Pomoc warunkowa

Amerykańskie ministerstwo zdrowia wstrzymało granty dla realizowanych przez Kościół programów walki z handlem ludźmi. Rzeczniczka prasowa episkopatu stwierdziła, że ministerstwo "kieruje się nową, niepisaną zasadą: wszystko jedno komu, byle nie katolikowi".

07.11.2011

Czyta się kilka minut

Pod koniec października zaiskrzyło, i to mocno, w relacjach między biskupami katolickimi USA a przedstawicielami administracji Baracka Obamy. Konkretnie - ministerstwem zdrowia i opieki, które wstrzymało dofinansowanie społecznych programów Kościoła, broniącego ofiar przestępstw seksualnych. Powód? Katolickie organizacje nie posyłają objętych opieką kobiet do klinik aborcyjnych, odmawiają im też dostępu do środków antykoncepcyjnych. Pieniądze, które w tym sezonie miały zasilić kościelne fundusze pomocowe, przekazane zostały organizacjom promującym aborcję i antykoncepcję. Rozsierdziło to biskupów, którzy skarżą urzędników ministerstwa zdrowia o uleganie antykatolickim uprzedzeniom. Wszystko wskazuje, że to nie koniec konfliktu.

***

Amerykańskie ministerstwo zdrowia i opieki (Department of Health and Human Services) z urzędu wspiera pozarządowe organizacje walczące z dyskryminacją najsłabszych grup społecznych i nadużyciami popełnianymi na ich przedstawicielach. W ramach tego wspierania ministerstwo corocznie przekazuje znaczne fundusze na walkę z tak zwanym handlem ludźmi, czyli zmuszaniem kobiet do prostytucji. Jednym z grantobiorców są tu odpowiednie agendy Kościoła, który - przynajmniej w Stanach Zjednoczonych - bardzo aktywnie działa na rzecz wykorzenienia tej plagi współczesnego niewolnictwa. Według ostrożnych szacunków corocznie przybywa z całego świata na terytorium USA kilkanaście tysięcy osób, w przeważającej większości młodych kobiet, które następnie są w sposób podstępny porywane i zamykane w domach publicznych, praktycznie bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Te, którym jakoś udaje się wyrwać z tego piekła niewoli, potrzebują natychmiastowej pomocy. I z taką pomocą, materialną, lekarską, psychologiczną i prawną, a także najzwyklejszą, tą ludzką, przychodzą do nich ludzie Kościoła.

Handel ludźmi (human traffic), choć w teorii znany od zawsze - kiedyś zwano go w Polsce handlem żywym towarem - był do niedawna w Stanach publiczną tajemnicą. Dopiero gdy w 1999 roku zszokowani kongresmeni wysłuchali raportu opartego na zeznaniach młodej imigrantki z Nepalu, zaczęto mówić o nim głośno. W następnym roku Kongres uchwalił ustawę, podpisaną przez prezydenta Busha, mocą której rząd wydaje corocznie ponad 150 milionów dolarów na pomoc ofiarom handlu ludźmi. Od 2006 roku część z tego strumienia pieniędzy (2,5 do 3,5 miliona dolarów rocznie) wpływa na konto Konferencji Biskupów Katolickich, skąd fundusze przekazywane są powiązanym z nią organizacjom społecznym.

Biskupi, znakomicie wykorzystując oddolną aktywność wiernych, zainicjowali powstanie prężnej i skutecznie działającej sieci rozmaitych organizacji, pomagających kobietom wyrwanym z domów publicznych. Co więcej, w ramach tej współpracy w sieci działają także inne stowarzyszenia: luteranie, Armia Zbawienia, YMCA, grupy żydowskie. W kościelnej strukturze pomocy ofiarom handlu ludźmi organizacje katolickie reprezentują zaledwie trzecią część ogółu.

