Poniżenie od urodzenia

Ich przodkowie musieli opuścić domy 70 lat temu, tymczasem oni nadal mają status uchodźców. Młodzi Palestyńczycy nie widzą dla siebie przyszłości w Libanie. Ale dokąd mieliby pójść?

28.05.2018

Czyta się kilka minut

Demonstracja palestyńskiej młodzieży przy ruinach średniowiecznego zamku Beaufort w Libanie, 15 maja 2018 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA
Demonstracja palestyńskiej młodzieży przy ruinach średniowiecznego zamku Beaufort w Libanie, 15 maja 2018 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA

Wąskie uliczki ściśnięte na kilometrze kwadratowym spowija chłodny półcień, który pozwala odetchnąć od majowego skwaru. Poza główną ulicą pełną straganów i ludzi ułożenie alejek zaskakuje przypadkowością. Setki niechlujnie połączonych kabli, zwisających nad głowami przechodniów, sprawiają wrażenie brutalnej tymczasowości.

Choć o tymczasowość tu ciężko. Szatila, obóz dla palestyńskich uchodźców w południowym Bejrucie, od 70 lat jest domem dla chwilowych uciekinierów, którzy nigdy nie wrócili do swych domów.

Zanim dotrę na umówione miejsce, zgubię się jeszcze dwukrotnie. Choć starałam się zapamiętać ułożenie flag rywalizujących palestyńskich frakcji, murali i zdjęć Jasira Arafata – wieloletniego przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP), zmarłego w 2004 r. – i choć spoglądam na Google Maps, przychodzę spóźniona.

Bajan czeka na boisku. Ubrana na sportowo, długie czarne włosy upięła w kucyk. Choć jest wierzącą muzułmanką, chusty nie nosi. Jak mówi, nie chce rezygnować z wolności. Idąc w stronę domu, podbiega do grających w piłkę nożną chłopców, sprytnie ją przejmuje i strzela gola. Wie, że jest w tym dobra, i lubi się popisywać.

Bajan ma 15 lat, śliczną buzię dziewczynki u progu kobiecości i liczne talenty. Należy do kółka teatralnego i tańczy dabke, palestyński taniec narodowy. Pisze też wiersze, głównie o Palestynie. Jej matka twierdzi, że ludzie przy nich płaczą. Poza tym świetnie mówi po angielsku i ma najlepsze stopnie w klasie. No i jako jedyna dziewczynka w Szatili należy do drużyny piłkarskiej.

Gdy pytam ją o marzenia, mówi, że chciałaby poznać Cristiana Ronaldo. I grać w młodzieżowej lidze Realu Madryt. Dlaczego nie? W końcu marzenia nie mają granic… Albo to: chciałaby zatańczyć dabke na dużym placu we Francji lub Hiszpanii. Tak, żeby tłumy biły brawo. Bajan uwielbia być w centrum uwagi.

Ale największe jej marzenie to wyjechać z Libanu. Dołączyć do ojca, który w 2015 r. wraz z syryjskimi uchodźcami przedostał się do Niemiec. Bo w Libanie palestyńska młodzież nie ma przyszłości.

Więcej niż jedna katastrofa

Exodus rdzennej ludności z terytoriów, na których w 1948 r. powstało państwo Izrael, Palestyńczycy określają mianem Nakby – Katastrofy. W wyniku walk w czasie wojny izraelsko-arabskiej 700 tys. Palestyńczyków zostało wypędzonych lub uciekło z domów, znajdując schronienie m.in. w Libanie.

Od tamtej pory w Libanie powstało 12 obozów dla uchodźców z Palestyny. Szatila jest jednym z nich. Założona w 1949 r., miała udzielić tymczasowego schronienia 3 tys. ludzi. Ale tymczasowość się przedłużała. Prowizoryczne namioty zaczęły gnić pod wpływem wilgoci, a ich miejsce zajęły metalowe konstrukcje, które potem zalano cementem. Dzisiejsze zabudowania obozu – liczącego 22 tys. mieszkańców – powstały na bazie tych pierwszych namiotów. A wraz z liczbą ludności rosły kolejne piętra.

Dyrektor Centrum Dzieci i Młodzieży w Szatili – przedstawiający się jako Abu Mudżahed i rówieśnik Nakby – mówi, że życiem obozu rządzi przypadkowość. Prąd, wodę, sieć kanalizacyjną – wszystko doprowadzano doraźnie, w sposób nieprzemyślany, licząc na czasowość rozwiązań.

