Ponad połowa Niemców nie chce dalszego przyjmowania uchodźców

Napływ migrantów, inflacja i nieudolność rządzących pchają Niemców w ramiona radykałów. AfD awansuje na drugie miejsce w sondażach i żąda przyspieszonych wyborów.
z Hanoweru

27.08.2023

Czyta się kilka minut

Jeden naród, jedna alternatywa
Dla AfD był to ważny sukces: w czerwcu wybory landrata – szefa administracji powiatowej (w Niemczech są one powszechne) – po raz pierwszy wygrał kandydat AfD. Na zdjęciu: Robert Sesselmann, przyszły landrat powiatu Sonneberg (w środku), z lewej lider AfD w Turyngii Björn Höcke, z prawej współprzewodniczący AfD Tino Chrupalla, który jako jedyny polityk zjawił się 9 maja na imprezie w ambasadzie Rosji. Sonneberg, 25 czerwca 2023 r. / MARTIN SCHUTT / DPA / PAP

Kiedyś, gdy nad Niemcami zbierały się ciemne chmury, kanclerz Angela Merkel zgłaszała się do rodaków z orędziem. Swoim chłodnym, pozbawionym emocji tonem przedstawiała sytuację. Na koniec wypowiadała czarodziejską formułkę: „Wir schaffen das!”. „Damy radę!”. Obywatele słuchali. I dawali radę. Tak było w czasie pierwszej fali kryzysu migracyjnego w 2015 r., tak było podczas pandemii.

W czasach Merkel wydawało się, że Niemcy mają nadzwyczajną odporność na panoszącego się po całym świecie wirusa prawicowego populizmu. Wprawdzie skrajna Alternatywa dla Niemiec (AfD) istnieje na scenie politycznej od 2013 r., ale długo była skutecznie marginalizowana.

Dziś okres rządów Merkel to już zamierzchła przeszłość. Kanclerz Olaf Scholz nie ma magicznych zdolności do mobilizowania rodaków. A kryzysów przybywa. Półtora roku temu, po inwazji Rosji na Ukrainę, Scholz zapowiedział Zeitenwende, przełomową zmianę. Miał na myśli wzmocnienie zdolności obronnych Niemiec, których armia od lat jest niedofinansowana.

Tymczasem do realnego przełomu dochodzi na innym polu – na politycznego beneficjenta ciężkich czasów wyrasta AfD.

Głos sprzeciwu

W Niemczech prawa wyborcze posiada blisko 61 mln osób. Jedna piąta z tej grupy to ok. 12 mln ludzi. Według sondaży co najmniej tylu Niemców – w zależności od sondaży między 20 a 22 proc. – nosi się z zamiarem oddania głosu na nacjonalistyczną i antyimigrancką Alternatywę dla Niemiec.

Czy to oznacza, że za Odrą mieszka kilkanaście milionów radykałów? Prof. Werner Patzelt przestrzega przed takim szufladkowaniem. W rozmowie z „Tygodnikiem” Patzelt – politolog związany z Uniwersytetem Technicznym w Dreźnie – tłumaczy, że faktycznie najbardziej trafnym określeniem charakteru AfD jest „prawicowy populizm”. – W szeregach tej partii są także prawicowi ekstremiści, których poglądy wykraczają poza demokratyczny, konstytucyjny konsensus – dodaje. Jednak większość wyborców chce – jego zdaniem – głosować na AfD nie dlatego, że sami są radykalni, lecz dlatego, że nie są zadowoleni z oferty pozostałych partii.

Badania wskazują, że tylko jedna trzecia wyborców AfD zna program i poglądy, które głosi ta partia. Aż dwie trzecie traktuje swój głos na to ugrupowanie jako formę protestu.

Szukając przyczyn frustracji, które dziś kipią w niemieckim społeczeństwie, trudno nie pokusić się o historyczną analogię. Sto lat temu Adolf Hitler na tyle prężnie radził sobie z rozwijaniem struktur NSDAP, że pokusił się o próbę puczu w Monachium. Nic z tego nie wyszło. Ale wystarczyło kolejne 10 lat, by jego ugrupowanie przejęło władzę. Zarówno w 1923 r., jak też dekadę później Hitler był silny słabością swoich politycznych przeciwników i wykorzystywał społeczne zmęczenie licznymi kryzysami. Przyczyny wzrostu popularności AfD są podobne.

Kolejne setki tysięcy

Główny powód niezadowolenia jest od lat dobrze rozpoznany. Kryzys migracyjny, który zaczął się w połowie ubiegłej dekady, tak naprawdę nigdy się nie skończył. W 2015 r. w Niemczech oficjalnie zarejestrowano 476 tys. chętnych do uzyskania azylu, głównie z Syrii. W 2016 r. było ich jeszcze więcej, bo 745 tys. W ostatnich latach, głównie z powodu pandemii, liczby mocno spadły. Mimo to nawet w najgorszym pandemicznie roku 2020 odnotowano 120 tys. nowych wniosków o azyl.

