Rewolucja kulturalna już była

Mówienie o ograniczeniu wydatków publicznych na kulturę czy edukację nie brzmi przekonująco w sytuacji, kiedy państwo - sięgając po środki publiczne - ratuje z opałów banki i inne instytucje prywatne.

14.07.2009

Czyta się kilka minut

Jeżeli poważnie potraktować zapowiedzi Jerzego Hausnera, wybitnego ekonomisty, byłego wicepremiera i jednego z najwyżej ocenianych ministrów III RP, to czekają nas poważne zmiany w polityce kulturalnej państwa. Wywiad ogłoszony w "Gazecie Wyborczej" (10.06.2009 r.) wywołał burzliwą dyskusję. Być może byłaby ona spokojniejsza, gdyby Jerzy Hausner zdecydował się ujawnić roboczą wersję raportu przygotowywanego dla Ministerstwa Kultury. Tak się nie stało.

***

Agnieszka Sabor ("TP" nr 6/09) miała sposobność przeczytania raportu i ogłosiła dobrą nowinę: rewolucji nie będzie, tylko niektórzy histerycznie zareagowali na słowa byłego wicepremiera. Po czym sama autorka - chwaląc Hausnera - pisze o swoich wątpliwościach, np. o groźbie zmuszania instytucji kultury do nieustannego wyścigu po granty czy o nadmiernej wierze w bogatych i hojnych sponsorów, którzy zasypią polskie muzea i teatry masą pieniędzy. To problemy istotne. Jednak rozmawiając o proponowanych zmianach, nie można uciekać od kwestii podstawowych, stawianych chociażby przez Macieja Nowaka czy Jacka Żakowskiego, jak rola państwa w kulturze - od władz centralnych po różne szczeble samorządu. To "rama", którą dopiero wypełnią konkretne rozwiązania.

Trzeba spróbować odpowiedzieć na pytanie: czy władze publiczne mają ograniczać swoją aktywność do zamawiania określonych usług od rozmaitych kontrahentów, do czasu, kiedy działalność kulturalną (podobnie jak edukację, opiekę społeczną itp.) będzie można oddać w ręce prywatne i tym samym zniknie potrzeba trwonienia środków zabranych z kieszeni podatników? Czy też kultura należy do sfer, w których obecność państwa jest konieczna, bowiem zapewnia swobodę twórcom, ale też umożliwia dostęp do dóbr kultury jak najszerszej grupie odbiorców w sytuacji, w której powstawanie nierówności jest niejako wpisane w samą istotę wolnego rynku? Zarysowuję skrajności, ale jest to dziś spór wyjątkowo aktualny.

Kryzys odsłonił słabość neoliberalnego projektu urządzenia świata i argumenty ograniczenia wydatków publicznych na kulturę czy edukację nie brzmią przekonująco w sytuacji, kiedy państwo - sięgając po środki publiczne - ratuje z opałów banki i inne instytucje prywatne.

***

Jerzy Hausner nie proponuje całkowitego wycofania państwa ze sfery kultury. Uznaje konieczność jej wspierania środkami publicznymi, ale zdaje się uważać to za stan przejściowy. Mówił w wywiadzie: "Nie zakładajmy też, że [...] niedochodowe dziedziny nigdy nie wyjdą z niszy". Po czym dodaje, że np. kinematografia powinna podlegać rygorom wolnego rynku - podważając tym samym sens istnienia PISF. Zasadniczym mechanizmem wspierania kultury, a tym samym młodych twórców, są i pozostaną środki publiczne. Taki przynajmniej jest model europejski i nie wydaje się, by w Polsce udało się stworzyć inny, co nie oznacza, że nie należy stwarzać warunków do jak największego zaangażowania funduszy prywatnych.

Z pytaniem o miejsce państwa związane jest drugie: o rolę instytucji publicznych. W myśleniu Hausnera ważny jest jednak produkt, a nie jego dostawca. W takim modelu wartością nie jest instytucja jako taka, jej dobre funkcjonowanie w długim okresie, lecz jej skuteczność i cena proponowanej usługi. Oczywiście, na innych zasadach funkcjonuje dom kultury czy biblioteka gminna, a na innych opera czy wielkie muzeum. Nie jest konieczne trwanie przez dziesięciolecia tych samych festiwali, pism literackich czy kół plastycznych. Na ich miejsce mogą powstawać nowe, lepiej odpowiadające potrzebom czasu. Natomiast zbiory muzealne czy biblioteczne są tworzone przez dekady.