Na zwłokę grały też kolejne libańskie rządy, które przez lata nie zajęły się prawnym uregulowaniem palestyńskiej obecności w kraju. Ich sprawy pozostawiono w gestii powołanej w 1949 r. Agendy Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA). To ona do dziś zapewnia Palestyńczykom dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej. O resztę dbają organizacje pomocowe.

36 zawodów mniej

Jezid Sajigh z Carnegie Endowment for International Peace uważa, że brak rozwiązania problemu palestyńskich uchodźców w Libanie miał przyczyny polityczne. – Historycznie to głównie liderzy chrześcijańskich maronitów obawiali się nadania palestyńskim uchodźcom praw obywatelskich i społeczno-ekonomicznych. Bali się, że to doprowadzi do ich integracji i w konsekwencji do uzyskania przez nich obywatelstwa, co spowodowałoby zwiększenie liczby muzułmanów w kraju – tłumaczy Sajigh. Taka zmiana proporcji miałaby skutki wyborcze.

Udział Palestyńczyków w libańskiej wojnie domowej i ataki przeprowadzane przez Organizację Wyzwolenia Palestyny na Izrael z baz na terytorium Libanu nie pomogły w integracji.

Dziś o ich sytuacji nie mówi nikt. Nawet współczujący im, antyizraelski Hezbollah nie kwapi się, by walczyć o ich prawa. A palestyńskie obozy pozostają poza kontrolą państwa.

I tak: Palestyńczycy nie mają dostępu do publicznej opieki zdrowotnej, prawa do posiadania nieruchomości, emerytury czy świadczeń socjalnych – nawet jeśli płacą podatki. Mają też zakaz wykonywania 36 wysoko kwalifikowanych zawodów. Oznacza to, że większość z nich, nawet jeśli zdobyła wyższe wykształcenie, musi zadowolić się pracą np. na budowie czy w restauracji.

Część dziewcząt wyjdzie za mąż za Libańczyków, którzy przekażą im obywatelstwo, a tym samym podstawowe prawa (mężczyźni są pozbawieni tej możliwości, bo Libanki obywatelstwa nie przenoszą). Ci, którzy zdołają coś oszczędzić, otworzą stragany lub salony fryzjerskie w obozach. Oczywiście nielegalnie.

Wyjechać, dokądkolwiek

Sewin Slejman ma 24 lata. Po ukończeniu studiów magisterskich w dziedzinie biznesu szukała pracy przez dwa lata. Dziś pracuje w palestyńskiej organizacji oferującej kursy zawodowe dla młodzieży. Choć lubi swoją pracę, nie odpowiada jej kwalifikacjom.

– Chciałabym mieć takie prawa jak inni. Urodziłam się w Libanie, a do Palestyny nie mogę nawet pojechać – tłumaczy z goryczą. – Nie chcę być palestyńskim uchodźcą, który czeka na zapomogę. Płacę podatki, wypełniam swoje obowiązki, a nie dostaję w zamian nic.

Sewin mówi, że wielu libańskich pracodawców traktuje Palestyńczyków z góry, oferuje niższe wynagrodzenie, a ci nie mają jak dochodzić swoich racji, bo nie posiadają praw.

Co więcej, napływ przeszło miliona syryjskich uchodźców do Libanu w ostatnich latach jeszcze pogorszył sytuację na rynku pracy. – Marzę, aby stąd wyjechać. Dokądkolwiek. Tu nie ma nadziei – tłumaczy dziewczyna. O zagraniczną wizę dla Palestyńczyków nie jest jednak łatwo.

O wyjeździe marzy też 18-letni Ibrahim Kajed, który z braku funduszy musiał przerwać studia na inżynierii. – Każdy Palestyńczyk ma problemy finansowe. Żyjemy w ciągłym stresie – tłumaczy. – Ciągle zastanawiam się, czy uda mi się coś osiągnąć, rozwinąć się tak, jak bym chciał. Niczego nigdy nie mogę być do końca pewien.

O planach na przyszłość czy zakładaniu rodziny nie ma nawet co marzyć.

