Reportaż sprzed lat

Umberto Eco: MÓJ 1968. PO DRUGIEJ STRONIE MURU - działo się to blisko czterdzieści lat temu, już po naszym Marcu i po paryskim Maju. Młody włoski naukowiec - kariera powieściopisarza była dopiero przed nim - latem 1968 roku wybrał się z żoną i dwojgiem przyjaciół na kongres semiotyków w Warszawie. Jechali samochodem przez Czechosłowację.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

"Miała to być wyprawa kulturalna. Najpierw postój w Mariańskich Łaźniach i Karlowych Warach, potem Praga... Okazało się jednak, że w stolicy Czechosłowacji wszystkie miejsca w hotelach są zajęte, ponieważ zjechały tu na kongres cztery tysiące geologów z całego świata. Tak więc zatrzymaliśmy się w Libni, na robotniczym przedmieściu na północnym wschodzie, przy szosie prowadzącej do Polski. Kiedy obudziliśmy się w środę 21 sierpnia, zobaczyliśmy kolumnę czołgów".

Dzień później autor wyruszył wraz z innymi włoskimi samochodami pilotowanymi przez limuzynę ambasady w stronę granicy austriackiej. Dopiero z Wiednia dostał się - samolotem - do Warszawy. Środkowoeuropejskie przygody zaowocowały dwoma reportażami dla tygodnika "L’Espresso". Pierwszy, z Pragi, zatytułowany "Taniec wśród czołgów" i podyktowany przez Eco jeszcze z Wiednia, ukazał się pod jego nazwiskiem. Drugi, warszawski, "Tajemnica Gomułki", opatrzony został pseudonimem Telesio Malaspina; tożsamość reportażysty ukryto, by nie naprowadzić na ślad jego rozmówców. Czytane po czterdziestu latach oba teksty okazują się interesującymi świadectwami - nie tyle samych wydarzeń, ile ówczesnego ich postrzegania i interpretowania przez wnikliwego obserwatora, który przybył zza żelaznej kurtyny. Choć warstwa czysto reportażowa też jest warta uwagi.

Podczas pieszej wędrówki z odległego przedmieścia do centrum Włosi obserwują zdumiewające sceny: tłum dyskutuje z najeźdźcami, wokół czołgów odbywają się niemal wiece, na pancerzach pojazdów pojawiają się napisy i ulotki. "Czesi rozmawiają z żołnierzami po rosyjsku. Pytają ich, po co tu przyjechali. Rosjanie odpowiadają, że w Pradze odbywa się faszystowski zamach stanu. Ludzie wybuchają śmiechem, ktoś wspina się na wieżyczkę, chwyta żołnierza za kołnierz i każe mu się rozejrzeć. Inni wyciągają legitymacje partyjne. Rosjanie uśmiechają się, zdezorientowani, jeden podejmuje rozmowę, inni zamykają się w pełnym napięcia milczeniu... Potem popełniają błąd: odpowiadają na pytanie, podejmują dyskusję. Zaczyna się kontrnatarcie - chłopcy wchodzą na czołg, tłumaczą na rosyjski ulotki, wyjaśniają, co to jest socjalizm". Oczywiście, nie wszędzie wygląda to tak sielankowo: grupa studentów niesie zakrwawioną flagę, w jednej z ulic czołg wypalił w sznur samochodów...

Równie mocny jest obraz pomarcowej, spacyfikowanej represjami Warszawy, odtworzenie klimatu pełnego podejrzeń, przemilczeń i uników. Owszem, na ulicach pełno dziewcząt w minispódniczkach, w kinie grają "Powiększenie" Antonioniego, a w hotelowym kiosku można kupić "Elle", jednak większość znajomych stara się wykręcić od spotkania z cudzoziemcem, ci zaś, którzy decydują się na rozmowę, demonstrują postawę rezygnacji bądź pragmatyczny cynizm.

Najciekawsze jest jednak zderzenie lewicowego włoskiego intelektualisty ze światem, w którym słowa, takie jak: socjalizm, rewizjonizm czy konserwatyzm, okazują się mieć inne niż na Zachodzie znaczenie, rewolta studencka wyrosła z odmiennych źródeł i w ogóle niełatwo nakreślić mapę prądów ideowych. W ponurej skądinąd historii znajdziemy zabawny i znaczący epizod: oto autor z polskimi przyjaciółmi słucha radia. "Nagle łapiemy nielegalne radio po polsku i od pierwszych słów rozumiem, że jest to wściekły atak prawicy na Rosjan, prowadzony językiem neofaszystowskiej gadzinówki". Okazuje się jednak, że to audycja prochińskiego wówczas Radia Tirana... Środkowoeuropejska lekcja staje się jednym z bodźców do rewizji własnych poglądów. "Pod koniec roku 2007 - pisze w posłowiu Jarosław Mikołajewski - pytam Eco, co pozostało z roku 1968. »Nic«, odpowiada. »Prócz przemian czysto obyczajowych«, dodaje po chwili".

(Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, ss. 86. Przeł. Jarosław Mikołajewski. W tekście sporo świetnych archiwalnych zdjęć).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008