Poprute reliefy Międzyrzecza

Zabytki Mezopotamii niszczą nie tylko ekstremiści z tzw. Państwa Islamskiego. Niszczy je też ignorancja kurdyjskich władz niedbających o ślady przeszłości.

20.09.2015

Czyta się kilka minut

Stylizowany skrzydlaty lew lamassu przy wjeździe na teren wykopalisk. Lato 2015 r. / Fot. Lidia Napiórkowska
Stylizowany skrzydlaty lew lamassu przy wjeździe na teren wykopalisk. Lato 2015 r. / Fot. Lidia Napiórkowska

Środek dnia, upał. Stajemy przed bramą ze zdawkowym napisem „General Directorate of Antiquities”. Żywego ducha. Zanurzamy się w płomień powietrza wypełnionego kurzem z nadzieją, że drzemiący w cieniu strażnik nas dostrzeże. Dostrzegł. Dżadżi rozmawia z nim po kurdyjsku (jak większość asyryjskich chrześcijan w Kurdystanie, Dżadżi zna kilka języków).

Płacimy i wjeżdżamy przez bramę z rzeźbionymi w kamieniu skrzydlatymi lwami o ludzkich głowach, zwanymi lamassu. One są tylko stylizacją. Ale ten sam kamień, w którym kiedyś kuto brodate twarze, wznosi się obok, wysoką na kilkanaście metrów ścianą.
 

Ostrzelana inskrypcja
Miejscowość, po kurdyjsku zwana Khinis, leży między Akrą i Dohuk, w północnym Iraku. Po drodze, tej wiodącej od strony posiadłości klanu Barzanich, którzy rządzą sporą częścią irackiego Kurdystanu, nie ma żadnego drogowskazu do tego projektu irygacyjnego, podjętego przez asyryjskiego króla Sennacheryba na przełomie VIII i VII w. przed naszą erą (w erze nowożytnej Khinis odkrył dla Zachodu Brytyjczyk Austen Henry Layard, w 1851 r.).

Także w samym Khinis nie ma żadnej informacji. Ostatnimi świadkami jakichś prac, podjętych dla zachowania śladów starożytnej cywilizacji, są tabliczki: „Pomnik” i „Inskrypcja z pismem klinowym” (po kurdyjsku, arabsku i angielsku). Noszą numery sześć i dwa; nie wiadomo, ile było ich przedtem.
Alejka wierzbowa się kończy, wzdłuż rzeki pojawiają się trzciny, po jej drugiej stronie wyrasta wielki mur. Monumentalne rzeźby asyryjskich postaci zieją wyrwami: podziurawione podczas walk, które toczyły się tu za rządów Saddama Husajna. Wspinamy się po zwalistym piaskowcu i docieramy do miejsca z tabliczką numer dwa („Inskrypcja”). Wysokie na dwa metry zagłębienie w ścianie pokrywa pismo klinowe. Tak po prostu. Symbol mezopotamskiej cywilizacji, coś, co ogląda się w książkach, stoi tu sobie i pozwala się dotykać. Większość inskrypcji jest zniszczona; ucierpiała od kul. Nie wiadomo, co głosi napis – co chciał przekazać potomnym król Sennacheryb.

Kilka dni później spotkam osobę, która ma w domu kawałek tej inskrypcji, wyniesiony po kryjomu. Dziś dla przybysza z Zachodu to w pierwszej chwili jak świętokradztwo. Ale potem pojawia się myśl: może tak lepiej? Przynajmniej ten kawałek ocaleje.
 

„Nad rzekami płakaliśmy”
Kurdyjscy chłopcy kąpią się w rzece o kolorze tak intensywnie modrym, że przechodzi w indygo. Z kolei bloki piaskowca rażą oczy, jakby odbijały światło. Jak biały kamień jerozolimski, jak śnieg. Chłopcy pływają, plażują na kamieniach, przyglądają nam się z zaciekawieniem. Skaczemy po głazach, aby przyjrzeć się z bliska rzeźbom zanurzonym w wodzie. Omijamy odłamki szkła, plastikowe śmieci i ekskrementy. Trochę śmierdzi.

Dżadżi pokazuje na jednym z kamieni niedokończoną rzeźbę, ale widzę tylko nogi królewskiego byka. Na jego nobliwej głowie siedzi jeden z chłopców, dopala papierosa. Dżadżi prosi go po kurdyjsku, by się przesunął. Niedopałek niechętnie ląduje w wodzie i starożytny byk rysuje się przed naszymi oczyma. Widać, że serce Dżadżiego szamocze się i krwawi. Ale nie wiem, czy ma pretensje do tych nastolatków, których nikt nie nauczył nie deptać historii, ani nie tłuc butelek o jedne z ostatnich świadectw cywilizacji Międzyrzecza.

