Rok w kulturze

Rok 2004: co z niego zapamiętamy? Jakie wydarzenia, książki, wystawy, koncerty, spektakle, filmy? Co zdarzyło się w mijającym roku szczególnie ważnego, poruszającego, radosnego? Nie chcemy układać rankingów; chcemy podzielić się z czytelnikami naszymi wrażeniami i emocjami.

Literatura

  • Najlapidarniej ujął to Stanisław Lem: “Kiedy odszedł Miłosz, to jakby się Giewont zawalił". Podsumowując mijający rok, trudno nie zacząć od tej śmierci, która zamknęła epokę. “Przyzwyczailiśmy się do Jego obecności, zapominając, jak bardzo jest niezwykła" - napisał Marian Stala. Obecności, która dla jednych była najważniejszym punktem odniesienia, a innym coraz wyraźniej ciążyła.
  • Dzieło pozostanie, zabraknie jednak uważnego i krytycznego spojrzenia, ogarniającego współczesną kulturę, zwłaszcza zaś gospodarstwo polskiej literatury, które Miłosz uważał za własne. Zabraknie głosu niechętnie czasem słuchanego, bo przypominał o hierarchiach i obowiązkach. I nie będzie już zachwycających wypraw w niedostępne nam obszary pamięci, którym zawdzięczamy ostatnie teksty Miłosza, te ze “Spiżarni literackiej".
  • Ten rok znów należał do poetów. Wielki nieobecny, czyli Jerzy Ficowski, po długiej przerwie opublikował nowy zbiór wierszy, “Zawczas z poniewczasem". Kolejne ważne książki dali nam Julia Hartwig (“Bez pożegnania") i Tadeusz Różewicz (“Wyjście"). Tomasz Różycki w zaskakujący i bardzo udany sposób sięgnął w “Dwunastu stacjach" po formę poematu epickiego. Na sam koniec roku wieloletnie milczenie przerwał niespodziewanie Ryszard Krynicki; jego “Kamień, szron" to wydarzenie, do którego będzie się wracać.
  • Wydarzeniem nie dość zauważonym było ogłoszenie opasłego tomu korespondencji między Janem Błońskim a Sławomirem Mrożkiem. To nie tylko jedna z najważniejszych książek 2004 roku, ale też świetne artystycznie i intelektualnie świadectwo samoświadomości polskiej literatury powojennej, rozpisany na dwa głosy traktat o powinnościach i strategiach pisarza i krytyka, a przy tym wiarygodny dokument mizerii czasów Peerelu.
  • Jeszcze jedno wydarzenie, tym razem zauważone dość powszechnie, to “Podróże z Herodotem" Ryszarda Kapuścińskiego. Najbardziej osobista z jego książek, kunsztownie splatająca wątek autobiograficzny z portretem wielkiego poprzednika i patrona, przynosi pochwałę pasji poznawczej, tłumaczy sens opisywania świata i pokazuje, jak ten świat - świat Herodota, nasz świat - rozumieć.
  • Takie odkrycia rzadko się zdarzają: pisarz do niedawna zupełnie u nas nieznany nagle urasta do rangi jednej z najważniejszych postaci minionego wieku. A to jest właśnie przypadek Węgra Sándora Márai (1900-1989). Po powieściach “Żar" i “Wyznania patrycjusza" otrzymaliśmy kolejne, może najważniejsze arcydzieło pisarza, a właściwie fragment arcydzieła: obszerny wybór z jego “Dziennika" (przeł. Teresa Worowska), prowadzonego od połowy lat 40. do śmierci.
  • Zacząłem to podsumowanie od Miłosza: rozmach i głębokość kulturowej diagnozy, jaką daje Márai, sposób, w jaki postrzega on cywilizacyjne przemiany niosące triumf kultury masowej, każe myśleć właśnie o autorze “Rodzinnej Europy" i “Widzeń nad zatoką San Francisco".

