Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na okładkowym zdjęciu środkiem rzeki płynie łódka, cokolwiek przeciążona pasażerami. A w tle? Tak, to wieże Mariackie, wieża Ratuszowa i gmach Collegium Novum. I nie jest to fotomontaż – zdjęcie przedstawia ulicę Wolską (później Piłsudskiego, za Peerelu Manifestu Lipcowego, dziś znów Piłsudskiego) podczas katastrofalnej powodzi, która nawiedziła Kraków latem 1903 r.
Przyjrzyjmy się dokładniej: po lewej widać gmach Sokoła, po prawej – pałacyk Ostaszewskich na rogu ulicy Retoryka. Na przeciwległym, niewidocznym na fotografii rogu stała już wtedy kamienica Pod Śpiewającą Żabą, zaprojektowana przez Teodora Talowskiego, najbardziej ekscentrycznego z krakowskich architektów. I właśnie do niej przenieśli się profesorostwo Szczupaczyńscy, gdy pani Zofia postanowiła skorzystać z nowoczesnych udogodnień, których brakło w wiekowym domu Pod Pawiem przy Świętego Jana. Takich jak łazienka.
Można by uznać, że zamiana pawia na żabę zwiastowała kłopoty – proroctwo powodzi? Jednak mieszkanie na II piętrze nie jest zagrożone, a wszelkie uciążliwości wynagradza profesorowej trup, przyniesiony pod samo jej okno przez wody Rudawy i cofającej się Wisły. Bowiem nie umiała ona cieszyć się drobiazgami: „żeby coś ją naprawdę zainteresowało, z reguły potrzebowała zwłok”.
To już piąta powieść z serii, w której profesorowa Szczupaczyńska urozmaica sobie monotonię mieszczańskiego życia rozwiązując zagadki kryminalne. Nawiasem mówiąc, trupy są dwa i dopiero drugi, znaleziony w innej kamienicy Talowskiego, Pod Osłem, okazuje się tym właściwym, czyli ofiarą zbrodni. Profesorowa zaś znów odkrywa nieznane sobie obszary rzeczywistości. Tym razem urningów, jak profesor Leon Wachholz, wielki medyk sądowy, określił mężczyzn odczuwających pociąg seksualny do własnej płci.
Jako pilny czytelnik tej serii mam wrażenie, że Zofia Szczupaczyńska stale się rozwija, nabiera samoświadomości, dystansu do swojej roli społecznej, a także pełnej pobłażania czułości wobec swego małżonka, niezbyt lotnego (choć to profesor UJ). Jej pierwotny wizerunek – pani Dulskiej, która z przypadku staje się detektywką – coraz wyraźniej przekształca się w wygodną maskę, która ułatwia jej prowadzenie śledztw. Ciekawym, co twórcy postaci, czyli Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński, zrobią z tym w tomach kolejnych. A, jeszcze należy wyjaśnić tytuł – w Krakowie mamy wszystko, także i Wenecję...
Maryla Szymiczkowa [czyli Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński], Śmierć na Wenecji, Znak litera nova, Kraków 2023, ss. 350.