Wdrapujemy się po śliskiej skale na zbocze ściany, jakby na taras wiszący ponad kanałem rzeki Gomel – najbardziej wysunięty ku szerokiemu światu z całej konstrukcji. Takie położenie gwarantowało pyszną prezencję kamiennym lwom, które wieńczą ścianę. Lwy ogłaszały wszem i wobec obecność króla, były ikoną jego potęgi.

To położenie stało się jednak ich zgubą w ostatnim czasie – jako łatwy cel, postradały grzywy i tułowia, zapewne w wymianie ognia. Zachowały się tylko masywne łapy. Dżadżi balansuje nad urwiskiem i sadowi się między resztkami lwów, w ich kamiennych objęciach. W oddali majaczy architektoniczny koszmar z betonu i drutów – jeden z tych, których pełno na Bliskim Wschodzie; nigdy nie ukończony, swym szkieletem zatruwa krajobraz.

Wracamy alejką przez szpaler wierzb. Mijamy tabliczkę „Pomnik”. Z rzeczonego pomnika zachowały się tylko stopy jakiegoś kamiennego urzędnika na królewskim dworze.

Przypomina się Psalm 137 i ironia historii. „Nad rzekami Babilonu – tam myśmy siedzieli i płakali, kiedyśmy wspominali Syjon. Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy”. Żydzi przetrwali najazd Asyrii i niewolę babilońską, doczekali się swego państwa.

A ci, którzy czują się potomkami dawnych Asyryjczyków, patrzą dziś na nie swoje wojny i na to, jak niszczą one ich topole, modre rzeki, odłamują skrzydła ich lamassu. To oni dziś płaczą. Zaś na placyku w Khinis Kurdowie chętnie świętują swoje zaślubiny i tańczą na deskach prowizorycznej drewnianej sceny. Bo miejsce jest rzeczywiście malownicze.
 

Bezsilni chrześcijanie
Epizod z kurdyjskim chłopcem to symbol relacji między Kurdami i asyryjskimi chrześcijanami. Ci ostatni czują się potomkami cywilizacji Międzyrzecza. Wywłaszczani ze swej ziemi, z każdą wojną i wygnaniem tracą ją na rzecz Kurdów – aspirujących do własnego państwa, niezależnego od Bagdadu.

Kurdowie, potomkowie nomadów, nie mają silnego związku emocjonalnego ze świadectwami historii, która nie jest ich własną. Nie mają też zakorzenionej dbałości o te świadectwa – w czym chrześcijanie widzą działalność celową, zmierzającą do usunięcia śladów po poprzednich mieszkańcach, a zarazem władcach tego regionu.

Dlaczego właśnie chrześcijanie poczuwają się do tego dziedzictwa? Cywilizacja Mezopotamii (Asyrii, później Babilonu) święciła triumfy do VI wieku p.n.e. Po upadku imperium tereny Międzyrzecza (tj. między Tygrysem i Eufratem) dostawały się kolejno pod panowanie Persów, Rzymian i Arabów. W międzyczasie jednak duża część ludności przyjęła chrześcijaństwo. W czasach nowożytnych znajdujemy tu więc asyryjskich chrześcijan – i Żydów (obie społeczności posługują się dialektem współczesnego aramejskiego).

W wyniku prześladowań (masowych zwłaszcza po I wojnie światowej), niemal wszyscy Żydzi przenieśli się w końcu do państwa Izrael. Zaś asyryjscy chrześcijanie w dużej mierze wyemigrowali do Europy, USA, Australii. Ale część została – choć nie czują się bezpiecznie. Zwłaszcza teraz, gdy Państwo Islamskie znów zmusza wielu z nich do ucieczki. Jeśli więc asyryjscy chrześcijanie – ci, którzy zostali – wiążą jeszcze z kimś jakieś nadzieje, to z Amerykanami. Wierzą w amerykańskie zwycięstwo w tym konflikcie, które uwolniłoby ich także od wdzięczności wobec Kurdów, którzy stawiają opór islamskim ekstremistom.

Ale że zwycięstwo USA wydaje się odległe, czują się bezsilni. Mogą tylko patrzeć na ruiny swych domów – i na poprute reliefy Khinis. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2015