Powstańcze przebieranki

To, co dzieje się z pamięcią o zrywie z 1944 r., już dawno przekroczyło granice groteski. Szkoda, że dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego nie chce mocno zareagować.

06.08.2016

Czyta się kilka minut

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, Warszawa, rondo Dmowskiego, 1 sierpnia 2015 r. /  / fot. Reporter
Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, Warszawa, rondo Dmowskiego, 1 sierpnia 2015 r. / / fot. Reporter

Tłumy w centrum Warszawy, spowite biało-czerwonym dymem rac: tym kadrem rozpoczęło się główne wydanie „Wiadomości” z 1 sierpnia. Parę minut później na ekranie pojawił się Cezary Gmyz, dyżurny komentator, a raczej nieformalny rzecznik rządu,  przebrany za powstańca: ciemny kaszkiet retro z wpiętą srebrną kotwicą, szara koszula i krawat khaki, beżowy kardigan z szafy babci zarzucony nonszalancko na ramiona. Ozdoba tej stylizacji, brązowa torba listonoszka, została poza kadrem – widać tylko pasek.

Gmyz z kostiumu się nie tłumaczył – najwyraźniej ani on, ani wydawcy serwisu nie widzieli takiej potrzeby. Być może przed nagraniem eks-niepokorny publicysta fotografował się dla akcji #MapaPrzeszłości, rozsławionej przez najmodniejszych z modnych konserwatystów – Samuela Pereirę i Dawida Wildsteina, którzy już w połowie lipca zrobili sobie zdjęcia w powstańczych opaskach.

Przez część mediów przeszła wtedy pierwsza fala gniewu (została natychmiast potępiona w „Wiadomościach”); kolejna pojawiła się 1 sierpnia, gdy Warszawa zapełniła się ludźmi w koszulkach z nadrukowanymi kotwicami i opaskami. A przecież pamięć o powstaniu musiała przybrać formę przebieranki, skoro ma już formę rozrywki. Od kilku lat w sprzedaży są „powstańcze” kolorowanki, puzzle, gry komputerowe i planszowe, wszystko zgodnie z zasadą: bawiąc uczyć. Tylko czy można bawić się rzezią i pożogą?

Rynek odpowiedział, że można. Odpowiedzi tej udzielił wyjątkowo wcześnie – jeszcze za życia świadków tragedii.

Zamek strachu w kanale

Niestety, swój udział w tym procesie popkulturyzacji miało Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie chodzi tylko o specyficzną narrację wystawy, ale też o sam budynek, który wygląda jak atrapa z parku rozrywki, o sklepik z gadżetami, w którym można kupić powstańcze menażki, a wreszcie o ten kanalik, który jest jak zamek strachu w wesołym miasteczku – raczej ekscytujący niż przerażający, bez gorąca, smrodu, szlamu i gnijących zwłok. Muzeum od 11 lat pokazuje powstanie jako wspaniałą przygodę, i będzie je tak pokazywać przez lata kolejne. Dyrektor Jan Ołdakowski, pytany ostatnio przez dziennikarzy „Magazynu Stołecznego” o to, czy powtórzy kanał, jeśli dojdzie do przebudowy muzeum, odpowiedział dobitnie: „Tak”.

Nie ma się co dziwić, że młodzi mężczyźni – pewnie parę lat wcześniej jedni z milionów zwiedzających – tatuują sobie znak Polski Walczącej na bicepsach (w zależności od wzoru i rozmiaru – kosztuje to od 250 do kilku tysięcy zł), zakładają koszulki z biało-czerwoną opaską (79 zł, w kategorii „bestseller”) i w Godzinę „W” zamiast zniczy odpalają stadionowe race (ok. 15 zł za sztukę), a potem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zapadają w sen pod „pościelą patriotyczną” ze wzorem płonącej Warszawy (169 zł, w przedsprzedaży – 159 zł).

Zwykła rzecz, że religii towarzyszy kicz, a im więcej wiernych, tym więcej można na nich zarobić. Szkoda tylko, że gdy pamięć zamieniano w religię, mało kto protestował. Ci, którzy o powstaniu mieli odrębne zdanie, często wybierali milczenie – z szacunku dla ofiar, z lojalności wobec środowiska, z poczucia bezsilności albo z lęku przed posądzeniem o herezję i świętokradztwo. A ci, którzy się odważyli, nie byli słuchani.