Tomasz Fiałkowski

Teatr

  • Najważniejsze przeżycia teatralne minionego roku? Na pewno “Niedokończony utwór na aktora" według “Mewy" Czechowa połączony ze “Sztuką hiszpańską" Rezy w reżyserii Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie i “Makbet" Warlikowskiego wystawiony w Hanowerze. Do tego “Wolf" Alain Platela z Brukseli, “Nora" i “Woyzeck" Ostermeiera pokazane w Awinionie. Jeszcze “Niewina" Pawła Miśkiewicza ze Starego Teatru w Krakowie i “H." Jana Klaty wystawiony w Stoczni Gdańskiej przez Teatr Wybrzeże. Oniryczny “Tlen" Aleksandry Koniecznej, pokazany w ramach Terenu Warszawa. I gdyby jeszcze rok trochę rozciągnąć, to “Gry" Redbada Klynstry z Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Pomieszały się polskie i niepolskie, ale wszystkie europejskie.
  • O każdym z tych przedstawień pisałem w “TP", nie będę się więc powtarzał. Pora na wnioski natury ogólnej. Myślę, że był to rok dla polskiego teatru w dużej mierze przełomowy. Dlaczego? Teatr w Polsce przeszedł już etap gwałtownej przemiany i w tej chwili zaczyna tworzyć nowy kanon. Znamienne są dwa spektakle starych mistrzów: “Błądzenie" Jerzego Jarockiego i “Makbet" Andrzeja Wajdy. Zakorzenione w dawnym warsztacie i języku, stanowią odrębną kategorię, mimo wspaniałych pomysłów nie do końca współgrają z dzisiejszą wrażliwością widzów, nie zagrzewają do gorącej dyskusji, którą twórcy ci do niedawna wywoływali każdym spektaklem. Z drugiej strony “młodsi zdolniejsi" powoli zajmują pozycję mistrzów. Nowy język teatralny oparty o krytyczny dyskurs z rzeczywistością rozpowszechnia się. Warszawa traci swą teatralną niepowtarzalność. Umacniają się nowe ośrodki, jak Wałbrzych Piotra Kruszczyńskiego, Gdańsk Macieja Nowaka, Radom Odważny. Inne teatry odzyskują dawną parę: Teatr Współczesny we Wrocławiu Krystyny Meissner, Polski w Poznaniu prowadzony przez Pawła Szkotaka, słychać o Opolu, Legnicy, w Toruniu powstaje znakomity “Ślub". Pospolite teatralne ruszenie. Teatr Narodowy uruchamia Laboratorium, w którym bada możliwości nowej dramaturgii. Narodowy jeszcze ciągle miota się, ale wytrwale pracuje nad nowym obliczem. Nawet najbardziej konserwatywne sceny odpalają swoje offy.
  • Polski teatr odnosi sukcesy za granicą. Najbardziej spektakularny to podróż “Dybuka" Warlikowskiego na szacowny festiwal Brooklyńskiej Akademii Muzycznej w Nowym Jorku. Rozmaitości, przechrzczone na TR, grają zresztą więcej na świecie niż w Warszawie. Nowe premiery dopiero za kilka miesięcy.
  • Krytycy walczą na śmierć i życie, spektaklem ogniskującym spór był w tym sezonie “Ryszard II" Andrzeja Seweryna. Powstaje nowe teatralne pismo “Foyer", które ma być popularnym magazynem teatralnym. Pierwsze numery próbują zanegować dorobek nowego polskiego teatru. Na szczęście jesienią zmienia się naczelny. Wojna toczy się o teatr tradycyjny. Jego orędownicy domagają się szacunku dla przedstawień realizowanych “po bożemu". Probierzem jakości jest nagość. Jeśli ktoś się w spektaklu rozbiera, przedstawienie jest złe. Cała ta argumentacja stanowi złośliwe symulakrum. Przedmiot walki właściwie nie istnieje. Nowy teatr umacnia swoją podmiotowość. Znamienna jest ankieta wśród piętnastu krytyków na piętnastolecie odzyskania wolności w miesięczniku “Teatr"; trudno znaleźć bardziej skrajne opinie. “Notatnik Teatralny" publikuje zeszyt poświęcony najmłodszej fali reżyserów teatralnych.
  • Można się nudzić na pojedynczych spektaklach, jak zawsze powstaje więcej przedstawień złych niż udanych. Ale nie można nudzić się w polskim teatrze. Jest żywy i dyskursywny, co zdaje się doceniać publiczność. Teatry są pełne.

