Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Krawczyk był podsekretarzem stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego: doradzał prezydentowi w sprawach zagranicznych. W lutym 2007 r. podał się do dymisji, po tym jak rozeszły się pogłoski, że w stanie wojennym był tajnym współpracownikiem ówczesnych służb specjalnych. Okazało się jednak, iż są świadkowie, którzy pamiętają, że Krawczyk bardzo szybko powiadomił o tym fakcie swoich współpracowników z solidarnościowego podziemia. Innymi słowy: zdekonspirował się jako TW, zanim podjął współpracę, czyli zachował się, jak nakazywały ówczesne podziemne poradniki. W tej sytuacji wyrok sądu lustracyjnego nie mógł być inny jak tylko oczyszczenie z zarzutu kłamstwa lustracyjnego. I to powinno kończyć sprawę, także w wymiarze kariery zawodowej Krawczyka.
Tymczasem, jak donoszą media, opór prezydenta wobec tej kandydatury polega na tym, że Krawczyk w przeszłości zataił przed Kaczyńskim istotne fragmenty swego życiorysu. Zgoda, ale nie zataił ich ćwierć wieku wcześniej wobec swoich kolegów, i w ten sposób do współpracy w ogóle nie doszło.
Warto pamiętać, że prezydent był przeciwnikiem tej wersji lustracji, w której pracodawca zachowywał prawo decyzji co do losów zawodowych swoich pracowników, uwikłanych we współpracę z SB. Jednak, po pierwsze, tej wersji lustracji już nie ma (z inicjatywy prezydenta wróciła przez sąd), a po drugie, sąd lustracyj ny orzekł, że Krawczyk nie współpracował i orzeczenie to nie powinno być zakwestionowane. Dlaczego więc swoją decyzją Prezydent RP, który stoi na straży praworządności, pośrednio je zakwestionował?