Przeciw biadaniom

Wiele hałasu zrobiło się w mediach w związku z rurą, którą gaz rosyjski ma być tłoczony po dnie Bałtyku do Greif-swaldu. Trwają gorzkie żale i narzekania na Schrödera. Nie mam zamiaru się do nich przyłączać, chciałem za to wyrazić zdziwienie, że w obliczu niewątpliwie zmniejszającej się podaży ropy i gazu - niektórzy mówią, że starczy ich jeszcze na jakieś dwadzieścia lat - nikt nie szuka w Polsce alternatywy.

25.09.2005

Czyta się kilka minut

Nie znalazłem u nas na przykład jednego słowa o tym, że istnieje możliwość zastąpienia ropy i gazu ze źródeł kopalnych przy pomocy syntezy węglowodorów. Niemcy w czasie wojny wytwarzali w ten sposób benzynę syntetyczną. Sięgnąwszy do wielkiej encyklopedii Meyera przypomniałem sobie trochę szczegółów: jeszcze w latach 20. opracowano metodę Fischera-Tropscha, opartą na produkcji rozmaitych węglowodorów z tzw. gazu syntezowego. Natomiast we wrześniowym numerze “New Scientist" znalazłem artykuł o technologii najnowszej, znajdującej się jeszcze w stadium prób. Chodzi o poddawanie podziemnych zasobów węgla gazyfikacji in situ: zmusza się je niejako do syntezy z wodorem, wtłaczając pod ciśnieniem przegrzaną parę, a potem wychwytuje się wydobywające się na powierzchnię gazy.

Ponieważ mamy w Polsce wciąż jeszcze spore zasoby węgla, byłem przekonany, że w naszej prasie pojawią się liczne na ten temat artykuły - ale niczego takiego, o ile wiem, nie było. Owszem, wspomniane metody są kosztochłonne; podczas wojny benzyna była towarem strategicznym i koszty nie były dla Niemców najważniejsze, potem metodę Fischera-Tropscha zarzucono jako nieopłacalną, bo rozwinęła się petrochemia oparta na produkcie naturalnym, czyli ropie. Sytuacja może się jednak odwrócić, bo zasoby gazu i ropy na Ziemi to rodzaj zmniejszającego się placka, na nowe złoża nie bardzo można już liczyć. Kiedy zaś popyt rośnie, a podaż maleje, cena musi iść w górę.

Kiedy ropa kosztowała 12 dolarów za baryłkę, mądry Herman Kahn twierdził, że nigdy nie będzie droższa. Trochę się pomylił... Baryłka - czyli 152 litry, wszyscy nie wiem czemu na amerykańską modłę używają tej dziwnej miary - kosztuje obecnie 64 do 65 dolarów i fachowcy liczą się z tym, że jej cena dojdzie wkrótce do stu. Za dwa-trzy lata może być już sto pięćdziesiąt i nadejdzie moment, kiedy krzywa wzrostu ceny ropy skrzyżuje się z krzywą kosztów produkcji węglowodorów. Być może metoda Fischera-Tropscha jest już przestarzała, ale nie wierzę, by nie znalazły się bardziej nowoczesne.

Nie chodzi tylko o opłacalność, ale także o strategiczną przydatność. Nic lepiej by nie utarło nosa Putinowi aniżeli sytuacja, w której Polska, korzystając z dużych zasobów węgla, zaczyna eksperymenty z jego gazyfikacją. Oczywiście podjęcie takich badań kosztuje. Ale kosztowne jest także utrzymywanie armii, inwestycje w potencjał militarny rzadko przynoszą zyski, a jednak państwa uważają, że armię mieć muszą. W przypadku paliw powinno być podobnie.

Z dnia na dzień niczego nie zwojujemy. Można jednak powiedzieć na pociechę, że wedle niemiecko-rosyjskiej umowy nieistniejąca dotąd rura zacznie dostarczać gaz najprędzej w roku 2010, czyli za pięć lat. W tym czasie coś już moglibyśmy zrobić, choć trzeba się liczyć z poważnymi inwestycjami. Byłoby rzeczą nonsensowną, gdybym się na łamach “Tygodnika" zapuścił w debry chemii syntetyczno-technologicznej, w dodatku nie jestem ani chemikiem, ani fizykiem, ani inżynierem - ale gdzie indziej nie znalazłem na ten temat jednego słowa! Wszyscy się tylko skarżą, jakie to fatalne, że Schröder przykry, a Putin nieprzyjemny; dobrze, a alternatywa?! Chodzi przecież o problemy do rozwiązania i nie powinniśmy biadać z założonymi rękami. Żeby rów przeskoczyć, trzeba najpierw wziąć rozpęd.

Do tego jeszcze Juszczenko pokłócił się z panią Tymoszenko, co jest niepokojące także ze względu na projektowany rurociąg, który ma transportować gaz kaspijski przez Brody do Polski. To już nie jest gaz rosyjski, choć rosyjski kapitał ma udział w jego wydobyciu. Oczywiście władcy na Kremlu nie mają dziś pełnego monopolu w dziedzinie ekonomii, jak coś się Rosji będzie opłacało sprzedawać Polsce, to sprzeda. Są też obiekcje w materii rury bałtyckiej; sam pisałem w “Tygodniku", że na dnie Bałtyku leżą wraki okrętów wojennych i rdzewieje mnóstwo ładunków wybuchowych. Rok 2010 to data optymistyczna; gdyby pojawiły się problemy, nie zostanie dotrzymana. A tymczasem my moglibyśmy uruchomić pierwsze zespoły wodorowania węgla...

Mam jeszcze uwagę poboczną. Europa zaciekle broni się przed żywnością genetycznie modyfikowaną, choć po drugiej stronie Atlantyku uważa się ją za niewinną. Zawsze można powiedzieć, że wprawdzie dzisiaj spożywanie zmodyfikowanego szpinaku nie daje złych skutków, ale za to nasze wnuki będą garbate; ja jednak w to nie wierzę. Ostatnio spotkałem się z bardzo ciekawymi wynikami badań dotyczącymi skutków promieniowania czarnobylskiego: nie są tak straszne, jak się spodziewano. Oczywiście, wielu spośród uczestników akcji ratunkowej po wybuchu zmarło, a z powodu radioaktywnego cezu, który ma długi okres połowicznego rozpadu, zwiększyła się zachorowalność na raka tarczycy, ale w sumie liczba zgonów nie jest wielka. Można by sądzić, że tak zwani Zieloni będą tymi wiadomościami zachwyceni, ale nie - oni są wściekli, życzyli sobie, żeby ofiar było więcej, próbują nawet zarzucać naukowcom przekłamywanie wyników badań. Myślę, że przekłamań nie było, po prostu nasza substancja dziedziczna okazała się bardziej odporna.

Charakterystyczna jest ta niechęć europejska do wszelkich innowacji, a Polska nie stanowi wyjątku. Zawsze byłem zwolennikiem wykorzystania energii jądrowej. Budowa elektrowni atomowej rozwiązałaby niektóre nasze problemy energetyczne; no ale Żarnowiec zamknięto, nim został ukończony...

Nie jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Nie jest nigdy tak źle, by się nie znalazł wariant bardziej optymistyczny. I nie musimy wisieć na rosyjskim gazie. A skoro stać nas na utrzymanie armii, powinny się też znaleźć fundusze na pozyskiwanie nowych źródeł energii, na przykład poprzez wodorowanie węgla. Fachowcy muszą to oczywiście sprawdzić, usiąść przed komputerem i policzyć. Najbardziej mnie jednak dziwi, że w ogóle się o tym u nas nie mówi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005