Ręka, która rysuje

Marta Frej, malarka, ilustratorka: Patriarchat dzieli kobiety na dwa rodzaje: świętą i dziwkę. Sprowadza do ról, które są absolutnie rozłączne.

22.06.2020

Czyta się kilka minut

 / DANIEL DMITRIEW / FORUM
/ DANIEL DMITRIEW / FORUM

MAŁGORZATA NOCUŃ: „Jestem silna, bo...”. Poprosiła Pani kobiety, żeby dokończyły to zdanie. Odpisały, że są silne, bo opuściły przemocowego partnera albo odeszły z toksycznej pracy.

MARTA FREJ: Dzięki temu projektowi dowiedziałam się, że przeżycie traumy może dać nam poczucie siły. Jeśli mamy łatwe i przyjemne życie, to raczej nie uświadamiamy sobie naszej siły. Nie znamy swoich możliwości, zasobów i ograniczeń. Przeżywanie trudności nas uświadamia, łatwiej dokończyć to zdanie.

Powiedzenie codziennie, do samej siebie: „Jestem silna/silny, bo...” nic nie kosztuje i nie jest trudne. To rodzaj treningu, podobny do tego na siłowni, gdzie ćwiczymy mięśnie i stawy; tutaj trenujemy umysł, uczymy się myślenia o sobie w kategoriach osoby sprawczej, silnej, radzącej sobie. Ważne jest szukanie powodu do zadowolenia z siebie, dawanie sobie codziennie szansy. Nie ma ludzi, którzy są silni bezustannie. Dlatego można szukać tej siły wszędzie, nawet w słabości. Zauważyłam, że kobiety często nie potrafią mówić o sobie dobrze. Nawet w sferze werbalnej czują się lepiej w pozycji ofiary.

Z tak trudnych przeżyć jak te, którymi podzieliły się bohaterki Pani memów, trudno się podnieść.

Ogłosiłam ten projekt i po tygodniu na mojej skrzynce mailowej znalazło się około tysiąca wiadomości. I wciąż przychodzą. Moje bohaterki chcą opowiedzieć o sobie, być wysłuchane, podzielić się swoją historią, pokazać innym, że zmiana jest możliwa. Skala nieszczęść, przemocy domowej, przemocy ze względu na płeć jest w naszym kraju przerażająca. Zgłoszenie gwałtu policji można często porównać z powtórnym gwałtem; policja i polskie prawo traktują kobiety w sposób przemocowy: brak procedur, przeszkolenia. Kobiety nie mają przestrzeni i miejsca, żeby o tych doświadczeniach opowiadać, żeby się nimi dzielić. W głowach wielu ludzi przemoc domowa wciąż wiąże się z patologią, a pierwszą reakcją na gwałt jest: „pewnie sama się prosiła”.

To dla mnie trudny projekt, robię sobie od niego przerwy. Nie mam możliwości udzielenia tym kobietom pomocy, mogę jedynie je narysować. Częściej wybieram historie mocne, traumatyczne. Uważam, że tym bohaterkom wyjątkowo potrzebny jest mój rysunek. One się z tego cieszą, są dumne. Siłę, sprawczość czerpią ze zmiany. Zaczęły nowe życie. Gdyby tkwiły w tamtych strasznych emocjach, nie wysyłałyby do mnie wiadomości, nie miałyby do tego przestrzeni.

Piszą do mnie kobiety, które zdecydowały się powiedzieć „dość” po wielu, czasem kilkudziesięciu latach toksycznej relacji, i młode dziewczyny, które wyciągnęły mamę z takiej relacji. Dostaję wiadomości od kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej w dzieciństwie. Piszą też ofiary przemocy fizycznej, psychicznej i ekonomicznej, niektóre z nich musiały uciec przed dręczycielami za granicę. Piszą kobiety molestowane przez szefów czy kolegów z pracy.

