Postecoglou: w imię ojca

Będzie pierwszym Australijczykiem (i pierwszym Grekiem), który poprowadzi drużynę Premier League. Ange (Angelos) Postecoglou – człowiek, którego piłkarze mają grać pięknie, bo piękną piłkę lubił jego tata.

06.06.2023

Czyta się kilka minut

Ange Postecoglou jeszcze jako trener Celtiku Glasgow, 3 czerwca 2023 r. / Fot. Neil Hanna / Associated Press / East News /
Ange Postecoglou jeszcze jako trener Celtiku Glasgow, 3 czerwca 2023 r. / Fot. Neil Hanna / Associated Press / East News /

Bez ojca, wiadomo, w tej części Europy nie ma mitycznych opowieści, zwłaszcza o piłce” – to Bieńczyk, wiadomo, w wiekopomnym tekście o Kazimierzu Górskim. Okazuje się, że nie tylko w tej części Europy, ale i na Antypodach, a konkretnie (jak by powiedział Dariusz Szpakowski) w Australii, skąd pochodzi nowy trener Tottenhamu, 57-letni Ange Postecoglou. To znaczy, skąd nie pochodzi, bo choć ma australijskie obywatelstwo, choć w Australii dorastał, grał w piłkę, a potem rozpoczął karierę trenerską, to przecież urodził się w Grecji. Jego rodzice opuścili przedmieścia Aten w czasie rządów junty czarnych pułkowników, w 1970 roku. Kiedy statek z rodziną Postecoglou na pokładzie przybijał do Melbourne, a urzędnicy imigracyjni fotografowali małego chłopca w sweterku i pod krawatem, trzymającego w dłoniach kartkę z numerem 24, przyszły trener Tottenhamu miał pięć lat – i ani on, ani jego rodzice nie mówili słowa po angielsku.

Z dzieciństwa pamięta niewiele – z pewnością nie pamięta tych pierwszych kilku lat w Grecji, a z miesięcznej podróży przez morza i oceany ledwie migawki. Pamięta jednak, że w ich nowej ojczyźnie ojciec wstawał, zanim jeszcze cały dom się obudził, i że szedł do pracy, z której wracał dopiero na kolację. Że po powrocie nie mówił wiele – i że śmiertelnie zmęczony przysypiał na kanapie. I że później jeszcze, nocami, oglądał transmisje meczów piłkarskich rozgrywanych gdzieś na drugiej półkuli. Futbol, jak wspominał syn, był dla niego jak łyk świeżego powietrza, jak wybawienie od trosk i jak azyl. On nie emigrował z Grecji z nadzieją na lepsze życie – miał tylko nadzieję, że jego dzieciom będzie żyło się lepiej.

Pod tym względem Dimitris Postecoglou z pewnością odniósł sukces.

Mecz w środku nocy

O przemożnym wpływie rodziców na nasze życie wszyscy wiemy – albo wiedzą o tym nasi terapeuci. Angelos Postecoglou (w Australii skrócił imię do Ange, i tak już zostało) mówił o tym wprost w licznych wywiadach, najbardziej szczegółowo w nagranym wiosną 2020 roku podkaście „Masterminds” Anthony’ego Hudsona. Mówił, że w Australii piłka nożna nie jest bynajmniej najpopularniejszym sportem, a z pewnością nie była takim we wczesnych latach 70., kiedy dorastał. Że to, iż właśnie nią się zainteresował, było sposobem na nawiązanie relacji z tym tyleż niedostępnym, co tak mu drogim mężczyzną. I że także dla ojca fakt, że razem oglądali mecze, okazał się sposobem na zbudowanie relacji.

Wielu z nas, zwłaszcza urodzonych w tamtych czasach, miało takich ojców, więc – podkreśla Ange Postecoglou – to nie jest jakaś wyjątkowa historia. Wyjątkową nie czyni jej również to, że tamten młody chłopak uświadomił sobie, że jeśli chce zbliżyć się do taty („A naprawdę tego chciałem…”), musi pokochać to coś, co powoduje, że tata wychodzi ze skorupy.

