Przekleństwo rewolucji i klęska szkoły

Żyjemy w złudzeniu, że nie musimy ponosić żadnego ryzyka, doznawać nieodłącznego od rzeczywistości bólu, że prowadzimy życie wolne od wszelkiej walki o byt. I że to będzie trwało do końca naszych dni. Francuski model socjalny jest dziś ośmieszany przez tych, którzy go w swoim mniemaniu bronią, gdyż ich żądania sprowadzają się do gwarancji bezpieczeństwa socjalnego od urodzenia do śmierci...

25.07.2006

Czyta się kilka minut

fot. Jean-Pierre Muller /AFP /
fot. Jean-Pierre Muller /AFP /

EWA BIEŃKOWSKA, MAREK RAPACKI: Sukcesy na piłkarskich mistrzostwach świata na krótko tylko mogą przesłonić prawdę, że Francja zmaga się z ciężkimi problemami. Konflikty i skandale w obozie władzy a na lewicy zajadła rywalizacja polityków i brak przekonywającej wizji przyszłości. Zbyt wolne tempo wzrostu gospodarczego. W odniesieniu do całości francuskich spraw coraz częściej powraca słowo "kryzys", obawa o zdolność państwa do przeprowadzenia koniecznych reform. Znacznie przyczyniły się do tego milionowe manifestacje przeciw projektowi tzw. Kontraktu o pierwszym zatrudnieniu (CPE), do których doszło w zaledwie kilka miesięcy po zamieszkach na peryferiach francuskich miast. Czy może być jeszcze gorzej?

ALAIN FINKIELKRAUT: - Protesty przeciw CPE były na swój sposób śmieszne. Przekleństwo Francji polega na tym, że wkroczyła w epokę demokracji przez bramę rewolucji. I ciągle żyje pod jej znakiem, jakby zahipnotyzowana. Nie potrafi przystać na prozę polityczną. Jest trochę jak ptak oblepiony mazutem, uwięziony w absorbującej substancji wydarzeń rewolucyjnych. Niejako skazuje sama siebie na wieczne gilotynowanie Ludwika XVI.

Wszystkie kraje europejskie stoją dziś wobec problemu, jak ocalić opiekuńcze funkcje państwa w warunkach globalizacji. I rządy lewicowe, i prawicowe mają identyczną obsesję. Nawet jeśli stosują odmienne recepty. Za rządów Lionela Jospina lewica próbowała za duże pieniądze tworzyć na siłę nowe etaty dla młodych ludzi w sektorze publicznym. Miało to swoje plusy, ale też granice skuteczności, bo nie taką drogą - nie dzięki sztucznym ułatwieniom - da się wprowadzać młodzież w sensowne życie zawodowe.

Prawica zamierzyła sobie niedawno co innego: przezwyciężyć niepokój kół biznesu, zachęcając je do zatrudniania młodych ludzi w ramach owego CPE, które pozwalałoby zwalniać młodego pracownika bez uzasadnienia w ciągu dwóch pierwszych lat pracy. Zapewne był to pomysł chybiony, niewystarczający, nieskuteczny, ale rzecz w tym, że manifestanci, zwłaszcza młodzi, w ekstazie walki nie zadawali sobie trudu myślenia, po co władzy ten projekt. Nie zaproponowali żadnego innego rozwiązania problemu bezrobocia młodych, który jest fragmentem olbrzymiego zadania reorientacji tzw. francuskiego modelu socjalnego... Zresztą ta rewolta w ogóle nie miała sensu - jak każda rewolta pozbawiona rzeczywistego przeciwnika...

Ofiary kultu

- Młodzież nie miała przeciwnika? Jeśli nie był nim rząd czy patronat, czy w ogóle prawica, to kto miałby nim być?

- Przekleństwem młodzieży we Francji jest dziś to, że nikt z dorosłych nie sprzeciwia się jej aspiracjom. Ma samych chwalców. Wszędzie i wszyscy odnoszą się do niej z uśmiechem. W okresie wydarzeń, o których mówimy, na jej rzecz zmobilizował się nawet show-business. Menadżerowie i wielcy aktorzy promocji urozmaicali swoje występy filmem wymierzonym przeciwko CPE. Nawet sama Sharon Stone była przeciw - rozumiecie Państwo? Przecież to niebotycznie śmieszne.

