Powinność i bunt

Bunt jest powinnością artysty. Buntujemy się wobec konsumpcyjnego modelu życia, wszechwładzy mediów i reklamy. Artyści już od lat studenckich robią komputerowe projekty graficzne, gonią za groszem. Akademia jest enklawą, gdzie mogą zrobić coś niezależnego. Często jest to ich ostatnia wypowiedź sensu stricto artystyczna.

TYGODNIK POWSZECHNY: - O czym miała być ta wystawa?

GRZEGORZ KOWALSKI: - Miała przekazać jakąś prawdę o 60 latach warszawskiej ASP, a bilans tego okresu jest pozytywny. To były ciekawe czasy: 45 lat realnego socjalizmu, zniewolenia i sprzeciwu. Później 15 lat transformacji, życia bez cenzury. Ważna jest data końcowa - rok 2004, rok wejścia Polski do Unii Europejskiej. To zachęca do postawienia pytania o nasze relacje z Europą przez pół wieku z okładem.

- Dlaczego za datę początkową przyjęto rok 1944?

MARYLA SITKOWSKA: - Bo rok 1945 w dziejach Akademii nie znaczy wiele. Wojska polsko-radzieckie zajęły wówczas to, co zostało z Warszawy. Natomiast życie artystyczne od 1944 r. istniało w innych ośrodkach. Równolegle z trwającym w Warszawie Powstaniem organizowano ośrodek państwowości w Lublinie. Po upadku Powstania próbowano reaktywować środowisko warszawskie w Milanówku, Pruszkowie, Piastowie. W początkach 1945 r. przybyli do Warszawy artyści ze wszystkich tych miejsc. Nastąpił czas “inkubacji" Akademii. Spotykali się tu wówczas ludzie z bagażem dramatów, nadziei, rozczarowań. Wszystkie te napięcia symbolizowały dwa plakaty “Do broni w szeregach AK!" Edmunda Burke i Mieczysława Jurgielewicza z 1944 r. oraz późniejszy o rok “Olbrzym i zapluty karzeł reakcji" Włodzimierza Zakrzewskiego.

GK: - Akademia to instytucja, ale także środowisko. Pytanie, na ile i kiedy to środowisko utożsamiało się z Akademią, a na ile pozostawało w opozycji wewnętrznej do instytucji. Bo Akademia zawsze miała dwa oblicza. Oficjalne było reprezentowane przez rektorów, dziekanów, egzekutywę partyjną. Nieoficjalne to studenci, niektóry profesorowie. Istniały w Akademii enklawy wolności, utrzymywane zresztą za cichym przyzwoleniem władz uczelni. Starano się ściągać do pracy ludzi wartościowych, niekoniecznie z legitymacją partyjną. W ten sposób np. Franciszek Strynkiewicz zatrudnił Henryka Tomaszewskiego, a Marian Wnuk (notabene, bezpartyjny) chronił pracownię Oskara Hansena podczas wizytacji ministra Sokorskiego. Obydwie grupy musiały zmieścić się pod dachem Akademii...

MS: - I na jednym korytarzu. Mówili do siebie: “panie kolego".

GK - Nie zawsze było tak dobrze. Przychodzili do pracy także kryptoenkawudziści i esbecy, ale środowisko akademickie na ogół szybko ich rozpoznawało. Byli izolowani. To nie były jednak czasy jednoznaczne. Popatrzmy na dekoracje uliczne przygotowane z okazji V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w 1955 r. Pod pretekstem propagandowego festiwalu przemycono w pejzaż miejski wzorce estetyczne całkowicie obce socrealizmowi. Znakiem czasu jest kopia “Guerniki" Picassa autorstwa Wojciecha Fangora, którą w 1955 r. wystawiono na ulicy Marszałkowskiej w architektonicznej oprawie Jerzego Hryniewieckiego. Pomysł nowoczesnych dekoracji wyszedł m.in. od Lecha Zahorskiego, zaufanego człowieka partii.

- Można odnieść wrażenie, że największym wkładem Akademii w dzieje sztuki polskiej przełomu lat 50. i 60. było wzornictwo.

GK: - Projekty powstające w Zakładach Artystyczno-Badawczych ASP nie były gorsze, a czasami nawet lepsze od tego, co się działo na Zachodzie.

MS: - ASP przywiązywała dużą wagę do wzornictwa i projektowania przestrzennego od samego początku, od roku 1904. Kiedy po wojnie przeszli do Akademii koloryści, wiele zrobili, by to zmienić. Szczęśliwie nie udało im się.

GK: - Na wystawie pokazaliśmy projekty Pomnika Oświęcimskiego oraz Pomnika Bohaterów Warszawy (naprawdę chodziło o Powstanie Warszawskie), wyprzedzające tendencje światowe o całe dziesięciolecia. Przypominamy koncepcję pełnej integracji sztuki zaproponowaną w pawilonie brukselskim z 1958 r. przez Jerzego Sołtana i Zbigniewa Ihnatowicza. Również projektanci przemysłowi chcieli dorównać Zachodowi. Efektem były takie projekty jak Syrena Sport Cezarego Nawrota czy obudowa komputera AKAT I (oba z 1959 r.). W polskiej rzeczywistości lat 60. ich misja skończyła się komisyjnym zniszczeniem prototypu Syreny, podobno na polecenie Cyrankiewicza. Inżynier Jacek Karpiński, słynny konstruktor komputerów, wyemigrował do Szwajcarii.

