Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od tamtej pierwszej "hańby" czy "zdrady", od pierwszej "Targowicy", piskliwie wykrzyczanej z równie żałosnej okazji, minęły dziesięciolecia. Potem, coraz częściej, przywoływano publicznie słowa coraz to mocniejsze i mocniejsze. Przez te wszystkie lata odegrano kluczowe sceny ze wszelkich polskich dramatów, zrekonstruowano wszelkie tragedie i przywołano wryte do głów heroizmy, użyto już po wielokroć wszystkich najstraszniejszych porównań, przywdziano najniezwyklejsze kostiumy, w tym zbroje i skrwawione giezła, skorzystano ze wszystkich antologii cytatów i kalendariów tragedii narodowych. Użyto oblicz najgorszych ludobójców w historii jako najdokładniej odpowiadających naszym czasom i przeciwnikom. Dzięki tym niezwykłym zabiegom wszyscy, jak nas Pan Bóg stworzył, w drugiej dekadzie XXI wieku siedzimy w obrazie, którego nie udźwignąłby już talent Matejki ani Siemiradzkiego. Mieszkamy w ogromnym malowanym siną barwą fresku, przy którym "Panorama Racławicka" to szkic wręcz abstrakcyjny i niejasny. Więcej powiem: wskoczyliśmy do dzieła będącego pomieszaniem malarstwa, teatru, rzeźby, słuchowiska i kina. Czymś, co jest i apoteozą, i alegorią, i fotomontażem.
Wokół tego niezwykłego dzieła kręci się ogromna liczba twórców, którzy co rusz dokładają nowe rekwizyty, a to czarne słońca, sztuczne mgły, dławiące dymy czy rozpadliny, z których wychylają się białe czaszki, pochodnie, piszczele, sierpy i młoty, szubienice i stada kraczących wron. Powiewają nad tym strasznym krajobrazem zakrwawione chorągwie, wszędy leżą połamane miecze, kajdany, druty kolczaste, słychać najboleśniejsze pieśni w najsmutniejszych i najbardziej przejmujących wersjach. Codziennie dokładane są nowe atrakcje; wędrujące namioty, obezwładnione samoloty i padłe w straszliwej walce Bastiony Wolnego Słowa. Wszędy totalitaryzmy i tłumy dyrygujących nami cudzoziemców o krogulczych nosach, sadzących czosnek w miejsce pszenicy. Co dzień panoptikum wzbogacane jest o kolejne dary, słane z najdalszych rubieży.
Od tego weekendu widać na tym obrazie ludzi wkładających do kanap roczniki dziennika "Rzeczpospolita" i tygodnika "Uważam Rze... inaczej pisane" (kanapa to tradycyjny magazynek pamiątek dla wnuków i ich synów nienarodzonych). Ale widać też i rechoczących stalinowców w dżinsach, wyjmujących już z owych kanap, podczas nocnych rewizji, te święte pisma. Drą je ci stalinowcy na kawałki, rozrzucają pożółkłe od nowości fotografie bohaterskich autorów i felietonistów, szermierzy wolności. Wszystkie te tragedie dzieją się na oczach dziatek rozmodlonych i osieroconych. O, tu palą zdjęcie redaktora Semki na solidnym koniu rasy fryzyjskiej, tam rycinę powieściopisarza Wildsteina na białym rumaku wpadającym do Elstery, owam leży roztrzaskany o fortepian Szopena marmurowy biust redaktora Feusette, a obok tego wszystkiego widzimy krzywo powieszony oleodruk przedstawiający Ziemkiewicza na byku krasym. Bohaterów prawdy, straszliwie pobitych oglądamy, bo przecież mieszkamy dziś w największym teatrze Europy, po którego deskach przepływa na okrągło rzeka sztucznej krwi i łez, w obiegu zamkniętym, w którym bez ustanku, na żywo rodzi się przejmujący spektakl. Dla wielu rodaków to już nie jest przedstawienie, to świat jedyny i prawdziwy.
Truman Show w naszej wersji.