Zanim ten projekt wymyśliłam, sama byłam swoją główną bohaterką. W końcu zdecydowałam się przekazać głos innym kobietom, dowiedzieć się, jak wygląda świat z ich perspektywy, bo chciałam odnaleźć wspólne doświadczanie bycia kobietą. Udało się i wbrew pozorom to bardzo krzepiące.

Na Pani rysunkach znajdują się kobiety, które wysłały swoje zdjęcie i jego opis.

Sprowadziłam się do roli przekaźnika, ręki, która rysuje. Przytaczam słowa przysłane przez daną bohaterkę. Nie koryguję błędów, choć czasem te zdania są kanciaste, nie brzmią zbyt literacko. Uważam, że pisane są z emocją i ta emocja powinna w nich pozostać. Dlatego pewnie ten projekt budzi dużo kontrowersji. Nie spodziewałam się jednak, że sprowokuje tak żywiołowe komentarze w mediach społecznościowych.

Gdzie tu miejsce na kontrowersje? Przez te rysunki przemawiają wyłącznie pozytywne emocje, jest w nich siła kobiet, które miały odwagę coś w swoim życiu zmienić.

Ja także zakładałam, że moje memy nie mogą nikogo urazić, ale okazało się inaczej. Po pierwsze, mężczyźni – nigdy pretensji nie formułowały kobiety – zarzucają tym rysunkom kult siły. Może nawet trochę to przewidziałam, ponieważ od początku podskórnie towarzyszyło mi pytanie, czy w Polsce kobieta może w ogóle zaczynać zdanie od: „Jestem silna, bo...”. Do niedawna siła w kulturze masowej była utożsamiana wyłącznie z mężczyznami i miała konkretny obraz: ­facet ­superbohater albo typ Hemingwaya ze strzelbą. Byłam ciekawa, czy zdanie: ­„Jestem silna, bo...”, wypowiadane przez kobietę, wzbudzi społeczną aprobatę. I okazało się, że nie wszyscy uważają, że kobieta może uważać się za silną. Nie wszyscy sobie z tym radzą.

A kobiety?

Niektóre odczytały te memy jednostronnie. Jeśli któraś z bohaterek mówi: „Jestem silna, bo jestem singielką”, znaczy to dla nich: „Ty jesteś słaba, ponieważ jesteś mężatką”. Wiele kobiet odebrało te rysunki jak atak skierowany w ich stronę, są bowiem inne niż pani z obrazka. Smuci mnie, bo to przewrażliwienie świadczy o braku pewności siebie i niskiej samoocenie.

Chcę pokazać, że siła jest naszym indywidualnym wyborem. Jej źródłem może być wszystko. Kiedy mówię, że jestem silna, ponieważ wychowałam samotnie dziecko, to nie znaczy, że ci, którzy wychowali je w parze, są moim zdaniem słabi. Kontrowersje budziły także memy odnoszące się do konkretnych tematów. Na jednym z nich była kobieta karmiąca dzieci dwiema piersiami. W mojej opinii był to taki sielski, piękny obrazek, w stylu Wyspiańskiego, ale wzbudził gigantyczną dyskusję i oburzenie. Jego bohaterkę oskarżono nawet o pedofilię. Nie wiem, co mogło tu wydać się kontrowersyjne. Naprawdę nie wiem…

Niekiedy o odbiorze decydują szczegóły. Na przykład postawa. Jeśli kobieta jest wyprostowana, patrzy w oczy, stoi mocno, w pozycji zdobywczyni, to już budzi niepokój. Taka kobieta nie jest dobrze odbierana w Polsce, nie budzi sympatii.

A jaka budzi sympatię?

Patriarchat dzieli kobiety na dwa rodzaje: świętą i dziwkę. Sprowadza kobiety do dwóch ról, które są absolutnie rozłączne. Albo jest się opiekuńczą żoną i matką – wtedy nie można otwarcie mówić o wielu swoich potrzebach, „wyzywająco” się ubierać i zachowywać, stawiać na rozwój zawodowy, domagać się równego podziału obowiązków domowych, wiążących się z wychowaniem dzieci. Nie można po prostu być samodzielną, bo otrzymuje się etykietę dziwki, roszczeniowej egoistki. Kobiety pewne siebie, pracujące, feministki są zawsze „podejrzane”. Dotyczy to oczywiście kobiet młodych, bo kobiety dojrzałe stają się dla patriarchatu niewidzialne.

