Przez dotyk

Iryna Wikyrczak, poetka i asystentka Olgi Tokarczuk: Gdziekolwiek jestem, tęsknię za kanionem Dniestru. Meandry, uskoki, pęknięcia, groty. Historia świata w przekroju.

24.02.2020

Czyta się kilka minut

Iryna Wikyrczak, Wrocław, luty 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA
Iryna Wikyrczak, Wrocław, luty 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Jest jakieś słowo w języku polskim, które szczególnie Ci się podoba?

IRYNA WIKYRCZAK: Pieszczoty.

Nadaje się do wymówienia?

Teraz już tak. Polskiego zaczęłam uczyć się w 2014 r., później znajomość pogłębiałam na stypendium w Krakowie. Z okien wydziału filologicznego patrzyłam na Wawel. Jeśli z mówieniem nie mam już większych problemów, to polska pisownia jest dla mnie przerażająca. „Rz” i „ż” – żaby i rzeki, „h” i „ch” – herbata i chmura, „u” i „ó” – kury i ósemki...

Urodziłam się i wychowywałam w Zaleszczykach, które z trzech stron okala Dniestr. W domu mówiło się po ukraińsku, w telewizji słuchało się rosyjskiego. Moja babcia od strony mamy, która nie żyje od sześciu lat, a była bardzo ważnym dla mnie człowiekiem, używała polskich słów – w dialekcie zachodnioukraińskim są wpływy polszczyzny. Dotarło to do mnie, gdy zaczęłam uczyć się polskiego. Babcia mówiła ,,zupa”, a nie ,,sup”, albo ,,brytfanka”, a nie ,,skoworidka”.

Opowiedz więcej o babci.

Nazywała się Maria Dmytriwna. Miała niebieskie oczy, wysokie czoło, prawie nie używała kosmetyków, bo i bez makijażu dobrze wyglądała. Pracowała jako pielęgniarka w sanatorium w Zaleszczykach, ale też w przychodni lekarskiej oraz laboratorium. Co niedzielę chodziła do cerkwi, zabierała mnie ze sobą.

Na emeryturze była też wolontariuszką na budowie nowej cerkwi, pracowała w kuchni.

Zawsze miała ciepłe dłonie. Uczyła mnie podstawowych rzeczy, które przydają się na co dzień w życiu – gdy smażę naleśniki, widzę babcię, która pokazuje mi, jak najlepiej rozbijać jajka, jak zamieszać je z mąką i mlekiem, jak nożem przewrócić na drugą stronę. Sama wychowała dwójkę dzieci, było jej ciężko. A mimo, że została źle potraktowana przez dziadka, nie straciła zaufania do ludzi. Nie była sfrustrowana, przeciwnie: radosna i serdeczna, do końca zachowała w sobie zachwyt światem. W centrum Zaleszczyk miała dom z ogrodem. Raj. Winogrona, róże, lilie, grusze, jabłonie... I zwierzęta. Kury, kaczki, króliki, psy, koty... Każde zaopiekowane i wypieszczone.

A Twoi rodzice?

Są nauczycielami. Mama – fizyk, tata – biolog. Tata teraz jest naukowcem, bada florę i faunę kanionu Dniestru. W mojej rodzinie wszyscy zawodowo zajmują się naukami ścisłymi. Tylko ja podążam humanistyczną ścieżką.

I jako dwunastolatka napisałaś swój pierwszy wiersz.

A gdy miałam 16 lat, wygrałam konkurs i w nagrodę został wydany mój tomik „Rozmowa z aniołem”. Dziwi mnie jednak to, że teraz głównie mówi się o mnie jako o poetce. Jestem menedżerką kultury, to mój zawód. Gdyby mnie ktoś zapytał, czy jestem poetką, odpowiedziałabym, że tylko w takim sensie, w jakim dotyczy to każdego człowieka.

Czyli?

Czyli każdy może być poetą, kiedy przeżywa emocje – kiedy cierpi, kiedy go coś boli, kiedy płacze, kiedy kocha. Do mnie tylko wtedy przychodzą wiersze.

Iryna, na litość boską! Grafomani też kochają, cierpią i płaczą. I niestety piszą też wiersze.

W każdym razie ja nie zbieram specjalnie swoich wierszy, nie układam ich w książki, nie pokazuję redaktorom, nie wysyłam do wydawnictw. Słowem, nie zajmuję się tym tak, jakbym to robiła, gdybym była zawodową poetką. Satysfakcjonuje mnie moment, kiedy udaje mi się myśl ująć w lapidarną formę. Wystarczy.

Polscy pisarze?

Przed sylwestrem byłam w domu rodziców w Zaleszczykach, gdzie jest cała moja biblioteka. W związku z remontem musiałam zrobić w niej porządek. Znalazłam sporo książek, które przywiozłam z Polski. Olgi Tokarczuk, z którą teraz pracuję, „Prowadź swój pług”. To była pierwsza jej książka, którą przeczytałam jeszcze po ukraińsku. Potem czytałam po polsku jej opowiadania, bo są krótsze. Gdy pięć lat temu kupiłam ,,Księgi Jakubowe”, to nie dałam rady, za słabo znałam polszczyznę. Dopiero teraz mam językową zdolność, by przeczytać wszystkie książki Olgi, i cieszę się, że większość z nich jest jeszcze przede mną.

Jakie zachowałaś wspomnienia z pierwszego przyjazdu do Polski?

Jest rok 2000, mam 12 lat, w Zaleszczykach należę do zespołu, w którym tańczymy ludowe tańce ukraińskie. Jedziemy w trasę po Polsce; to dla mnie w ogóle pierwszy wyjazd zagraniczny. Zaczynamy od północy, od Gdańska. Idę przez ulicę Długą, na której odbywa się jakieś święto, mnóstwo straganów i ludzi, a ja mam poczucie, że znalazłam się w bajce. Uderzają mnie kolory, bogactwo, wystawność. A nie powiedziałabym, że miejsce, skąd pochodzę, jest szare czy depresyjne. Na Ukrainie Zachodniej jest przepiękna przyroda.


Czytaj także: Iryna Wikyrczak: To nie jest kraj dla starej prozy


A! Wtedy jeszcze byłam zdumiona tym, że wszędzie, na polskich wsiach i w małych miasteczkach, domy i podwórka były udekorowane kwiatami. Ogromną ilością petunii.

Na Ukrainie całe lata 90. były do przetrwania szalenie trudne. Nikt nie zajmował się dekorowaniem kwiatami balkonów. Dzień w dzień trzeba było walczyć o podstawy: by mieć co zjeść, w co się ubrać i zdobyć buty, w których można pójść do szkoły. Podziwiam pokolenie moich rodziców, ludzi urodzonych w latach 60., którzy godnie przeżyli tę epokę.

Kawał świata już widziałaś. Jako szesnastolatka wyjechałaś na stypendium do Stanów, potem mieszkałaś w Wiedniu, Berlinie. Całe Twoje życie toczy się na walizkach.

A gdziekolwiek jestem, tęsknię za kanionem Dniestru. Olga w mowie noblowskiej mówiła o tym, że krajobraz kształtuje wewnętrzną strukturę człowieka. A ja wyraźnie czuję, jak ważny jest dla mnie ten kanion: meandry, uskoki, pęknięcia, groty, jaskinie i wodospady. Raz biegnący brzegiem wysokim i stromym, raz niskim i łagodnym. Kanion Dniestru był dnem prehistorycznego Morza Sarmackiego, 500 milionów lat temu będącego częścią oceanu Tajtis. Schodząc z jego brzegu w dół rzeki, zanurzasz się w głąb czasu. Widzisz pokłady przeszłości wymieszane z tu i teraz. Dniestr daje mi siłę do życia.

Skąd jeszcze ją czerpiesz?

Z dotyku – w zeszły weekend byłam w Nowej Rudzie, szliśmy na spacer przez wzgórza. Cały czas chciałam dotykać kory drzew – znajomi się trochę ze mnie nabijali. Dla mnie dotyk jest takim samym źródłem postrzegania świata jak wzrok i słuch. Nie ma nic przyjemniejszego od dotykania ściany kilkusetletniego domu w południowym kraju. Ciepłego piasku na plaży. Delikatnych skrzydełek żuka. Kamienia na brzegu rzeki. Powierzchni wody jeziora. Piórka znalezionego na chodniku. Eleganckich linii rzeźby. Kaszmirowego swetra. Okładek książek w bibliotece. Choć nie, książki najpierw się wącha.

A siła od kobiet?

Czerpię, i to bardzo. Mówiłam już o babci. W ogóle wierzę w kobiecą wspólnotę, w solidarność. Doceniam kobiety, które mnie wspierają i wspierały, z którymi czuję się bezpiecznie, z którymi mogę swobodnie rozmawiać bez obawy, że zostanę oceniona. W relacjach z kobietami pielęgnuję wzajemność, proporcje w dawaniu i braniu.

Kogo widzisz, patrząc na swoje rówieśniczki z Ukrainy?

Pierwsze pokolenie, które nie żyje w Związku Radzieckim. Które wzięło na siebie odpowiedzialność, a wraz z nią ciężar przepracowania skutku tego, że trzy poprzednie pokolenia spędziły życie w wartościach oraz sytuacji stworzonej przez komunistyczny reżim. To pokolenie, które otwarcie rozmawia o postradzieckich traumach – nasi rodzice i dziadkowie na ten temat milczeli. I jeszcze lęk przed samodzielnością, że nic się nie uda – kolejna postradziecka trauma. Dziewczyny muszą jak najszybciej wyjść za mąż i narodzić dzieci – to ma być dla nich jedyna szansa. Takie są skutki wychowania przez ludzi, którzy mieli doświadczenie tylko jednej, radzieckiej rzeczywistości.

Ale za mojego życia otwarły się granice i kobiety zmieniły świadomość. Tata spełniał się jako podróżnik wyłącznie na terenie Azji, ja mogę już być na każdym kontynencie. A dzisiaj? Moja znajoma z Finlandii jechała autobusem z Polski na Ukrainę i przestraszyła się, kiedy na granicy ludzie z bronią zaczęli pasażerom odbierać paszporty. Była przekonana, że to początek wojny, bo w swoim życiu nie widziała takiej granicy.

A jak patrzysz na Twoje rówieśniczki z Polski, to kogo widzisz?

Kobiety śmielsze niż Ukrainki. I materialnie bardziej niezależne – w Polsce pod tym względem jest więcej możliwości. Na Ukrainie kobiety cały czas martwią się przyszłością, w Polsce są spokojniejsze.

W Twoim życiu jaki jest teraz czas?

Im jestem starsza, tym czuję się lepiej. W postradzieckim społeczeństwie funkcjonuje jeszcze jeden mit: dzieciństwo i młodość to najlepsza pora życia – sama zabawa i beztroska. A mnie, jak byłam dziewczyną, było trudniej niż teraz. Robiłam jednocześnie dwa fakultety – lingwistykę i turystykę – do tego pracowałam: uczyłam w studium języków obcych. Dużo się działo, za dużo. Wręcz zazdroszczę ci tego, że jesteś ode mnie starsza, że znasz znacznie więcej ludzi, masz swoje miejsce na świecie i spełniasz się zawodowo.

A mimo to bardzo często słyszę od mężczyzn reprymendy, jak powinnam pisać, co myśleć i jak mówić. To, że kobieta jest starsza i bardziej doświadczona, wcale jej nie chroni przed protekcjonalnym poklepywaniem po plecach.

O tym, co mówisz, pisała też Rebecca Solnit w pierwszym rozdziale „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Pamiętasz? Prawda, że to świetne?

Ale to też coś więcej. Istnieje kategoria ludzi, którzy mają ogromną potrzebę, by we wszystkim dominować. Czy to kobieta, czy to mężczyzna, musi pokazać, że jest mądrzejszy, starszy, „a ty sobie jeszcze pożyjesz dziecinko i zobaczysz, jak naprawdę świat wygląda”. Od małego nam mówią, że jak będziesz miał tyle a tyle lat, to będziesz dopiero wiedział.

Gdy myślisz o sobie za pięć lat, to kogo widzisz?

Spokojniejszą i szczęśliwszą siebie. Skoro czas działa na korzyść, to powinnam z latami czuć się coraz lepiej.

A Twoje ulubione ukraińskie słowo?

Mrija. Marzenie. ©

 

IRYNA WIKYRCZAK (ur. 1988) jest poetką i menedżerką kultury. Założycielka Intermezzo Short Story Festival w Winnicy (2015). Była dyrektorką międzynarodowego festiwalu poezji Meridian Czernowitz w Czerniowcach (2010-13) oraz dyrektorką Creative Europe Desk Ukraina (2016-17). Kuratorka ukraińskiej części Festiwalu Read My World w Amsterdamie (2016). Od listopada 2019 r. jest asystentką Olgi Tokarczuk, laureatki Literackiej Nagrody Nobla. Pracuje we Wrocławskim Domu Literatury.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2020