Przebudzenie mocy

Szczerość ukorzenia. Takim świadectwem dojrzałości, w rytmie żwawych bębnów wyczarowujących wiosnę, zaczyna się najnowsza płyta Pauliny Przybysz pt. „Odwilż”.

06.04.2020

Czyta się kilka minut

Paulina Przybysz, lipiec 2019 r. / SILVIA POGODA / MATERIALY PRASOWE
Paulina Przybysz, lipiec 2019 r. / SILVIA POGODA / MATERIALY PRASOWE

Lubi rzadkie słowa. Wsłuchując się w napisane przez nią teksty trudno uwierzyć, że wszystkie te piętrowe, eufoniczne frazy kładzie ot tak, w kilku ruchach, grubym pędzlem. Jako doświadczona raperka ufa sile wewnętrznego monologu, czerpie z najdziwniejszych, czasem surrealistycznych bodźców i skojarzeń. Gdy w trakcie pracy nad płytą „Chodź tu” jej mikrofonem próbuje zawładnąć napastliwa para much, a sytuacja robi się nerwowa jak podczas testu słynnego pilota z opowiadań Stanisława Lema, unieszkodliwia owady, wplatając je w puentę utworu. I opisująca małżeńskie zwarcia piosenka bezpiecznie ląduje na krążku jako „Pirx”.

Trwa jeszcze zima, gdy „przybysz z kosmosu”, jak o sobie wtedy śpiewa, z całą rodziną przenosi się za miasto. W starym domu, do którego się wprowadza, wszystko żyje, drży, oddycha. Gdy w salonie ktoś zrobi krok – rozdzwania się wypełniony naczyniami kredens. Pod ciężarem stóp skrzypią wysłużone deski. Nie sposób nie czuć organicznego związku z tą przestrzenią, współzależności. Nagrywa w małym studiu na poddaszu, z którego rozpościera się widok na korony drzew uginające się pod ciężarem śniegu. Przy mikrofonie pochrapuje pies. To tutaj, z przerwami na długie spacery, powstaje utwór „Senność”. „Za rogiem jest las – śpiewa w nim – potężny stary klon”.

Codziennie podpatruje drzewa, które w coraz mocniejszym słońcu zaczynają wreszcie skrzyć się topniejącym śniegiem. Wtedy uświadamia sobie, że z ufnością wrasta nie tylko w nowy krajobraz i własne ciało, ale też język. Nagrywając dotąd przede wszystkim po angielsku, jako RiTa Pax i Pinnawela, przeglądała repertuar możliwych ról i wcieleń, szukała swojego głosu. Language of detachment, nazwaliby to uczucie badacze słów – język oderwania. Słowa, których nie uczyliśmy się od kołyski, nie pozwalają wydobyć z naszych trzewi ładunku emocjonalnego tak wydatnie jak rytm mowy, którą zwykliśmy nazywać pierwsze zabawy, namiętności, wspomnienia. To wrażenie towarzyszy jej na koncertach – czuje, że angielszczyzna nie dotyka słuchaczy nawet wtedy, gdy teksty piosenek wyświetla w animacjach, za swoimi plecami.

Dlatego nagrywaną tamtej zimy płytę zaśpiewa już w całości po polsku, bardziej – jak mówi – przy skórze. Bo najważniejsze, co można zrobić, gdy pozwalamy ludziom wejść sobie „w paszczę i myśli”, to rzetelnie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Szczerość ukorzenia. Takim świadectwem dojrzałości, w rytmie żwawych bębnów wyczarowujących wiosnę, zaczyna się najnowsza płyta Pauliny Przybysz „Odwilż”.

Siła sióstr

Jako Sistars zaczęły grać 20 lat temu. Tak dawno, że ich pierwsza kaseta „Siła sióstr” była jednym z eksponatów wystawy „Zajawka” w Muzeum Śląskim poświęconej hip-hopowi. W skład zespołu, poza kończącymi właśnie klasę wiolonczeli siostrami Natalią i Pauliną Przybysz, weszli Bartek Królik, Marek Piotrowski i Marcin Ułanowski. Debiutancki materiał grupy, doceniony przez słuchaczy i krytyków, podbił listy przebojów i sprzedaży, a nagrania dotarły do pierwszego miejsca listy OLiS (oficjalnej listy sprzedaży detalicznej polskiego Związku Producentów Audio-Video).

„Siła sióstr” zdobyła Fryderyka w kategorii hip-hop, nagrodę Radia Eska, telewizyjną Superjedynkę i statuetkę Trendy. Zespół wygrał także w konkursie premier na festiwalu w Opolu. Druga płyta „A.E.I.O.U”, bardziej soulowa i funkowa, tylko potwierdziła siłę sióstr Przybysz, a Paulinę, wykonującą „Inspirations” – jedno z najlepszych w tamtym czasie polskich neosoulowych nagrań – porównywano do amerykańskiej piosenkarki Jill Scott. Sama przyznaje, że bliżej jej do Missy ­Elliott czy tria TLC.

Po dwóch świetnie przyjętych albumach siostry Przybysz postanowiły rozpocząć solowe kariery, Królik i Piotrowski przeszli do rockowo-funkowego zespołu Łąki Łan, a Ułanowski został perkusistą Moniki Brodki, Artura Rojka oraz Ballad i Romansów. Paulina nakładem własnej wytwórni Penguin Records wydała dwa albumy jako Pinnawela – oba nominowane do Fryderyków w kategorii „Album roku hip-hop/reggae/R&B” i docenione za oprawę graficzną autorstwa Marcina Karolewskiego. Potem przyszedł czas na kilkuletni anglojęzyczny projekt RiTa Pax. Album „Chodź tu”, już pod nazwiskiem jego autorki i z gościnnym udziałem Katarzyny Nosowskiej, ukazał się w 2017 r.