Nie obawia się Pani, że niektóre kobiety nie są w stanie podjąć wyzwań, do których nakłaniają Pani rysunki? Albo takiej decyzji pożałują?

W życiu i twórczości opieram się tylko na własnych doświadczeniach. Nigdy nie żałowałam tego, że podejmowałam wyzwania, nawet jeśli nie osiągnęłam zamierzonych celów. Do dziś za to pamiętam każdą rezygnację, każde zaniechanie, którego powodem był lęk i niewiara w to, że sobie poradzę.

Ten projekt nie nakłania do jakichś konkretnych postaw, tylko pokazuje, że każda z nich może być źródłem siły, jeśli jesteśmy jej świadome. „Jestem silna, bo znam swoje ograniczenia”, „Jestem silna, bo ukochałam słabości” – to słowa moich bohaterek. Po roku trwania projektu dochodzę do wniosku, że chodzi w nim o szczerość w byciu z sobą i świadomość siebie, które – owszem – mogą być trudne i bolesne, ale są tego warte. Wierzę w to.

Czy tę siłę pierwotnie znalazła Pani w sobie? Pani historia też nie jest łatwa: rozpad związku, decyzja o samodzielnym wychowywaniu dziecka.

Tak. Poczułam się silna, kiedy trudne doświadczenia stały się moim udziałem. Dzięki tym przeżyciom zobaczyłam pewne mechanizmy rządzące światem, bo okazało się, że takich kobiet jak ja są tysiące… Poznałam patriarchalny porządek, podwójne standardy i seksizm zarówno w rodzinie, jak i w pracy. Nie zgodziłam się na to. Nie dałam sobie wmówić, że to ze mną jest coś nie tak, nie przyjęłam do wiadomości, że powinnam się dostosować i grać w tę niesprawiedliwą grę. Ta świadomość daje siłę. Teraz mam wsparcie od dwóch wspaniałych facetów – mojego partnera Tomka i syna Maćka, oraz pracę, którą stworzyłam sobie sama i w której jestem swoim jedynym szefem.

Jest w Pani dużo autoironii i śmiechu, ale jest i miejsce na ponure myśli.

Miewam emocjonalną huśtawkę. Bliskie są mi dwa stany: silne przygnębienie albo bycie pełną energii i optymizmu. Rzadko coś pośrodku. Próbuję oddzielić to, co wydaje mi się na mój temat, od tego, kim naprawdę jestem, czego naprawdę chcę – i nie jest to proste.

Nie ujawniam wszystkiego. Jest jakaś duża część mnie, która pozostaje ciemna, jest tam dużo smutku, bólu i lęków. Ironią, humorem próbuję sobie z tym radzić. Nie mam innego pomysłu, jak walczyć z tym swoim „cieniem”, mogę go tylko obśmiać. Gdy coś mnie uwiera, gdy się czegoś boję, wstydzę, mam z czymś problem, próbuję to „oświetlić”, podzielić się tym. Nie lubię sentymentalizmu ani dramatyzowania, więc po prostu ubieram to w żart. Tę taktykę wyniosłam z rodzinnego domu, moja mama w ten właśnie sposób mówiła o sobie, posługiwała się żartem i ironią.

Czy dostaje Pani sygnały od osób, których dotyczą Pani memy, na przykład kogoś ze świata polityki, duchowieństwa?

Polityczki i politycy chętnie udostępniają moje prace, kiedy im z nimi po drodze. Duchowni jak dotąd nie… Czasem zdarza się hejt, ale dosłownie na palcach jednej ręki mogę policzyć ten naprawdę ostry. Być może jest to spowodowane tym, że hejterom nie daję paliwa. Nie pozwalam się sprowokować. Koncentruję się na tym, żeby poglądy wyrażać w ­formie ­rysunkowej, ale nie dyskutuję z hejterami, bo z nimi dyskutować się nie da.

