Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czerwcu przyszłego roku kończy się trzyletni okres próbny po wprowadzeniu przez papieża przepisów dotyczących badania zaniedbań biskupów w przypadkach wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. To odpowiedni moment, by prawa te zrewidować. Dlatego podczas ostatniego zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski jej delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży abp Wojciech Polak zgłosił gotowość przesłania takich uwag – „jeżeli Stolica Apostolska o coś takiego poprosi”.
W Polsce kanoniści już dyskutują na ten temat – np. na Wydziale Prawa Kanonicznego UPJPII w Krakowie odbyło się niedawno sympozjum pt. „Przełożony – podwładny. Odpowiedzialność prawna w Kościele”. Uczestniczący w nim kierownik biura abp. Polaka ks. Piotr Studnicki przypomniał w rozmowie z KAI, że zgodnie z papieskim dokumentem „Vos estis lux mundi” przeprowadzono w naszym kraju już 11 postępowań dotyczących biskupów – „stąd opinia, że Polska zaczęła być poligonem doświadczalnym dla tego dokumentu”.
Jakie słabości ujawniły nowe kościelne normy? Przede wszystkim wadą jest ich fragmentaryczność – dotyczą jedynie wstępnego dochodzenia, które ma rozpoznać zakres odpowiedzialności kościelnego przełożonego. Sam proces jego osądzania przez watykańskie dykasterie owiany jest tajemnicą, zaś kary nakładane przez papieża wydają się arbitralne. Zwłaszcza z punktu widzenia osób skrzywdzonych mają charakter jedynie symboliczny (zwykle jest to zakaz działalności publicznej), z kolei hierarchia skarży się, że niesprawiedliwa jest ich bezterminowość i podkreśla, że nawet wyroki dla księży-przestępców są czasowe. Enigmatyczność ogłaszanych wyroków nie służy także sprawiedliwości – nie wiadomo bowiem, za jakie zaniedbania dany biskup został ukarany.
To wszystko sprawia, że pociąganie do odpowiedzialności biskupów wciąż jest w Kościele procesem nietransparentnym. ©℗