- I wobec takiego chóru chwalców młodzież wychodzi na ulice z poczuciem, że zawsze ma rację. Wpada w ekstazę sprzeciwu, tak, ale czy w tej Francji wiecznie zahipnotyzowanej rewolucją, tradycyjnie przedkładającej barykady nad reformy, takie uniesienie to istotnie coś nowego?

- Wolno było mieć nadzieję, że na coś przydadzą się doświadczenia XX wieku, w którym francuska młodzież mobilizowała się zwykle na rzecz kraju. To zostało zapomniane. Nasze społeczeństwo płaszczy się przed dziećmi. Zaczęli nas rozstawiać po kątach gimnazjaliści, a nawet uczniowie podstawówki. Coś jak za czasów chińskiej czerwonej gwardii. Zresztą wszystkie totalizmy praktykowały kult młodości. O tych doświadczeniach też zapomniano.

- W swojej publicystyce bardzo często wraca Pan do problematyki wychowania i perypetii francuskiej szkoły. Chwilami ma się wrażenie, że nadużywa jej Pan jako klucza do zrozumienia wydarzeń ostatnich kilku miesięcy i - szerzej - stanu społeczeństwa.

- Proszę zwrócić uwagę na pewną analogię między jesiennymi zamieszkami na przedmieściach i niedawnymi manifestacjami przeciw CPE. W obu wypadkach wyjątkowo często dewastowano i plądrowano budynki szkolne. Ofiarą wandalizmu padło jesienią 250 szkół, przedszkoli, szkolnych sal gimnastycznych i podobnych obiektów. Były uprzywilejowanym celem ataków. W lutym i marcu młodzież blokowała uniwersytety i licea. Wkrótce okazało się, jak bardzo zostały zdewastowane. W wielu z nich w różnych miastach rozkradziono komputery, połamano meble, podłogi pokryto nieczystościami, a ściany obrzydliwymi graffiti. I nikt nie wyciągnął z tego szczególnych wniosków - ani w listopadzie, ani w marcu. Owszem, mówiono i pisano o tym, ale beznamiętnie, bez szczególnego oburzenia, choć należało potraktować te profanacje jako wydarzenie apokaliptyczne, zgoła epokowe, historyczne.

Poprzednie rewolucje i rewolty potrafiły być okrutne i niszczycielskie, ale przybytki kultury i oświaty cieszyły się szacunkiem.

- W 1968 r. zanarchizowani studenci panoszyli się przecież przez długie tygodnie na Sorbonie, w paryskim teatrze Odeon...

- I jeszcze w kilku innych miejscach. Ale to były przypadki skrajne, dzieło ekstremistów. W 1968 r. niewiele się działo poza Paryżem. Obecna pasja niszczycielska świadczy o coraz powszechniejszym odrzuceniu szkoły i nie ma odpowiedników w przeszłości. Zdumiewa brak reakcji, obojętność dorosłego społeczeństwa, jakby chodziło o fakty prawie codzienne i prawie normalne. W listopadzie, kiedy próbowałem podnosić alarm, byłem ostro krytykowany, a przeważało zrozumienie dla sprawców wandalizmu, zdarzało się, że ich heroizowano. Zgódźmy się nawet, że ci młodzi ludzie cierpią, że są ofiarami rasizmu, bezrobocia, wykluczenia poza nawias normalnego życia. Ale nic nie usprawiedliwia podpalania szkół, które są wszakże miejscem i instrumentem emancypacji tej młodzieży.

- Niszczono też siedziby innych instytucji publicznych - urzędy pocztowe, agendy komunalne...

- Tak, ale ze szczególną predylekcją i nienawiścią atakowano szkoły. Czy wiecie Państwo, dlaczego?

- Bo w szkole młodzież z blokowisk czuje się nieustannie upokarzana.

