Przestrzenie śmierci

Polska kultura śmierci to nobilitacja śmierci za ojczyznę, za sprawę, docenienie heroizmu śmierci narodowej. Kto przeżyje wolnym będzie, kto nie przeżył wolnym już. Jeszcze Polska nie zginęła - nie ma kraju, który by miał tak eschatologiczny, tak prośmiertnie nastawiony hymn. Niemcy są ponad wszystko, Francuzi mówią - idźcie dzieci do przodu, Słowacy - że nad Tatrami się błyska, a my umieramy za ojczyznę.
 /
/

Jarosław Borowiec: - Dzisiejszy świat to świat kryzysu wartości, kryzysu kultury. Czy mamy także do czynienia z "kryzysem śmierci"?

JACEK KOLBUSZEWSKI: - Po pierwsze - z niechęcią do myślenia o śmierci. Co najmniej od pierwszej połowy XX w. śmierć zaczęła być w coraz większym stopniu hospitalizowana. Załamał się model śmierci tradycyjnej, skończyło się umieranie w otoczeniu rodziny. Hospitalizacja spowodowała zmianę sposobu traktowania śmierci bliskiej osoby, zdystansowanie się wobec zmarłego.

Aspekt drugi to - wedle trafnego określenia Amerykanina Geoffreya Gorera - "pornografia śmierci". Reżyserzy filmowi starają się dziś wymyślić jak najbardziej zmyślną, sensacyjną jej postać. Nie dość, że facet dostaje kulę, to jeszcze spada z trzydziestometrowej skały i wpada do rzeki, porywającej jego ciało. To właśnie "pornografia śmierci" w dużej mierze powoduje rodzaj kryzysu kulturowego.

I sprawa trzecia - przestawienie filozofii życia na filozofię sukcesu. Popatrzmy na reklamy telewizyjne: wszyscy jesteśmy zdrowi, choroby nas się nie imają, wystarczy biovital i można jeździć na rowerze nawet w wieku dziewięćdziesięciu lat. Śmierć traktuje się jako porażkę. Otoczenie nie bardzo potrafi reagować na to, że kolegę spotkała śmierć w rodzinie. Na jego widok skręca się w korytarzu w najbliższe drzwi, żeby nie stanąć wobec niewiarygodnie trudnego zadania, jakim jest powiedzenie: "współczuję ci, przeżywam to".

Niesłychanie charakterystycznym zjawiskiem jest również to, że nie zabiera się dziś dzieci na pogrzeby. Dziadek nie umarł, dziadek wyjechał. Dziecko zostanie pod opieką, a my pójdziemy na pogrzeb. O ile w ogóle pójdziemy - w Niemczech już prawie czterdzieści procent pogrzebów odbywa się na zasadzie zlecenia, bez udziału rodziny. Całą funkcję komemoratywną spełnia gazetowy nekrolog.

Zatem "kryzys śmierci" istnieje, ale na szczęście pojawiła się też alternatywa w postaci "renesansu śmierci". To istotne, choć jeszcze niedominujące zjawisko kulturowe. Zaczyna się od zainteresowania cmentarzami i obyczajami pogrzebowymi. W Polsce ujawniło się po 1974 roku, kiedy ukazała się niesłychanie ważna książka Tadeusza Kielanowskiego "Rozważania o przemijaniu", a potem "Książeczka o człowieku" Romana Ingardena. Upraszczając jego poglądy, można powiedzieć, że powstanie kultury zawdzięczamy śmierci. Próby przezwyciężenia jej fizycznego doznania powodują tworzenie dzieł kultury i sztuki.

  • Ministrant na Łotwie

- Od kilku dziesięcioleci bada Pan Profesor polskie cmentarze, tworzy antologie wierszy nagrobnych, przygląda się pieśniom pogrzebowym, nekrologom prasowym. Jaka jest geneza tych zainteresowań?

- Odwołałbym się do przeszłości i podświadomości. W latach dziecinnych, w czasie pobytu rodziców na Łotwie - ojciec mój wykładał na uniwersytecie w Rydze - byłem ministrantem, który lubił chodzić na pogrzeby. Do pewnej chwili. Zgodnie z łotewskim zwyczajem pogrzebowym trumnę nieboszczyka zamyka się dopiero nad grobem; wystarczyły dwa pogrzeby osób porażonych piorunem i widok zniekształconych ciał, bym zrezygnował z uczestniczenia w tych obrzędach.

