Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia zaczyna się pod koniec ubiegłego roku. Pięcioosobowa rodzina – matka z czwórką dzieci, w tym 16-letnim Sebastianem – trafia do miejskiego Centrum Interwencji Kryzysowej, placówki, w której tymczasowo przebywają rodziny z problemami (przemoc, brak dachu nad głową). Sąd postanawia, że dzieci trafią do pieczy zastępczej. Po tym, jak kurator sądowy informuje o tym 16-letniego Sebastiana, chłopiec popełnia samobójstwo.
Blisko dwa tygodnie po tragedii wiemy jedno. Według ustaleń rzecznika praw dziecka chłopcu nie zapewniono żadnej opieki psychologicznej. Nie wiemy, czy decyzja sądu była jedyną przyczyną tragicznej decyzji chłopca, a także czy miała w ogóle uzasadnienie (tj. zagrożenie zdrowia lub życia dzieci).
Jak zwykle w podobnych sytuacjach, dają o sobie znać ci, którzy wiedzą wszystko. Wśród armii wyznawców teorii, że w Polsce masowo odbiera się dzieci „za biedę” – na nic tłumaczenie, że bieda może być jednym z czynników towarzyszących dramatycznej sytuacji – wyróżnił się poseł Jacek Sasin z PiS. „Winny jest Tusk i jego ustawa o przemocy, przegłosowana przez koalicję, która pozwala na zabieranie dzieci z powodu biedy” – wypalił.
Przypadki odbierania dzieci – na czele z tym z Suwałk, budzącym wiele wątpliwości – należy badać. Ale automatyczne łączenie tragedii z ustawą o przemocy jest ponurym absurdem: nowe prawo powstało po to, by zaakcentować sprzeciw państwa wobec przemocy, i by urzędnicy nie byli bezradni wobec dramatu tysięcy dzieci. Także po to, by wyrywający się do komentowania wszystkiego politycy – np. poseł Sasin – nie krzyczeli przy okazji zakatowania kolejnego dziecka: „Gdzie było państwo?!”.
Niech dramat z Suwałk zostanie jak najrzetelniej wyjaśniony. I niech politycy jak najczęściej w podobnych sprawach milczą.