- Tak, tylko że to zupełny idiotyzm. Bo od pewnego czasu pod wpływem tendencji panujących w socjologii, w języku życia publicznego, sens słowa "upokorzenie" uległ radykalnej modyfikacji. Dziś, jeśli wierzyć niektórym badaczom społeczeństwa, ucznia upokarza, czy zgoła jest aktem sadyzmu, negatywna ocena jego pracy. Wrażliwość demokratyczna nie toleruje obecnie żadnej nierówności. Zapomniano, że Republika w swojej istocie nie zakłada zniesienia nierówności. Utopia republikańska dąży do zastąpienia nierówności urodzenia i majątku nierównością talentów. Zakłada swoistą merytokrację [czyli rządy ludzi o najlepszych kwalifikacjach intelektualnych i moralnych - red.], a merytokracja jest oczywiście nie do pomyślenia bez hierarchii. Teraz hierarchię gwałtownie się kwestionuje, zaś bez hierarchii w relacji nauczyciel-uczeń, bez uznania autorytetu nauczyciela trudno sobie wyobrazić szkołę.

U znacznej części młodzieży rodzi się odruch jej odrzucenia, tym silniejszy, że przerost uczuć demokratycznych wiąże się na terenie szkoły z technologią. Współczesna technologia oznacza natychmiastowy dostęp do wszystkiego, co nas interesuje - do programów, do informacji, do rozrywki. A szkoła polega na pośredniczeniu, jest przybytkiem cierpliwości, ascezy i wysiłku. Im bardziej technologia komputerów i telefonów komórkowych kształtuje mentalność uczniów, tym bardziej szkoła wydaje się im nie do zniesienia.

I tak oto staliśmy się świadkami swoistego odwetu barbarzyństwa nad pośredniczeniem jako wypróbowaną procedurą kultury i wprowadzania w kulturę. W konsekwencji mamy dramatyczne zamieszki i mamy także ekscesy części młodzieży na co dzień. Prawdę o naszych czasach przekazuje dzisiaj gazetowa kronika wypadków. Jeden z nich, przed kilkoma dniami, był wyjątkowo znamienny. W pewnej szkole pod Paryżem uczeń pobił w klasie nauczycielkę przedmiotu zwanego "życiem społecznym i zawodowym"; pobił ją, bo zwróciła mu uwagę, że się nie uczy. Jego kolega sfilmował tę scenę swoją komórką, po czym ów film obiegł całą okolicę.

Przy okazji dowiedziałem się, że takie praktyki są na porządku dziennym w krajach zachodnich, na przykład w Wielkiej Brytanii. Wybiera się sobie cel na chybił trafił, bije się - i filmuje...

- Podobne numery z komórkami upowszechniają się również w Polsce - pisała o tym niedawno "Gazeta Wyborcza"...

- To fenomen, który dotyka wszystkie nasze społeczeństwa, a u nas niepokoi tym bardziej, że przeważająca opinia nie chce sobie zdać sprawy z jego natury i próbuje za wszelką cenę traktować barbarzyństwo jako przejaw rewolty - uzasadnionej, a w każdym razie zrodzonej ze społecznego upośledzenia.

Koniec ryzyka

- Rewolta przedmieść była jednak w wielkiej mierze skutkiem upośledzenia. Może więc kontestacja szkoły tam i w miastach to były dwie całkiem inne rzeczy? Na przedmieściach działała logika: "co publicznego na drodze, to nieprzyjaciel"...

- Motywacje mogły się różnić, ale generalna słabość szkoły miała na przedmieściach co najmniej równie duże znaczenie jak w miastach - ona komplikuje proces integracji przedmiejskiej młodzieży ze społeczeństwem. Szkoła republikańska odgrywała niezmiernie ważną rolę w kształtowaniu nowoczesnej tożsamości francuskiej. Jej funkcją było zacieranie różnic, które dzieliły uczniów ze względu na ich pochodzenie, przez waloryzację talentu i zasługi. Wyróżniano i stawiano za wzór dobrych uczniów, mobilizowano innych. To wszystko zniknęło.

Republikańskie współzawodnictwo między uczniami zaczęto mylić z konkurencją kapitalistyczną i znaleźli się reformatorzy, którzy postanowili uchronić szkołę przed "niezdrową" atmosferą tej drugiej. W efekcie zastąpiono współzawodnictwo pedagogiką kontraktu, w myśl którego każdego ucznia ocenia się właściwie tylko w stosunku do jego własnych możliwości, ale nigdy nie porównuje z innymi. Zlikwidowano drugoroczność i przyjęto, że 80 proc. młodych Francuzów powinno uzyskiwać wykształcenie na poziomie matury - co uczyniło ją czymś niemal bezwartościowym.

