Przestrzenie pomostowe

Czy możliwa jest współpraca wolontariuszy z organizacji kościelnych i świeckich?.

GRZEGORZ PAC: - Czy współpraca organizacji kościelnych i świeckich układa się tak źle, że jest tematem do rozmowy?

PIOTR CZEKIERDA: - A czy wolontariusze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, organizujący Przystanek Woodstock, są w stanie zrobić coś razem z wolontariuszami Caritasu czy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, którzy jadą latem na pola pod Lednicą?

- Są w stanie?

PC: - Niektórzy twierdzą, że nie ma problemu, jeśli wyznaczy się jasny cel. Inni sobie tego nie wyobrażają. To chyba zarówno problem natury ideowej, jak kwestia umiejętnego zarządzania dobrami ludzkimi, właściwego wyznaczania celów służących dobru wspólnemu.

Na warsztatach, jakie zorganizowaliśmy na ten temat podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego we wrześniu 2005 r., padały głosy, że chęć bycia wolontariuszem jest głębsza, niż fakt utożsamiania się, bądź nie, z Kościołem. A jeśli zaczniemy wprowadzać takie rozgraniczenia, możemy zmarnować możliwość zrobienia czegoś wspólnie dla drugiego człowieka. Z doświadczenia pracy w środowisku trzeciego sektora we Wrocławiu wiem, że w organizacjach, które są prężne i działają sprawnie, jest wielu ludzi motywowanych religijnie, katolików i chrześcijan innych wyznań, pracujących wspólnie z niewierzącymi.

Konkurencja dla dobra wspólnego

Za chęcią bycia wolontariuszem stoją różne motywacje: zamiar zdobycia doświadczenia, podzielenie się umiejętnościami, spłacenie długu, posłuszeństwo głosowi wewnętrznemu, kontynuacja rodzinnych tradycji społecznikowskich. Wreszcie: realizacja wezwania do miłości bliźniego, słabszego. Wynika z tego, że, by współpraca kościelni-niekościelni była możliwa, trzeba określić jej zasady i wyznaczyć akceptowany przez obie strony cel.

- Skoro recepta jest tak prosta, dlaczego brakuje partnerstwa?

PC: - Przyczyny problemów są urojone i rzeczywiste. Do pierwszych zaliczam wzajemne stereotypy i uprzedzenia, które da się przezwyciężyć dzięki poznaniu partnera. Rzeczywistymi są różnice w rozumieniu dobra, korzystaniu z wolności, postrzeganiu potrzeb. Wielka Orkiestra niesie wiele dobra, ale może też wyzwalać postawy niepożądane. Podobnie działania Caritasu mogą być postrzegane przez niektórych za ograniczone do pewnych tylko środowisk.

- A może to przejaw zdrowej konkurencji albo naturalny podział zadań - każdy robi to, co potrafi najlepiej?

MARIA ROGACZEWSKA: - Dla społeczeństwa obywatelskiego konkurencja, choć nieraz wpływa pozytywnie na rozwój trzeciego sektora, inaczej niż na wolnym rynku, nie jest wartością naczelną. Pierwszorzędne znaczenie mają dialog, solidarność, pomocniczość, dobro wspólne, dążenie do sprawiedliwości. Co też ważne, w świecie organizacji pozarządowych, zwłaszcza tych działających najbliżej ludzi, lokalnie, nie istnieje pojęcie ścisłego podziału zadań. Organizacje zajmujące się udzielaniem bezpośredniej pomocy ludziom stykają się ze złożonymi problemami społecznymi, których rozwiązywanie wymaga partnerstwa, zawiązywania koalicji, rezygnacji z fałszywie pojętej autonomii. Np. problemy młodzieży można rozwiązywać wyłącznie siłami wielu partnerów, przy jednoczesnej mobilizacji szkoły, parafii, władz lokalnych i organizacji pozarządowych - aby skutecznie działać, wszyscy muszą ze sobą współpracować.

