Przedwyborcze drogi

Czy zaważyły na tym nadchodzące wakacje, czy wybory, rząd właśnie ogłosił ważne zmiany na polskich drogach.

29.06.2015

Czyta się kilka minut

W wakacyjne weekendy otwierane będą bramki na prowadzącej nad morze autostradzie A1. Koszty zostaną pokryte z rezerwy budżetowej. Mowa o 50 mln złotych. Taki prezent od rządu nie zaskakuje – bo Polak, który zamiast siedzieć na leżaczku, gotuje się w korku, narzeka pod nosem: „w tym kraju nic nie może być normalnie”. Problemu można było sobie oszczędzić na długo przed kampanią, przykładając się do budowy elektronicznego systemu poboru opłat. Nie byłoby bramek, nie byłoby korków. A do tego, w ocenie np. Adriana Furgalskiego z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR (wypowiedź dla Polskiego Radia), przejście z bramek na pobór elektroniczny kosztowałoby ok. 20 mln zł. Czyli ponad dwa razy mniej niż doraźne podnoszenie szlabanów.

Wiceminister infrastruktury i rozwoju Paweł Olszewski zapowiedział też m.in. ukrócenie samowoli straży miejskich i gminnych w stawianiu fotoradarów oraz zmuszenie piratów drogowych z immunitetem do płacenia mandatów. To bardzo ważne, bo oba zjawiska demoralizowały kierowców: „Dlaczego mam przestrzegać przepisów, skoro nie obowiązują one władzy i służą głównie wydzieraniu kasy?”. Prawo nie może dobrze działać, jeśli rodzi odruch buntu.

Równie ważną nowością jest taka zmiana przepisów, by pieszy miał pierwszeństwo, gdy oczekuje przed przejściem, a nie tylko, gdy już na nie wejdzie. Zachowanie względem pieszych jest miarą jakości społeczeństwa obywatelskiego: to test na świadomość, że wokół nas są inni, których zdrowie i życie jest ważniejsze od naszej frajdy z szybkiej jazdy i dominacji na drodze. Statystyki Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego mówią jasno: na każdy wypadek, którego sprawcą był pieszy (3 138 w 2014 r.), przypada prawie dziesięć, które powodują kierujący (29 409). Poziom zagrożenia na polskich drogach jest znacznie powyżej europejskiej średniej. A w bezpiecznych krajach Unii pieszy ma bezwzględne pierwszeństwo, zaś w centrach miast obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h (przy zderzeniu pieszy ma wtedy 90 proc. szans na przeżycie; przy 50 km/h – 40 do 60 proc. szans, a przy 70 km/h nie ma żadnych).

Polskich kierowców wciąż niestety trzeba nękać. Ale za każdym mandatem musi iść komunikat: „naraziłeś czyjeś życie”, a nie: „mamy cię, frajerze”. Czy politycy równie chętnie, co za otwieranie bramek, wezmą się za uspokajanie ruchu? Czy narażą się przed wyborami na gniew wyborców, którzy będą mleć w ustach: „w tym kraju nic się nie da, nawet prędkości spokojnie przekraczać!”? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2015