Porady literackie

Gdyby nie osobliwa okazja, nie przyszłoby nam do głowy, by propagować wśród najszerszych mas czytanie książek.

02.03.2020

Czyta się kilka minut

Zdjęliśmy z półki „Dżumę” Camusa i „Dziennik roku zarazy” Defoe, a powinniśmy dla kompletu wyjąć i „Wojnę światów” Wellsa, ale nie możemy znaleźć. Każdy inteligentny czytelnik już po brzmieniu tytułów zorientuje się, że są one bardzo na czasie. Lepiej je więc przeczytać, niźli wkłuwać się zbyt głęboko w sprawozdanie ze spotkania premiera z Gospodarzem. Udał się ów pierwszy – jak wiemy – do lokalnego znawcy wszechrzeczy po poradę, cóż oto ma czynić w razie zarazy. Roztrząsanie tego wydarzenia w kategoriach poza­literackich nie ma oczywiście sensu. Popatrzmy, że to spotkanie i jego okoliczności to czysta literatura, to wątek mieszczący się w każdym schemacie fabularnym, każdej opowieści katastroficznej. Zresztą wszystko, co się teraz dzieje, cały okrywający nas – za przeproszeniem – całun informacyjny i nastrojowy jest żywcem wyjęty z tego schematu, wraz z wokabularzem. W mediach dzisiejszych – popatrzmy – słowo „scenariusz” gra rolę główną, najczęściej w parze z kolorem, a jest to kolor „czarny” – ulubiony przez media każdego nurtu. Słuszne to i piękne, dla literatury naturalnie.

W książkach, co wie każde dziecko, bardzo ważne są zdania pierwsze, jakże silnie działające na centralny układ nerwowy czytelnika. Wie o tym naturalnie każdy fachowiec. Albert Camus twórczo rozwinął tę zasadę. „Dżumę” zaczął kilkoma nieco usypiającymi stroniczkami, by niebawem łupnąć w czytelnika tymi słowy: „Rankiem 16 kwietnia doktor Bernard Rieux wyszedł ze swego gabinetu i pośrodku podestu zawadził nogą o martwego szczura”. Zdechły szczur – ­popatrz­my – to kadr szalenie prosty, rzec można, że autor za jego pomocą trąca nogą ziewającego czytelnika. Skutecznie. Nawiasem, „Dżuma” czytana w szkole nie miała jednak żadnego powabu, kazano nam się zastanawiać nad abstrakcją kondycji ludzkości, czynić jałowe charakterystyki postaci, słowem: nie robiliśmy nic praktycznego. Tymczasem groza, owo uczucie wjeżdżające do głowy zawsze najprędzej, uznawana była za niewartą wypracowania. Praktyczność „Dżumy” jest dziś oczywista. Gdy czyta się ją tu i teraz, wreszcie coś gra, a praktyczny wymiar tej wybitnej przecież książki stał się z nagła instrukcją obsługi.

Zgoła prościej jest z „Dziennikiem roku zarazy”, który pisany jest ściśle wedle reguł i językiem, które żadnej głowie nie powinny sprawić problemu. Dziennik zaczyna się słowami takimi: „Było to jakoś na początku września 1664 roku, kiedy, tak jak inni moi sąsiedzi, usłyszałem w potocznej rozmowie, że zaraza powróciła do Holandii (...) dokąd, jak powiadają, została zawleczona, zdaniem jednych – z Włoch...”. Też ładnie. Coś, co wydawałoby się stare, okazuje się całkiem młode, na przykład smak urzędowych ogłoszeń. Weźmy pierwsze z brzegu, bardzo podobne do tych, o jakie apeluje dziś do władz cech tutejszych medyków: „Zarządza się, by wszelkie widowiska, jak szczucie niedźwiedzi, sztuki kuglarskie, śpiewanie ballad, strzelanie do tarcz i tym podobne zbiegowiska, były całkowicie zakazane, osoby zaś przekraczające to zarządzenie zostały surowo ukarane, do czego ma prawo każdy radny pełniący służbę”. Jest więc w „Dzienniku” – jako się rzekło – sporo solidnego konkretu, którego nam nieco brakuje, mimo że książkę wydano w 1722 r.

Wśród czytelników bywają różne gusta. Ktoś źle znosi prozę, zwłaszcza cudzoziemską, lubując się we frazie raczej rodzimej i rymowanej. Niechże więc taki, w czasach, w których zaiste zakazanie szczucia bądź to kuglarstwa dowolnie interpretowanego nie jest możliwe, poczyta sobie „Ojca zadżumionych” Słowackiego. Otóż wypada uprzedzić, że nie jest to lektura krzepiąca, bowiem jest rejestrem konsekwencji. ©℗

Fragmenty „Dżumy” Alberta Camusa w przekładzie Jadwigi Dmochowskiej, fragmenty „Dziennika roku zarazy” Daniela Defoe w przekładzie Joanny Guze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020