Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Protest trwał kilka miesięcy, z kulminacją w październiku 2017 r., kiedy część rezydentów – młodych lekarzy w trakcie specjalizacji finansowanej przez Ministerstwo Zdrowia – zdecydowała się podjąć głodówkę. Żądali zwiększenia do 2021 r. nakładów na ochronę zdrowia z 4,7 do 6,8 proc. PKB (poziom minimalny zalecany przez Światową Organizację Zdrowia). Zyskali sympatię – w wielu miastach odbyły się wspierające ich manifestacje.
Po miesiącu zmienili sposób protestu – wezwali lekarzy do wypowiadania tzw. klauzul opt-out, pozwalających na przepracowanie więcej niż dopuszczalne prawem 48 godzin tygodniowo. Braki kadrowe w ochronie zdrowia są w Polsce tak poważne, że mogłoby to sparaliżować pracę szpitali. Akcja nie spotkała się z szerokim odzewem, a rezydenci nie zyskali spodziewanej pozycji negocjacyjnej.
Protest stanowił jednak dla rządu problem polityczny. Fotel ministra stracił Konstanty Radziwiłł, a do rozmów z rezydentami przystąpił zdolniejszy od niego negocjator Łukasz Szumowski. 8 lutego 2018 r. resort zaprosił dziennikarzy na konferencję, a rezydenci potwierdzili: tak, doszliśmy do porozumienia. Minister i szefowie Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy uściskali się, a Szumowski otrzymał związkowy znaczek.
Diabeł w szczegółach
Miejsce entuzjazmu zajęło zdumienie, kiedy przyszło do przedstawienia ustaleń. Nie 6,8 proc. PKB w trzy lata, ale 6 proc. w pięć lat. Musimy przyjąć do wiadomości realia budżetowe – tłumaczyli rezydenci.
W kolejnym punkcie lekarze odnieśli sukces: mieli od lipca zarabiać 4 tys. zł brutto, a w specjalizacjach deficytowych (np. chirurgii onkologicznej czy geriatrii) – 4,7 tys. Ci, którzy podpiszą deklarację, że po rezydenturze przepracują w Polsce dwa lata, otrzymają dodatkowe kilkaset złotych. Podwyżki obiecano też lekarzom specjalistom: do poziomu 6750 zł, ale pod warunkiem niepodejmowania pracy poza głównym miejscem zatrudnienia.
Zapowiedziano ułatwienia w codziennej pracy lekarzy (m.in. zdjęcie z nich obowiązku określania na recepcie poziomu refundacji, zatrudnianie sekretarek medycznych), a także w szkoleniu podyplomowym. Minister zobowiązał się do zwiększania liczby miejsc na studiach medycznych i przeprowadzenia reformy kształcenia w kierunku bardziej praktycznym.
Robiąc dobrą minę do złej gry – rezygnacja z hasła 6,8 proc. była symboliczna – rezydenci czekali na realizację porozumienia w kolejnych rozporządzeniach i ustawach. Szybko się okazało, że muszą stać nad ministrem jak żandarmi i pilnować każdego szczegółu.
Przykłady? Umowa wspomina o lekarzach, a nie o lekarzach dentystach. Ich porozumienie więc nie dotyczy (ten spór rezydenci przegrali). W umowie zapisano, że dwa lata trzeba przepracować „w Polsce”, tymczasem podczas pracy nad przepisami okazało się, że chodzi o placówkę z kontraktem z NFZ (tu udało się osiągnąć kompromis: musi mieć jakikolwiek kontrakt, niekoniecznie na usługi w specjalizacji, w której pracuje rezydent).
Pytania do rządu
Wyszły też na jaw skutki uboczne. Zwiększenie uposażeń rezydentów sprawiło, że dyrektorom szpitali przestało się opłacać przyznawanie im nocnych dyżurów. Odcina ich to od możliwości zdobywania niezbędnego doświadczenia – i od dodatkowych zarobków. Rezydenci dostali też sześciodniowy urlop szkoleniowy, ale minister wpisał go tylko do programu specjalizacji, nie wydając rozporządzenia w tej sprawie. Lekarze obawiają się, że nie zrobi to wrażenia na dyrekcjach szpitali. Sprawa wpisywania poziomów odpłatności na receptę pozostaje zawieszona do czasu wprowadzenia obowiązkowej e-recepty.
Rezydenci liczą, że większość spraw dotyczących kształcenia przed- i podyplomowego, zarobków i organizacji pracy załatwi uchwalenie zmian w ustawie o zawodzie lekarza: napisali dwustustronicowy projekt. Minister go przyjął i wkrótce przedstawi do konsultacji publicznych. Zarząd OZZL profilaktycznie zapowiedział: „Odrzucenie ustawy lub najważniejszych jej elementów przez rząd będzie oznaczało złamanie porozumienia, konsekwencją może być kolejna eskalacja protestów”.
– To dobrze, że rząd podjął dialog i próbuje rozwiązać problemy zarobkowe pracowników. Tylko skoro deklaruje, że zdrowie jest jego politycznym priorytetem, to trzeba spytać, na ile poprawia się sytuacja pacjentów – ocenia Robert Mołdach, ekspert Instytutu Zdrowia i Demokracji. – Punktowo jest lepiej, np. w okulistyce czy onkologii, ale ogólnie dostępność świadczeń się nie zwiększyła. I trudno mieć tu pretensje do ministra: robi, co może, przy tym budżecie. To raczej pytanie do ministra finansów i premiera.
Na domiar złego rząd przy realizacji ustawy o 6 proc. PKB będzie brał pod uwagę PKB sprzed dwóch lat – na co rezydenci nie zwrócili uwagi podczas negocjacji. Oznacza to dwuletnie opóźnienie w dosypywaniu pieniędzy. Różnica dla 2019 r. wynosi – bagatela – 9 mld zł. ©℗