Dostaje Pani na pewno dużo podziękowań.

Tak. Otrzymałam dużo ciepłych słów, świadectw, że moje rysowanie działa i daje kobietom siłę. W jakiś sposób je jednoczy, pozwala im poczuć, że są sprawcze i że nie są same. To jest fantastyczne. Bardzo często mówią, że dzięki mojemu rysunkowi coś zrobiły, rysunek dał im energię, pomógł podjąć decyzję. Pewnie dzięki tym wiadomościom wciąż robię to, co robię. Określiłam się już na początku swojej pracy rysowniczki. Podejmowałam społeczne tematy. Teraz koncentruję się przede wszystkim na sytuacji kobiet i na walce o nasze prawa.

Czy mężczyznom zdarzało się za coś Pani podziękować?

Na moim fanpejdżu coraz więcej mężczyzn zabiera głos jako feminiści. Nawet jeśli tak się nie definiują, choć wielu z nich pisze o sobie wprost: – „Jestem feministą”. To zmiana, bo dawniej w roli komentatorek występowały praktycznie wyłącznie kobiety. Mężczyźni przywykli do świata, w którym problemy kobiet zamiata się pod dywan i wyciąga tylko w sytuacjach politycznie dogodnych. Widzę, że to się zmienia.

Ma Pani lewicowe poglądy, ale nie zaangażowała się Pani w życie polityczne. Bardzo lubię ten mem, na którym matka podaje córce na łyżeczce witaminy i mówi: „Pij witaminy, byś miała siłę obalać rządy, kiedy dorośniesz”.

Szczerze? Chciałabym się opowiedzieć jednoznacznie po jakiejś stronie sporu politycznego. Znaleźć jakąś reprezentację polityczną, której zaufam i która mnie uwiedzie. Mam lewicowe poglądy i sprzyjam lewicy, natomiast trudno mi znaleźć lidera czy liderkę, któremu, której bym zaufała. Niestety ideowość w polityce nie przekłada się na skuteczność.

W różnym czasie z różnych ugrupowań politycznych otrzymałam propozycje zaangażowania się. Jestem przekonana, że gdybym uległa, to straciłabym właśnie ideowość i bezkompromisowość, one się po prostu nie sprawdzają w polityce. Może to się kiedyś zmieni…

Czy długo jeszcze kobieta w Polsce będzie niepełnowartościową obywatelką?

Lubię patrzeć w przeszłość, w historię. Kiedy jej się przyglądamy, zdajemy sobie sprawę, że raptem od stu lat kobiety w Polsce mają prawa wyborcze. Od stu pięćdziesięciu mogą studiować. Od niecałych dwustu mogą pracować bez zgody męża. W skali historii dwieście lat to nie jest długi okres. Przez tysiące lat byłyśmy podludźmi, dojście do sytuacji absolutnej równości szans musi trochę potrwać. Muszą też zaistnieć sprzyjające okoliczności, a populistyczne partie, które doszły do głosu w Polsce i na świecie, temu nie sprzyjają.

Staram się mówić sobie: trzeba być cierpliwą, idziemy do przodu. Wykorzystujemy swoje szanse – kobiety są świetnie wykształcone, zdobywają świat. Coraz więcej z nas wybiera życie w pojedynkę i poświęcenie karierze, bo może, ma taką szansę i coraz większe przyzwolenie społeczne. Mamy wybór, przynajmniej niektóre z nas. Staram się być optymistką. Z drugiej strony oczywiście dostrzegam nierówność i niesprawiedliwość. To pozwala mi nie ustawać w walce.

Kiedy wspomina Pani syna, partnera, rodziców, to widać, że więzi rodzinne są dla Pani ważne, ale jednocześnie opowiada się Pani przeciwko patriarchatowi.