- Czy rok 1989 był dla Akademii przełomowy?

MS: - Ważniejsze były lata 1980, 1981 czy wreszcie 1983, kiedy nastąpiła erupcja malarstwa nowej ekspresji. Władza przestała być istotna. Wszystko, co ważne, rozgrywało się w miejscach niezależnych, w Kościele albo w galerii “Dziekanka".

- Czy zmiana sposobu myślenia dotyczyła także Akademii jako instytucji?

GK: - Po 1981 r. nastąpiła gwałtowna erozja instytucji. Władza popełniała same błędy. Nie dopuściła np. do objęcia funkcji rektora przez prof. Stefana Gierowskiego, wybranego przez pracowników. Wystawiała kolejnych kandydatów, którzy nie mieli żadnego autorytetu.

MS: - Instytucja zmieniła się w połowie lat 90., kiedy zauważono istnienie pieniędzy. Pojawiły się ograniczenia finansowe, a wraz z nimi pewien dyskomfort. Nie miało to jednak znaczenia dla samej sztuki.

GK: - Ale wpłynęło na nauczanie. Studenci poszli do pracy, w ten sposób np. ilość zadań rzeźbiarskich uległa zredukowaniu. A w sztuce skonsumowano wolność. Nie ma już cenzury!

MS: - Nie było! Teraz się pojawia, ale na razie na szczęście poza Akademią. W 1993 r. zrobiłam wystawę “Grupy" w Zachęcie. Wisiały na niej obrazy, za które dzisiaj wytacza się procesy.

- A czy po 1989 roku dochodziło do prób cenzury na Akademii?

GK: - Tak, ale w przypadku najbardziej kontrowersyjnych dyplomów ostatnich lat, np. Katarzyny Kozyry czy Jacka Markiewicza, mimo dyskusji i sporów wewnątrz Akademii środowisko zachowało się przyzwoicie. Uznało, że jest to deklaracja światopoglądowa i nikt nie ma prawa powiedzieć: masz myśleć inaczej!

- Czym zatem jest powinność?

GK: - Powinnością Akademii jako instytucji są rozmowy o sztuce, tworzenie enklaw niezależności. Zawsze też istniała sztuka oficjalna na dobrym poziomie. Najlepszym przykładem powstały w 1956 r. katafalk Bieruta. Niestety, nie udało się ustalić autora tego znakomitego projektu.

- A bunt?

GK: - To domena środowiska, a nie instytucji.

MS: - Bunt jest powinnością artysty. W czasach PRL był uwarunkowany okolicznościami politycznymi. Okazją do pokazywania odrębnego zdania były wczesne lata 50., ale raczej z niej nie skorzystano. Dyptyk Aleksandra Kobzdeja “Podaj cegłę" i “Ceglarki" pokazuje dwie strony ówczesnej rzeczywistości: oficjalny entuzjazm murarzy i prawdziwe zmęczenie kobiet wyrabiających cegły. We wczesnych latach 50. istniała też sztuka nie oglądająca się na socrealizm, czego przykładem są prace plenerowe, np. Jacka Semopolińskiego i Jana S. Sokołowskiego.

- A lata najnowsze?

MS: - To dobre pytanie! Czy my dzisiaj się buntujemy?

GK. - Myślę, że tak. Buntujemy się wobec konsumpcyjnego modelu życia, wszechwładzy mediów i reklamy. Artyści już od lat studenckich robią komputerowe projekty graficzne, gonią za groszem. Akademia jest enklawą, gdzie mogą zrobić coś niezależnego. Często jest to ich ostatnia wypowiedź sensu stricto artystyczna.

- Czy za 50 lat dychotomia "powinności" i "buntu" będzie miała znaczenie?

GK: - Cofnąłbym się do dwudziestolecia międzywojennego. Dlaczego Akademię po dziś dzień postrzega się jako miejsce konserwatywne, zachowawcze? Ponieważ w tamtych czasach za mało było buntu, a za dużo - uzasadnionej historycznie - powinności. Odzyskaliśmy niepodległość, budowano państwo, bunt w tej sytuacji był czymś niestosownym. Jeżeli już był możliwy, to poza instytucją. Po roku 1944 - co pokazała nasza wystawa - bunt w pełni doceniono, a nawet dowartościowano. Ale dawne myślenie nadal gdzieś pozostało. I jeżeli Akademia będzie istniała w przyszłości, to nie ma powodu przypuszczać, że artyści przestaną się buntować. Nie przestaną też odczuwać zobowiązań wobec społeczeństwa czy narodu.

MS: - Powodów do buntu będzie coraz więcej! A Akademia nadal będzie istniała, bo należy do kanonu instytucji kulturalnych nowożytnego europejskiego państwa.

GRZEGORZ KOWALSKI jest rzeźbiarzem, performerem, profesorem warszawskiej ASP.

MARYLA SITKOWSKA jest historykiem sztuki, dyrektorem Muzeum ASP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2004