Profesor wciąż na czele

Według badań CBOS dotyczących prestiżu zawodów, jak zawsze - od pierwszych badań tego typu przeprowadzonych w 1958 roku - w dalszym ciągu i niezmiennie największym szacunkiem cieszy się profesor uniwersytetu. Opisuje to dokładnie profesor Henryk Domański w ostatniej Polityce. Ponieważ respondenci mieli do wyboru 36 zawodów, trudno powiedzieć, żeby taka pozycja profesora była przypadkowa. Skąd ta trwałość? Czy profesor uniwersytetu zasługuje na aż taki szacunek?.

05.12.2004

Czyta się kilka minut

Mam tu kilka hipotez odbiegających nieco od socjologicznych interpretacji. Przede wszystkim jest to wyraz nieustająco anty-politycznego nastawienia polskiego społeczeństwa. Chociaż w latach realnego socjalizmu profesorowie, i to liczni, byli w PZPR, to tylko bardzo nieliczni pełnili poważniejsze funkcje. Więc nawet wtedy profesor był apolityczny, co zresztą często potwierdzała praktyka. Znam takich wybitnych uczonych, którzy doszli nawet do Komitetu Centralnego, ale w sprawach merytorycznych i naukowych zachowywali się wzorowo. Oczywiście nie wszyscy, ale presja standardów naukowych była bardzo silna. Ponadto poziom wielu dziedzin wiedzy - część, jak filozofia, została zdewastowana w 1968 roku - był bardzo wysoki. Zaryzykowałbym pogląd, że wyższy niż obecnie, co zresztą było często dziełem szczęśliwego przypadku, zbiegu okoliczności, faktu, że na jednym wydziale danego uniwersytetu zebrała się grupa wybitnych osób. Dzisiaj profesor jest, jak na razie, wciąż przedstawicielem grupy stosunkowo najmniej skorumpowanej, chociaż niedawne skandale plagiatowe i afery z przyjmowaniem na studia wskazują, że korupcja może wedrzeć się i na uniwersytety. Ale przede wszystkim, z wyjątkiem nielicznych i z reguły szlachetnych postaci, nie ma profesorów w polityce. Natomiast ci profesorowie, którzy zaangażowali się w politykę, nie zawsze byli super sprawni, ale raczej nie kompromitowali siebie i swojego środowiska. Więc pierwsza racja brzmi: na bezrybiu, wobec skompromitowania tak wielu zawodów, profesor wciąż wygrywa. Jednak jest to tylko szacunek “negatywny".

Druga hipoteza: prestiż bierze się nie tyle z szacunku do wiedzy czy do pieniędzy, jakie zarabiają profesorowie, lecz jest rezultatem potrzeby autorytetów. Krąży od pewnego czasu pomysł, żeby zamienić Senat RP w izbę innego rodzaju, w której zasiadaliby także rektorzy uczelni. Nie wiem, czy jest to pomysł dobry i tutaj tego nie rozważam, ale świadczy o przekonaniu społecznym, funkcjonującym także w niektórych kręgach politycznych, że profesor to trochę tak jak biskup, czyli to autorytet oraz człowiek, który ma poważną i wyrobioną opinię na temat spraw publicznych. Nie byłbym pewien, czy to prawda, ale nie mówimy o prawdzie, lecz o społecznych poglądach. Wprawdzie bardzo wiele badań socjologicznych i doświadczeń historycznych wskazuje na to, że ludzie bardziej oświeceni niekoniecznie są lepszymi obywatelami, a może w ogóle nie różnią się w tej mierze od przeciętnych obywateli, ale społeczeństwa lubią mieć autorytety i elity. Profesorowie najlepiej się do tego nadają, chociaż ich zasługi w zdobywaniu takiej pozycji są raczej minimalne.

Wreszcie od kilkuset lat w kulturze europejskiej panuje niepodzielnie szacunek do wiedzy, zwłaszcza - do nauczania. Umacniał to przeświadczenie i pozytywizm, i scjentyzm (było ono obecne w niektórych kulturach, zwłaszcza w niemieckiej, a Polska przejęła niemiecki typ szkolnictwa wyższego i razem z nim niemieckiego ducha). Czy jest to szacunek usprawiedliwiony? Sądzę, że nie, bowiem nie ma żadnych dowodów na to, że ci, którzy uczą, czynią to dobrze i z dobrymi skutkami. Wątpić można zwłaszcza dzisiaj, kiedy to uczeni są zmuszeni do gonitwy za pieniędzmi. Jednak nie będę podcinał gałęzi, na której siedzę, i powiem na koniec tylko tyle - lepiej, że profesor uniwersytetu jest tak wysoko ceniony przez społeczeństwo, niż żeby to był kto inny. Chociaż skandalicznie niska pozycja polityka w tym zestawieniu musi prowadzić do bardzo smutnych refleksji dotyczących naszej przyszłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2004