Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od kilku lat usiłuję uprawiać i propagować performatykę – niszową dziedzinę akademicką, zajmującą się badaniem różnego rodzaju, niekoniecznie artystycznych, przedstawień. Przekonany, że tworzą one nasz świat współczesny i rządzą nami, usiłuję namawiać kogo się da, by zająć się nimi poważnie, choćby dla rozpoznania naszej wspólnoty. Przebić się z tym niełatwo, a tu nagle takie wsparcie!
Według prokuratury nie można powieszenia portretów potraktować jako przypadku stosowania gróźb bezprawnych z powodu przynależności politycznej, ponieważ „będąca elementem happeningu inscenizacja (...) miała charakter symboliczny, nawiązujący do historycznych wydarzeń z XVIII wieku, a utrwalonych na obrazie Jana Piotra Norblina”. Prawie nie wierzyłem własnym oczom, bo przykładem obrazu „Wieszanie zdrajców” Norblina, ukazującym prawnie skuteczne wykonanie wyroku śmierci in effigie, czyli na wizerunku, posługuję się, wyjaśniając studentom sprawczą moc „surogacji”. Czy to znaczy, że wkrótce zaczniemy prowadzić na zlecenie ministra Ziobry seminaria o polskich inscenizacjach i happeningach?
Po chwili zdałem sobie jednak sprawę, że prokuratorskie uzasadnienie dowodzi, iż przedstawień nie traktuje się poważnie nawet w kraju, który w 2010 r. przeżył wielką tragedię będącą wynikiem rywalizacji na spektakle społeczne i jest rządzony przez ugrupowanie, zawdzięczające wiarygodność i poparcie właśnie comiesięcznym inscenizacjom. Teoretycznie powinniśmy wiedzieć najlepiej, że performans zabija. Ale dopóki na scenę nie upadnie kolejne ciało powalone ciosem nożownika, nadal będziemy sobie opowiadać uspokajające bajędy, że to tylko „happening”. Skoro przypomniano Norblina, to może warto też przypomnieć słowa współczesnego mu biskupa: „dla was to igraszka, nam chodzi o życie”. ©