W tym roku zjawisko znów przybiera na sile. Setki tysięcy ludzi z północnej i środkowej Afryki oraz z Bliskiego i Dalekiego Wschodu wybierają się w ryzykowną podróż, której celem są Niemcy. Nie ma bowiem na świecie drugiego takiego kraju, którego rząd w tak przyjazny sposób odnosiłby się do uchodźców i migrantów. W krajach takich jak Dania, Holandia czy Szwecja lewicowo-liberalne rządy w temacie migracji postawiły na zmianę o 180 stopni. Utrudniono perspektywę pozostania w kraju, przyspieszono procesy deportacyjne.

 

W Niemczech wciąż każdy może złożyć wniosek o azyl bez strachu o dalsze losy. Dostaje dach na głową, wyżywienie i kieszonkowe. Wraz z przyznaniem azylu może liczyć na dalsze kompleksowe wsparcie i możliwość zaproszenia rodziny.

Do końca lipca 2023 r. w Niemczech złożono 188 tys. wniosków o azyl. Każda z tych osób generuje koszty. Dodatkowo migracja ta nie stanowi remedium dla niemieckiej demografii. W tej grupie zdecydowanie przeważają młodzi mężczyźni. W 2022 r. trzy czwarte spośród 71 tys. Syryjczyków ubiegających się o azyl stanowili mężczyźni lub niepełnoletni chłopcy.

Do tego trzeba dodać nieco ponad milion uchodźców wojennych z Ukrainy, którzy dotarli do Niemiec od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji. Ci nie muszą składać wniosków o azyl.

A nie mówiliśmy?

Rosnąca liczba obcokrajowców prowadzi do napięć w niemal każdej dziedzinie życia: w edukacji, na rynku pracy i nieruchomości, w służbie zdrowia, w sferze bezpieczeństwa wewnętrznego.

Alternatywa dla Niemiec proponuje rdzennym Niemcom proste rozwiązanie: zamknijmy granice, nie wpuszczajmy nikogo więcej i deportujmy każdego, kto sprawia problemy, np. łamie prawo.

Johannes Hillje, autor książek na temat AfD i populizmu, zwraca uwagę, że niechęć do obcych jest głęboko zakorzeniona w ideologii tej partii. – W ich przekonaniu Niemcy powinny być kulturowo i etnicznie homogeniczne – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem”. Jako przykład nacjonalistycznego radykalizmu wskazuje na postać Björna Höckego. Ten lider AfD w Turyngii w 2017 r. nazwał berliński pomnik ofiar Holokaustu „hańbą” i utyskiwał, że Niemcy powinni raczej opłakiwać własne ofiary. Domagał się rewizji spojrzenia na własną historię.

Ideologia wydaje się obecnie niezbyt interesować większość Niemców. Ważne jest, że antyimigranckie tony od niemal początku były znakiem rozpoznawczym AfD. I kiedy dziś dochodzi do coraz większych napięć, a na obsługę nowo przybyłych brakuje pieniędzy, to właśnie politycy AfD najlepiej wpasowują się w przekonania większości.

Sondaże wskazują bowiem, że 60 proc. Niemców nie chce dalszego przyjmowania uchodźców. Tylko 12 proc. uważa integrację tych, którzy już żyją w Niemczech, za udaną.

Nie dla genderyzacji

W Niemczech, tak jak i innych krajach Zachodu, dochodzi do coraz poważniejszego rozwarstwienia społecznego. Bogate postępowe elity stają się coraz bardziej bogate i postępowe, a „zwykli” mieszkańcy prowincji czują się we własnym kraju obco.

Znajduje to wyraz także w sporze o kulturę i język. Jednym z ulubionych i nośnych tematów AfD jest genderyzacja społeczeństwa. Największe kontrowersje sprawiają zmiany językowe forsowane przez lewicowych polityków i dziennikarzy, czyli faktycznie przez większość elity, która ustala ramy debaty publicznej.

W tej formie języka Goethego, jaką propaguje ta część elit kulturowych (w tym także część uczelni), pisze i mówi się zatem „Politiker*innen”, czyli „polityczki”, które to słowo powinno być wypowiadane z krótką pauzą przed „-ki” i w ten sposób odwoływać się zarówno do mężczyzn, jak i kobiet. Dodatkowo gwiazdka pełni funkcję symbolicznego przypomnienia, że oprócz heteroseksualnych mężczyzn i kobiet są jeszcze m.in. osoby homo-, bi-, a także transseksualne.