„Pamiętam, jak w nocy budziło mnie stukanie w ramię. Wiedziałem, że oznacza to mecz. Wstawałem i oglądaliśmy razem. To w tamtych chwilach zakochiwałem się w futbolu” – opowiadał Postecoglou. Wspominał, że ojciec tłumaczył mu grę, i że ojciec uwielbiał Ferenca Puskása, pod którym sam miał zresztą w przyszłości grać, kiedy legendarny Galopujący Major u schyłku kariery trenerskiej podjął się pracy z półprofesjonalną drużyną założoną przez greckich uchodźców w południowym Melbourne. Wspominał też zachwyty ojca nad Holandią podczas mundialu w 1974 roku – skądinąd to również nie brzmi wyjątkowo, bo nikt w tamtym czasie nie grał w piłkę piękniej niż Cruyff i jego koledzy. „Uwielbiał artystów. Tych, którzy sprawiali, że publiczność zrywa się na równe nogi” – mówił. A kiedy parę lat później chodzili już razem na mecze South Melbourne Hellas – i byli tam wśród swoich, mówiących, jak oni po grecku – młody Angelos patrzył na ojca, z którego opadało całe zmęczenie.

Futbol z podświadomości

Cóż więc czyni tę historię wyjątkową? Z opowieści Postecoglou wynika, że to właśnie wtedy podświadomie wybrał styl gry, który wiele lat później zaszczepiał drużynom, jakimi przyszło mu kierować. To nie było coś wyuczonego na kursach trenerskich albo podpatrzonego u bardziej utytułowanych kolegów, to nie było coś wybranego na drodze chłodnej kalkulacji; coś, co się opłaca czy gwarantuje większy sukces w futbolu – to było coś bardziej pierwotnego, coś, czego się nie da zmienić ani na co wpłynąć. Być może zresztą właśnie to sprawiło, że ów przybysz z dalekiego kraju zaczął odnosić sukcesy trenerskie? Że zawodnicy, którym długo nie mógł przecież imponować piłkarskim czy szkoleniowym CV, kolekcją pucharów czy tytułów mistrzowskich wywalczonych w największych krajach Europy, po kilku miesiącach obcowania z tak niezłomnymi przekonaniami naprawdę gotowi byli skoczyć za Postecoglou w ogień?

Drużyny Australijczyka grają atrakcyjny dla oka, ofensywny futbol, a kiedy stracą piłkę, dążą do jak najszybszego jej odebrania, wszystko to zaś w systemie 4-3-3 – dokładnie tak, jak Holandia, którą zachwycał się ojciec trenera. To po jego śmierci – Dimitris, który w Australii stał się Jimem, zmarł w lipcu 2018 roku – Ange Postecoglou uświadomił sobie, że przez całe życie przygotowywał swoje zespoły tak, żeby ich oglądanie sprawiło przyjemność tacie. Mówi, że nawet po jego śmierci wciąż myśli o tym, że mógłby tu siedzieć na trybunach – czy podobałoby mu się to, jak grają piłkarze jego syna?

Tekst samego Ange’a Postecoglou, opublikowany na australijskiej odsłonie portalu AthletesVoice jako pożegnanie ojca, mówi o tym wszystkim wprost. Najważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszał w kontekście pracy trenerskiej, nie pochodziły z ust Guardioli czy Cruyffa: „Κάτω η μπάλα”, czyli „Graj po ziemi”, powiedział mu ojciec. Czy można rozumieć je także: stąpaj twardo po ziemi? Z opisu zmarłego wyłania się portret człowieka surowego, kierującego się w życiu zasadami, wymagającego, a przy tym nigdy nie narzekającego i nie proszącego o pomoc. Człowieka, który robił wszystko, żeby zapewnić byt swoim bliskim. Który był zdolny do wyrzeczeń; zaprawdę: figura ojca. I nie przypadkiem chyba podobnymi cechami określa się samego Postecoglou.