Moja praca magisterska dotyczyła "Rozmów zmarłych" Ignacego Krasickiego. Później była prośba do studentów, żeby przysyłali mi zebrane w swoich miejscowościach wiersze nagrobne. Równocześnie zaczęła mnie interesować historia przestrzeni; doktorat napisałem o "Tatrach w literaturze polskiej". I właśnie zainteresowanie przestrzenią zaprowadziło mnie na cmentarze.

Pojawiły się pytania natury ikonograficznej. Dysponowałem ogromną ilością ilustracji, obrazów, rysunków, a później także fotografii cmentarzy dziewiętnastowiecznych, ale nie umiałem znaleźć obrazu cmentarza sprzed XVIII w. Zirytowany i zaintrygowany, szukałem w piśmiennictwie polskim i francuskiej literaturze naukowej. I trafiłem na wyjaśnienie: dopiero w XVIII w. relegowano cmentarze poza miasto. Zaczęły wtedy powstawać wielkie pozamiejskie nekropolie - Pčre Lachaise, Rossa, Powązki, likwidowano natomiast cmentarze przykościelne, osadzane według reguł Soboru Rzymskiego z 1059 roku, który nakazywał, aby zmarli spoczywali w fizycznym cieniu kościoła. Rewolucja wyrzucająca ze względów higienicznych cmentarze za miasto pociągnęła za sobą niezwykle istotne konsekwencje kulturowe.

- Zainteresowania tą tematyką nie należy więc łączyć ze skłonnością do pesymizmu i melancholii?

- To zainteresowanie nigdy u mnie nie miało eschatologiczno-pesymistycznego zabarwienia. Jest to raczej wyraz zaciekawienia kulturą, a trochę także przejaw ambicji, żeby w badaniach nad literaturą zrobić coś, czego inni nie zrobili. To jest natura taternika: mam swoje pierwsze drogi w Tatrach, więc dlaczego nie mam mieć swoich pierwszych osiągnięć w tej dziedzinie?

Ale docieranie do wiedzy o cmentarzach było niesłychanie trudne. Uprzytomniłem sobie wtedy funkcjonowanie dwóch najistotniejszych w dziejach kultury europejskiej modeli pojmowania śmierci. Tej narastającej do oświecenia, do momentu relegowania cmentarzy za miasto, kategorii "śmierci oswojonej, oczekiwanej", śmierci, po której odbywa się formalną żałobę. I tej z przełomu XVIII i XIX w. Wówczas to jej miejsce zajęła, jak ją nazywa francuski badacz Philippe Aričs, "śmierć ciebie, śmierć drugiego", którą ja po polsku wolę nazywać "śmiercią opłakiwaną". Nie myśli się już tylko w kategoriach tego, że ja umrę, tylko zaczyna się patrzeć na zagadnienie śmierci w kategoriach rozpaczy i żalu po odejściu bliskiej osoby. Pojawia się kategoria utraty, która w kulturze wcześniejszej była znana w bardzo nieznacznym stopniu. Jej wyrazem są "Treny" Kochanowskiego - ewenement na skalę Europy. W związku z kategorią "śmierci opłakiwanej" rośnie kult cmentarzy, rola rytuału pogrzebowego i rocznic śmierci.

  • Czytanie cmentarza

- Czy istnieje "polska kultura śmierci"?

- Polska kultura śmierci to nobilitacja śmierci za ojczyznę, za sprawę, docenienie heroizmu śmierci narodowej. "Kto przeżyje wolnym będzie, kto nie przeżył wolnym już". "Jeszcze Polska nie zginęła" - nie ma kraju, który by miał tak eschatologiczny, tak prośmiertnie nastawiony hymn. Niemcy są ponad wszystko, Francuzi mówią - idźcie dzieci do przodu, Słowacy - że nad Tatrami się błyska, a my umieramy za ojczyznę. O tym modelu śmierci narodowej trochę mówiły już Maria Janion i Maria Żmigrodzka. Model ten jednak ma bardzo różne wymiary, bo raz jest to heroiczna i męczeńska śmierć na polu walki, a innym razem śmierć martyrologiczna. Nie jest to tylko kwestia Katynia, łagrów i obozów koncentracyjnych, ale również problem tradycji XIX w. Dzisiaj specyfika polskiej śmierci ujawnia się w nekrologach, w postaci nobilitacji życia dla Polski. Poza tym wszystkie okoliczności przyśmiertne stają się niesłychanym czynnikiem integrującym rodziny. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby w dzień Wszystkich Świętych jakaś rodzina nie spotkała się przy grobie rodziców czy dziadków. To świadczyłoby niemal o wyrodności i załamaniu wiary w człowieczeństwo.

