uwagi.
Inaczej mówiąc: po tak mocnym uderzeniu w litewski stół w Moskwie nie odezwały się żadne nożyce - ani czujny jak ważka resort spraw zagranicznych, ani żadna ze służb specjalnych. Czy to oznacza, że nie mają nic do powiedzenia?