PC: - Dla większości uczestników warsztatów w Gnieźnie najważniejszą motywacją do pracy wolontariackiej była chęć dawania świadectwa miłości. To wartość, która jest w sercu chrześcijaństwa, a też - jak widać - bywa istotną wartością dla ludzi decydujących się na pracę społeczną, mimo że nie wskazują oni motywacji religijnych. Na warsztatach padło też pytanie o miejsce, jakie wolontariusz wybiera do pracy: czy powinien szukać takiego, w którym osobiście się zrealizuje, czy takiego, gdzie jest najpotrzebniejszy, choć niekoniecznie sam chciałby tam pójść. Może w odpowiedzi na to pytanie tkwi cecha, którą powinien się wyróżniać "wolontariusz kościelny": wsłuchiwanie się w to, czego oczekuje od niego Bóg. Chyba nie muszę dodawać, jak trudne jest to zadanie.

MR: - Jeśli chodzi o systemy wartości czy motywacje działań, trzeci sektor jest środowiskiem niezwykle pluralistycznym: pojawiają się zarówno motywacje chrześcijańskie, jak wyrosłe z etosu lewicowego. Nie sądzę jednak, by to przeszkadzało we współpracy - obecność ludzi wiernych swoim przekonaniom i przejętych nimi to wielkie bogactwo tego sektora. Zasadniczym problemem jest raczej to, że w Polsce jest on wciąż słaby. Mimo że przez ostatnie 17 lat wypracował profesjonalne sposoby działania i zbudował sieci współpracy, daleki jest od stabilności i możliwości szerokiego oddziaływania na władzę czy społeczeństwo. Działalność społeczna w Polsce wciąż nie jest zjawiskiem masowym, jak jest np. w krajach Europy Zachodniej, gdzie przynależność do organizacji społecznej, często małej czy lokalnej, jest normą.

Uśpiony potencjał

- Poczucie obywatelskiej odpowiedzialności i potrzeba działania nie rodzą się same z siebie.

MR: - Zastanówmy się w takim razie, gdzie ludzie stają się obywatelami, jakie miejsca i okoliczności sprzyjają nauce myślenia w kategoriach dobra wspólnego? Badania socjologiczne prowadzą do jednoznacznego wniosku, że ludzie uczą się tego przede wszystkim w rodzinie, szkole, wśród przyjaciół i w kościele. Nim Kowalski założy wielką organizację albo zostanie posłem, pierwsze doświadczenia obywatelskie powinien nabywać w najprostszych demokratycznych instytucjach jak: samorząd szkolny, rada osiedla czy rada parafialna. Szkoda, że potencjał Kościoła w tej sferze nie jest dostatecznie wykorzystywany.

- Ale czy nie stawiamy instytucjom kościelnym zbyt dużych wymagań? W końcu mają one wiele innych zadań, niż socjalizacja do obywatelskości.

MR: - Tyle że w Polsce pierwszą, naturalną wspólnotą jest parafia - mamy ich więcej niż gmin. Kościół ma silne, trwałe struktury, wykształcone kadry, infrastrukturę, jakich nie ma i mieć nie będzie żadna organizacja pozarządowa. Zaplecze wiernych ze wszystkich grup społecznych i wiekowych to potencjalna armia wolontariuszy! Na poziomie lokalnym, w wielu miejscach w Polsce, Kościół w największym stopniu kształtuje i wpływa na opinię publiczną czy postawy ludzi. Jednak tylko niewielka część populacji wiernych, zaledwie 6-8 proc., deklaruje czynną przynależność do organizacji religijnej czy kościelnej. Nawet w tak zlaicyzowanym kraju jak Francja zaangażowanych katolików jest więcej!

- Z czego wynika ta apatia?

MR: - Głównym problemem jest pozycja świeckich w polskim Kościele - najczęściej to proboszcz jest zarządzającym, nie wierni, a w sytuacji braku wzajemnego zaufania między nimi szansa na wzbogacenie się o doświadczenia obywatelskie znika. Młody człowiek, mając do wyboru pomoc w parafii i kupno bransoletki wspierającej działalność Polskiej Akcji Humanitarnej, wybiera to, co łatwiejsze. Woli właśnie w taki sposób dać wyraz swojej wrażliwości społecznej, którą przecież niemal każdy młody człowiek, w mniejszym lub większym stopniu, posiada.