Fundusze przyznawane przez ministerstwo zdrowia są tutaj jednym z najpotężniejszych narzędzi skutecznej pomocy. Walka ze zjawiskiem handlu ludźmi nie polega jedynie na terapii i na zapewnieniu ofiarom środków niezbędnych do życia - to także batalia w sensie dosłownym: z właścicielami przestępczego interesu, którzy robią wszystko, by swoje ofiary z powrotem odzyskać, lub na zawsze uciszyć. Nie może tutaj zabraknąć pieniędzy chociażby na prawnika lub na wynajęcie dla kobiety lokum, ukrytego przed wzrokiem osób niepowołanych. Pozbawienie organizacji pomocowych państwowych pieniędzy nie zmniejszy chęci do pracy działających tam wolontariuszy: rzecz w tym, że w znaczący sposób ukróci ich możliwości skutecznego działania. Niektórych kobiet (nikt nie dowie się dokładnie ilu) zapewne nie da się już uratować.

***

Pomoc ofiarom handlu ludźmi jest trudna także dlatego, że bardzo trudno jest tutaj udowodnić popełnienie nadużycia. Kobiety, którym udaje się uciec, najczęściej w ogóle nie zgłaszają się ze swoją tragedią do odpowiednich instytucji: barierą jest strach i wstyd. Spośród owej kilkunastotysięcznej rzeszy, która corocznie zasila klasę ukrytych niewolników Północnej Ameryki (dane Kongresu, mówiące o 50 tysiącach osób przybywających tu co roku, są chyba przesadzone) organa administracji zarejestrowały zaledwie 1362 kobiety. Kościelna sieć pomocy obejmuje znacznie większą liczbę potrzebujących.

Trudno więc się dziwić, że wstrzymująca granty decyzja ministerstwa wywołała irytację przedstawicieli Kościoła. Siostra Mary Ann Walsh, rzeczniczka prasowa amerykańskiego episkopatu, określiła ją mianem żałosnej manipulacji, podyktowanej chęcią wypromowania środowisk proaborcyjnych. "Wiemy przynajmniej jedno - ministerstwo zdrowia i opieki kieruje się nową, niepisaną zasadą: wszystko jedno komu, byle nie katolikowi" - napisała siostra na swoim blogu.

Ministerstwo zdrowia odrzuca zarzuty o antykatolickie uprzedzenia. "Nasze decyzje nie są wymierzone przeciwko komukolwiek. Nikomu spośród naszych partnerów nie dajemy gwarancji otrzymania grantu" - tłumaczy przedstawiciel administracji. I chyba ma trochę racji. Urzędnicy amerykańskiego ministerstwa, jak wszędzie indziej na świecie, działają w schemacie konkretnych ustaw i przepisów, wydanych za kadencji prezydenta Obamy. A te nowe regulacje prawne, w imię swoiście pojętej idei równości, promują swobodny dostęp do antykoncepcji i względnie swobodny - do zabiegów aborcyjnych.

Wydaje się więc, że nie chodziło tutaj o nadgorliwą, "radosną twórczość" ludzi z ministerstwa. Problem leży chyba w tym, że ministerstwo zdrowia, podejmując taką a nie inną decyzję, z pewnością działało pod presją wpływowych środowisk spoza sfer rządowych, a Kościołowi - mówiąc delikatnie - niechętnych. Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich już w styczniu 2009 roku zaskarżyła w sądzie federalnym ministerstwo zdrowia o sponsorowanie walczących z handlem ludźmi katolików, rzekomo niezgodne z amerykańską konstytucją. Ulegając tej presji, ministerstwo nie zachowało się fair. Zwraca uwagę fakt, że decyzja, cofająca granty Kościołowi, została podjęta mimo pozytywnej opinii katolickich wniosków, wydanych przez niezależnych ekspertów.

Sam prezydent w dość wyważony sposób podchodzi do problemu: osobiście reprezentując system wartości, pod którym Kościół katolicki nie mógłby się w pełni podpisać, doskonale rozumie, że tenże Kościół wyznaje system inny. Nowe przepisy, wprowadzane za jego kadencji, skazują jednak ludzi Kościoła na dyskryminację - lub na konflikt sumienia.

Z niewypłaconych katolikom pieniędzy skorzystają teraz inne organizacje, których działalność wpisuje się bez zgrzytów w promowaną przez rząd politykę. Spośród nich, promująca aborcję i antykoncepcję Amerykańska Federacja Planowego Rodzicielstwa, otrzymała w roku ubiegłym ponad 657 milionów dolarów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011