- Czym jest cmentarz dla Polaka XXI w.?

- Dla badacza, ale nie tylko, cmentarz jest przestrzenią kultury, tekstem kultury, z którego niewiarygodnie dużo można odczytać. Dla współczesnego Polaka jest przestrzenią pamięci, miejscem zakorzenienia. To również przestrzeń patriotyczna - dziejów i historii. Ginie tam kategoria wroga, słabsza jest kategoria sprzymierzeńca, bo na pierwszy plan wysuwa się zmarły człowiek.

Z negatywnym odbiorem spotykają się wszelkie próby niszczenia i deprecjonowania wartości cmentarza, bo jest on również przestrzenią sakralną, nawet jeśli tego sacrum nie odczuwa się bezpośrednio w kategoriach ściśle wyznaniowych. To wynik przejętego z nauki Kościoła przeświadczenia, że ciało ludzkie i grób są czymś świętym, dlatego ich naruszenie jest naruszeniem podstawowych reguł kultury. Profanacja grobu jest zbrodnią, bez względu na to, czyj grób został naruszony: polski, niemiecki czy rosyjski. Dla wielu Polaków niesłychanie istotnym momentem jest ten, gdy idą na cmentarz pomodlić się, niekoniecznie za dusze zmarłych.

- O kim więcej mówią cmentarze - o żyjących czy o zmarłych?

- Zdecydowanie więcej o żyjących. O zmarłych mówią tylko dobrze, czyniąc z małych urzędników wielkich herosów. Czy ktoś był draniem czy nie, nikt nie zabroni, żeby mu na nagrobku napisać, że był wspaniałym człowiekiem. A jak mówią o żyjących? Przynajmniej w trzech aspektach. Pierwszy to zaniedbanie, co w jakiś sposób świadczy o zerwaniu więzi. Ale w ostatnich latach pojawia się również tendencja do porządkowania cmentarzy radzieckich czy niemieckich. Drugi, to standard kultury lastryko - statystyczny Polak dąży do tego, żeby grób jego bliskiej osoby wyglądał ładnie, ale nie ma pieniędzy na kaukaskie marmury. I wreszcie trzeci, to jest historyczna pozostałość po kulturze baroku, tendencja do przepychu, do pokazania się przez wystawność nagrobka. Bywają cmentarze, na których tę rywalizację łatwo dostrzec.

- Czy w estetykę współczesnego cmentarza nie wkradł się kicz? Czy poprzez kicz nie próbujemy oswoić śmierci?

- To jest pytanie o istotę kultury popularnej. Kicz jest sztuką szczęścia i właściwie najwyższą formą oswajania rzeczywistości. Tani rysuneczek czy płaskorzeźba złamanego kwiatka i wierszyk: "Żyłeś krótko, cierpiałeś wiele, spoczywaj w Bogu drogi aniele" stanowi znakomite antidotum na ludzkie bóle i cierpienia. Warto pamiętać o dość istotnej sprawie: estetyka cmentarna i jakość artystyczna poezji nagrobnej mogą podlegać weryfikacji socjologicznej, antropologiczno-kulturowej, ale estetycznej nie. Zgadzam się jednak, że kicz potrafi być straszny. Kiedy chodzę ze studentami po cmentarzu, czasami mówię im: "Poczekajcie Państwo, bo w tym drugim rządku zobaczyłem wspaniałego aniołka z twarzą kretyna". Na cmentarzu bardziej niż gdzie indziej sprawdza się znana maksyma, że o gustach się nie dyskutuje.

  • Z grobu na grób

- Jaki był cel tworzenia wierszowanych epitafiów?