Piotr Gruszczyński

Kino

  • Żyjemy w czasach, kiedy wydarzenie artystyczne istnieje przede wszystkim w wymiarze medialnym. Wydarzeniami były więc w tym roku takie dzieła, jak “Pasja" czy “Upadek" - filmy, które zanim jeszcze pojawiły się na ekranach (ba, zanim jeszcze powstały!), już zostały obwołane kontrowersyjnymi, a nic się dziś lepiej nie sprzedaje... Wywoływały histeryczne emocje i uczone debaty, dziwnie zresztą nieprzystające do poziomu artystycznej propozycji Gibsona i Hirschbiegela. Owszem, rzadko który film prowokował do podjęcia kwestii tak zasadniczych jak zdefiniowanie naszej religijności czy pytanie o fenomen zła w historii. Jednak wspomniane tytuły same w sobie wcale takich pytań nie stawiają. Mimowolnie wprzęgnięte zostały w pewien ważki dyskurs, a tak naprawdę - w tryby marketingu.
  • Dla mnie najprawdziwszym wydarzeniem mijającego roku był film zupełnie inny - skromniutki “Powrót" Andrieja Zwiagincewa, niedzisiejszy zarówno w formie, jak i treści. Film, który broni się sam i nie wpisuje się w modne dyskusje. Film niebezpiecznie wyciszony, bo podskórnie aż buzujący od najprzeróżniejszych skojarzeń, olśnień i tajemnic.
  • Złota Palma w Cannes dla filmu “Fahrenheit 9/11" Michaela Moo-re’a przywróciła do łask masowego odbiorcy film dokumentalny. Głos reżysera, choć skupiony na doraźnym politycznym celu i uciekający się w imię szczytnego założenia do niezbyt uczciwych środków, dotarł do milionów widzów. Uświadomił im, że uzbrojony w kamerę szary człowiek w dżinsowym mundurku może pośrednio wpływać na losy świata. Moore stał się ikoną demokracji i choć zasadniczego celu nie osiągnął (Bush wygrał kolejne wybory), to jednak uprawiana przez niego dziedzina zyskała na znaczeniu.
  • Również w Polsce filmy dokumentalne powoli wychodzą z telewizyjno-festiwalowego getta. Wątpię, czy to zasługa Moore’a, ale cieszę się, że mogłam zobaczyć w kinie piękny francuski dokument “Być i mieć" o nauczycielu z Owernii i mam nadzieję, że pogłoski o kolejnych dokumentalnych tytułach kinowych w przyszłym roku okażą się prawdziwe. I że nie będą to tylko agresywne formalnie hity ze świata czy zapisy masochistycznych eksperymentów z hamburgerem i frytkami.
  • Nie zapominając o wydarzeniach filmowych z naszego poletka (“Pręgi" Piekorz, “Wesele" Smarzowskiego, “Mój Nikifor" Krauzego), przyznać trzeba, że wszystko przyćmił jesienny desant czeski. Mowa oczywiście o przeglądzie “Filmy pod specjalnym nadzorem" zorganizowanym przez warszawski DKF Kwant. Lektura czeskich i słowackich filmów, zwłaszcza tych sprzed lat, staje się paradoksalną lekcją dla nas współczesnych żyjących nad Wisłą. Analizując poetykę tamtego kina, jego humor, swoistą “prowincjonalność", stosunek do człowieka i jego losu czy obraz komunistycznej rzeczywistości, otrzymujemy wspaniałą syntezę narodowego charakteru naszych sąsiadów. Tym samym stawiamy pytanie o to, jacy sami jesteśmy. Zwłaszcza, że filmy Formana, Chytilovéj, Nemeca czy Passera, zanurzone w konkretnej rzeczywistości, po latach okazują się wolne od uwarunkowań lokalnych. Przemawia przez nie coś więcej niż prawda czasu. Do jakich wniosków doszliby Czesi uczestnicząc w podobnym przeglądzie filmów polskich?