Rodzina zawsze była dla mnie ważna, przez cztery lata wychowywałam syna nie pracując zawodowo. Teraz już nie wiem, czy do końca była to moja decyzja, ale jako młoda mama chętnie zostawałam z synem w domu. Uważałam, że to jest priorytet, bo mój syn jest najważniejszy. To był bardzo piękny okres w moim życiu, nie przejmowałam się, jak potoczy się moja kariera zawodowa, ale teraz, kiedy otwieram list z ZUS-u z prognozą mojej emerytury, mogę tylko się śmiać. Moje wybory doprowadziły do tego, że wiele zawodowo straciłam.

Wspaniale jest wychowywać dzieci i poświęcać im czas. Kobieta często poświęca swoją pracę zawodową z własnej woli, chce tego, odnajduje się w tym. Ale ważne jest, by kobieta, która postanawia dokonać takiego wyboru, była świadoma konsekwencji, bo rynek pracy jest bezlitosny, a rozwiązania systemowe nie chronią Matek Polek, że o Babkach Polkach już nie wspomnę.

Kobiety po sześćdziesiątym roku życia są w naszym kraju grupą najbardziej narażoną na ubóstwo. Kobiety po pięćdziesiątce są „niewidzialne” na rynku pracy.

Z drugiej strony jesteśmy wciąż wychowywane według wzorca, który mówi, że kobieta jest stworzona do tego, by się poświęcać i opiekować innymi. Przecież to nie jest przypadek, że najczęściej opiekunkami dzieci niepełnosprawnych są ich matki, a nie ojcowie. Mało o tym rozmawiamy, bo to nie pasuje do opowieści o polskiej rodzinie. A tych rodzin z patriarchalnej narracji jest w Polsce coraz mniej. Czas na przedefiniowanie tego słowa. Rodzina to przede wszystkim ludzie, którzy się kochają, ale też ciągła praca na rzecz uważności względem drugiej osoby. O byciu rodziną nie decydują więzy krwi czy płeć, tylko relacje.

Ma Pani syna; myślała Pani kiedyś, jak wychowywałaby córkę?

Zawsze chciałam mieć córkę, zastanawiałam się nad tym niejednokrotnie. I doszłam do wniosku, że wychowywałabym ją dokładnie tak samo jak syna. Uważam, że kobiety i mężczyźni są do siebie podobni, poza kilkoma różnicami fizycznymi. Kształtuje nas socjalizacja i płeć kulturowa. Nigdy nie miałam poczucia, że Maćka muszę w jakiś specjalny sposób wychować, ponieważ jest chłopcem. Nigdy nie czułam, że on jest inny ode mnie, ponieważ ja jestem kobietą. Nigdy nie używałam zwrotów, że chłopiec „coś musi, bo jest chłopcem”, „że tak robi dziewczynka, a chłopiec tak robić nie powinien”.

Kiedy Maciek się urodził, dostałam od koleżanki malutkie ubranka, noszone wcześniej przez trójkę jej dzieci. Pierwsze z nich było dziewczynką. Te śpioszki były we wszystkich kolorach i wzorach: różowe w stokrotki, żółte w kaczuszki. Podczas spaceru Maćka w różowych śpiochach ze stokrotkami brano za dziewczynkę. Później jako chłopczyk miał długie włosy i też mówiono: „O, jaka ładna dziewczynka”. I też nigdy mi to nie przeszkadzało. Kiedy jemu zaczęło przeszkadzać, obcięłam mu włosy. Dziś Maciek zwraca mi uwagę, kiedy zdarza mi się palnąć jakąś seksistowską uwagę, na przykład: „A bo ci faceci...”. Od razu krzyczy: „Ja, ale seksizm mamo!”. ©

MARTA FREJ jest malarką i ilustratorką, prezeską fundacji Kulturoholizm. Laureatka nagrody Okulary Równości 2015, przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej, w kategorii prawa kobiet i przeciwdziałanie dyskryminacji z powodu płci. Opublikowała „Memy i graffy” (z Agnieszką Graff), zilustrowała książkę „Brakująca połowa dziejów” Anny Kowalczyk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2020