Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Decyzja międzynarodowego jury o przyznaniu Krystianowi Lupie jako pierwszemu Polakowi prestiżowej Europejskiej Nagrody Teatralnej (po takich artystach jak Peter Brook, Robert Wilson, Pina Bausch, Giorgio Strehler czy Patrice Chéreau) ogromnie ucieszyła polskie środowisko teatralne. Rozbudowane do rozmiaru festiwalu uroczystości przyznania nagrody zamiast radości przyniosły jednak osobliwe uczucie, że krakowski reżyser wygrał walkowerem. Co w niczym nie umniejsza jego sukcesu - wręcz przeciwnie, uświadamia dystans pomiędzy nim a innymi przedstawicielami tak zwanej artystycznej czołówki teatralnej Europy.
Bo też owa czołówka, czyli artyści nagrodzeni "młodszą siostrą" głównego trofeum (Europejską Nagrodą "Nowe Rzeczywistości Teatralne"), przedstawiała się w tym roku zaskakująco - w złym tego słowa znaczeniu. W poprzednich latach nagrody odebrali między innymi Anatolij Wasiliew, Christoph Marthaler, Eimuntas Nekrošius, Heiner Goebbels, Alvis Hermanis, Sasha Waltz czy (znowu jedyny Polak) Krzysztof Warlikowski. Z każdym z wymienionych artystów (a także z nominowanymi w tym roku, a nienagrodzonymi Lukiem Percevalem czy Michaelem Thalheimerem) Lupa mógłby wejść w istotny dialog. Z tegorocznymi - nie.
Przedstawienia zagranicznych gości utwierdzić mogły w miłym, choć zapewne niesłusznym przekonaniu, że nasz teatr jest naprawdę w wyjątkowo dobrej formie: uczciwy, profesjonalny, nowoczesny, poszukujący. Poza Pippo Delbono (który jednak wywołał skrajne emocje widzów: od zachwytu żywiołowością i prostotą po rozczarowanie myślowym banałem i zniesmaczenie nieudanymi próbami nawiązywania bezpośredniego kontaktu z publicznością), poważny konkurent mógł być tylko jeden: bezkompromisowy Węgier Árpád Schilling - ten jednak pokazał we Wrocławiu jedynie wideo z zapisem akcji. Archaiczne spektakle Guya Cassiersa i François Tanguy nie były w stanie obudzić u nikogo żywszych emocji (a ten drugi - pretensjonalna składanka fragmentów wielkiej literatury europejskiej od Dantego po Kafkę, recytowanych z towarzyszeniem muzyki klasycznej i pseudobaletowych póz przybieranych przez ociężałych aktorów - wręcz żenował). Nic dziwnego, że największy rozgłos zyskał Hiszpan Rodrigo García, jakoby protestujący przeciwko dręczeniu zwierząt poprzez... dręczenie zwierząt.
Krystian Lupa pokazał spektakle "Prezydentki" i "Factory 2" oraz próbę otwartą jednej z części ("Marilyn") przygotowywanego właśnie tryptyku "Persona". Reżyser nie opowiada już historii, lecz bada fenomen osobowości, zagłębiając się w labirynty emocji i myśli Marilyn Monroe, Simone Weil i Georgija Gurdżijewa. Już dziś widać, że to niezwykłe przedsięwzięcie, o ambicjach tak ogromnych, że aż niepokojących: czy misterna konstrukcja wznosząca się wysoko poza pułap teatru wytrzyma nacisk autorskich i odbiorczych oczekiwań? Możliwość zobaczenia spektaklu Lupy in statu nascendi to bez wątpienia najjaśniejszy punkt festiwalu. I dowód na to, że przynajmniej główna nagroda trafiła we właściwe ręce.
13. Europejska Nagroda Teatralna, Wrocław 31 marca - 5 kwietnia 2009