Popatrz synu, jam Reytan

Pamiętam poruszenie, gdy po raz pierwszy w wolnej Polsce ktoś z ław sejmowych zawołał głośno: "Hańba!". Tę reakcję wywołało coś doprawdy marnego, niepasującego do tego słowa, w polszczyźnie zarezerwowanego przez wieki na okoliczność rozbioru czy straszliwej zdrady. Wrażenie, że nadużyto formy, było dojmujące; że ktoś nader sprytny postanowił wskoczyć do obrazu Jana Matejki pt. "Reytan - upadek Polski" albo do sławnej, tak pięknie odegranej w filmie "Potop" sceny zdrady księcia Radziwiłła. Kim był ów aktor? Dalipan, dobrze byłoby to nazwisko wygrzebać.

04.07.2011

Czyta się kilka minut

Od tamtej pierwszej "hańby" czy "zdrady", od pierwszej "Targowicy", piskliwie wykrzyczanej z równie żałosnej okazji, minęły dziesięciolecia. Potem, coraz częściej, przywoływano publicznie słowa coraz to mocniejsze i mocniejsze. Przez te wszystkie lata odegrano kluczowe sceny ze wszelkich polskich dramatów, zrekonstruowano wszelkie tragedie i przywołano wryte do głów heroizmy, użyto już po wielokroć wszystkich najstraszniejszych porównań, przywdziano najniezwyklejsze kostiumy, w tym zbroje i skrwawione giezła, skorzystano ze wszystkich antologii cytatów i kalendariów tragedii narodowych. Użyto oblicz najgorszych ludobójców w historii jako najdokładniej odpowiadających naszym czasom i przeciwnikom. Dzięki tym niezwykłym zabiegom wszyscy, jak nas Pan Bóg stworzył, w drugiej dekadzie XXI wieku siedzimy w obrazie, którego nie udźwignąłby już talent Matejki ani Siemiradzkiego. Mieszkamy w ogromnym malowanym siną barwą fresku, przy którym "Panorama Racławicka" to szkic wręcz abstrakcyjny i niejasny. Więcej powiem: wskoczyliśmy do dzieła będącego pomieszaniem malarstwa, teatru, rzeźby, słuchowiska i kina. Czymś, co jest i apoteozą, i alegorią, i fotomontażem.

Wokół tego niezwykłego dzieła kręci się ogromna liczba twórców, którzy co rusz dokładają nowe rekwizyty, a to czarne słońca, sztuczne mgły, dławiące dymy czy rozpadliny, z których wychylają się białe czaszki, pochodnie, piszczele, sierpy i młoty, szubienice i stada kraczących wron. Powiewają nad tym strasznym krajobrazem zakrwawione chorągwie, wszędy leżą połamane miecze, kajdany, druty kolczaste, słychać najboleśniejsze pieśni w najsmutniejszych i najbardziej przejmujących wersjach. Codziennie dokładane są nowe atrakcje; wędrujące namioty, obezwładnione samoloty i padłe w straszliwej walce Bastiony Wolnego Słowa. Wszędy totalitaryzmy i tłumy dyrygujących nami cudzoziemców o krogulczych nosach, sadzących czosnek w miejsce pszenicy. Co dzień panoptikum wzbogacane jest o kolejne dary, słane z najdalszych rubieży.

Od tego weekendu widać na tym obrazie ludzi wkładających do kanap roczniki dziennika "Rzeczpospolita" i tygodnika "Uważam Rze... inaczej pisane" (kanapa to tradycyjny magazynek pamiątek dla wnuków i ich synów nienarodzonych). Ale widać też i rechoczących stalinowców w dżinsach, wyjmujących już z owych kanap, podczas nocnych rewizji, te święte pisma. Drą je ci stalinowcy na kawałki, rozrzucają pożółkłe od nowości fotografie bohaterskich autorów i felietonistów, szermierzy wolności. Wszystkie te tragedie dzieją się na oczach dziatek rozmodlonych i osieroconych. O, tu palą zdjęcie redaktora Semki na solidnym koniu rasy fryzyjskiej, tam rycinę powieściopisarza Wildsteina na białym rumaku wpadającym do Elstery, owam leży roztrzaskany o fortepian Szopena marmurowy biust redaktora Feusette, a obok tego wszystkiego widzimy krzywo powieszony oleodruk przedstawiający Ziemkiewicza na byku krasym. Bohaterów prawdy, straszliwie pobitych oglądamy, bo przecież mieszkamy dziś w największym teatrze Europy, po którego deskach przepływa na okrągło rzeka sztucznej krwi i łez, w obiegu zamkniętym, w którym bez ustanku, na żywo rodzi się przejmujący spektakl. Dla wielu rodaków to już nie jest przedstawienie, to świat jedyny i prawdziwy.

Truman Show w naszej wersji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2011