Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słowa o konieczności wyciągnięcia z silosów głowic atomowych regularnie powracają w codziennych seansach nienawiści, w jakie już dawno zmieniły się nadawane przez rosyjskie stacje telewizyjne talk shows z udziałem polityków i ekspertów. Argumentacja za użyciem broni masowego rażenia jest zwykle prosta: mamy, to zastosujmy, po co się cackamy, ponosimy na froncie straty w ludziach i sprzęcie, skoro możemy zapewnić sobie zwycięstwo w ten sposób. Stopniowo przesuwana jest granica tego, co niemożliwe. Dyskutanci czasem zastanawiają się nad ewentualną kontrą Zachodu: odpowiedzą tak samo czy nie odpowiedzą? Co do tego gadające głowy nie mają pewności.
Ostatnio znów temat niepokojowego atomu pojawił się na czołówkach gazet w związku z rozmieszczaniem taktycznych ładunków nuklearnych na Białorusi i wzmożoną chełpliwością białoruskiego uzurpatora Łukaszenki. I bodaj jeszcze więcej zamieszania powstało po publikacji obszernego artykułu zasłużonego politologa Siergieja Karaganowa w czasopiśmie „Profil” pod znamiennym tytułem „Użycie broni jądrowej może uchronić ludzkość przed globalną katastrofą”.
W splątanym gaju tez i antytez błyszczą myśli w rodzaju: „Pojawienie się broni jądrowej to wynik interwencji Najwyższego” albo „Strach (przed tą bronią) ulotnił się. Kręgi rządzące grupy krajów w ataku rozpaczliwej wściekłości rozpętały pełnoskalową wojnę w podbrzuszu mocarstwa atomowego”.
ROSYJSKA RULETKA: CZYTAJ WIĘCEJ W AUTORSKIM CYKLU ANNY ŁABUSZEWSKIEJ >>>
Dalej: „Ten strach trzeba przywrócić. Inaczej ludzkość jest skazana (na zagładę)”. Karaganow roztacza wizje, jak piękny będzie świat po pokonaniu Zachodu przez Rosję, świat bez Ukrainy, z przyjaznymi wobec Rosji Chinami i Indiami. Wtedy ludzkość rozkwitnie. A ten cel możliwy będzie do osiągnięcia dzięki broni jądrowej. Teraz przed nami eskalacja (zdaniem Karaganowa – w pełni kontrolowana przez Moskwę) przy użyciu atomowego straszaka. A gdy Zachód nie zrozumie i „się nie odwali”, jeżeli „Ameryka zdecyduje się na uderzenie w obronie Europejczyków, poświęcając umowny Boston dla umownego Poznania”, no to trudno, cywilizacja przestanie istnieć. Ale „jeżeli odpowiednio ustawić strategię zastraszania i nawet użycia broni, ryzyko uderzenia w cele na naszym terytorium można sprowadzić do minimum”.
Siergiej Karaganow od lat dziewięćdziesiątych był blisko Kremla, dostarczał paliwa dla koncepcji polityki zagranicznej, koncepcji bezpieczeństwa międzynarodowego itd. Specjalizował się w tworzeniu konstrukcji myślowych dotyczących zastosowania (niestosowania) broni jądrowej. Był inicjatorem powołania Rady ds. Polityki Bezpieczeństwa i Obrony, ciała eksperckiego zajmującego się wypracowaniem kierunków polityki bezpieczeństwa. Był (i jest nadal) jedną z najważniejszych person zapewniających funkcjonowanie ulubionego pieścidełka Putina: Klubu Wałdajskiego – kółka adoracji majestatu Kremla, który pozyskuje w świecie „pożytecznych idiotów”, niosących kaganek rosyjskich racji w polityce międzynarodowej. Na początku swej kariery Karaganow był zwolennikiem miękkiego zbliżenia z Zachodem. Miękkiego, bo zakładającego, że Zachód nie poważy się na zmiany w układzie sił i poczeka, aż Rosja odzyska siły i mocarstwowy status. Jeździł (m.in. po Polsce) z wykładami, podczas których przekonywał, że wstąpienie państw byłego obozu socjalistycznego do struktur euroatlantyckich to błąd, ślepa uliczka i w ogóle rzecz niemożliwa.
CZYTAJ TAKŻE
UKRAINA IDZIE PO SWOJE: KONTROFENSYWA RUSZYŁA. KOMENTARZ WOJCIECHA KONOŃCZUKA >>>
Karaganow nie wyznaczał wektorów polityki, był obserwatorem, wyczuwał, w którą stronę wieje wiatr, i podążał za kursem. Gdy Putin wrócił na Kreml w 2012 r., Karaganow płynnie włączył się w prace nad antyzachodnimi koncepcjami.
Jak piszą w mediach społecznościowych bezlitośni komentatorzy, znający kulisy karier rosyjskich polityków i osób z obsługi Kremla, Karaganow nie awansował na szczyty, o czym zapewne marzył (nie został np. ministrem spraw zagranicznych), ponieważ pił więcej, niż dopuszczały – wyśrubowane przecież w tym względzie – kremlowskie normy. I przepił swoje szanse. A teraz zobaczył na dnie kieliszka grzyb atomowy i postanowił o tym napisać.
ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Artykuł Karaganowa narobił wiele szumu. I o to zapewne chodziło zleceniodawcom. Rozważania o bombie znów przywróciły temat rosyjskiej mocarstwowości, przypomniały światu o tym, kto ma pod palcami guzik atomowy, i znów przesunęły o cal granice niemożliwego.