Pomimo różnych marek, brandów i języków, wszystkie odsłony i wcielenia Pauliny Przybysz mają wspólny mianownik ultraczułej zmysłowości z pogranicza R&B, popu i hip-hopu. Na ostatnich płytach mocno wybrzmiewa pochwała życia offline, krytyka wojen i przemocy oraz wiara w siłę kobiet i siostrzeństwa. „Dzielne kobiety” (tytuł jednego z utworów na płycie „Chodź tu”) dadzą sobie radę, cokolwiek się zdarzy – przekonuje Przybysz. Ale jednocześnie namawia do odpuszczania i opuszczania gardy, okazywania słabości i wrażliwości, zaakceptowania zmarszczek i menopauzy, pozwolenia sobie na bycie zarówno „przesłodzoną królewną”, jak i „leniwą klabzdrą”. Szuka akceptacji dla „ciepłych, miękkich kilogramów”, ma dystans do wizualnej obsesji „gładkiej buzi”.

Niepopularne? „To jeden z najmniej radiowych kawałków” – potwierdza w refrenie „Dzielnych kobiet”. Najwyraźniej popularność nie jest jej fetyszem. Gdy trzy lata temu śpiewała, że tak bardzo boi się nudy, że zapragnęła jej naprawdę doznać i „wróci, jak trochę podrośnie”, nie było w tym kokieterii. Z wydaniem gotowej „Odwilży” czekała rok, by – jak przyznaje w wywiadach – nie przeszkodzić siostrze w promocji jej ostatniego projektu.

Idźmy wolniej

Okładkę „Chodź tu” wypełniał biały wrzask. „Odwilż” jest cicha. Ale jakiś niepokój tę ciszę podgryza. Czerwone tło, jak ze słynnego fotosu żującej gumę Irène Jacob z „Czerwonego” kawałka trylogii Krzysztofa Kieślowskiego, oglądane przez mokrą od deszczu szybę zapowiada walkę żywiołów. I rzeczywiście – ta nawołująca do „zwolnienia taśmy” muzyka nasączona jest zgiełkiem popkultury. Słychać na niej zarówno radość z małych spraw, jak i czający się lęk przed nieokreślonym zagrożeniem. „Winter is coming” – pobrzmiewa złowieszczo refren „Zimy”. „Gra o tron” to nie jedyny serial, o którym można sobie przypomnieć słuchając ­„Odwilży”. Wykonywaną w duecie z Ryfą Ri (jedną z najciekawszych polskich raperek) piosenkę „XX” zainspirowała „Opowieść podręcznej” na motywach powieści Margaret Atwood.

Zakorzeniając nasze lęki w popkulturze, Przybysz lokuje się blisko przesłania najnowszej płyty Artura Rojka. Najprawdopodobniej jedyna apokalipsa, która nas czeka, to powtarzane do znudzenia newsy na jej temat, produkowane przez telewizyjne kanały informacyjne. Rozczarowani? „Miał być obrazek z Biblii, jeźdźcy i chóry trąb – relacjonuje na „Kundlu” Rojek – a tu z morza wyłazi armia plastikowych fok”. Jak wygląda życie w czasach klimatycznej katastrofy? Gdzieś tam „świat już trawi pożar” (Przybysz), ale ty „masz wolne, zjesz, zapalisz, potem zrobisz sobie zdjęcie i innego końca świata nie będzie” (Rojek).

Nie doświadczamy rzeczywistości bezpośrednio, zamiast tego chłoniemy jej niezliczone, zmultiplikowane i coraz bardziej dystopijne obrazy, gubiąc gdzieś „bezwarunkowy pierwotny instynkt”. Najwyraźniej popełniliśmy błąd, idźmy wolniej, róbmy więcej prostych rzeczy. Umiesz „być prawdziwie”? Czy to jeszcze jest możliwe?

„Odwilż” to opowieść o nieustannym starciu dobra ze złem. O przewidywalnej wojnie nowoczesnych plemion, która zapewnia nam jedną z podstawowych potrzeb – poczucie bezpieczeństwa. To plemię podpowiada, jak reagować na wydarzenia i kogo słuchać, by mieć zdanie na każdy temat – szczególnie taki, o którym nie mamy pojęcia. „Czuję się mała, gdy leci »Gra o tron«, za mało czytałam, by umieć wybrać rząd” – śpiewa Przybysz, broniąc kolejnej kompletnie niemodnej postawy – zwątpienia. Gdy rzeczywistość „wygląda jak fatamorgana”, a „koncepcja świata jest rozmazana”, warto wykonać krok w tył.

Przekonanie o tym, że wszystkiego jest za dużo i dzieje się za szybko, najsilniej wybrzmiewa w protest songu „Minimalizm”. Warto obejrzeć teledysk do tego utworu nagrany z użyciem kamery 360 stopni, który dobitnie uświadamia, że jakkolwiek byśmy obracali swoim ­iPhone’em, nigdy nie zobaczymy pełnego obrazu świata. Zamknijmy oczy, zanim pokażą kolejną reklamę.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2020