Potwór na kurzych łapkach

Dzieląca teren dawnych Prus Wschodnich granica ma dwojaki wymiar: terytorialny i mentalny - biegnie nie tylko na mapie, ale też w głowach. Podział prowincji po 1945 r. ukształtował odmienne układy odniesienia dla nowych polskich i rosyjskich mieszkańców, przecinając nerwy dawnych szlaków komunikacyjnych.

04.07.2006

Czyta się kilka minut

Ruiny poniemieckiego kościoła w Turgieniewie, 50 km od Kaliningradu /fot. KNA-Bild /
Ruiny poniemieckiego kościoła w Turgieniewie, 50 km od Kaliningradu /fot. KNA-Bild /

Dla Polaków, podróżujących po dawnych Prusach, centralnym punktem jest Olsztyn. Dla Rosjan pozostał nim dawny Königsberg (Królewiec), przemianowany na Kaliningrad. Podróżujący pociągiem Ełk-Olsztyn uświadamia to sobie w Starych Juchach koło Ełku: nad tablicą z nazwą miejscowości dawny niemiecki napis wskazuje dwa krańcowe punkty trasy: stację graniczną w Prostken (Prostkach) i Königsberg (Królewiec) wraz z odległością 161,3 km.

Zanim wytyczone po 1945 r. granice ukształtowały na nowo przestrzenno-mentalny układ wschodniopruskiej prowincji, jej kulturowym centrum przez wieki pozostawał Królewiec.

Także w okresie międzywojennym miasto było centrum kulturowo-gospodarczym Prus Wschodnich, oddzielonych "polskim korytarzem" od Rzeszy. W 1945 r. zdobyła je Armia Czerwona, a w 1946 r. zostało przemianowane na Kaliningrad, na cześć sowieckiego przywódcy Michaiła Kalinina (m.in. jego podpis widniał na decyzji o zamordowaniu polskich oficerów w Katyniu).

Ale "wschodniopruskość" to coś więcej niż obszar i historia. W okresie 1918-1933 składały się na to trzy czynniki: ideologia "przedmurza", wroga i wojny; idea niemieckiej "misji cywilizacyjnej" na Wschodzie i poczucie peryferyjności wobec Rzeszy. Mechanizmy wykluczenia wobec Żydów, Litwinów i Polaków odgrywały tu szczególną rolę już przed 1918 r., ale po I wojnie światowej sytuacja uległa zaostrzeniu. Podsycane przez propagandę poczucie zagrożenia wykorzystali naziści, o czym świadczą ich sukcesy wyborcze w Prusach.

Jaką cenę trzeba było za to zapłacić, pokazał rok 1945. Zniszczeniu uległy niemal wszystkie zabytki, a te, które ocalały, Sowieci wysadzili w ramach planów socjalistycznej zabudowy miasta, które miało upodobnić się do Moskwy. Miejsce Niemców zajęła ludność wywodząca się ze wszystkich stron ZSRR, która zaczęła oswajać krajobraz kulturowy miasta.

Dziś, po 50 latach sowietyzacji, krajobraz ów można określić jako klincz pamięci: niemieckiej, postsowieckiej i rosyjskiej. Z okien autobusu widać podupadłe poniemieckie domostwa i kołchozy. W Kaliningradzie przybywających do hotelu "Kenigavto" wita napis: "Naszemu gorodu 750 let". Czyżby mieszkańcy identyfikowali się z niemieckim dziedzictwem, którego śladów materialnych tak niewiele zostało?

Odpowiedź daje już pierwszy spacer po mieście. Praca na budowach wre, także przy budynku prawosławnej katedry Chrystusa Zbawiciela, przed którą niedawno stał pomnik Lenina. Zupełnie jakby mieszkańcy chcieli szybko posklejać podzieloną pamięć protestanckiego wcześniej miasta z odradzającym się rosyjskim prawosławiem.

Na targu - raczkujący ciągle kapitalizm. Wybór towarów olbrzymi: od tych codziennego użytku po azjatyckie specjały, do których kupna nawołują egzotycznie wyglądający sprzedawcy. Jedna z restauracji, o wymownej nazwie "Razguljajem" (ros. zabawimy się), zachęca do spróbowania rosyjskiej kuchni. Pijąc piwo o nazwie "Kenigsberg" i "Ostmark", sączy się zamkniętą w rosyjskim piwie niemiecką tradycję. Kelner jednak uważa, że piwo rosyjskie jest niezbyt smaczne, i poleca zagraniczne.