PC: - W parafii taka współpraca może być o tyle trudna, że jest to wspólnota ściśle związana ze sprawowaniem sakramentów i siłą rzeczy większość funkcji zarezerwowana jest dla kapłana. Być może organizacje pozarządowe mogłyby stać się polem spotkania i wzajemnego poznania kleru z laikatem.

MR: - Wzajemne poznanie jest tu nie do przecenienia. W Polsce Kościół pełni ważną rolę, cieszy się dużym zaufaniem, jednocześnie jednak dla wielu ludzi jest to instytucja żyjąca w osobnej przestrzeni, poza ich codziennym życiem. W badaniach socjologicznych przeprowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego respondenci przyznawali, że w sytuacji problemów rodzinnych czy konieczności skorzystania z pomocy prawnej, parafia byłaby jednym z ostatnich miejsc, gdzie szukaliby pomocy. A przecież w małych miejscowościach, gdzie często nie ma ani psychologa, ani prawnika, wydawałoby się, że deficyt instytucjonalnych usług społecznych to naturalna nisza świadczenia pomocy przez Kościół. Nim jednak do tego dojdzie, Kościół musiałby zmienić model duszpasterzowania i nabrać większej pokory: zrozumieć, że nie chodzi tylko o to, by paść owieczki, ale i towarzyszyć i pomagać im w zmaganiach z codziennymi troskami.

Odmienne drogi, wspólny cel

- Czy jest jednak szansa, by ludzie związani z Kościołem i feministki wystąpili razem np. przeciw przedmiotowemu traktowaniu kobiet w reklamie?

PC: - Optymistycznie można założyć, że szlachetny cel uświęca sojusze ludzi o rozbieżnych poglądach. Trudno mi jednak wyobrazić sobie porozumienie zawarte jedynie dla doraźnych działań i nieopierające się na akceptacji istotnych wartości stojących za nimi. Czy w takiej współpracy strony czułyby się sobą? Miałyby poczucie szczerych i jednoznacznie dobrych intencji partnera? Gdy ktoś kwestionuje przekonania mające dla kogoś znaczenie zasadnicze, współpraca jest niesłychanie wymagająca. Taka sytuacja powstała chyba w latach 80., kiedy opozycja polityczna znajdowała schronienie w kościołach i na plebaniach. Potem drogi części opozycji i Kościoła rozeszły się, czasem przybierając nawet formę wrogości. Może analiza tamtego zjawiska pozwoliłaby nam odpowiedzieć na pytanie o możliwości takich sojuszy? I bez tego jednak wiemy, że na pewno warto się poznawać. Temu między innymi służy miejsce, w którym pracuję - Dom Spotkań im. Angelusa Silesiusa. Miejsce o zdeklarowanej chrześcijańskiej tożsamości, bo założone przez jezuitów, ale często działające na styku wiary i niewiary. Współpracując z organizacjami, które nie mają takiego charakteru, potrafimy znaleźć cele do wspólnej realizacji.

MR: - Ważne jest przezwyciężanie wzajemnych stereotypów, stwarzanie przestrzeni pomostowych, gdzie można się spotkać i zobaczyć tę drugą stronę. Przez to przekonać się, że nie jest ona z gruntu zła, ale też wierzy w jakieś istotne dobro, mimo że inaczej postrzegane. Poza Domem im. Angelusa Silesiusa taką formułę ma też np. Szkoła Liderów, gdzie spotykają się młodzi, zdolni ludzie, zdeterminowani do pracy społecznej. Niektórzy są wychowankami duszpasterstw czy oaz, inni działają w Kampanii Przeciw Homofobii. Nie rezygnując z własnego światopoglądu, uczą się wspólnie rozwiązywać problemy. Potrzeba więcej takich miejsc.

MARIA ROGACZEWSKA jest doktorantką w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, badaczką trzeciego sektora, współautorką opracowania "Wizja rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce 2005", współpracowniczką Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych w Warszawie.

PIOTR CZEKIERDA jest doktorantem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zaangażowany w realizację obywatelskich inicjatyw edukacyjnych, podczas których pracuje z wolontariuszami, i działalność Domu Spotkań im. Angelusa Silesiusa we Wrocławiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2006