Takie zasady pisowni – wciąż nieformalne – są wdrażane przez coraz większą liczbę mediów, urzędów i firm. AfD jest partią, która zmianom językowym zdecydowanie się sprzeciwia, tak jak i wszelkim innym progresywnym rozwiązaniom, których inicjatorem na polu politycznym jest najczęściej Partia Zielonych.

W starzejącym się społeczeństwie to skuteczny sposób na łowienie głosów konserwatywnych seniorów z prowincji. Im nie przeszkadza nawet fakt, że przy sterach „Kulturkampfu” spod znaku AfD stoi Alice Weidel. Współprzewodnicząca AfD, która chce uchodzić za obrońcę tradycyjnej rodziny, a żyje w związku małżeńskim z szwajcarską producentką filmową Sarah Bossard, z którą wychowuje dwójkę synów.

„Partia pokoju”

Swoją odmienność od politycznego main­streamu AfD podkreśla również w stosunku do wojny w Ukrainie.

Olaf Scholz, po wielomiesięcznej presji ze strony NATO-wskich sojuszników, przyjął w końcu jednoznaczny proukraiński kurs. Berlin dostarcza Kijowowi broń. Społeczeństwo jest w tych kwestiach o wiele bardziej podzielone niż politycy. Część Niemców uważa, że Rosja została sprowokowana przez NATO i USA. Dla tej grupy zerwanie wszelkich kontaktów z Moskwą oraz polityka sankcji jest błędem, z powodu którego cierpi niemiecka gospodarka. W tej optyce dostarczanie broni to tylko podsycanie konfliktu, bo Ukraina i tak nie ma szans wygrać z Rosją. Ten niemały elektorat został zagospodarowany przez AfD.

W tym przypadku nie chodzi o wyrachowane łowienie wyborców. Politycy AfD mają doskonałe kontakty z emisariuszami Kremla i utrzymują je do dziś. Przynajmniej w przypadku kilku polityków AfD i ich współpracowników niemiecki kontrwywiad podejrzewa infiltrację przez rosyjskie służby.

Wojna w Ukrainie jest też jedną z przyczyn najbardziej namacalnych trudności, z którymi muszą się zmagać pan i pani Schmidt. Wprawdzie inflacja nie osiągnęła takiego pułapu jak w Polsce – tutaj najwyższy jej poziom, 8,8 proc., odnotowano w lipcu 2022 r. – ale wzrosty cen i rachunków są dotkliwe.

Łatwo być opozycją

Gdyby w reakcji na te liczne kryzysy Niemcy mogli liczyć na mądre propozycje rządzących, może nie rzucaliby się tak ochoczo w ramiona populistów. Jednak koalicję socjaldemokratów (SPD), Zielonych i liberałów (FDP) trudno nazwać udaną – po blisko już dwóch latach jej rządów.

Programowy rozstrzał między partiami okazuje się często zbyt duży. Iskrzy zwłaszcza między dwiema. Zieloni chcą więcej środków przeznaczać na transfery socjalne oraz inwestycje w infrastrukturę i gospodarkę w zakresie transformacji energetycznej. Liberalna gospodarczo FDP nie chce słyszeć o zwiększaniu wydatków. Zabiegi obu partii, mające na celu ukrócenie wzajemnych inicjatyw, przypominają zabawy w piaskownicy. Kanclerzowi brakuje zaś charyzmy, by zapanować nad koalicjantami i nadać rządowi autorski charakter.

– Rząd prowadzi politykę, która jest rozczarowująca dla dużej grupy wyborców – uważa Werner Patzelt. Podaje przykłady decyzji motywowanych ideologicznie, jak wyłączenie elektrowni atomowych mimo trwającego kryzysu energetycznego lub forsowanie przepisów dotyczących ekologicznego ogrzewania mieszkań, które dla obywateli oznaczać będą konieczność kosztownych inwestycji.

Obecna kumulacja kryzysów prowadzi do błyskawicznej erozji zaufania społecznego, które w Niemczech tradycyjnie było na wysokim poziomie. ­Najnowsze badania opinii wskazują, że już tylko 38 proc. jest zadowolonych ze stanu demokracji w kraju. Jeszcze w grudniu 2022 r. ten wskaźnik wynosił 52 proc.

AfD ma więc wyjątkowo łatwe zadanie: chaos przypisywać rządowi i samemu prezentować się jako, nomen omen, alternatywa.

W tej roli politycy AfD poczuli się na tyle pewnie, że regularnie domagają się przyspieszonych wyborów i spekulują na temat przyszłej walki o Urząd Kanclerski.

Medialny ekosystem

AfD jest dziś w zupełnie innej sytuacji niż na początku politycznej drogi.

