Przemarsz longhornów

Z przyjemnością śledzę spór wokół ACTA. Nareszcie spór o coś ważnego, nie jakieś spory zastępcze o Nergala czy o krzyż w Sejmie.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Grażyna Makara
/ fot. Grażyna Makara

„ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) to – jak mówi definicja podawana w mediach – układ między Australią, Kanadą, Japonią, Koreą Południową, Meksykiem, Maroko, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i USA, do którego ma dołączyć UE. Jego nazwę można przetłumaczyć jako »porozumienie przeciw obrotowi podróbkami«, dotyczy jednak ochrony własności intelektualnej w ogóle, również w internecie. Zdaniem obrońców swobód w internecie może prowadzić to do blokowania różnych treści i cenzury w imię walki z piractwem. We wrześniu 2011 roku organizacje zrzeszające w Polsce podmioty reprezentujące rynki: wydawniczy, filmowy, muzyczny i oprogramowania, skierowały do premiera Donalda Tuska wystąpienie popierające przystąpienie Polski do umowy ACTA”.

Z przyjemnością śledzę spór wokół ACTA. Nareszcie spór o coś ważnego, nie jakieś spory zastępcze o Nergala czy o krzyż w Sejmie. Bo spór o granice wolności słowa, o prawo do własności intelektualnej, o granice tajności urzędowych dokumentów to spór o sprawy realne. Rzeczy niegdyś oczywiste okazują się dziś, przy nowych technologiach, bynajmniej nie takie.

Spór jest realny, choć gangsterstwo internetowe wydaje mi się, mimo wszystko, mniej straszne niż gangsterstwo z użyciem broni palnej, jak to, którego byłem świadkiem we Włoszech lat osiemdziesiątych, kiedy strzelano do Bogu ducha winnych dziennikarzy i policjantów pilnujących urzędowych budynków po to tylko, żeby nikt nie czuł się bezpieczny. Może się jednak mylę.

„Wolność” działań internautów od dawna budzi moje wątpliwości. Można przecież anonimowo, bez ponoszenia odpowiedzialności za swoje słowa, bezkarnie sponiewierać bliźniego swego w internecie, a sponiewierany nawet nie wie, kogo powinien wyzwać na pojedynek. Kiedyś na stronie, której adres www był niemal identyczny z adresem strony „Tygodnika”, pojawiły się wpisy zniesławiające redakcję „Tygodnika” i mnie osobiście (nie mówiąc o wpisach obraźliwych). Postanowiliśmy wtedy, tytułem eksperymentu, sprawdzić, jakie są granice bezkarności takich działań. Po odnalezieniu właściciela domeny wstąpiliśmy na drogę sądową. Proces ciągnął się chyba ponad dwa lata i właśnie niedawno zapadł wyrok. Wysoki Sąd uznał fakt przestępstwa, nawet przytoczył paragrafy, które zostały naruszone, i sprawę umorzył, bowiem żaden ekspert nie był w stanie wskazać w sposób niezbity, kto za przestępcze wpisy jest odpowiedzialny.

Sytuację w internecie dobrze opisał Witold Gadomski (w „Gazecie Wyborczej” z 28-29 stycznia 2012 r.), porównując ją do tej na Dzikim Zachodzie w wieku XIX, kiedy to kowboje pędzili wielotysięczne stada longhornów (nie chodzi o system operacyjny firmy Microsoft, ale o ogromne krowy z długimi rogami) ze śnieżnej i lodowatej Montany do słonecznego Teksasu. Stada tratowały i niszczyły pola uprawne. W 1873 r. wynaleziono drut kolczasty. Grodzenie własności – pisze Gadomski – stało się tanie i skuteczne. W 1880 r. stada napotkały na dziesiątki kilometrów ogrodzeń z drutu kolczastego. Mnóstwo krów padło. Dochodziło do starć między broniącymi swej własności ranczerami i poganiaczami. I choć w widzach starych westernów miłośnicy wolności budzą sympatię, to historia przyznała rację tym, którzy grodzili swoją własność i jej bronili.

Wiele redakcji stoi przed dylematem: czy zamieszczanie zawartości numerów ich pism na stronach www bardziej służy promowaniu pisma, czy – jako gratisowy dostęp do treści – jest morderczą „samokonkurencją”? Bo jak tu pogodzić gratisowe udostępnienie „produktu” z koniecznością pokrycia kosztów wydawania pisma?

Debata (która „wyszła na ulicę”) wokół ACTA podoba mi się, mimo że wepchnęli się do niej politycy i rozrabiacze. Jak napisał jeden z internautów: „Przy dowolnym zamieszaniu pojawiają się ludzie, którzy mają ochotę wybić jakąś witrynę sklepową albo spalić zaparkowany niedaleko samochód. Tego typu działania uważam za szkodliwe społecznie. Ponieważ przeszkadzają prowadzić rzeczową dyskusję oraz przeszkadzają mnie osobiście korzystać z serwisów publicznych, postawionych i funkcjonujących za moje pieniądze – z moich podatków”.

Układ ACTA dotyczy tylko kwestii podrabiania znaków towarowych, piractwa praw autorskich lub pokrewnych na skalę handlową (art. 23, 1). Procedury egzekwowania go mają respektować zasady wolności słowa, sprawiedliwego procesu i prywatności (art. 27, 2, 4). Czy układ otwiera pole do nadużyć? Nie wiem. Nie słyszałem też, żeby wywołał podobne jak u nas wzburzenie w Austrii, Belgii, Kanadzie, Francji, Holandii, Portugalii, Hiszpanii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych... A jednak naszą debatą się cieszę. Dzięki niej na szerokim forum zostały zadane pytania o moralne zasady społecznego współżycia w obszarze, który do tej pory był traktowany (tratowany) tak jak stepy przez pasterzy longhornów na Dzikim Zachodzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012