Anita Piotrowska

Muzyka

  • Ubiegły rok Mariusz Treliński zamykał premierą “Damy pikowej" Czajkowskiego w berlińskiej Staatsoper. Na koniec tego roku na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego - Opery Narodowej przygotował nową wersję tej opery (dyrygował Kazimierz Kord). A był jeszcze “Andrea Chénier" Umberto Giordano w Poznaniu i Waszyngtonie. Treliński, jeden z najciekawszych dziś reżyserów operowych na świecie, nie boi się wyzwań, a takim niewątpliwie była waszyngtońska data premiery - 11 września. Stały temat jego inscenizacji - ludzie wydrążeni, zagubieni, zbędni - zyskał wymiar historiozoficzny.
  • Ogłoszony w styczniu Rok Witolda Lutosławskiego przyniósł trzy doniosłe wydarzenia. Pierwsze to monografia autorstwa Danuty Gwizdalanki i Krzysztofa Meyera (tom pierwszy, “Droga do dojrzałości", ukazał się w roku ubiegłym, tom drugi, “Droga do mistrzostwa" - niedawno). Dzięki tej publikacji jesteśmy bliżej nie tylko muzyki Lutosławskiego, ale także jego niezwykłej osobowości.
  • Drugim wydarzeniem był “Łańcuch" - dwudniowy maraton w Zamku Ujazdowskim, podczas którego słuchaliśmy muzyki i wspomnień, oglądaliśmy filmy. Trzecim - zamykający tegoroczny festiwal Warszawska Jesień koncert, na który złożyły się wszystkie symfonie Lutosławskiego (grał NOSPR pod dyrekcją Gabriela Chmury i Jacka Kaspszyka). Lutosławski jeszcze na długo pozostanie punktem odniesienia.
  • Podczas majowego Festiwalu Muzycznego Polskiego Radia “Paryżanie" odbył się maraton muzyki Andrzeja Czajkowskiego. Wysłuchaliśmy “Siedmiu sonetów Szekspira", “Kwartetu smyczkowego", “Inwencji fortepianowych" oraz “Trio Notturno". Do niedawna zapomniana, muzyka Czajkowskiego - czysta emocjonalnie, technicznie szlachetna - zasługuje na szczególną uwagę.
  • Pierwszą lokatę na Międzynarodowej Trybunie Muzyki Elektroakustycznej UNESCO zdobył w tym roku wrocławski kompozytor Cezary Duchnowski za “Monadę 3" na głos, fortepian i komputer. Wykonanie tego utworu na Warszawskiej Jesieni było jednym z najważniejszych wydarzeń festiwalu; przestrzeń “Monady" współtworzył zjawiskowy sopran Agaty Zubel. “Ładnienie" Pawła Mykietyna do wiersza Marcina Świetlickiego (prawykonanie na WJ) pokazało, jak muzyka współczesna potrafi czytać współczesną poezję.
  • Warto odnotować też reaktywację zespołu Nonstrom, którego jednym z założycieli jest właśnie Mykietyn. Na cyklicznych koncertach Nonstrom gra premierowe utwory zamówione u najmłodszych polskich kompozytorów. Nazwiska Aleksandry Gryki, Dobromiły Jaskot, Adama Falkiewicza, Agaty Zubel (także kompozytorki!) czy Duchnowskiego już dziś trzeba zapamiętać.
  • Z wielu płyt wybieram kilka propozycji operowych. Warto wspomnieć o dwóch polskich (bardzo dobrych!) produkcjach wydanych przez CD Accord - “Królu Rogerze" Szymanowskiego i “Ubu Rexie" Pendereckiego w interpretacjach Jacka Kapszyka i zespołu Opery Narodowej. O nagraniu “Le nozze di Figaro" Mozarta przez René Jacobsa (Harmonia Mundi) pisałem, że “jest lekkie, zwiewne i przyjemne". Wypada dodać: genialne, doskonałe w każdej sekundzie. “Orphëe et Eurydice" Glucka w interpretacji Marca Minkowskiego (Deutsche Grammophon) zabieram z sobą nawet wtedy, kiedy wiem, że nie będę miał możliwości odtworzenia płyty. Otwieram booklet: niedźwiedziowaty uśmiech Minkowskiego tylko wydaje się dobrotliwy. Tak naprawdę zapowiada Tajemnicę.

Tomasz Cyz

Plastyka

  • Najciekawsze warszawskie wystawy 2004 roku odbyły się w Zachęcie. Wiosenna i ożywcza wystawa najsławniejszej współczesnej japońskiej artystki Kusamy Yayoi, która zakropkowała całą Zachętę, a przy okazji i już na zawsze cały świat.
  • Koniec roku to dwie potężne i bardzo znaczące ekspozycje, które już dziś mają znaczenie historyczne: “Powinność i bunt. Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie 1944-2004" i “Warszawa - Moskwa / Moskwa - Warszawa 1900-2000". Znakomite prezentacje niezwykle ważnych problemów, zwieńczone, co bardzo istotne, wydaniem publikacji książkowych, które pozostaną, gdy wystawy odejdą w przeszłość. Na takie wystawy czeka się latami i na lata całe pozostają punktami odniesienia. To świetne przykłady tego, czym ma być “ważna wystawa".
  • Kryzys przeżywają dwa najważniejsze Muzea Narodowe. W stołecznym spadł poziom wystaw, choć na szczęście nie publikacji. Wyjątkiem było “Transalpinum": wystawa arcydzieł ze zbiorów wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum, uzupełniona obrazami z polskich zbiorów, i podnosząca muzealny dyskurs na bardzo wysoki poziom. Muzeum krakowskie zdaje się być już o krok od zapaści totalnej, na wszystkich frontach. Nie będę się nad tymi problemami rozwodził, wierząc w ich pozytywne zakończenie, bo kryzys to z definicji stan przejściowy, a nie permanentny.
  • Jednak zjawiskiem najbardziej optymistycznym jest przedarcie się młodej sztuki polskiej w świat. Regularne wystawy młodych artystów w Europie i nie tylko może odmienią dotychczasowy, jedynie “wewnętrzny" jej charakter. Mam nadzieję, że zainteresowanie polską sztuką stanie się bardziej trwałym faktem, czego życzę artystom i sobie.
  • W związku z tym jako budowanie kontekstów przeszłości, ale i teraźniejszości można potraktować zmasowaną obecność sztuki polskiej we Francji w ramach sezonu polskiego, nazwanego “Nowa Polska". Chciałbym wierzyć, że ta obecność pozostawi trwały ślad nad Sekwaną, ale niestety pewności mi brak.

Bogusław Deptuła

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2004