Podwójne wykluczenie

Ciasne uliczki Szatili pełne są grupek młodych mężczyzn, leniwie podpierających mury. Jedni popalają fajkę wodną, wymieniając niezobowiązujące uwagi. Inni obsiedli obozową kawiarnię i grają w karty. Męskie salony fryzjerskie, które można napotkać na każdym kroku, nie narzekają na brak zajęcia.

Obozy nie oferują dużo rozrywek, ale dla wielu młodych Palestyńczyków są jedynym miejscem, w którym czują się u siebie. Poza tym jednym kilometrem kwadratowym świat wydaje się wrogi i nieprzystępny. Zamiast narażać się na poniżenie ze strony libańskiej armii, policji czy nieuczciwych pracodawców, młodzież często wybiera własną obozową nudę.

Choć i tu nie brak problemów. Wedle badań prowadzonych przez Norwegian People’s Aid (NPA) w 2016 i 2017 r. młodzież postrzega swoje otoczenie jako pełne przemocy i wrogie, nie czuje się rozumiana i wspierana ani przez rodziny, ani politycznych liderów, ani organizacje pomocowe. Te ostatnie przez lata wyciągnęły fortunę z grantów na programy dla młodzieży, które nie przyniosły żadnych efektów.

Bezrobocie, bieda, brak perspektyw i uczucie podwójnego wykluczenia sprawiają, że młodzież szuka ucieczki. Wedle NPA – głównie w emigracji, używkach i przemocy.

A tej nie brakuje. Obozy, których Liban nie kontroluje, stały się areną rozgrywek różnych militarnych frakcji, chętnie zagospodarowujących znudzoną młodzież. W obozach każdy ma w domu broń. Są tu islamiści i bojówki lewicowe, grupy palestyńskie i libańskie oraz wszelkiego rodzaju zbiegowie, ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości.

Mali chłopcy strzelają do siebie z zabawkowych karabinów. Więksi podbudowują zachwiane poczucie własnej wartości (jak też rodzinny budżet), paradując dumnie z prawdziwymi. Czasem ktoś zginie od kuli wystrzelonej z nudów.

Tykająca bomba

Kilka dni temu, 15 maja – w 70. rocznicę Nakby – tysiące głównie młodych Palestyńczyków ruszyło na południe Libanu, ku granicy z Izraelem. Demonstracja zorganizowana na wzgórzu przy ruinach średniowiecznego zamku Beaufort miała symboliczne znaczenie. Ze wzgórza widać Palestynę, a w czasie libańskiej wojny domowej OWP okupowała zamek.

Demonstracja przebiegła spokojnie. Ale to pozory. Z głośników dochodziły hasła wzywające do dalszej walki. „Spalimy wasze serca tak, jak wy zniszczyliście nasze” – grzmiał szejk Ali Jusef. Dzień wcześniej w Strefie Gazy izraelskie siły zabiły 65 ludzi, a USA otworzyły ambasadę w Jerozolimie, którą Palestyńczycy uznają za swoją stolicę.

– Nasza młodzież jest pasywna i wykluczona. Po takich ludziach można spodziewać się wszystkiego – mówi Manal Kortam, palestyńska aktywistka i organizatorka kampanii „Istniejemy”, walczącej o prawa obywatelskie Palestyńczyków. – Są jak odrętwiali. Ale nie można liczyć, że tak będzie zawsze. Są tykającą bombą.

Za to odrętwienie Kortam wini nie tylko libański rząd, ale też palestyńskich liderów. – Uważam, że to oni zniszczyli ruch młodzieżowy przez wychowanie w hierarchii i wierze o rychłym powrocie do Palestyny. Podcięli młodym skrzydła i nie dali przestrzeni do rozwoju.

Ale wydarzenia ostatnich tygodni mogą zachwiać pasywnością młodych. W tym roku prezydent Trump zdecydował, że USA zmniejszają swój wkład do budżetu UNRWA o 83 proc. Może to doprowadzić do zamknięcia szkół i klinik w obozach takich jak Szatila już latem.

– Nie jest łatwo żyć w poniżeniu od urodzenia. To uczucie narasta każdego dnia – mówi Abu Mudżahed z Centrum Dzieci i Młodzieży w Szatili.

– Byłem zły, gdy widziałem naszą młodzież bezczynnie siedzącą na ulicach i akceptującą tę swoją bezczynność – dodaje. – Teraz widzę, że coś się w nich budzi.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2018