Wieczorny przegląd wydarzeń w lokalnej telewizji: gubernator obiecuje w ciągu 10 lat osiągnąć poziom rozwoju Polski i Litwy; w rubryce "bez komentarza" zdjęcia z poświęcenia przez katolickiego arcybiskupa Moskwy Tadeusza Kondrusiewicza kaliningradzkiego kościoła św. Wojciecha. Widać echa katolicko-prawosławnych napięć.

Jednym z niewielu budynków ocalałych z czasów świetności miasta jest katedra. Przed zburzeniem uratował ją znajdujący się obok grób Kanta. Prace remontowe trwają już tylko we wnętrzu. Po drugiej stronie Pregoły ostał się zbudowany w stylu Bauhausu budynek giełdy, po wojnie przemianowany na Dom Kultury Rybaków.

Odgłosy prac budowlanych słychać na każdym kroku. W centrum uwagę przykuwa ogromny, ogrodzony płotem wykop w miejscu, gdzie kiedyś stał zamek (po wojnie wysadzony). Właśnie odkopano piwnice zachodniego skrzydła. Kiedyś na jego miejscu miał stanąć "Dom Sowietów", triumf myśli sowieckiej nad kulturą niemiecką, ale budowy nigdy nie dokończono. Ochroniarz nie kryje oburzenia z powodu zniszczenia zamku i wybudowania "potwora na kurzych łapkach", jak określa Dom Sowietów. Na uwagę o dalszych pracach przy budynku odpowiada, że jewo tol'ko ukrasili, potomu szto Schröder prijechał. Ma na myśli obchody jubileuszu miasta w 2005 r., w których uczestniczył kanclerz Niemiec.

Turystów zagadują starsi ludzie, opowiadając w różnych językach (najczęściej jednak po niemiecku) historię miasta i przy okazji własny los. Jednym z nich jest Eugeniusz. Mówi, że do Królewca trafił jako 13-latek na służbę do bogatej rodziny niemieckiej, a po wojnie został. Słysząc polski, opowiada kresową polszczyzną, że zdążył przed wojną skończyć cztery klasy w polskiej szkole w Baranowiczach. Na pytanie o stosunki między Niemcami a ludnością napływową po 1945 r., reaguje ostro: piętnuje myślenie w kategoriach narodowych jako winne wszelkim zadrażnieniom.

Podobny los spotkał pomniki. Ocalały tylko niektóre, np. Schillera. Te, które symbolizowały pruski militaryzm, zniknęły. Po pomniku Kanta obok uniwersytetu pozostał cokół; statuę odnowiono dopiero w latach 90., a mecenasem była niemiecka publicystka Marion Gräfin Dönhoff.

Miejsca niemieckich monumentów zajęły sowieckie, jak wielki Pomnik 1200 Gwardzistów. Cześć oddawana zdobywcom zbudowała powojenną tożsamość miasta. Przykładem włączenia go w orbitę rosyjskiej pamięci narodowej jest też pomnik Matki Rosji, postawiony na pustym przez lata cokole po pomniku Stalina.

Przeglądając w księgarni popularne ostatnio współczesne prace o Kaliningradzie, natrafiam na klincze pamięci. Podręcznik do krajoznawstwa obwodu, uwypuklający kult jego zdobywców, sąsiaduje z wydanymi po rosyjsku legendami krzyżackimi starego Królewca. Niemiecko-rosyjska antologia wierszy poetów niemieckich z Prus Wschodnich o wymownym tytule "Pamjat' zemli" (Pamięć ziemi) zawiera sporo wierszy Agnes Miegel. Widać Rosjan nie odstręczają nazistowskie koneksje tej poetki, uznanej po 1945 r. przez środowiska ziomkowskie w RFN za ucieleśnienie ich utraconej ojczyzny.

Tendencja ta jest jak najbardziej po myśli Ziomkostwa Wschodniopruskiego, które ostatnio uhonorowało Sema Simkina (tłumacza Miegel) nagrodą literacką. Paradoksem jest, że to właśnie Agnes Miegel podejmowała wątki niekoniecznie dzisiejszym mieszkańcom przyjazne. Widocznie jednak potrzeba jakiegokolwiek zaczepienia się w przeszłości pozwala dzisiejszym kaliningradczykom uznać poezję Miegel za swoją.

Niemiecki Königsberg, sowiecko-rosyjski Kaliningrad, polski Królewiec, wreszcie Kjenigbjerg, jak mówią młodzi Rosjanie... "Przeszłość, która dzieli i łączy", jak pisał niemiecki autor Peter Hein, dla którego Królewiec był kiedyś Heimatem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006