W ten sposób zabezpieczono młodzież przed wszelkim bolesnym kontaktem z rzeczywistością. Projekt CPE został przyjęty jako brutalna ingerencja z zewnątrz w głąb bezpiecznego świata młodzieży. Dlatego zażądała ona nie tylko rezygnacji z niego, lecz także... wycofania z jej życia twardej rzeczywistości. Jest jak ów skazany na śmierć, który przed egzekucją prosi: jeszcze minutę, panie kacie. Jeszcze minutę, pani Rzeczywistość...

- Pozwólcie nam żyć w tej iluzji...

- W złudzeniu, że nie musimy ponosić żadnego ryzyka, doznawać nieodłącznego od rzeczywistości bólu, że prowadzimy życie wolne od wszelkiej walki o byt. I że to będzie trwało do końca naszych dni. Francuski model socjalny jest dziś ośmieszany przez tych, którzy go w swoim mniemaniu bronią, gdyż ich żądania sprowadzają się do gwarancji bezpieczeństwa socjalnego od urodzenia do śmierci. Dla nich i zresztą dla wszystkich. We Francji stosunkowo najbliżsi tego statusu są funkcjonariusze sektora publicznego, ale to nie jest model na przyszłość. Proszę wybaczyć, ale przypomina mi to schyłek starożytnego Rzymu, który poświęcał wszelkie wyższe aspiracje dla komfortu materialnego.

Dostałem niedawno od pewnego nauczyciela z Limoges list, w którym znalazłem niezwykle trafne zdanie: "oni nie mają już ambicji, mają tylko roszczenia". Nie ma już marzeń, wielkich snów o potędze, które ożywiały naszą historię, XIX wiek. Są żądania, żeby być kimś, nie dając niczego w zamian. Rozczarowani dorośli wychowują dzieci w mniemaniu, że przysługują im prawa i tylko prawa. Bez powinności. Ich dobrym prawem jest szkoła, dobrym prawem dyplom. Niepowodzenia szkolnego z reguły nie traktuje się teraz we Francji w kategoriach winy ucznia. Winę za tę porażkę zawsze ponosi szkoła, rząd, system oświaty, władza, nigdy uczeń.

Uczeń jest przyzwyczajony traktować siebie zarazem jako towar i jako klienta. A ponieważ klient jest niezadowolony z towaru, więc składa reklamację, więc gardłuje: mam prawo do dyplomu! W rezultacie roi się od ludzi sfrustrowanych, którzy mają prawa, ale rzeczywistość nie przyjmuje tego do wiadomości, rzeczywistość im się wymyka. Społeczeństwo nieustannie zgłaszających pretensje - taka jest dzisiejsza Francja.

- To jak ją można popchnąć do przodu?

- Jeśli chodzi o szkołę, blokada wydaje się bezwzględna - zarówno ze względu na stosowaną pedagogię, jak na brak pieniędzy, by wprowadzić głębsze zmiany, jak i na opór młodzieży. Może jednak społeczeństwo, państwo po przekroczeniu pewnego punktu krytycznego, poza którym nie będzie w stanie normalnie funkcjonować bez mechanizmu reprodukcji elit, zdecyduje się na konieczne zmiany... Nie traćmy nadziei.

- Państwa skandynawskie zachowują rozległe funkcje opiekuńcze, ale w odróżnieniu od francuskiego ich modele socjalne zdają egzamin.

- Tam związki zawodowe są znacznie bardziej reprezentatywne i panuje zupełnie inna kultura dialogu. We Francji, po okresie, gdy w obliczu doświadczeń ustrojów totalitarnych rewolucyjne aspiracje przygasły, powraca lewicowy radykalizm i umacnia się roszczeniowość. Jak jednak ma się nie umacniać, skoro system wychowawczy pozbawia ludzi poczucia rzeczywistości?

Alain Finkielkraut (ur. 1949) - filozof, krytyk cywilizacji ponowoczesnej, profesor słynnej école Polytechnique, jest jednym z najbardziej wyrazistych uczestników debaty publicznej we Francji. Ma zdecydowanych przeciwników, ale nawet oni przyznają, że z grupy wybitnych intelektualistów, którzy uchybiają regułom przyjętej poprawności politycznej, zwanych neoreakcjonistami, takich jak André Glucksman, Bernard-Henri Lévy czy Pascal Bruckner - on jest "najbardziej emocjonalny i bez wątpienia najzdolniejszy".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (31/2006)