- To bardzo stara tradycja. Umieszczenie epitafium na grobie jest formą nobilitacji zmarłego, szczególnego uczczenia, oznakowania grobu. Od XVI w. zaczyna ono funkcjonować jako odrębny gatunek literacki, ewolucja postępuje w kierunku przeżywania romantycznego, ale już nie awangardowego. Współcześnie, oczywiście nie w stu procentach, ważniejszy od walorów estetycznych tych napisów jest sam fakt ich umieszczenia na nagrobkach.

- Jaki jest społeczny i psychologiczny sens nagrobnych napisów?

- Jak napisał Jacek Łukasiewicz, wiersz jest sztuką przemawiania uroczystego. Jeżeli ktoś traci bliską osobę, wtedy chce na jej grobie umieścić coś, co wyglądałoby uroczyście - i szuka wiersza. Mamy do czynienia z trzema kategoriami napisów. Pierwsza, to bezpośrednie użycie cytatu, z podaniem lub bez podania autora. Druga - parafrazowanie nagrobnych inskrypcji, trzecia - twórczość stereotypowa, polegająca na przepisywaniu "z grobu na grób". Od czasu do czasu trafiają się również próby indywidualnego wierszowania. Każdy wiersz jest tak samo funkcjonalny, dlatego że spełnia potrzeby emocjonalne inicjatora inskrypcji. A najbardziej istotną funkcją napisu jest jego funkcja komunikacyjna: napis nagrobny zwraca się do przechodnia i przekazuje jakieś myśli, na zasadzie "Przechodniu powiedz Sparcie". On nas uczy, buduje system wartości. Tekst nagrobnej inskrypcji niejednokrotnie możemy określić mianem tekstu dydaktycznego i to jest jego społeczny sens.

- Epitafium to gatunek poważny, dotyczący spraw ostatecznych, ale stawał się czasem literacką zabawą. Czy w rzeczywistości cmentarza zdarza się również spotkać żartobliwe, aforystyczne epitafia?

- Jest taki cmentarz, nazywają go "wesołym cmentarzem", w miejscowości Sapinta w Rumunii, na którym miejscowy grabarz był jednocześnie ludowym rzeźbiarzem i wierszopisarzem. Tablice nagrobne i krzyże, które stawiał, zapełnił krzykliwymi bohomazami i swoimi wierszydłami, w których nigdy poważnie o zmarłych się nie wyrażał, operował komizmem, aczkolwiek bardzo uważając, żeby nieboszczyka nie zniesławić.

W Polsce jeden z badaczy dawał się nabierać na napisy, które kronikarz Krakowa Ambroży Grabowski w swoich "Wspomnieniach" zapisywał jako prawdziwe, jak rzekoma inskrypcja z grobu krawca Guzika na Cmentarzu Rakowickim: "Tu leży Guzik między dwiema pętelkami [bo obok spoczywały żona i córka] racz się Panie Boże zmiłować nad nami". Inny przykład: "Tu leży Katarzyna z cnych domu, która przez całe życie nie dała nikomu... Prócz jezuitom ziemi"... A na cmentarzu w Lublinie miał się znajdować napis: "Tu Jan Kowalski spoczywa w grobie, / Co przeczytawszy, odejdźcie sobie, / Bo to, czym jestem, pokrywa trawa, / A to, kim byłem, nie wasza sprawa". W duchu polskiej kultury nie mieści się jednak żartobliwe traktowanie problematyki śmierci. Rzekomo autentyczne nagrobki w rzeczywistości okazują się fikcyjnymi nagrobkami literackimi.

- Mickiewicz, Krasiński, Lenartowicz, a można przypuszczać, że i Norwid pisali na zamówienie nagrobne epitafia. Czy wyobraża Pan sobie, by współcześni poeci pisali na zamówienie?

- Sądzę, że estetyczne konwencje współczesnej poezji nie sprzyjałyby temu. Epigrafika nagrobna żywi się poezją do dwudziestolecia międzywojennego, ale konwencji awangardowych już w niej nie znajdziemy. W tysiącach nagrobnych wierszy raz tylko trafiłem na Przybosia, ani razu na Peipera. Obecni są Gałczyński, Broniewski, Maryla Wolska. Wyobraża Pan sobie futurystyczny wiersz nagrobny? Wątpię, czy ktoś by się na coś takiego zgodził.