Przez lata AfD była zwalczana przez mainstreamowe media publiczne i prywatne. Nie mając dostępu do głównych kanałów, partia i jej zwolennicy zaczęli koncentrować się na internecie. – W Niemczech istnieje cały prawicowo-populistyczny medialny ekosystem – mówi Johannes Hillje. – Po części składa się on z kanałów AfD w mediach społecznościowych. Do tego zaliczają się też tzw. alternatywne media, strony internetowe i magazyny, jak np. „Compact”, gdzie regularnie można czytać wywiady z liderami AfD. W tym roku „Compact” opublikował specjalne wydanie, w którym przyczyn II wojny światowej doszukiwał się w „polskim szowinizmie”.

Oprócz tak ekstremalnych przykładów w Niemczech dziennikarstwo tożsamościowe i antyrządowe staje się po prostu dobrym biznesem.

– Powstają media, takie jak portal nius.de Juliana Reichelta, byłego redaktora naczelnego tabloidu „Bild”, które nie są bezpośrednio związane ze strukturami partii, ale przedstawiają tematy takie jak migracja, prawa LGBT czy polityka klimatyczna w sposób bardzo zbliżony do narracji AfD. Co oczywiście działa na jej korzyść – uważa Hillje.

CDU brakuje zębów

Dlaczego na obecnym kryzysie rządowym korzysta AfD, a nie największa partia opozycyjna, czyli chadecja? Partie chadeckie – CDU i jej bawarska siostra CSU – były przecież długo hegemonem niemieckiej polityki. Angela Merkel jako przewodnicząca CDU przez kilkanaście lat wygrywała kolejne wybory. Niemcy były chwalone za ład gospodarczo-społeczny i odgrywały rolę zaufanego gracza w globalnych kwestiach.

Jednak Merkel zniknęła z życia publicznego. Ster CDU przejął Friedrich Merz, polityk, którego była kanclerz dwie dekady temu odsunęła od najważniejszych partyjnych funkcji. Merz zapowiadał powrót do konserwatywnych korzeni partii, co miało doprowadzić także do odebrania głosów Alternatywie.

Zdaniem Wernera Patzelta do żadnej zmiany w partii nie doszło: – CDU skupia się na obsłudze elektoratu bliższego Zielonym i nie ma oferty dla ludzi na prawo od politycznego centrum. Dlatego wyborcy nie postrzegają chadecji jako opozycji i zwracają się ku AfD.

Wprawdzie chadecja zajmuje pierwsze miejsce w sondażach (z poparciem ok. 26,5 proc.), ale w porównaniu z wyborami do Bundestagu sprzed blisko dwóch lat to wynik lepszy zaledwie o 2 pkt. proc. AfD urosła w tym czasie o 10 proc.

Im więcej chaosu, tym lepiej

Mówiąc o wzrostach sondażowych AfD, jej polityczni rywale uspokajali dotąd, że nawet najlepszy wynik nie daje jej większości do rządzenia. Wszystkie pozostałe partie zdecydowanie odżegnywały się bowiem od jakiejkolwiek współpracy z AfD. To już jednak przeszłość.

– Partyjne centrale biją na alarm, gdy docierają do nich wieści o współpracy ich polityków z AfD na poziomie lokalnym. Tyle że zwłaszcza na wschodzie kraju taka współpraca jest już normą. Weźmy burmistrza miasta, w którego radzie AfD ma większość: on nie może ich ignorować, bo nie przegłosowałby żadnych decyzji dotyczących dróg, kanalizacji czy innych przyziemnych spraw. Dlatego całe to oburzenie polityków w Berlinie nie ma nic wspólnego z lokalną rzeczywistością – uważa Patzelt.

Nawet lokalni działacze Zielonych nie do końca słuchają wytycznych szefostwa. W miasteczku Backnang przewodniczący rady miejskiej z Zielonych na pytanie o współpracę z AfD przyznał, że i owszem, dochodzi do wspólnych głosowań z AfD. Co więcej, po obradach członkowie obu partii chodzą razem na piwo.

W 2024 r. w trzech wschodnich landach, Brandenburgii, Saksonii i Turyngii, odbędą się wybory do landowych parlamentów. W każdym na AfD chce głosować ok. 30 proc. wyborców. Werner Patzelt zastrzega, że nie oznacza to jeszcze przejęcia władzy. – Nawet jeśli AfD osiągnie najlepszy wynik, to nie utworzy koalicji. Decyzja o takiej współpracy oznaczałyby polityczną śmierć dla każdego polityka CDU. Zamiast tego tworzone będą koalicje oparte nie na spójnych programach, lecz bazujące na byciu w kontrze do AfD.

Zagwarantuje to niedopuszczenie AfD do władzy, ale także chaos wynikający z rozbieżności między przyszłymi koalicjantami, który dziś widać na poziomie federalnym.

A nikt tak nie korzysta na chaosie, jak właśnie AfD. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jeden naród, jedna alternatywa