Jak Tadeusz Rolke, w 1944 r. piętnastoletni żołnierz, który rok temu powtarzał „Tygodnikowi” to, co mówi od lat: „Cały ten rozdęty kult mam za kompletną bzdurę, zatruwanie młodzieży fatalnymi wzorcami. Nie powinno być żadnego Muzeum Powstania, 1 sierpnia miasto powinno iść na cmentarz”.

Modowa opaska

W przytaczanym wcześniej wywiadzie Jan Ołdakowski, dopytywany o nadużywanie powstańczych symboli, wywija się, kluczy i przeczy sam sobie. Przypomina, że Muzeum Powstania Warszawskiego zaangażowało się w produkcję (niezłego zresztą) filmiku „Symbol”, który przypomina o powadze powstańczej kotwicy, ale przyznaje, że wobec mody na opaski jest bezradny: „Sprawa opasek w takiej skali pojawiła się po raz pierwszy w tym roku. Było już za późno, by coś z tym zrobić, bo w tym momencie to już tylko element totalnego konfliktu”. Zaraz potem mówi: „Nadal uważam, że młodzi ludzie mogą zakładać opaski, tak samo jak mogą tatuować sobie Polskę Walczącą, nawet jeśli to drażni powstańców. To obszar wolności. Natomiast nie powinny tego robić osoby, które chcą w ten sposób wyrazić szacunek dla powstańców”. Czyli tatuaż i opaska noszone jako element modowy są w porządku, a noszone jako wyraz pamięci już nie? Zdumiewająca logika, zwłaszcza w ustach urzędnika państwowego, który doskonale zdaje sobie sprawę, że znak Polski Walczącej jest ustawowo chroniony.

Dyrektor zdradza, że już dziesięć lat temu sam chciał użyć opasek do promocji Muzeum – i że spotkał się z silnym sprzeciwem powstańców: „To był ich mundur, jedyny symbol przynależności, jaki mieli. Większość ludzi pewnie nie wie, że powstańcom to się nie podoba”.

Ale Ołdakowski wcale nie uważa, że tę wiedzę należy szybko upowszechnić: „Nagłaśnianie tego teraz nie ma sensu. Może przed następną rocznicą warto by zaznaczyć, że póki powstańcy żyją, ten symbol powinien być zarezerwowany dla nich. Zaproponować inne formy manifestowania więzi, pamięci. Powstańcy musieliby sami o to zaapelować”.

Lista ofiar

Byłoby pięknie, gdyby zaapelowali. Ale nie miałabym śmiałości tego od nich wymagać: są słabi i schorowani, a część z nich zajęta jest pilniejszymi problemami, np. z czego zapłacić za rachunki albo jak przyspieszyć termin do lekarza. Pewnie nie chcą wszczynać awantur, pewnie upominanie się o cokolwiek wydaje im się poniżej godności. To dyrektor Muzeum, kustosz powstańczej pamięci, powinien jednoznacznie powiedzieć, że na powstaniu nie powinno się lansować i że powstaniem nie powinno się handlować. Nazwać rzeczy po imieniu, zamiast podsycać spór sprzecznymi komunikatami.
Niedobrze, że spór ten przyćmił najważniejsze chyba osiągnięcie kierowanej przez Ołdakowskiego placówki. Mało kto wie, że 1 sierpnia, po dziewięciu latach pracy, na stronie internetowej Muzeum zaprezentowano listę cywilnych ofiar powstania – zabitych i zaginionych. W uzupełnianiu i korygowaniu tego porażającego spisu muzealnikom może pomóc każdy.

Ta lista to najtrwalsza – po wystawie na Woli i odbywającym się dopiero od dwóch lat Marszu Pamięci – zainicjowana przez Muzeum forma upamiętnienia tych, którzy w narracji o powstaniu zazwyczaj spychani są na margines. Zginęło ich dziesięciokrotnie więcej niż żołnierzy AK – choć nie składali żadnej wojskowej przysięgi. Bez pamięci o tych młodych matkach, rozstrzeliwanych z dziećmi na podwórkach, i starcach płonących żywcem w piwnicach – nie ma pamięci o powstaniu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016