Tymczasem Hausner proponuje możliwość likwidacji - z pewnymi obostrzeniami - każdej instytucji kultury, z wyjątkiem tych, które będą chronione ustawowo. Tych ostatnich ma być niewiele, ok. 30. Można założyć, że ich lista pokrywałaby się ze spisem instytucji narodowych podległych Ministerstwu Kultury. Zatem likwidacji mogłyby podlegać nawet niektóre muzea narodowe czy wielkie biblioteki publiczne, a ich majątek przejść w prywatne ręce. Demagogia? Zapewne, bo można liczyć na rozsądek władz samorządowych (lub/i na siłę opinii publicznej). Jednak rozumiem, że dla wielu to marny argument. W tym zapędzie do poszukiwania efektywności giną też wartości - mające przecież także rynkowy wymiar - jak tradycja, prestiż, marka (a taką jest chociażby Teatr Stary i nie bardzo wyobrażam sobie jego likwidację). To kapitał wypracowywany przez dekady.

***

Jerzy Hausner przeciwstawia nieefektywność czy anachroniczność instytucji publicznych sprawności organizacji pozarządowych. Zapomina jednak, że większość polskich NGO’s nie ma i nie będzie miało możliwości realizacji funkcji pełnionych przez instytucje publiczne. I tylko te ostatnie mogą stać się partnerem dla ważnych instytucji zagranicznych i wspólnie przygotowywać istotne projekty kulturalne.

Jak podkreśla Hanna Wróblewska - wicedyrektor warszawskiej Zachęty - w tekście ogłoszonym na stronie internetowej KulturaLiberalna.pl: "instytucji silnej swoim prestiżem i stałym budżetem łatwiej będzie znaleźć partnerów chcących sponsorować wydarzenie, a nie tylko je »kupić«. Marzenie o doskonałym partnerstwie publiczno-prywatnym można zrealizować z korzyścią dla obu stron wyłącznie wtedy, gdy partner publiczny jest silny - gdy jest partnerem do dyskusji, a nie towarem".

Pozostaje problem samorządu jako mecenasa kultury. Nie sądzę, by większość krytyków Hausnera nie dostrzegała - jak twierdzi Agnieszka Sabor - osiągnięć władz lokalnych. Jednak sama zarysowała dość upiększony ich obraz. W wielu ośrodkach samorząd świetnie się sprawdza. Jest jednak także inne jego oblicze: to nie tylko próby usuwania niezależnych dyrektorów, jak w przywoływanym często jako przykład legnickim Teatrze im. Modrzejewskiej, czy cenzurowanie działalności, ale traktowanie instytucji kultury jako miejsca pracy dla członków rządzącej opcji lub po prostu rodziny lokalnych polityków.

W ramach reformy samorządowej rządu Jerzego Buzka w ręce samorządów trafiła większość instytucji kultury. Dość szybko zaczęły one zabiegać - czasami skutecznie - o to, by przynajmniej częściowo ponowie podlegać Ministerstwu Kultury (dziś taki status ma blisko 30 z nich). Nie można lekceważyć powodów takich decyzji: kłopoty finansowe, lęk przed degradacją, naciski personalne i programowe, a także nadzieja na niezależność i lepszy poziom merytoryczny. Jeżeli dziś mówi się o kolejnej reformie w kulturze, to nie można pomijać tego problemu.

***

W wielu instytucjach kultury większość kosztów pochłania utrzymanie budynków i wynagrodzenia. Jedynie 10-20 proc. finansowania przeznaczone jest na działalność programową. Tyle że - przy wszystkich anachronizmach wynikających z zarządzania - problemem jest wysokość środków przeznaczanych na działalność instytucji kultury. W Polsce to 0,4 proc. budżetu. W Unii Europejskiej: 2-3 proc. Jak zasadnie zwraca uwagę Paweł Potoroczyn: "Państwo, które wydaje kwotę w okolicach połowy błędu statystycznego na kulturę, nie może poważnie mówić o modelu finansowania kultury, bo to nie jest ani model, ani finansowanie" ("GW", 29. 06. 2009).

Polska kultura - także instytucje jej służące - od dawna nie funkcjonuje według PRL-owskiego modelu. W ciągu ostatnich 20 lat miała tu miejsce rewolucja. Potrzebne jest jej dokończenie. Tylko wtedy kultura będzie miejscem rozmowy, dyskusji o ważnych sprawach, a nie tylko formą rozrywki. Rzecz to niby dziś oczywista, ale chyba nie dla wszystkich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2009