Choć owszem, pewni współcześni poeci, jak nieżyjąca już Anna Kamieńska, czy do znudzenia powtarzany ks. Jan Twardowski, padają ofiarą nagrobnego wykorzystania.

  • Z głębokim żalem...

- Czy formuły i znaczenia dawnych wierszy nagrobnych nie przejął dzisiejszy nekrolog?

- Tak, i to w dość istotnym stopniu, a wiąże się to ze stereotypizacją wierszy nagrobnych. Nekrolog natomiast coraz częściej próbuje uciec od stereotypu.

- Jaka jest rola współczesnego nekrologu prasowego? W zasadzie funkcjonuje jako tekst informacyjny. Czy może spełniać jakieś inne funkcje?

- W obiegu społecznym pełni też funkcję plotkarską. Poza tym coraz częściej można się spotkać z próbami nadania mu ekspresji literackiej. Publikowanie nekrologów stało się wyraźnym elementem kultury miejskiej, im bardziej nasyconej elementami pewnego imperializmu kulturowego, nie ekonomicznego, tym bardziej rozwiniętej. W środowiskach, które są związane z tradycyjną kulturą, w małych miejscowościach czy wsiach nekrologi pojawiają się rzadko. Nekrolog pełni też taką funkcję quasi-integracyjną. Ma zgromadzić, jeśli nie fizycznie, to przynajmniej myślą wokół zmarłego. Ostatecznie to przecież dzięki nekrologowi mogę być na pogrzebie "iksa" czy "igreka".

- W momencie śmierci Jana Pawła II pojawiły się w sieci tysiące pożegnań i kondolencji. Podobnie dzieje się na forach internetowych w przypadku tragicznych zdarzeń. Jak rozwój nowych mediów wpływa na "kulturę śmierci"?

- Przy reagowaniu na śmierć wchodzi w rachubę kwestia autentyczności psychologicznej, emocjonalnej. Kiedyś po śmierci bliskich zmarłych nosiliśmy na płaszczach czarne przepaski, potem wyparła je malutka czarna wstążeczka w klapie marynarki, a teraz noszenie żałoby niemalże zanika. Zewnętrznych oznak jest coraz mniej. Internet stał się dziś tak powszechnym instrumentem komunikacji i przedmiotem użytkowania, że można go uznać za jeszcze jedną, nową formę ekspresji. Umożliwia spontaniczność i anonimowość.

- Jak będzie w przyszłości wyglądało reagowanie na śmierć, myślenie o niej?

- Wydawało mi się kiedyś, że pójdzie w kierunku coraz dalej idących udziwnień i pewnego rodzaju ekshibicjonizmu kulturowego. Tymczasem fala szaleństw jakby się cofnęła, wiersze pojawiające się w nekrologach są spokojniejsze, nie ma już erotycznych wygłupów. Z pewnością zwiększy się udział kremacji w obrzędzie pogrzebowym, bo nastąpiło przełamanie traumy poobozowej i zmienił się także stosunek Kościoła do kremacji. Jednak zbyt znaczących zmian bym nie oczekiwał, bo nie bardzo może nam się zmienić styl umierania.

- Kiedy kilka lat temu w polskiej poezji odradzał się klasycyzm, Wojciech Wencel zaproponował "zamieszkanie w katedrze". Czy byłoby możliwe "zamieszkanie na cmentarzu"?

- Dla mnie tak, bo ma to związek z obcowaniem z naturalną przestrzenią życia ludzkiego i jej wykorzystaniem. Śmierć jest przecież częścią życia.

Jacek Kolbuszewski (ur. 1938) jest literaturoznawcą, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się historią literatury polskiej XIX i XX w., dziejami literatur zachodniosłowiańskich oraz zjawiskami kulturowego pogranicza. Taternik, znawca gór, opublikował m.in.: "Góry takie kamienne" (1972), "Tatry w literaturze polskiej" (1982). Zwieńczeniem jego kilkudziesięcioletnich badań nad cmentarzami i problematyką śmierci są książki: "Wiersze z cmentarza" (1985), monografia "Cmentarze" (1996), antologia polskich wierszy nagrobnych "Co mnie dzisiaj, jutro tobie" (1996) oraz praca poświęcona współczesnemu nekrologowi prasowemu "Z głębokim żalem..." (1997).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2005