Misja niemożliwa?

Nie jestem tylko pewien, czy ktoś taki może trafić do głów i serc piłkarzy Premier League. Takich, co to niejednemu już trenerowi skomplikowali imponującą wcześniej karierę (patrz poprzedni trenerzy Tottenhamu, Antonio Conte czy José Mourinho). Takich, co to najlepiej grali pod człowiekiem, który parę lat temu otwierał przed nimi serce, a który dziś rozpoczyna pracę w zachodniej dzielnicy miasta (Mauricio Pochettino, architekt największych sukcesów Tottenhamu w tym stuleciu, został właśnie szkoleniowcem Chelsea). Czasy się zmieniły, zimny wychów przestał być chyba najlepszym sposobem motywowania podopiecznych. Czy trener, który z piłkarzami nie próbuje się zaprzyjaźnić, który prawie z nimi nie rozmawia o sprawach innych niż zawodowe i który za to próbuje być wobec nich zwyczajnie sprawiedliwy – będzie w tym cyrku powiewem świeżego powietrza czy przepisem na katastrofę, jak w końcówce poprzedniego stulecia inny przybysz z odmiennej futbolowej kultury, Szwajcar Christian Gross?

Szczerze mówiąc, kiedy czytam o tym, że Jim Postecoglou był z syna dumny jak paw, ale nigdy mu tego nie okazywał, w bezpośrednich rozmowach jedynie wytykając błędy i niedociągnięcia, pytając, dlaczego nie dokonał zmian wcześniej albo dlaczego nie kupił jakiegoś zawodnika – wszystko się we mnie burzy. „Zawsze coś było nie tak. Zbyt defensywne ustawienie albo błędy w doborze zawodników. Nienawidziłem tego i rozwijałem się dzięki temu – wyznawał Ange Postecoglou w AthletesVoice. – Kiedy z nim rozmawiałem, zawsze byłem dziewięciolatkiem. Nawet jako dorosły musiałem przyjmować jego krytykę i nie protestować. To nie było ani łatwe, ani przyjemne. Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć, że wykonałem dobrą robotę? Wiem jednak, że w ten sposób upewniał się, że spełnię swoje marzenia. Taki był jego cel i rola”.

Kiedy śledziłem karierę trenerską Ange’a Postecoglou – przez kluby australijskie i reprezentację kraju, z którą pojechał na mundial w 2014, zdobył Puchar Azji w 2015 i awansował na mundial w 2018 roku, później przez Yokohamę, z którą zdobył mistrzostwo Japonii, i Celtic, z którym dwukrotnie wygrał ligę i zdobył Puchar Szkocji – myślałem, że napędza go ambicja przybysza z dalekiego kraju. Że to musi być misja niemożliwa: na futbolowych szczytach wyciągać paszport australijski. Ale przecież takiego paliwa nie da się, myślałem, lać do baku całe życie. Teraz widzę, że paliwo jest inne.

Bez ojca, wiadomo, nie ma mitycznych opowieści. Zaiste, nie ma. Kiedy umarł Jim Postecoglou, jego syn Ange łapał się na tym, że kiedy patrzy w lustro, widzi miny swojego ojca, a kiedy rozmawia z innymi, słyszy jego głos. „Czasami zapominamy o tym, czym jest sport – kończył pożegnanie taty w AthletesVoice. – Nie chodzi o wygraną lub przegraną, ale o więzi, które tworzy. O to, że łączy ludzi, miasta i kraje. I że łączy rodziców z ich dziećmi”. Spróbuję zakończyć zdaniem, że w jakimś sensie to nieważne, czy uda mu się w Tottenhamie – choć jako kibic tej drużyny będę oczywiście trzymał kciuki ze wszystkich sił.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej